PalkaZapalka
Użytkownik-
"Burleska" ma charakter hurraoptymistycznej, skąpanej w sugestywnej erotyce bajki dla nieco starszych dzieci, w której wszystko może się zdarzyć. W której wszyscy są piękni i zgrabni, konflikty zawsze zostają rozwiązane, a po marzenia wystarczy sięgnąć ręką. To pozytywnie nastrajający feel-good movie − bijący od niego eskapizm stanie się idealną pożywką dla widzów szukających odrobiny filmowego wytchnienia, ale też liczących na kino produkcyjnie nienaganne.
-
"Underdog" osadzony został w świecie, w którym zwrot "ładnie w niego wjechałeś", kierowany do Kosy, nie ma podtekstu homoerotycznego. To świat, w którym największa tragedia bohatera wynika z faktu, że nie przeszedł on testów kontroli antydopingowej. To film pobrzmiewający stockowymi kawałkami, rodem z banku muzyki, pełen płytkich obserwacji, niewybrednie wyreżyserowany. Żałuję, że poświęciłem mu dwie godziny swojego czasu.
-
"Burleska" wymaga od swoich odbiorców dystansu − jest formą ironicznej reprezentacji i w tym kluczu powinna zostać odczytana.
-
929 maja 2019 [2]
- 1
- Skomentuj
-
Chyba najsłabszy vanity project lat dwutysięcznych: sklecony naprędce, nieporadny, usłany banalnymi kliszami.
-
43 lipca 2019 [2]
- 1
- Skomentuj
-
Nieokrzesany i fallocentryczny: męskim orężem są w nim, poza gotowymi do walki pięściami, jedynie wielkie spluwy w stanie ołowiowej erekcji. Wbrew założeniom twórców aktorzy przodujący wydają się mało urokliwi. Jessiemu T. Usherowi brakuje naturalnej charyzmy, a grającemu jego ojca Samuelowi Jacksonowi - swagu, który był głównym atutem oryginalnego Shafta. W nowej wersji bohater tytułowy to antypatyczny dupek, z którym trudno jest wysiedzieć prawie dwie godziny.
-
Opowiada Almodóvar o otwieraniu pudełka ze wspomnieniami - czasem też tymi, które wolelibyśmy wyprzeć z pamięci. Opowiada o samotności, bolesnych powrotach do przeszłości, o dzieciństwie niby idyllicznym, ale niedoskonałym, naznaczonym głęboką skazą. Wreszcie ważnym dla reżysera tematem pozostaje pierwsza miłość: fizyczna - do przystojnego mężczyzny - i abstrakcyjna, do kina. Cieszę się, że dziś, w 2019 roku kocha Almodóvar i filmy, i swoich bohaterów równie bardzo, jak trzydzieści lat temu.
-
7.513 sierpnia 2019
- 1
- Skomentuj
-
Z jednej strony mamy do czynienia z klasycznym cinéma vérité, z drugiej zaś - z kinem chorobliwie "nieociosanym", paradoksalnie niezbyt wygładzonym i po prostu mało przyjemnym w odbiorze.
-
Na korzyść filmu działają ważna tematyka i oryginalne, jak na kino o tematyce LGBT, miejsce akcji.
-
6.57 września 2019
- 1
- Skomentuj
-
Zdaje się, że fakty naukowe nie są znane twórcom - ewentualnie nie mają dla nich znaczenia. W "Nieplanowanym" stale naginana jest rzeczywistość, a podstawy wiedzy medycznej nie znalazły swojego miejsca w scenariuszu. Powstała mdła, stronnicza, topornie napisana papka, mająca wkraść się w łaski niedzielnych kinomanów i chrześcijańskich konserwatystów. Reżyserzy Solomon i Konzelman nawet nie silą się na obiektywizm, głowy mają pełne oszczerstw, a w najlepszym wypadku pomylonych frazesów.
-
Charrier z minuty na minutę coraz bardziej zagęszcza intrygę, korzysta ze środków wyrazu, które podsycają dramaturgię. Wyostrza kolorystykę swego filmu w scenach hotelowych i na dyskotece, zdobywa się też na intertekstualne cytaty: świetnym posunięciem jest wizyta w kinie, podczas której Jonas i Nathan poznają klasykę New Queer Cinema - "Donikąd" Arakiego.
-
Powstał film o trudach randkowania, rzucaniu sobie wyzwań, na przemian radzeniu sobie z problemami i uciekaniu od nich. Nie ma w "All Over the Guy" bohaterów bez winy, nie ma perfekcyjnie wyartykułowanych, obliczonych na efekt przemów, które brzmią na równi sztucznie i kiczowato - à la "I'm just a girl..." z "Notting Hill". Są za to racjonalnie nakreślone postaci, otwarcie mówiące o swoich słabościach, a naturalne role aktorów sprawiają, że można się z nimi identyfikować.
