
Doktor Laing wprowadza się do luksusowego apartamentowca. Pełen przepychu, zakrapianych imprez i szalonych orgii raj szybko zmienia się w prawdziwe piekło.
- Aktorzy: Tom Hiddleston, Jeremy Irons, Sienna Miller, Luke Evans, Elisabeth Moss i 15 więcej
- Reżyser: Ben Wheatley
- Scenarzysta: Amy Jump
- Premiera kinowa: 15 kwietnia 2016
- Premiera światowa: 13 września 2015
- Ostatnia aktywność: 7 lipca 2024
- Dodany: 19 lipca 2016
-
Szalone tempo i brak klasycznej, spójnej narracji powodują, że High-Rise ogląda się jakby przez kalejdoskop, atrybut jednego z dziecięcych bohaterów filmu.
-
Pesymistyczna wizja przyszłości, gdzie podziały klasowe stają się przyczyną rewolty, ani trochę nie przygnębia, bo okazuje się być konstruktem równie sztucznym, co tytułowy wieżowiec.
-
Najlepsza filmowa dystopia, jaką widziałem.
-
Nie jest idealny, brakuje w nim tego trudno uchwytnego "czegoś", co porwałoby widza i sprawiło, że jeszcze długo po seansie zastanawiałby się nad przesłaniem i treścią tego dzieła.
-
Szkoda, że nie działa na emocje tak mocno, jak na zmysły. Przez to też jest idealnym przykładem przerostu formy nad treścią.
-
Czysta przyjemność z oglądania tej menażerii, czemu sprzyja wręcz porywający styl wizualny filmu.
-
Intrygujący, choć chaotyczny obraz, który skłania do przemyśleń i zapada w pamięć. Film od początku wciąga i trzyma w napięciu, jednak do tego stopnia, że aż męczy.
-
Rysuje rzeczywistość, która zaciska nam pętle na szyi. Ładne jak kropla krwi na mankiecie i przy tym wszystkim mądre.
-
Bez wątpienia bezkompromisowe i wizjonerskie widowisko.
-
Ekranizacja Ballarda przykuwa do ekranu i nie pozwala oderwać od niego wzroku.
-
Jeden z najważniejszych filmów, które w tym roku pojawią się na ekranach polskich kin. Jest ładnie, tajemniczo i dość przykro.
-
Kilka plusów za realizację, zdjęcia, aktorstwo, charakteryzacje i muzykę.
-
Reżyser ogrywa te wszystkie metafory i inne tropy stylistyczne w sposób bardzo unikatowy i bardzo "swój".
-
Pomimo swojego okrucieństwa film czaruje bowiem obrazem i dźwiękiem.
-
Ponieważ w "High-Rise" brak postaci pozytywnych czy szczególnie interesujących, widz, mimo najlepszych chęci, musi się w końcu poddać i odpłynąć myślami w kierunku ciekawszych tematów.
-
Ogląda się to jak szalone dzieło sztuki, czysty obłęd po mistrzowsku zapisany na taśmie filmowej.
-
Fenomenalnie wystylizowany na lata 70, oniryczny obraz społecznego rozkładu.
-
Być może największe, filmowe dziwactwo, jakie w tym roku pojawi się na ekranach kin.
-
Dwubiegunowość "High-Rise" powoduje, że wychodząc z kina, widz ma prawo czuć się zbitym z tropu. Nie jest pewny tego, co zobaczył, a przede wszystkim nie jest pewny, czy to świadczy o świetności, czy tragiczności tej produkcji.
-
Za pierwszym podejściem film może zniechęcać swoją strukturą - dla niektórych okaże się pozornie rozpadającą się konstrukcją, pełną przesyconych treści. Dla innych będzie doskonałym obrazem fermentującego społeczeństwa i całej groteski jaka temu towarzyszy.
-
Należy wyróżnić piękne zdjęcia. To estetycznie rozkoszna uczta.
-
Mamy więc do czynienia z wielkim witrażem krążącym dookoła siebie - kalejdoskopem wielu słów, idei i obrazów.
-
Zmusza do myślenia, czystej rozrywki jest w nim niewiele, ale i nie jest to ekranowy snuj, w którym nie dzieje się nic: ponury, mroczny film Bena Wheatleya jest wierny klimatowi oryginału, nie brak w nim mocnych ujęć, zabójstw, seksu, perwersji, sadyzmu.
-
High-Rise działa - działa jak precyzyjny mechanizm, rozprawa o nieudanej rewolucji, katalog symboli. Krzyżówka, która chciała być literaturą.
-
"High Rise" przypomina trochę "Drive" Nicolasa Windinga Refna. Obydwa te filmy stawiają obraz ponad historię. Wheatley stworzył film nieco mądrzejszy, lecz emocjonalnie jałowy.
-
Niewygodne, wymagające kino, nie dla każdego.
-
Na pewno jako film ma pewne braki, ma jednak wiele elementów, których w większości kinowych hitów na próżno szukać. I jest dowodem na to, że sci-fi można kręcić inaczej niż szarżując efektami specjalnymi.
-
Składa się z ciągu spektakularnych scen pełnych dzikiej energii, które nie łączą się w spójną i sensowną całość. "High-Rise" brakuje porządnego narracyjnego szkieletu.
-
Wheatley z wyśmienitą ironią portretuje zarówno przepełnionych poczuciem bezkarności przedstawicieli lokalnej elity, jak i nabrzmiałych frustracją mieszkańców niższych pięter budynku.
-
Finałowa destrukcja, od której rozpoczyna się "High-Rise", to majstersztyk wyobrażenia o apokalipsie - także na poziomie formy filmowej.
-
Wheatley chciał pokazać tak wiele rzeczy naraz, że w ostateczności na żadnej nie skupił się wystarczająco mocno.
-
Bełkotliwy gniot, kicz i nonsens.
-
Najciekawszy nie w swoim wymiarze politycznym, tylko estetycznym.
-
Miło jest zobaczyć w szerokiej dystrybucji film brytyjski, zwłaszcza w tak dobrej obsadzie, bo to rzadkość. Szkoda tylko, że scenariusz nie dorównał do wysokiego poziomu aktorskiego.
-
Niezwykle elegancki, wysmakowany, a przy tym głoszący dość złowieszczą tezę, która zostaje pięknie wizualnie przedstawiona na ekranie.
-
Intrygujący na powierzchni, ale ledwie prześlizgujący się po tematyce powieści J. G. Ballarda, alegoria, która niestety nudzi - choć jej sens jest aktualny jak nigdy.
-
Jeżeli nie nastawicie się na odpowiedni odbiór High-Rise, możecie poczuć rozczarowanie.
-
Najbardziej spektakularna w historii rozbiegówka przed teledyskiem.
-
Irytująca maniera rodem z wieców partii Razem nie pozwala nie dać, nomen omen, czerwonego kciuka w dół.
-
Szaleństwo, chaos i zezwierzęcenie, satyra w niekonwencjonalnej formie, po prostu istna ekranowa orgia.