
-
Niewątpliwie ma ciekawe pomysły fabularne i inscenizacyjne, dobre zdjęcia, a do tego fantastyczną rolę Marii Ballo. Pozostali robią znacznie mniejsze wrażenie i tradycyjnie nie zabrakło tanich a zupełnie niepotrzebnych chwytów.
-
Ciekawy wątek obyczajowy, dobre aktorstwo, fajna elektroniczna muzyka, niezłe zdjęcia. Jestem daleki od zachwytów, ale oglądało mi się bardzo dobrze.
-
Znaczenie redaktora literackiego, skądinąd świetnie pokazane czysto filmowymi środkami, wydało mi się w tym najbardziej interesujące.
-
Bardzo klimatyczny i stylowy thriller.
-
-
Całkiem inteligentna francuska komedia, bardzo zabawna, nawet jeśli nie wywołuje salw śmiechu na widowni.
-
Pierwsza połowa dowcipna i śmieszna, druga zdecydowanie bardziej dowcipna niż śmieszna, mimo że Boom, wcześniej zdecydowanie powściągliwy, zaczyna swoją błazenadę.
-
Reżyser użył raczej oszczędnych środków i więcej w tym teatru niż kina, ale całkiem fajnie się oglądało. Głównie za sprawą fenomenalnego Jonathana Geneta, aktora o niezwykle plastycznej twarzy i hipnotyzujących oczach.
-
Bardzo nastrojowy, nostalgiczny, miejscami abstrakcyjny, na pewno bardzo specyficzny. Nie mogę powiedzieć, że mi się dłużył, ale mimo wszystko dobrze, że trwa tylko półtorej godziny.
-
Kino surowe, powolne, praktycznie pozbawione muzyki, raczej dla cierpliwych, ale wynagradzają to znakomite zdjęcia, fascynujący na swój sposób obraz podmiejskiego brudu i zniszczenia oraz ciekawa atmosfera.
-
Może i fabuła nie wciąga, bo nie ma czym, ale to prawdziwy popis pisarskiej i filmowej wyobraźni, istny kalejdoskop, hałaśliwy, wulgarny i obsceniczny nie mniej niż "Wilgotne miejsca" sprzed paru lat, miejscami nawet zabawny.
-
-
Dobry przykład tego, jak należy robić filmy o superbohaterach i jak łatwo je popsuć.
-
Słabizny, i to nieliczne, choć zarazem spore, znalazłem zupełnie nie tam, gdzie się spodziewałem.
-
Zaledwie marne popłuczyny po pierwowzorze - nie najgorsze patrzydło, które jednak nie wytrzymuje porównania, film w gruncie rzeczy niepotrzebny.
-
Kino zdecydowanie kontemplacyjne, pełne niezwykle długich, nieruchomych ujęć, które jednak można by oglądać bez końca. To fantastyczna gra kolorów w świetle świec i cieniach powiewających na wietrze firan, praktycznie obywająca się bez muzyki, wyjąwszy rytmiczne uderzenia w bębny.
-
Wyszło fajne, sympatyczne patrzydło, warte obejrzenia również dla rewelacyjnej roli Maggie Smith.
-
Świetny w roli ojca jest Guillermo Francella, aktor o niesamowitych oczach. Bardzo mi się też podobały niezwykle bliskie, lekko stylizowane na dawną taśmę zdjęcia. Fabuła wciąga, mimo że nie ma w niej żadnej zagadki kryminalnej, a ponadto bardzo szybko się dowiadujemy, jak to się mniej więcej skończy.
-
Piramidalna bzdura z multum klisz, nieprawdopodobieństw i kretyńskich zachowań bohaterów. Kino płytkie jak kałuża, tak sobie zrealizowane, a przy tym całkowicie na serio.
-
Największym atutem filmu jest klimat: brudny, zimowy, przesiąknięty papierosowym dymem, podkreślany przez bardzo dobre zdjęcia, ciemne i chłodne, oraz świetnie dobrane elektroniczne brzmienia.
-
Pod każdym względem nadzwyczajne osiągnięcie, rzadkie połączenie rasowego thrillera z dramatem psychologicznym i wizualną poezją.
