-
Nie czytałem książki, na której bazowany jest film, ale nie da się odegnać przeczucia, że dostaliśmy u Polańskiego coś uproszczonego do potrzeb gatunkowych. Otwierająca scena podpisywania autografów obiecywała więcej, niż dostajemy. Relacje twórcy z odbiorcami oraz proces twórczy niby są tematami, ale reżyser skupia się za bardzo na utrzymywaniu niepokojącego nastroju - i jakoś to wszystko trywializuje, choć przy tym czyni całkiem łatwostrawnym gatunkowcem.
-
Roman Polański nie zdyskwalifikował siebie, swojego wyczucia i talentu tym filmem! Nie wiem, czy nawet można to nazwać jakimś wielkim potknięciem. Po prostu - zrobił to co zawsze, to co umie najlepiej, trochę z bumelanctwem i bez dbałości, z poczuciem małego zaangażowania jego, a tym samym naszym w historię.
-
Film przyzwoicie zrealizowany, ale rozczarowujący swoją przeciętnością. Ogląda się to przyjemnie, zapewnia rozrywkę, nie nuży, ale też nie emocjonuje, nie trzyma na krawędzi fotela, nie skłania do kombinowania, zastanawiania się nad motywacjami postaci.
-
Choć trudno zagwarantować, że film każdemu przypadnie do gustu, to jednak "Prawdziwa historia" Polańskiego jest warta obejrzenia, a sam reżyser nadal prezentuje wysoką jakość w realizacji swoich dzieł.
-
Prawdziwa historia to film, w którym 84-letni Polański zerka z tęsknotą przez obiektyw kamery na tego trzydziestoparoletniego wówczas Polańskiego, który zapisał się na kartach historii, jako wizjoner kina. Twórca Chinatown być może i cofnął się w czasie, lecz nie z takim skutkiem, jakiego byśmy oczekiwali.
-
Refleksja arcyciekawa, ale wbrew pozorom "Prawdziwa historia" nie mówi nam wiele nowego o dzisiejszym świecie. W gruncie rzeczy jest tylko wtórną satyrą artysty na artystę, zabawną o tyle, że przecież także mocno autobiograficzną.
-
Przykro patrzeć, jak niezwykle zasłużeni twórcy z czasem stają się własnymi epigonami. Dawno temu spotkało to już Woody'ego Allena czy Jean-Luca Godarda, a teraz do tej grupy dołączył Polański, który nie dość, że się powtarza - podobnie ustrukturyzowane fabuły tworzył już wielokrotnie - to robi to bez lekkości i oryginalności, którymi zachwycał dekady temu.
-
Mimo momentów zahaczających o miano bycia widowiskiem średnim i nie zapadającym w pamięć zdecydowanie wychodzi obronną ręką przy pomocy czujnego oka reżysera i dopieszczenia warstwy wizualnej. Oczywiście, mógł to być film lepszy - krótszy, bardziej magnetyczny i lepiej wyreżyserowany, zwłaszcza w kwestii balansu między głównymi bohaterami - ale w obecnej formie to i tak dobra rozrywka i coś, czym warto się zainteresować.
-
Znakomicie zniuansowane Eva Green i Emmanuelle Seigner, prowadzone po mistrzowsku przez reżysera i sfilmowane przez Pawła Edelmana zanurzone są w muzyce Alexandre Desplata. Może momentami zbyt dosłownie komentującej to, co się dzieje na ekranie, ale trzymającej niezwykle wysoki poziom tego kompozytora.
-
Finałowy twist nie jest w stanie wynagrodzić będącej w przewadze przewidywalnej fabuły. Najnowszego filmu Polańskiego nie można uznać za dzieło spełnione, raczej za niewyróżniające się w swojej przeciętności.
-
Wielka szkoda bo był tu potencjał na świetne rzemiosło. Mimo wszystko warto ten film polecić, w multipleksach nie znajdziecie teraz lepszego filmu rozrywkowego.
