Monika Kokowska
Krytyk-
Historia pokazana przez Ramsay naładowana jest napięciem elektrycznym. Widz przez cały seans siedzi jak na szpilkach, czekając do kulminacyjnego momentu.
-
Niestety Escape Room okazał się tylko i wyłącznie stratą czasu, a prawdziwym wyzwaniem było na nim wytrzymać do końca.
-
Adam Robitel zapewne miał ambicję, by dorzucić swoją cegiełkę do całej serii, ale jego obraz nie jest udany. Film po prostu nuży, a to chyba jest najgorsze, co można zarzucić horrorowi.
-
Uwspółcześniona wersja, naładowana efektami, straciła to co najważniejsze - atmosferę strachu, izolacji, nieznanego, a przede wszystkim - tajemniczej głębi kosmosu.
-
Wszyscy aktorzy zachowują się naturalnie, niewymuszenie, a sceny są obrazami codziennego życia mieszkańców motelowych pokoi. Niewiele czuje się tutaj reżyserii samej w sobie i to dodaje jeszcze większego uroku temu obrazowi.
-
Hopkins zmierzył się z horrorem i poległ.
-
Okręt strachu niestety nie jest dobrym filmem i tak naprawdę trudno jednoznacznie go zdefiniować gatunkowo.
-
Reżyser łączy tutaj wiele motywów znanych wszystkim fanom grozy, ale robi to w sposób wyważony i ciekawy. Zdecydowanie ekipa filmowa wykazała się tutaj pomysłowością.
-
W całkiem sprawny sposób miesza ze ze sobą dwa gatunki, kryminał i horror. Reżyser Óskar Thór Axelsson doskonale połączył to z poczuciem osamotnienia.
-
Nie każdemu się to spodoba i nie każdy to zrozumie, niemniej jednak reżyserowi należy się wielki szacunek za to, że w hollywoodzkiej fabryce tak jak jego europejscy koledzy von Trier czy Lanthimos przełamuje schematy i robi swoje wyjątkowe, oryginalne kino, zdając sobie sprawę, że nie trafi ono do wszystkich, a tylko do nielicznych wybranych.
-
Obiecywał wiele, ale niestety tym razem zostaliśmy oszukani w okrutny sposób.
-
Zapisze się na kartach filmowej historii jako jeden z najlepszych sequeli. Wszystko zostało dopracowane i dopięte na ostatni guzik.
-
Przede wszystkim odnosi się wrażenie, że twórcy nie mogli się zdecydować czy bardziej ma to być kino fantastyczne, czy horror. Psuje to klimat filmu, ponieważ widz cały czas balansuje pomiędzy tymi dwoma światami.
-
Jest filmem przewidywalnym i niestety nudnym. Ukazuje flirciarską naturę mężczyzn i naiwną naturę romantycznych panien.
-
Reżyser Garth Davis wraz ze swoją ekipą filmową w ujmujący sposób przelali historię Saroo na ekran.
-
Dobrze wykreowane postacie, łagodne, momentami stoickie ujęcia podkręcają tylko klimat mieszkania niczym na bezludnej wyspie. A w końcu to, co przychodzi po zmroku, nie przychodzi ani z ciemnego lasu, ani z piekielnych czeluści - to siedzi głęboko ukryte w każdym z nas i tylko czeka, by przy sprzyjających warunkach pokazać się światu.
-
Nie jest filmem łatwym w odbiorze. Nie jest też obrazem dla każdego. Styl Malicka trzeba czuć. Razem z nim stanąć za kamerą, by z fascynacją obserwować żuka, psa, drzewo, niebo i skrawki ciał naszych bohaterów oraz otaczających ich ludzi.
-
Jest filmem efektownym i bardzo dobrze zrealizowanym. Jedyne czego w nim brakuje to aura i emocje jak w Czasie Apokalipsy czy Helikopterze w ogniu.
-
Niestety w pewnym momencie film zaczyna nużyć. Widz dostaje taki przesyt treści i formy, że staje się to irytujące, niewiarygodne i śmieszne.
-
Całość jest pięknym zwieńczeniem prawdziwego amerykańskiego snu w brutalnej rzeczywistości.
-
Konwencja filmu jest bardzo ciekawie zobrazowana. Zdjęcia mają swój klimat, a opuszczona posiadłość wypełniona dużą ilością rekwizytów jest naprawdę upiorna.
-
Twórca postawił na intrygującą historię trzymającą w napięciu już od pierwszych chwil jej trwania aż do ostatnich minut.
-
Jest dziełem pełnym od początku do końca. Wszystko tu jest na swoim miejscu i niczego nie brakuje.
-
Luke Scott dostarcza widzom jedynie dobre ujęcia, zadowalającą grę aktorską i trochę brutalnych scen. Poza tym niestety można mało dobrego powiedzieć.
-
Z przykrością trzeba stwierdzić, że Adam Wingrad porwał się trochę z motyką na słońce, uważając, że jest w stanie zrobić film o wiedźmie z Blair lepiej. Technicznie może tak, ale klimatycznie, absolutnie nie.
-
Zdecydowanie nie jest to najlepsza produkcja tego reżysera, ale na pewno najlepiej rozpromowana.
-
Niejednokrotnie ma się wrażenie, że to już przecież było, ale w filmie o innym tytule. To jest największy mankament tej produkcji - nie ma w niej powiewu świeżości, a jedynie powrót do poprzednich filmów Wana. Oczywiście nie jest to powrót zły czy nieudany, ale już troszeczkę opatrzony. Na szczęście James Wan, jak nikt ze współczesnych twórców kina grozy, potrafi wszystko naprawić niepowtarzalnym klimatem i prawdziwym praniem mózgu.