Młody mężczyzna budzi się w świecie, gdzie nikt oprócz niego nie zna piosenek Beatlesów.
- Aktorzy: Himesh Patel, Lily James, Kate McKinnon, Ed Sheeran, Joel Fry i 15 więcej
- Reżyser: Danny Boyle
- Scenarzysta: Richard Curtis
- Premiera kinowa: 12 lipca 2019
- Premiera DVD: 14 listopada 2019
- Premiera światowa: 4 maja 2019
- Ostatnia aktywność: 2 grudnia 2023
- Dodany: 31 maja 2019
-
Swoisty hołd złożony The Beatles, ale też ciepła i sprawnie rozpisana romantyczna fabuła. Film Danny'ego Boyle'a zapewnia solidną rozrywkę, a przede wszystkim fantastyczną muzykę.
-
Kolejny, jeden z wielu, średnio udany feel-good movie, który od reszty odróżnia się tylko tym, że ma w zanadrzu piosenki Beatlesów. I to jest jego największa siła, co dla samego filmu bynajmniej komplementem nie jest.
-
Lekki film na letni wieczór i poprawę nastroju. I jako taki jest wart obejrzenia.
-
Cały film jest przyjemny i lekki, 2 godziny seansu mijają szybko. Jak na komedię romantyczną przystało jest sporo śmiechu i kilka wzruszeń. Całość dopełnia dobra muzyka.
-
W czasie, gdy każdy innowacyjny pomysł na fabułę filmu jest na wagę złota, niemożliwością jest nie czuć ogromnego żalu i zawodu, gdy jeden z nich okazuje się tak beztrosko zlekceważony.
-
Swoim słodkim zakończeniem i głoszeniem wielkich prawd o wartości prawdziwej miłości, pozostawia w widzu wiele pozytywnych emocji. Miłośnicy ponurych i naturalistycznych dramatów mogą się na tę produkcję trochę obrazić, ale czasem przecież trzeba odpocząć od wszechogarniającej goryczy i się po prostu uśmiechnąć, prawda?
-
Tylko udaje pomysłową produkcję wyśmiewającą schematy. Pod płaszczykiem błyskotliwej i lekkiej komedii przemyca klasyczną romantyczną historię o muzyce, marzeniach, poszukiwaniu szczęścia i słuchania tego, co podpowiadają narządy wewnętrzne. Niestety, po utartych scenariuszowych schematach przejeżdża jak po wybojach.
-
Hołd złożony Beatlesom w formie zgrabnej, nienadużywającej przebojów grupy komedii.
-
Powiedzmy sobie szczerze - z muzyką The Beatles można byłoby sprzedać nawet największego gniota. Dobry soundtrack potrafi uratować i najgorszy produkt filmopodobny, a ciężko sobie wyobrazić bardziej chwytliwe piosenki niż te autorstwa słynnej czwórki z Liverpoolu. Tyle, że w przypadku "Yesterday" nikt nie poszedł na łatwiznę i dzieło wyreżyserowane przez Danny'ego Boyle'a broni się nie tylko na płaszczyźnie muzyki.
-
Jeśli komuś brakuje zespołu The Beatles, to lepiej już odświeżyć sobie animację - Żółta łódź podwodna, a w zakresie twórczości Boyle'go pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem wyjdzie korzystniej dla widza.
-
Prosta historia miłosna, sporo humoru, lekka nuta nostalgii i muzyka grupy wszech czasów. "Yesterday" to niezła propozycja na wakacyjny wieczór w kinie.
-
Typowy feel good movie ze zgranymi do bólu kliszami z komedii romantycznych, ale jeśli The Beatles przybędzie po nim choć jeden fan to i tak dużo. Bo zapomnieć o nich, to jakby zapomnieć całą historię współczesnego popu i rocka.
-
Widać, że wszyscy na planie tej produkcji dobrze się bawili i mogę postawić tezę, że z dużym prawdopodobieństwem, jeśli to akurat ją wybierzecie na wieczór, dobrze bawić będziecie się również i wy. To nie jest film, który oddaje hołd wielkim muzykom mdłą laurką, jak Bohemian rhapsody, a taki który wykorzystuje jej nieśmiertelność do opowiedzenia o czymś innym.
-
Momentami bardzo zabawna komedia. Tylko tyle. Nastrój rozczarowania unosi się nad filmem rozbrzmiewającym hitami "The Beatles", podpisanym przez twórców najsłynniejszych brytyjskich przebojów ostatnich dekad.
-
Piosenki Beatlesów wciąż są znakomite, ale "Yesterday" Boyle'a nie sprawi, żeby nowe pokolenie rzuciło się do sklepów z płytami po klasyczne albumy czwórki z Liverpoolu. Odhaczenie kolejnych kawałków w przeciętnym wykonaniu niewiele pomoże.
-
Niby chęci były dobre, aranżacje utworów poprawne, ale jednak wszystko dużo bardziej płaskie, plastikowe i pozbawione magii czwórki z Liverpoolu.
-
Staje się typowym feel good movie - filmem na poprawę nastroju. Lekką i przyjemną rozrywką, w której prawdziwe uczucie zawsze znajdzie siłę, by pokonać przeciwności. Szkoda, że tak naprawdę piosenki The Beatles nie zyskują u Danny'ego Boyle'a przestrzeni, żeby wybrzmieć, a całość sprowadza się do przewidywalnych klisz i schematów.
