-
Najlepsza część trylogii. Sceny akcji wypadają jeszcze lepiej niż w poprzedniczkach (wiele walk, w tym jedna pod koniec trwająca kilkanaście minut, wywołują mocne wrażenie).
Trzecia część udanie rozwija świat tego uniwersum, nowe postacie da się polubić, a całość dostarcza również solidną porcją czarnego humoru. I to wszystko po prostu sprawia, że widz się wciąga w całość i świetnie się bawi na seansie. Warto ten spektakl przemocy obejrzeć w kinie. -
Czy mówiłem już, że nienawidzę ludzi?
-
Każda nieszczęśliwa osoba ma w głowie finał tego filmu, nawet jeśli o tym nie wie. Zestarzał się naprawdę dobrze.
-
Ducktalesowy lekki przygodowy vibe, przepiękna animacja, miejscami błyskotliwy jak diabli (zwłaszcza pod koniec). Oryginalny dubbing zapewne śmieszniejszy. Serduszko za królową Yeti. <3
-
Jeden wielki cringefest, którego scenariusz nie ma żadnego sensu, a żarty i wszędzie pojawiająca się krew sprawiają, że mam ochotę zacząć wymiotować krwią. Nie ma w tym żadnego wyczucia, a do tego Harbour nie jest w stanie nic sprawić, abym choć trochę mógł polubić Hellboya. Jedyne co się broni to warstwa techniczna, bo efekty praktyczne, scenografia oraz kostiumy są całkiem w porządku. Resztę najlepiej pogrzebać.
-
Połowa wątków i postaci jest tutaj tylko po to, by Hellboy albo ich pokonał i poszedł do kolejnego etapu fabuły, albo by dowiedział się o swoim przeznaczeniu. Żarty wypadają na poziomie Kabaretu Koń Polski, a krwi wrzucono tak dużo, że aż się chce zwymiotować. Dialogom brakuje wyczucia, postacie to sterty papieru, CGI wygląda rodem z filmów z lat 80., a jedyne, co mogę pochwalić to w zasadzie praktyczne efekty, scenografia i kostiumy. Mam ochotę wziąć płonący miecz i spalić to coś na popiół.
-
Mój reżyserski debiut też by pewnie tak wyglądał - naiwny, cringe'owy, jednorożcowy i z Samuel L. Jackson w idiotycznym ubraniu jeżdżącym w kółko na hulajnodze. Jak kogoś zmotywuje do czegokolwiek to spoko, good for you.
-
No więc masz za sobą traumę, bo ktoś zniszczył twoich ukochanych bohaterów z dzieciństwa robiąc z nich morderczych hipokrytów burzących całe miasta? Spokojnie, Shazam! już tu jest, by przypomnieć ci, że życie bywa obciachowe, niedorzeczne, trudnawe, ale jeśli masz w sobie serducho i rodzinę wokół, to w sumie wszystko już masz.
-
Do rozkminiania przez dobre kilka dni. Zabawne, straszne, intrygujące, wielowymiarowe. Horror najlepszego sortu.
-
Nie mam ani jednej uwagi. Film idealny. Czuć, że to projekt jednej osoby - Cuarona. Zdjęcia - czysta poezja! Yalitza Aparicio i Marina de Tavira tworzą bohaterki pełne lęków, nadziei i wyzwań, które dotykają kobiety każdego dnia, a wypadają w tym bardzo realistycznie.
-
1010 marca 2019
- 2
- Skomentuj
-
Odebrałam go w sposób bardzo osobisty i emocjonalny. Brie Larson to idealna Carol Danvers - taka z moich marzeń o ekranizacji przygód ulubionej superbohaterki. Relacje między postaciami zostały świetnie nakreślone, więc czego chcieć więcej. Nawet jeśli nie wnosi nic nowego, to wzrusza i nie rozczarowuje.
-
Wymuszony ten sequel. Skupia się przede wszystkim na Szczerbatku i jego zalotach - bo wiadomo, to urocze i będzie bawić - ale na dalszy plan schodzi tu historia i jakiś konkretny rozwój głównych bohaterów. Treści tu raczej na krótki metraż niż pełnoprawną odsłonę serii, szczególnie, że i villain niespecjalny i cała intryga zalatuje odgrzewanym kotletem.
-
Film ma mnóstwo głupotek, skrótów fabularnych, czerstwych dialogów i stanowczo za dużo gaworzenia o miłości, ale sama Alita jest super, wizualnie sztos, świat przedstawiony robi wrażenie i po prostu chcesz więcej. Bez drugiej części pierwsza straci sens całkowicie.
-
Uniwersalne, a przy tym ma własny styl. Dzieci coś tu znajdą, ale dorośli również dla siebie. Co prawda o tak przyziemnych rzeczach, a jednak obrane w bardzo kreatywną i fascynującą formę. Dla mnie jest to piękna i zaskakująca swoją kreatywnością opowieść o rodzinie, która mocno przemówiła do mnie.
-
Tylko ludzie są na tyle głupi by latać w kosmos. I odważni. Kosmiczna Claire Foy, żaden Gosling, ale Chazelle wyciąga z całości masę serducha i pazura.
-
Przedziwny bałagan fantastycznych i tragicznych pomysłów, miszmasz rewelacyjnych i paskudnych efektów, świetnych występów aktorskich i strasznego drewna. Jazda na kwasie, kiepski film, ale przynajmniej ciekawe doświadczenie. Tak jakby.
-
Zło to zło, nieważne skąd się bierze, zawsze przynosi cierpienie.
-
Całą końcówkę walczyłem ze łzami w oczach. Przegrałem. Tak, Pixar znowu to zrobił.
-
-
Blockbuster sci-fie ostateczny. Cudowna zabawa konwencją, schematami, wyciskanie ze starego dobrego Tomka ostatnich soków i szerokie pole do popisu dla duetu z Emily Blunt. Obłędnie nakręcone, zmontowane i przemyślane kino z serduchem.
-
Mitchell otwiera stragan pełen starych gadżetów i opowiada o teoriach spiskowych, które nie dają mu w nocy zasnąć. Publika przeciera oczy ze zdumienia, wsłuchuje się w każde słowo i zwraca uwagę na każdy grymas, a gdy już wszystko zaczyna się składać do kupy, ten odpala papierosa, chowa gadżety do wozu i pokazuje środkowy palec odjeżdżając w kierunku zachodzącego słońca. Taką mamy teraz popkulturę, słuchajcie.