Doktor Laing wprowadza się do luksusowego apartamentowca. Pełen przepychu, zakrapianych imprez i szalonych orgii raj szybko zmienia się w prawdziwe piekło.
- Aktorzy: Tom Hiddleston, Jeremy Irons, Sienna Miller, Luke Evans, Elisabeth Moss i 15 więcej
- Reżyser: Ben Wheatley
- Scenarzysta: Amy Jump
- Premiera kinowa: 15 kwietnia 2016
- Premiera światowa: 13 września 2015
- Ostatnia aktywność: 23 października 2023
- Dodany: 19 lipca 2016
-
High-Rise działa - działa jak precyzyjny mechanizm, rozprawa o nieudanej rewolucji, katalog symboli. Krzyżówka, która chciała być literaturą.
-
Jest czasem, jak wrak budynku, jak organizm z którego wypruto żyły i całe opowiadanie jest martwe, nie ma bohaterów, poszczególne klatki są opustoszałe, obdrapane z treści, windy nie snuja historii, wentylacja nie gwarantuje świeżości narracji.
-
Na pewno jako film ma pewne braki, ma jednak wiele elementów, których w większości kinowych hitów na próżno szukać. I jest dowodem na to, że sci-fi można kręcić inaczej niż szarżując efektami specjalnymi.
-
"High Rise" przypomina trochę "Drive" Nicolasa Windinga Refna. Obydwa te filmy stawiają obraz ponad historię. Wheatley stworzył film nieco mądrzejszy, lecz emocjonalnie jałowy.
-
Najbardziej spektakularna w historii rozbiegówka przed teledyskiem.
-
Składa się z ciągu spektakularnych scen pełnych dzikiej energii, które nie łączą się w spójną i sensowną całość. "High-Rise" brakuje porządnego narracyjnego szkieletu.
-
Nie jest filmem złym, nie jest też filmem dobrym, niespecjalnie angażującym, bo wiadomym, i emocjonalnie pasywnym, którego nader szczęśliwie ratuje strona wizualna, a w szczególności zapadające w pamięć i do bólu sugestywne kalejdoskopowe zdjęcia autorstwa Lauriego Rose'a.
-
Najciekawszy nie w swoim wymiarze politycznym, tylko estetycznym.
-
Dość oryginalny film, który może okazać się dla części publiczności całkiem sporą zagwozdką, bowiem Wheatley robi wszystko, żeby pozbawić opowieść konwencjonalnych rozwiązań i przewidywalnego rozwoju akcji, czyli dwóch aspektów eskapistycznej kinowej rozrywki, które przyciągają często tłumy do kas biletowych.
-
Niezwykle elegancki, wysmakowany, a przy tym głoszący dość złowieszczą tezę, która zostaje pięknie wizualnie przedstawiona na ekranie.
-
Twórcy łapią za ogon kilkanaście srok, ale ostatecznie zostają w garści z wróblem, którym są porządne zdjęcia i aktorstwo.
-
Wheatley chciał pokazać tak wiele rzeczy naraz, że w ostateczności na żadnej nie skupił się wystarczająco mocno.
-
Za wiele tu wszystkiego, przez co pod koniec, niestety niedużo z tej produkcji wynika.
-
Nie czuje się żadnego autentyzmu. To raczej pastisz z elementami satyry, wymierzony w zmanierowane, puste społeczeństwo, staczające się w otchłań rozpusty, degeneracji i orgii konsumpcji.
-
Wheatley z wyśmienitą ironią portretuje zarówno przepełnionych poczuciem bezkarności przedstawicieli lokalnej elity, jak i nabrzmiałych frustracją mieszkańców niższych pięter budynku.
-
Szalone tempo i brak klasycznej, spójnej narracji powodują, że High-Rise ogląda się jakby przez kalejdoskop, atrybut jednego z dziecięcych bohaterów filmu.
-
Szaleństwo, chaos i zezwierzęcenie, satyra w niekonwencjonalnej formie, po prostu istna ekranowa orgia.
-
Pomimo swojego okrucieństwa film czaruje bowiem obrazem i dźwiękiem.