-
Sprawia wrażenie nieprzemyślanego i chaotycznego. Pech chciał, że akurat widzowie pamięci nie stracili i doskonale wiemy, że to wszystko już było.
-
Po świetnie zapowiadającym film zwiastunie jest jednak rozczarowaniem. Zamiast pójść dalej w odkrywanie nowego starego świata, przez to kilka pobocznych wątków jest praktycznie zmarnowanych, twórcy nie wznieśli się ponad to, co występuje w prawie każdej komedii romantycznej. Ograne schematy, które nużą i z każdą minutą nie zapowiadają niczego dobrego.
-
Nie podbił mojego beatlesowego serca, ale skłamałabym mówiąc, że źle się na filmie bawiłam.
-
To jest niezobowiązujące kino, o wadze naprawdę piórkowej, gdzie film "używa" zespołu, który sam stosował tylko kilka akordów i grał prosto, ale emocjonalnie, wrażliwie i bez wątpienia wiarygodnie. Tutaj też jest prosto, ale z wykoncypowaniem.
-
Seans kończy się więc z mieszanymi uczuciami. Produkcja ma parę fajnych scen, dobrych żartów i niebanalnych pomysłów. Z drugiej strony irytuje parą głównych bohaterów i niezdecydowaniem, dokąd iść ze swoim oryginalnym konceptem.
-
Może łatwiej przełknęłabym tę historię, gdybym bardziej skupiła się na muzyce, której jest tu oczywiście mnóstwo. Jednak jestem umiarkowaną fanką Beatlesów i to, na co przymknęłam oko przy okazji "Bohemian Rhapsody", tu wyraźnie mnie raziło. To nadal miły film z uroczymi momentami, ale towarzyszące mi przez cały seans poczucie zmarnowanej szansy skutecznie popsuło mi przyjemność oglądania.
-
To czysta fantazja, przypominająca sen naprawdę oddanego fana, opakowana w konwencję komedii romantycznej, a więc przynosząca okazję do refleksji i zadania sobie pytań o to, co rzeczywiście się liczy
-
Choć wyznaję zasadę, że filmy muzyczne ogląda się w kinie, to w tym wypadku szkoda tracić pieniądze i czas. Poczekajmy na "Yesterday" w niedzielnym paśmie popołudniowym w TV. Jeśli przy obiedzie bardziej skupiacie się na jedzeniu niż walorach oglądanych produkcji, to z pewnością łatwo przełkniecie ten tytuł.
-
Siłą filmu - prócz obłędnego soundtracku - są dowcipne dialogi, zabawny humor sytuacyjny oraz barwne postaci drugoplanowe na czele z Edem Sheeranem, który daje na ekranie dowód dużego dystansu do siebie. Nawet jeśli całość wydaje się za długa, a wątek romantyczny odrobinę niedogotowany, nic bardziej optymistycznego w te wakacje pewnie nie zobaczycie.
-
Ma wszelkie atuty, by podbić serca widzów i stać się wakacyjnym pewniakiem, a już na pewno najbardziej optymistycznym filmem tego lata.
-
Takich filmów jak "Yesterday" oczekuje się od współczesnego kina rozrywkowego: łączących gatunki, łamiących konwencję, opartych o prostą, ale jakże mądrą historię, wreszcie - nawiązujących swoim wydźwiękiem i puentą do greckiego katharsis znanego z klasycznych sztuk teatralnych.
-
Błyskotliwy i szalony pomysł na fabułę rozmywa się w mdłym romansie, obliczona na masową publiczność produkcja omija niebezpieczny grunt, podobnie jak protagonista, tak i twórcy filmu idą na kompromisy. Jednak z drugiej strony, wszystkie powyższe zarzuty okazują się nieistotne, a potknięcia czy płycizny scenariuszowe można wytłumaczyć konwencją i przypisać "licencji poetyckiej", jeśli komuś zależy po prostu na sympatycznej rozrywce.
-
Po troszę grubo ciosana satyra na przemysł rozrywkowy, a z drugiej strony niezbyt przekonująca historia narodzin gwiazdy, wzbogacona o piosenki The Beatles.
-
Boyle i Curtis to tak doświadczeni fachowcy, że udało im się wyjść z tego projektu obronną ręką, po "Yesterday" należało się jednak spodziewać dużo, dużo więcej.
-
Danny Boyle i współautor pomysłu Richard Curtis mieli bardzo dobry pomysł. Opowiedzieli całkiem fajną historię, ale zdecydowanie zbyt letnią, by mogła oczarować. Serio, tu brakuje szaleństwa.
-
Na papierze brzmi to świetnie, ale zbyt wiele czynników nie nadążało za tym istnym filmem-konceptem i finalnie Yesterday potrafi rozczarować nawet podczas serwowania nam najprostszych wątków.
-
Przyznam, że na na film Danny'ego Boyle'a czekałam z niecierpliwością. Uwielbiam muzykę The Beatles, a zwiastun dawał nadzieję na całkiem interesującą historię. Na szczęście tym razem się nie zawiodłam i mogę tę pozycję polecić właściwie każdemu. Yesterday świetnie spisuje się jako komedia.
-
Zapowiadało się znakomicie: można było spodziewać się szalonej i intrygującej komedii, a ostatecznie dostaliśmy dość bezpieczną, choć oczywiście sympatyczną produkcję.