
- 96% pozytywnych
- 72 krytyków
- 96% pozytywnych
- 145 użytkowników
Historia spotkania i wczesnej przyjaźni Tommy'ego Wiseau oraz Grega Sestero - aktorów kultowego "The Room", który został okrzyknięty najgorszym filmem świata.
- Aktorzy: James Franco, Dave Franco, Seth Rogen, Zac Efron, Ari Graynor i 15 więcej
- Reżyser: James Franco
- Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber
- Premiera kinowa: 9 lutego 2018
- Premiera światowa: 12 marca 2017
- Ostatnia aktywność: Wczoraj
- Dodany: 14 września 2017
-
Disaster Artist pozostaje bowiem bardzo zabawną, przyjemną i utrzymaną w doskonałym tempie rozrywką. Nie mogę się już doczekać kolejnego seansu!
-
Jamesowi Francowi udała się nie lada sztuka - idealnie wyważyć balans między powagą, komedią i hołdem. Hołdem nie tylko dla twórców The Room, ale także wszystkich artystów którzy pragną realizować swoją pasję.
-
Jeden z najgorzej ocenianych filmów świata doczekał się wersji, która możliwie dostanie się na krótką listę filmów z szansą na Oscara.
-
Los bywa naprawdę przewrotny i zabawny. Film, który opowiada o powstawaniu najgorszego filmu w historii, jest niemal doskonały.
-
Konsekwentny i przejrzysty, w którym nie ma dłużyzn czy niepotrzebnych ujęć, a każda scena służy budowaniu logicznej i spójnej całości.
-
Franco oddał słodko-gorzki hołd marzeniom, przyjaźni, sztuce i tandecie. Dla każdego, kto widział "The Room" będzie to niezwykłe doświadczenie.
-
Domyka sobą w pewien sposób historię Tommy'ego i Grega i nadaje jej ładną klamrę. Wyrzuca tę dwójkę w centrum uwagi, ale też przedstawia ich przeżycia w naprawdę ładnej formie, która zachwyca, rozbawia i wzrusza.
-
Jak pokazuje historia, ich znajomość, choć rządziła się własnymi, dziwnymi prawami, napisała oryginalną i poruszającą opowieść. Zdecydowanie warto obejrzeć ją w kinie - entuzjastyczne reakcje widowni podczas seansu mówiły same za siebie.
-
Jeżeli widziałeś już "The Room", szczerze przyklaśniesz obranej przez Franco formie wyrazu i przy tym ubawisz się do łez. Jeżeli nie, przygotuj się na nowy fetysz.
-
Stanowi udaną tragikomedię, która przypadnie do gustu wiernym fanom "The Room", ale również osobom niemającym wcześniej do czynienia z twórczością Tommy'ego Wiseau. Jamesowi Franco udało się przedstawić przezabawną historię o porażkach i nieprzewidywalnym sukcesie jednego z najgorszych reżyserów wszechczasów.
-
Ogląda się po prostu dobrze. Na tyle dobrze, że dziwisz się, że miał ponad 100 minut, gdzie całość zlatuje w chwilę.
-
Doskonale skonstruowana, błyskotliwa opowieść różnych smaków na języku, energetyczny ostrzał żartami i refleksjami, oczywiście opowiadająca o słynnym pokoju... ale z takim charakterkiem, że jesteśmy wszyscy zamknięci przez Jamesa Franco w pokoju bez klamek.
-
To przede wszystkim opowieść o przyjaźni i spełnianiu marzeń, a to że jest przy tym piekielnie zabawna skutkuje efektem, który rozbawi każdego- seans "The Room" pozwala jednak czerpać więcej satysfakcji z tego co widzimy.
-
James Franco postanowił zrobić film, który pozwoli zrozumieć autora najgorszego filmu świata: ekscentryka i niepoprawnego marzyciela.
-
Fascynująca, mądra, pełna uroku i po prostu udana komedia z wyraźnym przesłaniem, a także z rolą życia Jamesa Franco.
-
Historia skończyła się wielkim rozczarowaniem, ale Tommy nie poddał się i w dalszym ciągu zaskakuje. Ze smutku wynika radość i początek wielkiej przyjaźni, która w symboliczny sposób ukazuje, że pieniądze szczęścia nie dają.