-
Napięcia nie ma tu zbyt wiele, a wątek miłosny, niezależnie od jego znaczenia dla fabuły, jakby ginie wśród innych. Nie brakuje natomiast nadzwyczaj złożonej intrygi i naprawdę potężnych zwrotów akcji.
-
Spodziewałem się nieznośnego patosu, żenująco tandetnego zwolnionego tempa, łopatologii stosowanej i banalnej, pompatycznej muzyki. I tu nie było zaskoczenia. Na szczęście pierwsze dwie godziny były pod tym względem całkiem znośne.
-
Nie licząc tej nieszczęsnej Kendrick, paru baranów tradycyjnie pchających się pod nóż i trochę naciąganej końcówki, to całkiem udane kino akcji, które ma do zaoferowania o wiele więcej niż samą akcję i suspens.
-
Dużo w tym brudu, szarości, psychicznej przemocy, ale zdjęcia nie są ostentacyjnie surowe i nieefektowne, jak to często się zdarza w takich naturalistycznych filmach.
-
Fajna, stylowa baja dla całej rodziny, którą można polecić.
-
Głośna, wypełniona słowotokiem przeplatanym z wrzaskami dzieciarni, ale sympatyczna, bezpretensjonalna, inteligentna i dowcipna, nawet jeśli nie wywołuje salw śmiechu na widowni.
-
W historii kina raczej się nie zapisze, ale nie nudziłem się i mimo poczucia bezsensu oczy mnie nie rozbolały.
-
Nie mogę powiedzieć, żebym się nudził, zresztą jest parę zaskakujących zwrotów akcji, nie brakuje też zabytków i widoków na stare dzielnice. Dlatego całość w roli niewymagającego patrzydła nawet się broni. Wszystko to wydało mi się jednak okropnie płytkie, wydumane, a miejscami zwyczajnie idiotyczne.
-
Ogląda się to bardzo dobrze, przy czym film może - co wiem z bezpośredniej relacji - wpędzić w dołek co mniej przedsiębiorczych.
-
Kameralne aktorskie kino z paroma już wyświechtanymi morałami, chyba nawet jednym za dużo, banalną ostatnią sceną i muzyką, która częściej mi przeszkadzała, niż budowała napięcie.
-
Naprawdę zabawna, wyrafinowana komedia - niech nawet będzie, że obyczajowo-psychologiczna - która dopiero pod koniec przechodzi w nieco inne gatunki.
-
Wystudiowany wizualnie, chyba dobrze zagrany, w wielu miejscach naprawdę zabawny, nawet uroczy, ma kilka interesujących wątków pobocznych.
-
Świetny, ale raczej dla tych, którzy nie oczekują od kina, że będzie działać im na zmysły.
-
Nastrój, podkreślany przez znakomite zdjęcia, niewątpliwie się udał. Jeszcze bardziej udały się postacie i dialogi, zwłaszcza te z udziałem rewelacyjnego Richarda Jenkinsa w roli pierwszego zastępcy szeryfa.
-
Cate Blanchett oglądało się z przyjemnością, a pytania o etykę dziennikarską były bardzo ciekawe, ale film pod koniec w paru miejscach wpada w dość nieznośne klimaty, okraszone nadmiarem zwolnionego tempa.
-
Poza tym jest to pod każdym względem znakomite kino.
-
Pierwsza godzina jest znakomita, ostatnie pół godziny - wyraźnie słabsze, a sama końcówka trochę bez sensu, ale ogólnie to jeden z lepszych realistycznych horrorów.
-
Czysta przyjemność z oglądania tej menażerii, czemu sprzyja wręcz porywający styl wizualny filmu.
-
Nie jest to "Na skraju jutra" ani "Wojna światów", ani nawet wspomniana "Gra Endera", ale w porównaniu na przykład z "Dniem niepodległości" film wypada, moim zdaniem, nieźle.
-
Jeden z tych thrillerów, które potrafią zrobić napięcie niemalże z niczego i udowadniają, że mniej często znaczy więcej.
-
Cudownie bezpretensjonalna rozwałka.