Wrażliwy romantyk z Bronxu, marząc o karierze, przyjeżdża do Los Angeles, gdzie zaczyna pracę u swojego wujka - agenta topowych gwiazd Hollywood.
- Aktorzy: Jesse Eisenberg, Kristen Stewart, Steve Carell, Blake Lively, Corey Stoll i 15 więcej
- Reżyser: Woody Allen
- Scenarzysta: Woody Allen
- Premiera kinowa: 12 sierpnia 2016
- Premiera DVD: 19 stycznia 2017
- Premiera światowa: 11 maja 2016
- Ostatnia aktywność: 25 kwietnia
- Dodany: 20 lipca 2016
-
Chociaż to film lekki i przyjemny, to co najmniej jego ostatnie ujęcie emanuje bezbrzeżną, paraliżującą nostalgią. Smutkiem, od którego trudno się uwolnić.
-
Komedia i tylko komedia, nie szukajmy niczego więcej. Typowo Allenowska, czasami urocza, chwilami zbyt naiwna.
-
Zabawnie, urokliwie, smutno i jak rzadko u słynnego nowojorczyka bosko wizualnie!
-
Obraz sycący oko pięknymi kadrami, przepełniony szykiem, jazzem i żartem, przez który ciężko momentami zapanować nad salwami śmiechu.
-
Sarkastyczny, jak za najlepszych lat, a w dodatku pełen niespodziewanych podtekstów i aluzji - najnowszy Woody Allen udał się: jest zabawnie i smacznie.
-
Ogląda się z przyjemnością. To z pewnością nie jest najlepszy film Allena, sędziwy reżyser daleki jest od wielkiej formy. Wciąż jednak wie, jak zainteresować widza i utrzymać jego uwagę przez ponad półtorej godziny projekcji.
-
Choć po ubiegłorocznym seansie "Nieracjonalnego mężczyzny" stwierdziłem, że nadszedł czas, aby mistrz ustąpił i udał się na emeryturę, to jednak nie mogę się pod tym zdaniem ponownie podpisać.
-
Bardzo przyjemny i pięknie nakręcony film, który przypomina, że Woody Allen wielkim reżyserem jest.
-
Naprawdę imponująca obsada "nowego Allena", który przy pomocy średniego filmu potwierdza ich status supergwiazd.
-
Jest filmem urzekającym i dającym widzowi to, co powinno dawać kino - półtoragodzinną rozrywkę.
-
Film trochę jak szampan, którym chętnie raczą się bohaterowie filmu, smaczny, wykwintny i z odpowiednią ilością bąbelków, ale od lat produkowanym według tej samej, sprawdzonej receptury. Dla fanów filmów Allena będzie całkiem przyjemny seans, dla tych, którzy nie przepadają za jego twórczością, może być nieco mdły i mało wciągający.
-
To, co znowu udaje się Allenowi, to stworzeniu niesamowitego klimatu.
-
Przypomina trochę początkującą żydowską prostytutkę graną przez Annę Camp - brak mu osobowości, ale ma wystarczająco dużo uroku, żeby przymknąć oko na dłużyzny i dziwaczną perukę Corey'a Stolla.
-
Fabuła niezbyt porywająca, zawiera wiele cytatów i autorskich powtórzeń, lecz wciąga i śmieszy.
-
Dostarcza rozrywki na wysokim poziomie. Allen u schyłku kariery wspiął się na wyżyny swych możliwości, a przynajmniej pokazał, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
-
Ogląda się przyjemnie, bo to dobrze zrealizowany film obyczajowy ze znaczącymi elementami komediowymi.
-
Czuję się zadowolony, bo to był dobry film.
-
Całość wydaje się mniej urokliwa i zabawna niż zazwyczaj.
-
Na tle innych tytułów "Śmietanka towarzyska" nie odznacza się szczególną przenikliwością czy oryginalnością w przedstawianiu kulis branży filmowej, lecz posiada coś równie cennego - lekkość i ludzkie ciepło, pod którymi skrywa się cierpka refleksja nie tylko na temat kina, ale również mechaniki produkowania amerykańskich snów i manowców dorosłego życia.
-
Dobry film Allena, którym sam reżyser udowadnia, że bardzo dobrze czuje się w świecie wyższych sfer.
-
Woody Allen w "Śmietance towarzyskiej" nie odkrywa Ameryki i tworzy dokładnie to, czego się po nim spodziewamy: słodko-gorzką historię o tym, ze życie to komedia pisana przez sadystycznego dramaturga. Mimo wchodzenia do tej samej rzeki, seans jest bardzo przyjemny, lekki, a jednocześnie bardzo refleksyjny.
-
Naprawdę przyjemne półtorej godziny, które równie dobrze spisywać się będzie na małym, jak i na dużym ekranie.
-
Jedynym pocieszeniem - i argumentem za pójściem do kina na Śmietankę towarzyską - jest jazz.
-
Po bardzo przeciętnych imprezach, na jakie Woody Allen nas ostatnio zapraszał, przyszedł wreszcie czas na klasyczną ucztę. Bez fajerwerków, ale ze smakowitym menu i interesującymi gośćmi.
-
Allen znów w lekkiej i przyjemnej formie próbuje przemycić refleksje nad paradoksami życia.
-
Satysfakcjonuje jedynie na polu audiowizualnym, co dla niektórych może okazać się wystarczające: wtedy Cafe society to idealna propozycja na wakacyjny, spokojny seans, skutkujący magicznym przeniesieniem się w lata 30. złotej ery Holywood.
-
Niby nowy, a wyglądający jak większość ostatnich produkcji kultowego reżysera, co niestety nie jest komplementem.
-
Nowa/stara komedia Allena. Nieznacząca, ale wdzięczna i przyjemna dla oka.
-
Pomimo tych wszystkich mankamentów dla wielbicieli talentu Allena nadal jest to pozycja obowiązkowa.
-
Choć wizja reżysera jest bardzo słodko nostalgiczna, wyidealizowana i pretensjonalna, w żadnym momencie słodycz nie jest przesadzona. To po prostu Woody Allen w całkiem przyzwoitym wydaniu.
-
Reżyser sypie bon motami, historia płynie sobie leniwym tempem, jest lekko, przyjemnie, do tego opatrzone ładnymi zdjęciami i fajną obsadą.
-
Ani na moment nie tracimy zainteresowania tą romantyczną i jednocześnie dość zabawną opowieścią, szczególnie że wydarzenia przez jakiś czas toczą się w sposób w pełni przewidywalny, a tymczasem czekają na nas naprawdę zaskakujące zwroty akcji.
-
Obsesyjnie, kompulsywnie, ale znowu udanie.
-
Ciężko wybronić ten film i znaleźć argumenty przekonujące o tym, że świat go potrzebował. Café Society opiera się na banałach, a wieńczy go mało odkrywcza teza.
-
Jest sentymentalna, pełna odniesień do przeszłości reżysera oraz historii kina. Wysmakowana plastycznie, przez co momentami wprawia w zachwyt. Słodka, nieprzesłodzona. Do tego złośliwe inteligenta...
-
Najlepsze, co Woody Allen wypuścił w świat na przestrzeni ostatnich kilku lat.