-
Przede wszystkim jednak, paradoksalnie, w cień usuwa się "pieskość", bo choć film jest o psach, to bardziej niż psi bohaterowie interesują nas głosy, którymi oni mówią.
-
Rozumiem, że niektórzy mogą stwierdzić, że reżyser się powtarza, stosując wciąż te same chwyty narracyjne. Ja jednak raczej widzę tu wyrazisty styl artysty, który wciąż się sprawdza i dostarcza niebanalnej rozrywki.
-
Ekscentryczny popis subtelnego humoru skrywającego wewnętrzne cierpienie. Gdybym miał na podstawie tego filmu zdiagnozować stan ducha reżysera, powiedziałbym, że jest w depresji.
-
Na pewno niesie za sobą bagaż treści i przemyśleń, które reżyser chce poprzez psie postaci przekazać.
-
Koniec końców pozostaje jednak niedosyt. Tak, jak jedna z psich postaci - Chief - jak zdartą płytę powtarza niczym swoje credo kwestię - ja gryzę - tak wydaje się, że... Amerykanin również. Szkoda tylko, że to zaledwie uszczypnięcie nie w pełni jeszcze uzębionego szczeniaka.
-
Fantastyczny Pan Pies. A właściwie całe mnóstwo bohaterów wspaniałych.
-
Wzrusza, porusza i bawi, a do tego jest mądrą refleksją o problemach w człowieczym świecie.
-
Fantastyczna przygoda oraz opowieść o oddaniu i przyjaźni między człowiekiem i czworonogiem. Jest to również dzieło dopracowane w każdym szczególe, pełne nawiązań czy alegorii, w których każdy odnajdzie coś dla siebie, nawet jeśli woli koty od psów.
-
Animacja ociera się wręcz o arcydzieło. Zachwyca zarówno realizacja, jak i artystyczne podejście reżysera do tworzenia obrazów, lokacji, projektów postaci i lokacji. Fabuła pełna jest zabawnych zwrotów akcji, interesujących wątków, zabawy narracją, jednak momentami brakowało umiaru, miejsca na złapanie oddechu, dzięki któremu film mógłby mocniej nas zaangażować.
-
Jest ślicznie, mądrze, zabawnie, prostolinijnie i z sercem. Wes Anderson znowu mierzy wysoko i trafia.
-
Wes Anderson to perfekcjonista, który znów stworzył prawdziwą perełkę, która w uroczy sposób ukazuje, że twórca kocha czworonogi i chce się tą miłością podzielić z całym światem.
-
Zaręczam - zabawa jest znakomita, przesłanie czyste, zwroty akcji godne mistrzów sensacyjnego kina, a głosy psów... Bryan Cranston i Scarlett Johansson oraz przypominająca siebie Yoko Ono - dla każdego coś miłego. Rozrywka najwyższej klasy, z mądrym przesłaniem.
-
Nie porywa, nie takie jest zresztą jej zadanie, aczkolwiek ciężko jest się oprzeć jej urokowi.
-
Fakt, że reżyser na powrót odnalazł w sobie młodzieńczą spontaniczność i entuzjazm, służy nie tylko dobrej zabawie. Niepozbawiona inteligentnego i cierpkiego humoru opowieść o kundlach z amerykańskim akcentem nabiera niesamowitej wymowy.
-
Po 9 latach od "Fantastycznego Pana Lisa" Anderson, posługując się tzw. "zdalną reżyserią", doszedł do niebywałej kondensacji swojego autorskiego stylu i perfekcji warsztatowej lalkowego planu.
-
Sentymentalny i polityczny Wes Anderson.
-
Na pewno nie rozczaruje widza, choć trudno mówić tu o jakimkolwiek zaskoczeniu ze strony reżysera. Powtarzające się motywy, powtarzające się głosy - nie umniejszają walorom artystycznym produkcji, choć pozostawiają pewien niedosyt.
-
Do listy zachwytów pozostało jeszcze dodać stronę wizualną. Rozbudowana scenografia, zwłaszcza podczas scen w Megasaki, dowodzi, że mamy do czynienia z rozmachem nietypowym dla animacji poklatkowych.
-
Tym razem równowaga przechyla się w kierunku dramatu z dużą ilością humoru. Być może należy to po prostu uznać za ewolucję twórczości Amerykanina.