-
Filmowi, który parę tygodni temu pojawił się w ofercie Netfliksa, nie bez powodu wytknięto, że promuje antyfeminizm i kulturę gwałtu. Przesłanie płynące z "365 dni" wydaje się wręcz naganne: zmuszanie kobiet do obcowania płciowego jest okej pod warunkiem, że gwałciciel to kawał przystojnego skurwysyna. Można odnieść wrażenie, że przedstawiona w filmie historia to mokry sen Lipińskiej, która emocjonalnie nie przeszła jeszcze okresu pokwitania.
-
Twór absolutnie oczywisty, podążający ścieżką wytartą przez kilkanaście innych produkcji z katalogu reżysera. Kręcony pod roboczym tytułem "Napastnik", równie dobrze mógłby nosić nazwę "Patryk Vega prezentuje: romantyzacja, kurwa, kibolstwa". Miało powstać kino o polskich patologiach, a wyszło z tego polskie pato-kino.
-
W jednej jedynej scenie z udziałem rumuńskiego championa sportów sylwetkowych kulturystyka potraktowana zostaje ciut głębiej niż wcześniej, a guru z Europy poucza Mike'a: "kiedy twój ból staje się przyjemnością, wygraną masz w kieszeni". Bohaterowie filmu może nie do końca zasługują na miano masochistów, ale będą nimi wszyscy, którzy spędzą z "No Pain..." więcej niż kwadrans.
-
Humor przedstawiony w filmie ma charakter deadpanowy, dialogi są ostre jak brzytwa, a narracja z minuty na minutę nasycona jest coraz silniejszą farsą. W "Wojnie płci" Roos przemawia do nas unikalnym głosem granej przez Ricci intrygantki, która ma w sobie tyle charyzmy, że ciężko nie kibicować jej w toku kolejnych zdarzeń - ciężko ją znienawidzić, choć pojawia się, by sprawiać same kłopoty.
-
Wybitny przedstawiciel kanonu New Queer Cinema i najbardziej intymny road movie lat 90. Da się odczuć w "Moim własnym Idaho" ducha awangardy. Van Sant stawia na heterogeniczny sznyt wizualny, chętnie tnie sceny w najmniej oczekiwanych momentach i przerywa je kolorowymi planszami tekstowymi. Miesza rozmowy o wszystkim i niczym z szekspirowsko-elżbietańskimi dialogami, standardy jazzowe przeplata z kawałkami folkowymi i pieśniami patriotycznymi. Ma też oko do ciekawych kontekstów operatorskich.
-
1029 czerwca 2020 [2]
- 1
- Skomentuj
-
Naturalistyczne zdjęcia Waylanda Bella nasuwają skojarzenia z takimi tytułami, jak "Powrót" Andrieja Zwiagincewa, "Euforia" Iwana Wyrypajewa czy "Jak spędziłem koniec lata" Aleksieja Popogrebskiego. Kopturevskiy upodobał sobie panoramiczne, obserwacyjne ujęcia gór, łąk i jezior, które, w unieruchomieniu, potrafią zajmować obszar ekranu przez dobrą minutę i zbliżają "Syberię" do nurtu slow cinema. Surowy ekosystem jest w filmie cichym obserwatorem ludzkiej tragedii.
-
6.517 lipca 2020
- 1
- Skomentuj
-
Jest jednym z pierwszych hallmarkowych projektów z dumnie rozbrzmiewającym wątkiem gejowskim. Czy to wątek głośno niosący się w kontekście całego filmu, o istotnym dla fabuły znaczeniu? Niekoniecznie. Dwaj przystojniacy wymieniają pożądliwe spojrzenia, ewidentnie mając się ku sobie - to z grubsza tyle. Liczy się jednak sam fakt pozytywnej zmiany w trajektorii scenariusza oraz zerwania z homofobią, a i obsadzenie Shawna Robertsa jako postaci queerowej ma duże znaczenie.
-
Akinowi ewidentnie marzy się przełamywanie gruzińskich uprzedzeń i emancypacja osób LGBTQ, choć rozbijanie struktur homofobii zajmie tu jeszcze trochę czasu. Dzięki filmom jak "A potem tańczyliśmy" rośnie jednak świadomość problemu, poszerza się jego rozumienie. Gruzini nie chcą pogłębiać wiedzy na temat życia gejów i lesbijek, ale teraz nie mają już wyboru: film wywołał falę komentarzy w ich kraju, wyciągając temat z podziemi. Może wkrótce w Tbilisi dojdzie do kolejnej pride'owej demonstracji?