-
Naprawdę bardzo dobry film o bardzo złym filmie.
-
Jeżeli bowiem macie ochotę na luźny, niezobowiązujący, a przy tym bardzo angażujący seans, to zapraszam serdecznie do kin. Gwarantuję, że główny bohater to człowiek jeden na milion i drugiego takiego nie znajdziecie.
-
Oglądanie "The Disaster Artist" jest niczym seans terapeutyczny. Wnioski są proste, lecz uniwersalne. Nie giną pod nawałem śmiechu, lecz są w umiejętny sposób rozplanowane i rozgrywane.
-
Ten film w żadnym momencie nie był 8/10, ale frajda jaką mi dostarczył była wręcz nieoceniona w ten smutny niedzielny wieczór.
-
Jest filmem o filmie, zgrabnie balansującym między komedią a dramatem.
-
James Franco, niczym trochę Tim Burton, postanowił zmierzyć się z historią reżysera uznawanego przez wielu za najgorszego w historii. Wychodzi z tego pojedynku zwycięsko, gdyż dzieło przez niego stworzone nie jest jedynie prostą w konstrukcji komedyjką, z której można się bez problemu pośmiać.
-
Imponuje poświęcenie ekipy "The Disaster Artist", która z pietyzmem godnym benedyktyńskiego skryby kopiuje sławne fragmenty "The Room".
-
Nie wiem, czy Złota Muszla pomoże filmowi zapisać się na kartach historii kina, na pewno jednak po "The Disaster Artist" reżyserska kariera dobijającego czterdziestki Franco - inaczej niż bohatera jego filmu - nabierze rozpędu.
-
Siła filmu Franco tkwi w brawurowym odtworzeniu pasji, jaka towarzyszyła powstawaniu "The Room".
-
Jak widać nakręcenie bardzo słabego filmu może stać się inspiracją dla innych filmowców, aby zrobić film o tym filmie i przy odrobinie szczęścia i talentu stworzyć film godny polecenia, wyważony, po prostu bardzo dobry.
-
Stanowi hołd dla najgorszego filmu XXI wiek, jak i pasji, która towarzyszyła jego twórcy. Jednocześnie przypomina widzom o znaczeniu przyjaźni i o tym, że jej istota nie ma wiele wspólnego z pieniędzmi, ale polega na wspólnym radzeniu sobie z trudnościami jakie przynosi nam los.
-
Jest niczym pędząca lokomotywa, której nie sposób zatrzymać. Pomimo rozkrzyczanej i barwnej formy zachowuje balans między głupkowatą radością a serdecznym i czułym podejściem do swoich bohaterów. James Franco pokazuje, że w tworzeniu najważniejsza jest miłość do kina.
-
Świetne kino, niezależnie od tego jak do niego podejdziemy.
-
Wiedząc to i owo o niesławnym "The Room" nie spodziewałem się, że film ukazujący kulisy powstawania tego antydzieła może być tak interesujący i wciągający.
-
Kino pełne humoru i szaleństwa. Błyskotliwa opowieść o pasji i zaangażowaniu będąca ukłonem i hołdem złożonym twórcom równie kultowym, jak sam The Room.
-
W "The Disaster Artist" znalazło się miejsce na emocje, kilka oczek, puszczonych w stronę znawców oryginału, życzliwy dowcip i męską przyjaźń. Widowisko nie próbuje opowiadać ważnej historii w wielkich słowach - swoją fabularną prostotę nadrabia doskonałym wyczuciem narracji.
-
Rozrywkowa forma recyklingu filmowego. Jedna z wielu możliwych. Jeśli jednak przemienisz śmieć z walorami rozrywkowymi w solidny film z walorami rozrywkowymi, w trakcie oglądania którego publiczność zanosi się mocnym, zdrowym śmiechem, to znaczy, że otrzymałeś coś bliskiego sztuce.
