
-
Aktywność bohaterów to w kinie Szumowskiej zbyt wielkie słowo. Podobnie jak w poprzednich filmach ogranicza się ona do zmagań przede wszystkim z własnym konformizmem.
-
Historia biednej dziewczyny z Portland, która sama musiała sobie szyć zdobione tiulem trykoty, płynie wartkim strumieniem, uwodząc widza minimalną dozą martyrologii, za to uwypuklając czarny humor.
-
Jedno się Johnsonowi udało: zamienienie spodziewanej historii o powrocie starego rycerza Jedi i podniesieniu morale Rebeliantów w opowieść o trudnej relacji mistrzów z uczniami.
-
Kenneth Branagh w "Morderstwie w Orient Expressie" tak hojnie trwoni energię na aktorstwo, że brakuje mu jej już na reżyserię.
-
Mimo kilku deklaratywnych kwestii, zdradzających nadświadomość postaci i tłumaczących niepotrzebnie niektóre wątki, udaje się "Borgowi/McEnroe'owi" zachować wiele niedopowiedzeń i pozostawić widza z tym intrygującym poczuciem, że wie już o bohaterach wszystko, a jednocześnie nie wie nic.
-
Fabuły jest tu tyle co mięsa drobiowego w tanich kabanosach.
-
Gdzieś w procesie realizacyjnym, po fatalnych wynikach testowych pokazów, twórcy zmuszeni byli dokonać wielu zmian i niestety czuje się to wyraźnie niemal w każdej scenie. Żaden trop gatunkowy - fantasy, western czy science fiction tu nie działa, a momenty, w których nasz świat zazębia się ze światem równoległym, zamieszkanym przez czarnoksiężników i demony, wyjęte jakby z komedii "Goście, goście", tylko podkreślają reżyserską inercję.
-
Choć "Ostatni Rycerz" nie podbije serc nowych widzów, wiernym fanom da iskierkę nadziei.
-
Lewandowski ma wiele do powiedzenia, ale często brakuje mu dyscypliny, aby zrezygnować z jakiegoś wątku dla dobra opowieści.
-
W "Jak ukraść psa?" nie ma jednego, prostego morału, a "potem żyli długo i szczęśliwie" zastępuje mądra transgresja. Okazuje się, że dojrzałe kino dla dzieci potrafi opowiadać o poważnych sprawach bez cienia fałszu i panoszącej się naiwności.
-
Ukłony w stronę starych fanów są głębokie jak nigdy dotąd, ale połączenie ich z nowymi wątkami bywa w "Zemście Salazara" tak zgrabne, że wciąż chce się zostać na ich okręcie, chłonąc chciwie każdy podmuch wiatru czy odór oddechu nieumarlaka.
-
Reżyser-debiutant z ironicznym wyczuciem zaprzęga horrorowe klisze w służbie społecznej satyry na współczesną Amerykę.
-
Ważne obserwacje reżyser zawiera jednak w bardzo lekkiej, bezpretensjonalnej formie. Trochę szkoda, że zamiast postawić na ciekawszą intrygę twórcy poprzestali na ciągu dość luźno powiązanych humorystycznych gagów, jakby nie ufali do końca w zdolność koncentracji uwagi u współczesnych kilkulatków.
-
Emocjonalna siła "Światła i cienia" bierze się z jego intensywności, rozpiętej gdzieś między katatonicznym milczeniem straumatyzowanej pacjentki i zduszonym, niemym krzykiem tej stawiającej diagnozę własnemu życiu.
-
Tylko pozornie wydaje się luksusową pralinką dla niszowej gromadki kulturowych konsumentów, tak naprawdę bliższa jest antymetafizycznemu, głęboko humanistycznemu i społecznemu obrazowaniu rumuńskiej "Śmierci pana Lazarescu". Erudyci i koneserzy żywotów królów wiele tu dla siebie nie znajdą.