-
Film o nieidealnej, toksycznej rzeczywistości i trudnej relacji dręczyciel-osoba dręczona. O wybaczaniu, szukaniu ukojenia i wewnętrznego spokoju. O chęci zamknięcia za sobą traumatyzującego rozdziału w życiu.
-
Pełen nostalgii za młodością, opowiedziany uniwersalnym językiem. Dynamiczny technicznie, z całym katalogiem trącących starocią hitów, ale też nowszych, kapitalnie wyprodukowanych piosenek. Plastycznie film prezentuje się fenomenalnie, a jego fluorescencyjne rzuty światła nadają całości fajnie młodzieżowy, instagramowy ton.
-
7.529 czerwca 2021 [2]
- 3
- Skomentuj
-
Najbardziej mizantropijne filmowe doświadczenie od czasu "Koyaanisqatsi" Godfreya Reggio. To pozycja, którą doskonale zrozumie każdy, kto zmagał się kiedyś z depresją i zaburzeniami afektywnymi.
-
Do bebechów trzeba podchodzić z sercem, a Clark ewidentnie nie ma do slasherów zapału.
-
Powstał film o prawie do własnych decyzji, walce z patriarchalnym modelem społeczeństwa. Debiutujący w roli reżysera Carlo Mirabella-Davis stworzył doskonałe studium postaci, które pochłania równie bardzo, jak "Pod moją skórą" Mariny de Van czy "Schronienie" Todda Haynesa.
-
Live-action remake wykonany z sensem i sercem: film stylowy, żywotny, może trochę kampowy, ale z wizualnym przepychem.
-
7.510 września 2020
- 2
- Skomentuj
-
Kultura gruzińska ukazana zostaje w filmie przez szorstki i rygorystyczny pryzmat, jest dziką siłą, której poryw ciężko ujarzmić. Dla Akina "A potem tańczyliśmy" staje się formą ody do swojej ojczyzny. Kraj jest piękny i malowniczy, ale pełen dysonansu. Gruzini cenią sobie miłość i taniec, ale tylko, gdy nie kontrastują z ich własnym systemem wartości, z ich przekonaniami. Wyłania się z filmu obraz Gruzji wciąż obstającej przy stygmatach wstydu, dyktującej obywatelom, jak należy żyć.
-
W recenzjach "Antebellum" często padają oskarżenia o brak delikatności, epatowanie bestialstwem. Nazywa się film "nieprzyjemnym doświadczeniem". Rodzi się tu pytanie, jaki ma być horror o kolektywnej psychopatii i ponadczasowym problemie rasizmu. Wygładzony? Pobłażliwy? Bush i Renz serwują "Antebellum" z realizacyjną brawurą, dzięki czemu dużo będzie się o nim mówiło. Już się mówi. Film ma absolutnie wszystko, co powinno postawić go w jednym rzędzie z "Us" Jordana Peele'a.
-
Rozpoczyna się jak brytyjski "In Fear". Jest intensywny, oprawiony odpowiednią dawką suspensu, potrafi napędzić na tyle strachu, że odechciewa się dalszych wyjazdów, zwłaszcza nocą. Sceny po zmroku umiejętnie oddają atmosferę zagrożenia i izolacji, a Hyams potrafi czarować za pomocą stłumionego oświetlenia. Mniej ciekawie przedstawia się rozdział kolejny, w którym Jessica zostaje obiektem w rękach nawiedzonego kierowcy - na szczęście to dość krótki ustęp.
-
6.529 września 2020
- 2
- Skomentuj
-
W czasach, gdy kino gatunkowe coraz chętniej otwiera się na marginalizowane jeszcze do niedawna typy postaci, Harder w duecie ze scenarzystą Colinem Minihanem oddaje głos tym, którzy są go pozbawieni. Wyłania się ze "Spiral" smutna prawda: społeczeństwo, zwłaszcza zbutwiałe i zależne od tępej agitacji, zawsze będzie atakowało inność. Zawsze, pomimo emancypacji gejów i postępu cywilizacyjnego, będzie zataczało się koło nienawiści, która jest nieśmiertelna - stąd tytułowa spirala.
-
Film powstał wprawdzie około 2000 roku, ale nawiązuje do lat osiemdziesiątych - na wiele różnych sposobów, od swojej stylistyki, po aluzje i szyk narracji. Nawet jeśli można zarzucić reżyserowi upodobanie tandety, imponują w filmie sceny krwawego rozboju i drive-in'owa estetyka. Praktycznie wykonany gore, choć sztuczny, miejscami za bardzo, przynajmniej zastąpił efekty komputerowe - to zawsze duży plus.
