Gry, polityka, memy oraz usługi korektorskie i korepetytorskie. Wszystko na http://bednarski-official.com
-
Udane dzieło, które powraca do starej formuły i sprawdzonej stylistyki z oryginalnej odsłony, stawiając na intrygę, liczne zwroty akcji oraz ciągłe trzymanie w napięciu - nie kopiuje jednak i nie powiela przy tym schematów z materiału źródłowego jeden do jednego, lecz podąża równoległą, ale własną drogą, starając się nakreślić nowy kierunek serii.
-
8.310 czerwca
- Skomentuj
-
Generalnie filmu nie rekomenduję - no, chyba że w ramach maratonu serii, by poznać kompletną historię najszybszego sprintera w szeregach IMF, o ile nie przeszkadza ci to, że Ethan Hunt przypomina tu bardziej Neo z proroctw Morfeusza albo Maksa Payne'a na sterydach. Film Woo warto też obejrzeć dla samej szalonej, nieskrępowanej akcji - na nic więcej jednak nie licz.
-
Bardzo dobry film, który nie tylko w pełni zasłużył na miano klasyka, ale i który powinien przypaść do gustu współczesnej widowni, Mission: Impossible bowiem łączy w sobie zarówno wciągającego i angażującego emocjonalnie dreszczowca w skromnej formule, a do tego w starym dobrym stylu, jak również efektowne i zapierające dech w piersiach kino akcji nowej definicji i w nowoczesnym [a przy tym wciąż aktualnym] wydaniu.
-
Epokowe, monumentalne i wiekopomne dzieło, które szokuje i igra, prowokuje emocjonalnie odbiorcę aż do ostatniej sekundy, pozostając na długo w pamięci.
-
FLOW to nie tylko katastroficzna wizja tytułowego przepływu [...] dla dorosłych czy sympatyczna bajeczka o uroczym kocie dla najmłodszych. [...] To przede wszystkim uniwersalna opowieść o marzeniach, odkrywaniu siebie, próbach przyjaźni i sojuszy [...]. Sztuka ta udała się tym bardziej, że reżyser i pomysłodawca filmu [...] nie bawił się w sztampowość, patetyczność i oczywistą oczywistość, [...] a postawił na swoją wizję. Słowem, FLOW nie jest tylko dla kociar i kociarzy.
-
Podejrzewam, że HERE. Poza Czasem pozostanie wyłącznie przykładem kina eksperymentalnego niźli klasykiem Zemeckisa, jak jego filmy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, do którego widzowie chętnie by powracali. Przerost formy nad treścią? Jak najbardziej!
-
To coś więcej niż akcyjniak lub kryminał.
-
Beetlejuice'owi najbliżej chyba do takich młodzieżowych klasyków lat dziewięćdziesiątych jak Opowieści z Krypty oraz Czy Boisz Się Ciemności? - ewentualnie jeszcze Gęsiej Skórki z przełomu wieków - tyle że przebranych w szaty subtelnej karykatury oraz podlanych łagodnym sosem kiczu i sprośności. Ale i bez znajomości tych dzieł czy sentymentu do twórczości Tima Burtona warto zainteresować się SOKIEM Z ŻUKA - zwłaszcza gdy lubisz lekkie horrory i mroczny, creepy klimat.
-
Nie jest to wcale najgorszy film. Jednak przyglądając się z bliska szczegółom można dostrzec poważne rysy, pęknięcia, których niestety nie da się usunąć samymi chęciami i gwiazdorską obsadą. Nie da się też wcale zapomnieć o historii i morale płynącym ze wcześniejszej odsłony [...]. Pierwszego Jokera oceniłem na 9, po ponownym seansie jednak byłbym gotów obniżyć notę o pół, jeśli nie całe oczko. A Folie à Deux? Nie zdziwiłbym się, gdybym kiedyś [...] nie zdecydował o jeszcze niższej nocie.
-
Dobry, naprawdę solidny film rozrywkowy, nie gorszy od większości wysokobudżetowych komedii akcji przeznaczonych do dystrybucji kinowej, z głośnymi kampaniami reklamowymi i jeszcze głośniejszymi nazwiskami. Ale Gliniarz z Beverly Hills: Axel F to przede wszystkim kontynuacja niemal idealna, potrafiąca zadowolić fana lat osiemdziesiątych i trafiająca bez problemu do współczesnego, młodego widza, który nie wychowywał się na komediach z Eddiem Murphym. Chciałbym więcej takich powrotów klasyków.