-
Kto zna serię, ten nie spodziewa się po "xXx: Reaktywacji" niczego ponad niezobowiązującą opowiastkę, której niemrawe fiflaki udają wielkie fabularne wolty, okraszoną tanimi efektami specjalnymi, letnią intrygą, w której napięcie częściej się rozładowuje, niż buduje.
-
Największą zaletą "Alpejskiej przygody" jest jej strona sensualna, czyli to wszystko, co współczesnym kilkulatkom, stale przyklejonym do swoich smartphonów, pokazuje świat odmienny od ich codziennych doświadczeń - życie w małej społeczności, w otoczeniu górskiej przyrody, urozmaicone tradycyjnym świętem Chalandamarz. To trochę za mało na przygodę, ale wystarczająco na małą podróż w nieznane.
-
Wbrew tytułowi "Ciemniejszej stronie Greya" brakuje jakiegokolwiek mroku.
-
Dla debiutującego reżysera "Amerykańska sielanka" to udany start.
-
W swoich najlepszych momentach, przestaje być tylko faktograficznym filmem dokumentującym głośny proces, stając się opowieścią o tym, że nawet najszlachetniejsze postawy etyczne mogą negatywnie wpływać na poznanie rzeczywistości i sprawdzaniu hipotez, nieistotne, czy tematem w centrum jest holocaust, feminizm czy GMO.
-
Chazelle pożycza sporo z klasycznych musicali, jednak próżno szukać w "La La Landzie" prostej podróży sentymentalnej po ulubionych tytułach.
-
Nie do końca wykorzystany potencjał filmu do komentarza społecznego, wyhamowany przez gatunkowe schematy, nie przeszkadza jednak w czerpaniu przyjemności ze świetnie zrealizowanego kina.
-
Niczym specjalnie nie zaskakuje, ani nie bawi co chwila sytuacyjnym żartem - największa jego siła tkwi w wiarygodnym ujęciu historii, która w lżejszej stylistyce mogłaby się wydawać zbyt cukierkowa.
-
Gwiezdna saga chyba nigdy nie była tak bliska naszej współczesnej "galaktyce" - z bohaterami, w których można uwierzyć, wybuchami, którymi można się przejąć, i naturą wojennego zwycięstwa, które zawsze przecież okupione jest czyimś cierpieniem i czyjąś śmiercią.
-
Mógłby być o niebo lepszy, gdyby skrawki życia serwowane nam przez bohaterki odsyłały do większej, bardziej intrygującej całości. Tymczasem każdą z postaci można bez trudu upchnąć do szufladki podpisanej jednym słowem-kluczem: "starość", "samotność", "nieadekwatność"...
-
Choć żartów nie brakuje, robią one wrażenie organicznie wplecionych w opowieść, która daleka jest od sielanki filmów Disneya i Pixara.
-
Przede wszystkim opowieść o codziennych zaniechaniach i egzystencjalnej bylejakości, która niezwalczana rozrasta się jak złośliwy nowotwór.
-
Nie wykracza poza bezpieczną konwencję fabularyzowanej publicystyki przedstawiającej nam opowieść, którą doskonale znamy, nawet jeśli dotąd głównie z facebookowych komentarzy i lektury ograniczonej do skalowania wzrokiem nagłówków gazet.
-
Podziela wady alegorycznych obrazów - nie wystrzega się uproszczeń, sztucznie zaaranżowanych wydarzeń czy zbyt czytelnych metafor.
-
Pozbawiona większych zgrzytów, ale zaledwie poprawnie stworzona kontynuacja przygód Jacka Reachera robi wrażenie filmu zrealizowanego dekadę temu.
-
Jak ognia unika asymetrii, brakuje tu jakiegoś pęknięcia w gładko prowadzonej narracji czy drobnej rysy w portretach postaci.
-
Humor nie ma tu równoważyć dramatu, ale wybrzmiewać z nim równocześnie.