-
Rzadko widujemy filmy dużych wytwórni ogniskujące się wokół postaci LGBTQ, umieszczonych na pierwszym planie - w podgatunku bożonarodzeniowych komedii to absolutny rarytas. Miejmy nadzieję, że produkcja DuVall spotka się z ciepłym przyjęciem wśród widzów Hulu, przełamie lody i pociągnie za sobą kolejne, podobne niespodzianki. Wszyscy zasługujemy na swoją bożonarodzeniową "bajkę" - każdy miłośnik "Tego wspaniałego życia", każdy heteryk i każda grupa mniejszościowa.
-
7.528 listopada 2020
- 1
- Skomentuj
-
Można przyczepić się, że "Piękna i rzeźnik" to film zbyt profeministyczny i progejowski, może trochę przewidywalny. Wolę jednak taką wariację slashera niż niedawne porażki: "Let It Snow" czy "Redwood Massacre 2". "Freaky" to najlepszy, jak dotąd, autorski projekt Christophera Landona.
-
Przy całej swojej ultrakrwawej otoczce zachowuje humanistyczny, poetycki ton. Jest beznamiętny i mizantropijny, ale wizualnie hipnotyzujący. Chłodny i niemrawy, ale fluorescencyjnie skomponowany. "Possessor" to film wielu sprzeczności, choć na pewno wygląda oszałamiająco: doszlifowano go w ambitnym, artystycznym porywie, każdy kadr czaruje drobiazgową dbałością o szczegóły.
-
6.511 grudnia 2020
- 3
- Skomentuj
-
Wydaje się nadmiernie zamerykanizowany, wprowadzone zostają w nim schematy gatunkowe zerżnięte, jeden po drugim, z lepszych produkcji zagranicznych. A "lepsze" niekoniecznie muszą tu oznaczać "dobre".
-
Interesują De Palmę dwa pojęcia: voyeuryzm i dualizm. Podglądactwo wysuwa się na pierwszy plan zaraz po napisach początkowych, gdy bierzemy udział w telewizyjnym show z motywem ukrytej kamery. Później motyw voyeuryzmu nabiera dużo bardziej eksploatacyjnego charakteru, ponaglając typowo horrorową intrygę. De Palma operuje nim instynktownie, jak Hitchcock, ale niczego z jego filmów nie kopiuje - co najwyżej zapożycza.
-
Emocjonalny rollercoaster, film bez reszty intrygujący i kapitalnie zagrany.
-
94 marca 2021 [2]
- 5
- Skomentuj
-
Dzięki dociekliwej pracy kamery większość kadrów odznacza się realizatorskim sznytem. Światłocienie i zakrzywienia przestrzeni planu zdjęciowego sprawiają, że nadano całości art-house'ową nutę, a Gevargizian potrafi przekuć makabrę w prawdziwe widowisko, wie, jak uczynić film atrakcyjnym wizualnie. Wkrótce po napisach początkowych stosuje efekt podzielonego ekranu, przedstawiając nam różniące się od siebie bohaterki. Zabieg budzi wspomnienie "Sióstr" Briana De Palmy.
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.
-
Jest medytacją na temat wszystkiego, co ważne w szczęśliwym związku: partnerstwa, przywiązania, poświęcenia i troski. Macqueen unika taniego sentymentalizmu - to zasługa wyważonego scenariusza i obdarzonych naturalną empatią aktorów.
-
76 lipca 2021 [2]
- 3
- Skomentuj
-
Atmosfera w "Censor" jest mglista, ale kolorystyka neonowa, fluorescencyjna. Obszar planu, surrealistycznie opalony, wyzwala deliryjne stany, choć nie cały film jest przeszarżowany. Wątek przestępczego półświatka i undergroundowych horrorów przypomina o "Ośmiu milimetrach" Schumachera, lecz całość, minimalistyczna i niewykrzyczana, bliższa jest kapitalnemu "Berberian Sound Studio".
-
7.57 lipca 2021
- 3
- Skomentuj
-
Opisana scena to drobna skaza na skądinąd genialnej całości. Film jest porywający od pierwszych minut aż do spektakularnego, krwawego finału, w którym przeszywające krzyki mieszają się z delikatnymi dźwiękami fortepianu. "Candyman" to horror społecznie zaangażowany, dostający się głęboko pod skórę, a przy tym zaskakująco romantyczny i baśniowy. Helen i jej uwodziciel z zaświatów są jak umazani krwią Piękna i Bestia.