-
Znajdzie się tu kilka elementów, które można docenić - [jak] [...] dynamiczne sekwencje mają w sobie na tyle dużo werwy, że one również potrafią przykuć uwagę [...]. Za mało tu jednak tego uroku Murphy'ego, który scalał i umacniał pozostałe elementy [...]. Postanowiono zrobić z tego rozrywkowe kino familijne z zalążkami komedii romantycznej i elementami filmu sensacyjnego, zamiast pełnoprawnego, typowego buddy cop comedy action movie. I to się zemściło na twórcach.
-
Nie skreślałbym jednak całego filmu. Uważam, że mogą się na nim się dobrze bawić zarówno zagorzali fani oryginału, jak też wielbiciele bardziej współczesnego kina akcji. I ja ostatecznie też się bawiłem całkiem dobrze.
-
Jako dramat sprawdza się poprawnie, a jako komedia i akcyjniak - już nieco lepiej. Mimo to zestarzał się całkiem godnie.
-
Pomimo swych wad, Fallout naprawdę jest warty uwagi. Dla ciekawych kreacji, nieoczywistych zwrotów akcji, czarnego humoru [...] oraz ładnych widoków w finałowym odcinku - warto poświęcić te średnio 55 minut co odcinek. Fani tego uniwersum - wręcz powinni to zrobić. Jeśli drugi sezon w całości będzie przynajmniej tak samo dobry jak początek i końcówka oryginalnej serii TV, to jestem za - i już ustawiam przypomnienie w swoim Pip-Boyu.
-
Cierpi na pewne błędy logiczne, a także na problemy z montażem - raz niezmienne ujęcia wydłużają projekcję, innym razem szybkie cięcia są z lekka chaotyczne, jak choćby przy scenie, gdy Indy zaczyna pościg za faszystami wywożącymi Arkę. To wszystko jednak blednie przy wielu innych zaletach. Jedną z nich bez wątpienia jest legenda nie tylko Harrisona Forda oraz Spielberga i Lucasa, ale również magia wylewająca się z tej przygody, osadzonej wokół legendarnej, tytułowej arki.
-
Od filmu dedykowanego filmowi - i od nazwiska samego reżysera - oczekiwałoby się więcej niż poprawnego wykonania, wręcz: bardzo dobrego, na światowym, deklasującym konkurencję poziomie. I nie inaczej jest z recenzowanymi Fabelmanami: trudno tu się przyczepić do czegokolwiek. Obraz Spielberga zachwyca aktorstwem, ciekawymi dialogami, spójnym scenariuszem, poprawnym montażem oraz pięknymi zdjęciami i muzyką.
-
To na pewno ważne dzieło i angażujące emocjonalnie, ale na tyle lekkie i przystępne, że nie pozostaje na tak długo w pamięci.
-
Projekt Reevesa stara się być oryginalny: pierwszoosobowa narracja, kruchość protagonisty, czy próba wprowadzenia głównego bohatera bez standardowego origin short story to główne wyznaczniki udanej innowacji. Na tyle skutecznej i udanej, że film bez większych problemów trafi do niemal każdego widza - nawet takiego, który nie przepada za facetami w pelerynach czy samozwańczymi detektywami szukającymi zemsty. A to niemały komplement, bo kino superbohaterskie nigdy nie było za bardzo uniwersalne.
-
Autentycznie udany i wzruszający film - bardzo dobrze skomponowany, tak w montażu, jak i w doborze treści.
-
Strawne wymieszanie okultyzmu i makabrycznej zbrodni sprzed lat, z nazistami i zaćmieniem Słońca w tle.
-
Kawał oryginalnego kina. Oryginalnego nie tylko z tego powodu, że tak się wyróżnia na tle pozostałych produkcji Davida - ale oryginalnego przede wszystkim dlatego, że czuć tu pewną magię lat osiemdziesiątych.
-
Wypada lepiej niż przeciętny Goldfinger, słaba Operacja Piorun oraz tragiczne Diamenty Są Wieczne.
-
Memento - nomen omen - pozostaje na długo w pamięci.
-
Czy fani Terminatora oraz Dnia Sądu znajdą tu coś dla siebie? Wbrew pozorom: tak - trzeba tylko zacisnąć zęby, jak T-800 naśladujący uśmiech.
-
Z oceną recenzowanego dzieła miałem niemały problem, i pewnie ten sam problem będą mieli fani Richarda B. Riddicka, którzy jeszcze nie mieli okazji oglądać ostatniego filmu z jego udziałem. Z jednej strony, Riddick zrywa z kosmiczną epopeją na rzecz filmu grozy s.f., a z drugiej: nie umywa się on do oryginału. A co gorsza, ta odsłona - nawet pomimo wartkiej akcji oraz trzymania w napięciu - nie wywołuje na tyle emocji, by pozostać w świadomości widza na dłużej.