-
Choć punkt wyjściowy filmu Paula Weitza jest dość pretensjonalny i grozi popadnięciem w niewybredną serię scenek rodzajowych o stetryczałej feministce, "Babka" zaskakująco zgrabnie wymyka się schematom łatwej komedii o przyczynkowej fabule i opiera pokusom przeobrażenia tytułowej bohaterki w śmieszno-straszne monstrum.
-
Dobrze oddaje realia prowadzenia kultowego miejsca spotkań i sposób, w jaki marzenia powoli kruszą się pod naporem zewnętrznych przeciwności, zmuszając do postępowania wbrew swoim zasadom.
-
Ma wszystkie wady blockbustera przy kompletnym braku jego zalet.
-
Choć pozornie może się wydawać, że pełnometrażowy debiut Deniz Gamze Ergüven jest feministycznym krzykiem przeciwko patriarchalizmowi, w rzeczywistości dotyka dużo szerzej zakrojonej sytuacji.
-
W warstwie emocjonalnej i mitotwórczej pozostawia po sobie silniejszy efekt niż wszystkie zgrabnie zrealizowane produkcje Marvela razem wzięte, a tak ciekawego Batmana jak ten Afflecka nie dostarczył dotąd żaden z jego odtwórców.
-
Kino, w którym dzieje się bardzo dużo, ale najmniej na poziomie fabuły - tę twórcy redukują do minimum, robiąc miejsce dla konfliktów wewnętrznych bohaterów i eksponując subtelne zdarzenia w tle, na które nigdy nie ma miejsca w kinie głównego nurtu.
-
Podąża ścieżką, którą polskie kino środka wydeptało dawno temu i uparcie nie chce z niej zboczyć, ścieżką opowiadania o uniwersalnych sprawach równie uniwersalnymi środkami - takie nużące ignotum per ignotum.
-
Na reżyserskim fotelu znowu zasiadła Sharon Maguire, przywracając historii świeżość, w sposób który nie zawiedzie starych widzów i nie zrazi nowych.
-
Jest czymś więcej niż tylko niezobowiązującą zgrywą. Udowadnia też, że sprawnie zrealizowana komedia jest więcej warta niż średnia, słuszna satyra społeczna.
-
Pędzący po szynach szkolny dramat zmierza w łatwym do przewidzenia kierunku.
-
Alternatywa dla współczesnych animacji głównego nurtu.
-
Intrygująca przestrzeń w filmie Jasona Zady została sprowadzona do roli pierwszego lepszego miejsca akcji horroru ze straszydłami wyskakującymi z regularnością rozkładu miejskiego metra.
-
Twórcy swój światopogląd prezentują jasno i inteligentnie. Dawno nikt z taką gracją nie wcielał w życie poczciwej oświeceniowej zasady "bawiąc, uczyć".
-
Choć w zamyśle "Jak zostać kotem" miał być łączącym pokolenia filmem familijnym, wyszedł z niego obraz dla nikogo - to jedynie zgrzebna kompilacja scen wypełnionych korpogadką z grubo ciosanymi slapstickowymi popisami.
-
Porumboiu ucieka od dokładnych diagnoz i nie wypisuje recepty, nie pokazuje palcem winnych, zamiast tego tworzy oryginalną, bajkową ramę, bliższą nastrojem do absurdystycznych dramatów Ionesco niż surowemu realizmowi nowofalowych towarzyszy.
-
Kameralny, ale ważny film, subtelnie przeciwstawiający się wszystkim, którzy w swoim spojrzeniu na zagadnienie aborcji i macierzyństwa nie potrafią już wyłączyć haseł z transparentów społecznych demonstracji i krzykliwych nagłówków gazet.
-
Silne podobieństwo do gry działa niestety na niekorzyść filmu. Nawet najzagorzalszy wielbiciel oryginału szybko dojdzie do wniosku, że to, co cieszy i inspiruje na monitorze komputera, potrafi bezlitośnie spłaszczyć kinowy ekran.
-
Reżyser celowo niczego nie objaśnia, stale lawiruje między współczesnością a bezczasowością, bawiąc się społecznym realizmem na równi z symboliczną przypowieścią.