-
Prawie dwie godziny w kinie mogą być tylko nagrodzone, jeżeli zagłębimy się i odczytamy niejasne metafory, których reżyser używa na potęgę. Inaczej, czeka nas konfrontacja z wizualnie pięknym, badającym granice gatunku filmowego dziełem, który dla wielu pozostanie tylko i wyłącznie nużącym chaosem.
-
Irytująca maniera rodem z wieców partii Razem nie pozwala nie dać, nomen omen, czerwonego kciuka w dół.
-
Bełkotliwy gniot, kicz i nonsens.
-
Dwubiegunowość "High-Rise" powoduje, że wychodząc z kina, widz ma prawo czuć się zbitym z tropu. Nie jest pewny tego, co zobaczył, a przede wszystkim nie jest pewny, czy to świadczy o świetności, czy tragiczności tej produkcji.
-
Ponieważ w "High-Rise" brak postaci pozytywnych czy szczególnie interesujących, widz, mimo najlepszych chęci, musi się w końcu poddać i odpłynąć myślami w kierunku ciekawszych tematów.
-
Zaczyna się jak brutalna czarna komedia, by w zawrotnym tempie przeobrazić w dystopijną wizję niedalekiej przyszłości, a skończyć jako niemal typowy slasher.
-
Miło jest zobaczyć w szerokiej dystrybucji film brytyjski, zwłaszcza w tak dobrej obsadzie, bo to rzadkość. Szkoda tylko, że scenariusz nie dorównał do wysokiego poziomu aktorskiego.
-
Nie nadyma się ani nie puszy - zawiera w sobie dokładnie tyle szaleństwa, ile możemy znieść nim sami popadniemy w otchłań obłędu. Film Wheatleya oferuje przy tym całą gamę doznań estetycznych: świetny, choć momentami nieco zbyt szybki montaż, wspaniałe kostiumy i scenografie, a także niezapomnianą muzykę.
-
Za pierwszym podejściem film może zniechęcać swoją strukturą - dla niektórych okaże się pozornie rozpadającą się konstrukcją, pełną przesyconych treści. Dla innych będzie doskonałym obrazem fermentującego społeczeństwa i całej groteski jaka temu towarzyszy.
-
Całkiem mądry i życiowy. Wszystkie zaprezentowane rzeczy są posunięte do ekstremum, ale mimo wszystko nie są zupełnie oderwane od rzeczywistości.
-
Zmusza do myślenia, czystej rozrywki jest w nim niewiele, ale i nie jest to ekranowy snuj, w którym nie dzieje się nic: ponury, mroczny film Bena Wheatleya jest wierny klimatowi oryginału, nie brak w nim mocnych ujęć, zabójstw, seksu, perwersji, sadyzmu.
-
Jeden z najważniejszych filmów, które w tym roku pojawią się na ekranach polskich kin. Jest ładnie, tajemniczo i dość przykro.
-
Rysuje rzeczywistość, która zaciska nam pętle na szyi. Ładne jak kropla krwi na mankiecie i przy tym wszystkim mądre.
-
Nie jest idealny, brakuje w nim tego trudno uchwytnego "czegoś", co porwałoby widza i sprawiło, że jeszcze długo po seansie zastanawiałby się nad przesłaniem i treścią tego dzieła.
-
Intrygujący na powierzchni, ale ledwie prześlizgujący się po tematyce powieści J. G. Ballarda, alegoria, która niestety nudzi - choć jej sens jest aktualny jak nigdy.
-
Jeżeli nie nastawicie się na odpowiedni odbiór High-Rise, możecie poczuć rozczarowanie.
-
Karykaturalny i piekielne celny portret współczesnych elit.
-
Czysta przyjemność z oglądania tej menażerii, czemu sprzyja wręcz porywający styl wizualny filmu.
-
Finałowa destrukcja, od której rozpoczyna się "High-Rise", to majstersztyk wyobrażenia o apokalipsie - także na poziomie formy filmowej.
-
Bez wątpienia bezkompromisowe i wizjonerskie widowisko.
-
Szkoda, że nie działa na emocje tak mocno, jak na zmysły. Przez to też jest idealnym przykładem przerostu formy nad treścią.