-
Jest dziełem świeższym, jeśli nie na lata świeżym: potrafiącym dotrzeć do każdego, niezależnie od wieku, preferencji filmowych oraz sympatii do komiksów Marvela. Kinowy obraz z grudnia 2018 to dzieło uniwersalne, idealnie balansujące między humorem a powagą oraz niepozbawione zaskakujących plot twistów i widowiskowych scen akcji. Tytuł obowiązkowy dla fanów Pajączka, wielbicieli występów cameo Stana Lee oraz poszukiwaczy oryginalnych animacji.
-
Skromne realizacyjnie, ale całkiem udane kino komediowe. Skromne, bo mało tu zombi, niczym w The Walking Dead, a udane, bo nawet po dekadzie fajnie się to wszystko ogląda.
-
Adaptacja bywa zabawna, jak smutna, ale tylko humorystyczne sceny potrafią porządnie rozśmieszyć, natomiast te poważne/dramatyczne - nie grają na uczuciach, tak jak książkowy oryginał czy gry od CD Projektu.
-
Czy w takim razie powinno się odpuścić seans tego filmu? Uważam, że nie, bo mimo wszystko to całkiem znośny horror science fiction - który powinien zainteresować zwłaszcza fanów 37-letniego klasyka, gdyż nowe wcielenie Czegoś, podobnie jak gra komputerowa z 2002, w ciekawy sposób rozszerza uniwersum, starając się być nie tylko wierne oryginałowi pod kątem treści, ale i kopiując od niego w zakresie formy.
-
Tylko Scorsese potrafi sprawić, żebym nie poczuł się znużony trzy i półgodzinnym seansem. I może Irlandczyk nie jest tak widowiskowy jak Chłopcy z Ferajny, ale uczucie, które pozostawia u widza, jest bardziej przygnębiające niż te, które wywołuje klasyk z roku 1990. A to szczery i niebłahy komplement dla głośnej premiery od Netfliksa.
-
Pomimo wielu niedoskonałości oraz kontrowersyjnego tematu, Dziwolągi potrafią jednak zaciekawić widza - nie tylko niecodzienną aparycją protagonistów, ale i ich losem, co ostatecznie przekłada się na oczekiwanie happy endu.
-
Bardzo ambitne i dojrzałe dzieło, będące najlepszym filmem o antybohaterze i jedną z najlepszych adaptacji komiksowych światów. To także film, w którym zbiorowy bohater - społeczeństwo - jest bardziej przerażający niż tytułowy klaun. Nie z powodu próby uczłowieczenia szaleńca, lecz tego, że tłum, ze swoją siłą, jest gotów bezmyślnie i odruchowo powielić największe zbrodnie, w imię politycznych celów czy uprzedzeń.
-
Skromny, ale całkiem udany i pozytywnie zaskakujący projekt filmowy, nawiązujący do takiego klasyka jak 22-letni już Cube czy wyeksploatowanej do bólu serii Piła - z tą różnicą, że miejscem akcji jest naprawdę jedno, nieduże pomieszczenie. Gdyby nie finał historii, film Miscione i Hanna znalazłby się w czołówce tego rodzaju produkcji. Ale to i tak ciekawy eksperyment, któremu warto się przyjrzeć.
-
Najlepszy prezent, jaki Tarantino mógł sprawić Hollywood i dawnemu przemysłowi filmowemu w ogóle. Za to jeden z gorszych prezentów, jaki mógł sprawić swoim wiernym fanom, i jeden z gorszych sposobów, w jaki mógłby pożegnać się z kinem.
-
Wściekłe Psy nie są produkcją doskonałą, jednak jak na pełnoprawny debiut scenariuszowo-reżyserski prezentują bardzo wysoki poziom oraz stanowią przedsmak tego, co później dostarczył genialny Pulp Fiction, który rozwija i udoskonala pomysły z recenzowanego teraz filmu. Reservoir Dogs z 1992 to łakomy kąsek dla fanów Tarantino, choć niewykorzystujący w pełni swojego potencjału.
-
Poza byciem antologią oraz mieszanką różnych stylistyk, recenzowany tytuł - choć warsztatowo bardzo dobry - nie jest oryginalnym dziełem ani tym bardziej redefiniującym swój gatunek westernem. Film twórców fenomenalnego No Country for Old Men można potraktować jako ciekawostkę i szczerze, jeżeli już miałbym polecać, to tylko dla tytułowej ballady oraz opowieści zatytułowanej "Źródło utrzymania".
-
Najpiękniejszy prezent, jaki mógł dostać van Gogh od swoich pasjonatów.
-
Nierówny film. Składa się z elementów, które nie zawsze ze sobą współgrają, oraz obnaża niedociągnięcia ze strony niektórych twórców. Cóż, Serkis musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chodzi o reżyserkę.