-
W tym doskonale zagranym i zaskakująco ironicznym thrillerze znów odkryjemy ulubione motywy reżysera, odniesienia do reszty twórczości oraz silne, kobiece bohaterki. I mimo że całość pachnie trochę naftaliną, a dziury logiczne są wielkości księżyca, to zachowajcie spokój - nigdy nie mieliśmy prawa zamawiać samych arcydzieł.
-
Takie ujęcie tematu, które wychodzi daleko poza wątek toksycznego związku pomiędzy pisarzem a czytelnikiem, pomiędzy kobietami, wydaje się być interesujące i świeże. Gdyby jeszcze było dobrze zagrane...
-
Polański najwyraźniej stracił dawny nerw i reżyserski pazur. Wyhamował - jako twórca i człowiek - który najwyraźniej rozsiadł się w wygodnym fotelu i nie po drodze mu do wysiłku intelektualnego za kamerą, który wykonywał kręcąc swoje najlepsze thrillery. Dlatego opowieść o walce o dominację między Delphine a Elle jest dość przewidywalna i nie trzyma w napięciu jak choćby ostanie filmy Polańskiego, takie jak "Wenus w futrze" czy "Rzeź".
-
Zbiór demonów, prawdopodobnie większości z twórców, tytułowanych mianem wybitnych.
-
Niewątpliwe film dobry, jednak brakuje mu silnego i mocniej zaakcentowanego zakończenia. Polański odwołuje się do znanych i bardzo lubianych przez siebie motywów, takich jak tajemnica, osamotnienie, osaczenie czy dosyć silne sylwetki kobiece, ale dozuje nam emocje trochę oszczędniej niż w swoich poprzednich, kultowych już dziełach.
-
Jeden ze słabszych filmów Romana Polańskiego. Reżyser stara się nas trzymać na krawędzi fotela, ciągle wodząc za nos, siejąc niepewność, co jest prawdą a co fałszem. Robi to niestety jakby od niechcenia, bez finezji, do której nas przyzwyczaił chociażby w Dziewiątych wrotach czy Autorze widmo.
-
Jest obrazem bardzo sprawnie nakręconym, jednak raczej efekciarskim niż efektownym. Można by powiedzieć, że jego prawdziwy autor to Francois Ozon, a nie Roman Polański, ale byłoby to zbytnie poddanie się logice filmu.
-
Dzieło tylko poprawne, bezpieczne i nieodkrywcze - a momentami nawet tandetne i wybrakowane. Owszem, mogłoby być ciekawe, ale często nie jest.
-
Thriller utrzymany w zagadkowym i pełnym niepewności klimacie. Intryguje i trzyma w napięciu do ostatnich minut. Oryginalne osobowości, które budzą sprzeczne emocje, zapewniają niezapomniane wrażenie - tak jak fenomenalna Eva Green.
-
Warsztatowo i reżysersko to dzieło perfekcyjne, a duszną atmosferę i powoli oblepiający widza niepokój Polański wytwarza ot tak, zdawałoby się, że bez trudu i w naturalny dla siebie sposób.
-
Złożony na podstawie sprawdzonych schematów, które jednak nie wystarczą, aby zadecydować o jego jakości. Nieczytelna dynamika narracji, toporny scenariusz przywodzący na myśl do bólu poprawne filmowe adaptacje znanych powieści oraz związane z tym ograniczenie potencjału aktorskiego produkcji to główne grzechy, jakie legendarny reżyser popełnił podchodząc do realizacji niniejszego projektu.
-
Nie wykorzystuje w pełni drzemiącego w nim potencjału poprzez źle wyważony scenariusz, ale wciąż ogląda się go przyjemnie za sprawą świetnych ról oraz solidnej reżyserii Polańskiego.
-
Choć adaptacja powieści Delphine de Vigan należy do słabszych filmów Polańskiego, to i tak lśni w gatunku "psychologiczny thriller". Niemniej jednak jest to światło odbite.