-
Całkiem udana komedia, pełna nieszablonowych rozwiązań i dziwnych zwrotów akcji. Zrealizowano ją nietypową techniką, co buduje oryginalny klimat obrazu. Animowane psy wypadają nad wyraz udanie i często przejawiają gesty bardzo charakterystyczne dla prawdziwych zwierząt.
-
Jest świetnym filmem, godzącym smutek i łzy z śmiechem i komedią. Pozornie zabawne psy potrafią uzmysłowić, że uprzedzenia czy chęć władzy sprawiają, iż cierpią ci najmniejsi.
-
Niestety koniec końców z "Wyspy psów" wychodzi się raczej rozczarowanym. Anderson po raz kolejny zachwyca nas stroną wizualną i techniczną, ale niestety zaskakująco polega na samej treści.
-
"Wyspa psów" wygląda naprawdę niesamowicie. Tam, gdzie "Fantastyczny Pan Lis", czyli poprzednia kukiełkowa animacja twórcy czasem walczył z ograniczeniami techniki, tam jego nowa produkcja wydaje się wykorzystywać poklatkową metodę, by uczynić psich bohaterów bardziej rzeczywistymi.
-
Mimo że Wyspa psów ma nieco rwaną narrację i gdzieś w połowie gubi tempo opowieści, to nie da się ukryć, że jest to udane dzieło Wesa Andersona.
-
Anderson po raz kolejny udowadnia, że dysponuje unikatową wyobraźnią i potrafi pomysłowo inscenizować wizualne gagi.
-
Małe dzieło sztuki. Naprawdę urocze. Tyle że Anderson od jakiegoś czasu podąża drogą obraną już w Grand Budapest Hotel. Tworzy filmy piękne, pomysłowe, wizualnie bogate, stanowiące potwierdzenie jego olbrzymiego talentu plastycznego. Tyle że jednocześnie filmy te są pozbawione głębszych treści.
-
Mocno wystylizowane kino, ale niezapominające o zbudowaniu historii.
-
Bez wątpienia Wyspa psów jest wydarzeniem. Tym boleśniej pokazującym, że kino autorskie, zwłaszcza to robione za przyzwoite pieniądze, jest czymś, co zdarza się zdecydowanie zbyt rzadko.
-
Bez wątpienia Andersonowi należą się słowa uznania za stworzenie niesłychanie wielopłaszczyznowej, pięknej i nieoczywistej historii.
-
Całokształt wypada znakomicie - na taki tytuł czekałem od czasów Grand Budapest Hotel!
-
Doskonały pomysł i realizacja, wspaniale pokazane psie osobowości oraz ludzko-psia wierność, do tego bondowskie smaczki.
-
Jest filmem wciągającym i zrealizowanym z najwyższą precyzją. Ta animacja poklatkowa po prostu zachwyca!
-
Strona wizualna, jak zwykle dopracowana do najmniejszego detalu, oraz poziom techniczny, jaki osiąga Anderson w swej drugiej animacji poklatkowej, pozwalają całkowicie zatopić się w świecie przedstawionym.
-
Wes Anderson chociaż nie ustrzegł się błędów to i tak - znowu - nagrał bardzo dobry film.
-
Pełen stylu, miłości do kina oraz powagi zmieszanej z dziecięcą fantazją film, który mimo ogólnej satysfakcji i radości z seansu mnie osobiście w środku pozostawił z uczuciem lekkiego niedosytu. Cóż, to chyba dlatego, że Wes Anderson ma u mnie zawieszoną poprzeczkę nad wyraz wysoko...
-
Kupujesz bilet, siadasz, gasną światła, a po niespełna dwóch godzinach nic już nie jest takie samo jak wcześniej.
-
Pozostaje zabawną, wzruszającą, starannie wykonaną i bardzo ładną animacją. Pod względem ciekawego opowiadania historii Amerykanin umacnia więc swoją wysoką pozycję, a dla jego fanów będzie to kolejna, baśniowa odskocznia od codzienności.
-
"Wyspa psów" przypadnie do gustu fanom Andersona, fanom psów, fanom Japonii... ale charakterystyczny styl Andersona na pewno nie przypadnie do gustu każdemu.
-
Dość nieoczekiwanie nabiera tu aktualnego politycznego wymiaru. Anderson pokazuje przecież, jak powstają nieporozumienia, opowiada o uprzedzeniach, które biorą się z mitów, plotek, przyzwyczajeń.