-
Nie ulega zatem wątpliwości, że "Disaster Artist" to jedna z najlepszych komedii ostatnich lat, którą aż nie da się nie polubić. James Franco wlał bowiem w ten film całego siebie i doprawdy niesprawiedliwie nie przyznano mu za tą niezwykłą pracę ani jednej nominacji do Oscara. Jest tu bowiem masa fantastycznych scen z jego udziałem, a jedna z nich, "Oh, hi Mark!" z całą pewnością przejdzie już do historii kina.
-
Dla fanów The Room i kinematografii jako takiej jest to pozycja obowiązkowa, podobnie jak dla widzów, którzy po prostu chcą się pośmiać nad próbami stworzenia Dzieła przez duże D przez kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o aktorstwie i reżyserowaniu.
-
Brakuje mi w tym filmie magii właśnie "Ed Wooda" Tima Burtona. Magii, której Wood był oddany.
-
To ciepła historia o miłości do kina oraz o sile przyjaźni w starciu z przeciwnościami losu, podszyta chłodną historią o toksycznych postawach i relacjach. Jednocześnie jednak "Disaster Artist" to hołd złożony przez jednego artystę - innemu.
-
Jest ciekawy, wciągający, pełen humoru i lekkości. Wsparty świetnym scenariuszem, doborową obsadą i fenomenalnym aktorstwem zdecydowanie zapadnie wam w pamięć.
-
Mimo całego serca, jakie mam do tego filmu i jego niezaprzeczalnej jakości, zabrakło mi nieco kontekstu tego, co wydarzyło się z filmem po premierze.
-
Dla fanów The Room będzie to uczta, dla pozostałych widzów okazja na zapoznanie się z oryginałem i zapałaniem do niego szczerą i nieustającą miłością lub też wyrzuceniem z siebie ton inwektyw pod adresem autora tego dzieła, które zapisało się w historii kina i wciąż wzbudza fascynację lub zniesmaczenie.
-
Bez wątpienia na "Disaster Artist" najlepiej będą bawić się ci, którzy widzieli wcześniej "The Room". Innym chcącym wybrać się do kina na najnowszy film Franco proponowałbym wcześniej nadrobić dzieło Wiseau.
-
Przez większą cześć jest to film satyryczny, parodystyczny, przepełniony meta-humorem i znakomitymi kreacjami aktorskimi, ale gdzie indziej, jest to zaskakująco poważna oda o pogoni za hollywoodzkim marzeniem. Coś jak La La Land dla przegranych, gdzie podążanie za swoimi marzeniami prowadzi do porażki i szyderstwa zamiast romansu i sukcesu.
-
Biję pokłony Jamesowi Franco w jego roli życia, który zmierzył się z postacią Tommy'ego Wiseau i wyszedł ze starcia obronną ręką. Nie jest on kopią twórcy, a jego aktorskim portretem. A niech mu będzie - reżyserii też gratuluję. Co się naśmiałem i nastresowałem to jednak w większości jego zasługa.
-
Nie jest filmem prześmiewczym, ale zabawnym i niepozbawionym też momentów niemal wzruszających. Historia dziwnej przyjaźni, wspólnych marzeń, absurdalnego dzieła i dość zaskakującego sukcesu to coś, co na pewno trzeba zobaczyć.
-
James Franco zadbał o to, żeby wszyscy widzowie mogli odnaleźć się w jego nowej produkcji. Rozbawi, zaintryguje, a na koniec zmusi do myślenia i zachęci do zainteresowania się tajemniczym głównym bohaterem.
-
Obraz stworzony z pasji do kina i oddający hołd jednemu z najbardziej pokrętnych umysłów, z których zrodził się pomysł na film. Jak można się spodziewać, Franco udaje się zrobić wszystko lepiej, czyli - jak na film o The Room przystało - gorzej.
-
Seansowi Disaster Artist towarzyszy skrępowanie i zażenowanie. Nie z powodu obcowania z nieudaną produkcją, ale dlatego, że opowiada o innym nieudanym filmie, za którym kryje się tragikomiczna historia dość osobliwego twórcy.
-
Jest rzetelną produkcją o powstawaniu najbardziej nierzetelnej produkcji, jaką ostatnio widziałem.
-
Scena premiery filmu jest najlepszym podsumowaniem złożoności pomiędzy komedią a dramatem, która jest największą zaletą "The Disaster Artist".