-
6.76 maja 2018
- Skomentuj
-
-
Staje się dziełem przewidywalnym, rozbijającym strukturę thrillera psychologicznego poprzez samoświadomą grę z odbiorcą. Obok Piratów i Olivera Twista to najgorszy tytuł w dorobku polskiego reżysera.
-
Może gdyby twórca zdecydował się nieco zerwać ze stosowanymi przez siebie zwykle kliszami, efekt mógłby pozytywnie zaskoczyć odbiorców. Tymczasem musimy się zadowolić pozycją solidną, ale w żadnym stopniu nie potrafiącą zakorzenić się w naszych głowach, a przez co ulatującą parę godzin po seansie.
-
Jak coś takiego mógł zrobić Polański? "Prawdziwa historia" nie ma w sobie niczego prawdziwego, a seans przypomina odwiedzanie skansenu, gdzie znajdujemy znajome obrazy, oparte na ogranych schematach, pozbawionych czegoś świeżego, żywotnego.
-
Temperatura tego filmu, miast w budowaniu napięcia, wybrzmiewa w relacji dwóch kobiet, wzajemnie karmiących się sobą i rozpalających wciąż intensyfikującą się obsesję. Niezaprzeczalnym atutem tej opowieści w opowieści jest to, że każdy może rozpisać sobie tę ekranową układankę na własny użytek i dzięki temu dotrzeć do swojej własnej prawdy.
-
Nic rewolucyjnego, ale jest stylowo i ironicznie.
-
Projekt posiadał ogromne pokłady potencjału, który zrealizowany został niestety w niewielkim stopniu. Widoczny jest za to wyrazisty styl Polańskiego, którego zanik zarzucano mu czasem w środkowym etapie kariery.
-
Jeśli przy wszystkich swoich wadach "Prawdziwa historia" przykuwa uwagę, to wyłącznie dzięki Evie Green. Na zmianę posępna i wyszczerzona, francuska aktorka kreuje postać, która jest w tym samym stopniu upiorna, co dziwnie urocza.
-
Podobnie jak przez fanów mistrza Polańskiego powinien zostać szybko zapomniany ten film. Oby nie okazał się on zamknięciem jego filmowej kariery. Oby nakręcił jeszcze jedno arcydzieło, bo żal się żegnać takim rozczarowaniem.
-
Roman Polański utkał swoją opowieść z barwnych nici, które dopiero w finale tworzą dobre wrażenie. Całość może przyprawić o gęsią skórkę, zaskoczyć rozwiązaniem i dać pole do rozważań, choć poszczególne elementy pozostawiają wiele do życzenia.
-
Debiutant mógłby się pod tym podpisać. Polański powinien się wstydzić.
-
Trzeba być bardzo odpornym, by "Prawdziwej historii" nie dać się uwieść.
-
Zamiast tego przypomina tanią podróbkę stworzoną przez debiutanta. Jest zbyt przewidywalny, absurdalny i przerysowany, praktycznie w każdym aspekcie. Sceny które miały niepokoić i trzymać w napięciu, prędzej wzbudzają uśmiech politowania.
-
Zamiast być intrygującym thrillerem psychologicznym, szybko zamienia się w nudną i oczywistą opowieść o kryzysie twórczym.
-
Choć momentami dzięki tym dziwnym relacjom, niepokojącym i wręcz niebezpiecznym film jest bardzo zajmujący, to mimo wszystko zbyt często przywodzi na myśl znane już z innych produkcji rozwiązania, styl i estetykę. Czy jest to złe? Przeciwnie. Polański zrobił to doskonale!
-
Prawdziwą historię trudno zaliczyć do jego najlepszych dokonań, ale wciąż jest to obraz, który warto zobaczyć szczególnie dla popisowej kreacji Evy Green.
-
Można spokojnie i bez bólu obejrzeć, bo jest przyzwoity. Ale to wszystko i w tym przypadku zdecydowanie za mało. Bo ja od Salvadora Dali oczekuję "Płonących żyraf", a nie poprawnych landszaftów.