Gdzie mieszka Pan Bóg? W Brukseli. Z rodziną, którą tyranizuje. Największą przyjemność sprawia mu bezmyślne oglądanie telewizji, dokuczanie żonie i wymyślanie praw, które coraz bardziej komplikują ludziom życie. Do czasu. Jego córka Ea nie może go już znieść i postanawia się zbuntować. Wykrada ojcu z komputera hasła i wszystkie tajemnice, dzięki którym będzie mogła urządzić świat zupełnie od nowa.
- Aktorzy: Pili Groyne, Benoît Poelvoorde, Catherine Deneuve, François Damiens, Yolande Moreau i 15 więcej
- Reżyser: Jaco Van Dormael
- Scenarzyści: Jaco Van Dormael, Thomas Gunzig
- Premiera kinowa: 1 stycznia 2016
- Premiera światowa: 17 maja 2015
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Uroczy, ale również mądry i na swój sposób religijny.
-
Co chwilę gubi tempo. Pośród natłoku często dowcipnych pomysłów ginie feeling, tak potrzebny w przywiązaniu widza do komediowego repertuaru.
-
Stanowi z pewnością przede wszystkim ciekawy pomysł na film, który niestety z kolejnymi minutami nieco się rozmywa. Mimo to, ze względu na humor i wykreowanie postaci i świata, ogląda się go z przyjemnością.
-
Chwilami przypomina lekkość i świeżość podejścia, prezentowanego w "Amelii" Jeuneta, by w innych stać się ciężkim obuchem w głowie widza, który nie może połapać się w tym dlaczego właściwie zdecydowano się opowiedzieć tę historię.
-
Im dalej w las, tym słabiej i nie cały film trzyma wysoki fason. Ale i tak warto.
-
Otrzymujemy dawkę nie tylko przedniego humoru, ale oglądamy kino szalenie kreatywne i finezyjne.
-
Ma swoje niezłe momenty, choć jest nieco zbyt przeciągnięty i trochę udający bycie czymś poważniejszym niż tylko zwykłą komedią fantasy. Ale na szczęście w wielu momentach potrafi przyzwoicie widza rozbawić i w sumie chyba właśnie o to chodzi.
-
Pełen gagów, sytuacji kipiących humorem oraz haseł i dialogów, które rozbawią zarówno osoby niewierzące, jak i wierzące, pod warunkiem, że potrafią zachować dystans do pewnego przełamania konwencji religijnych.
-
Kino przesycone wyobraźnią, skrzące się zadziwiającymi, oryginalnymi pomysłami, kreatywne, również w warstwie wizualnej.
-
Ogół puent, gagów i humorystycznych zabiegów to w większości katalog już dawno zużyty i zwyczajnie mało zabawny. Film zaledwie snuje się po powierzchni i niestety nieudolnie usiłuje stworzyć niebanalną narrację.
-
Historyczno-materialistyczny model kina upchnięty w niby-rozrywkowy film i zakamuflowany pod słowem "komedia" odbieram jako próbę oszustwa.
-
Przepełniony jest gagami, które stanowią spójny rozwój fabuły oraz utrzymują zainteresowanie widza.
-
Jego sztywna forma miejscami trochę nuży, lecz treść tworzy jeden z najbardziej przejmujących, ekranowych obrazów człowieczeństwa.
-
Jest efektownym poradnikiem samoakceptacji, "Biblią dla opornych", niezłą komedią i przyzwoitą tragedią. Wszystkim tylko nie filmem, który sugeruje tytuł.
-
Stawia absurdalnie wiele kluczowych pytań, nie sugerując jednocześnie zbyt wielu odpowiedzi, i wychodzi od tak absurdalnych założeń, że nie sposób ulec magii tego filmu.
-
Laicka zabawa katolicką ikonografią i schematami z hollywoodzkiego kina biblijnego. Ani obrazoburcza, ani specjalnie mądra w swojej przewrotności.
-
Plakat krzyczy: "Piekielnie śmieszna komedia". Ale to czarne kino. Znakomite.
-
Ta nieszablonowa francuska komedia nie ma słabych punktów.
-
Ciekawa propozycja dla widzów z dystansem do siebie, religii i swojej wiary.
-
Bardzo dobrze zrealizowana komedia, która powinna bawić w szczególności wybredniejszych widzów.
-
Van Dormael nie zaskoczył i nie stworzył filmu stricte gatunkowego. Belgijski reżyser dalej łączy zabawne z poważnym, chociaż w innych proporcjach i nie jest już w takiej formie jak przy poprzednich filmach.
-
Jest to kino oryginalne i wymykające się szablonom, przyjemne w odbiorze.
-
Byłem bliżej rozczarowania, niż oczarowania, ale w regularnym repertuarze "Zupełnie Nowym Testamentem" można się zupełnie swobodnie zachwycać.
-
Wypełniony jest oklepanymi do bólu prawdami objawionymi i ogranymi chwytami.
-
Nie mam też złudzeń: trzeba mieć sporo dystansu do wyznawanej przez siebie religii, aby obejrzeć "Zupełnie Nowy Testament" i stać się amatorem kwaśnych jabłek.
-
Im więcej czasu mija od mojego pierwszego seansu "Całkiem nowego testamentu", tym więcej mam wątpliwości. Wtedy zostałem całkowicie uwiedziony, następny seans odsłonił jednak obecne w tym dziele szwy.
-
Pozostaje ciekawym konceptem, którego rozwinięcie mogłoby być o wiele lepsze.
-
Może i nie najśmieszniejsza, ale na pewno arcydowcipna i nadzwyczaj wyrafinowana komedia, bardzo w stylu "Amelii". Miejscami zadziwiająco poważna i zarazem piękna.
-
Ma ciekawą fabułę i bardzo dobry scenariusz. Nie zawiedli również aktorzy, świetna jest mała Groyne, Poelvoorde w roli Boga oraz aktorzy drugoplanowi.
-
Jest zatem zabawnie, a jedynym przekroczeniem dobrego smaku są wspomniane wcześniej białe skarpetki zakładane do tanich klapek z kosza z hipermarketu jak zwykło czynić wielu rodaków nie tylko na wakacjach.
-
Ślizga się po nieco kontrowersyjnym temacie, ale poprzez nijaką i nudną warstwę fabularną, nuży szybciej niż powietrze wypuszczane z napompowanego balonika.
-
Obrazoburczy w założeniu, ale w wykonaniu już nieco mniej. Van Dormael nie liczy bowiem na ekskomunikę, ale po prostu na dobrą zabawą. I ją zapewnia.
-
Nie byłby jednak Zupełnie Nowy Testament filmem tak znakomitym, gdyby nie doskonała obsada.
-
Ma w sobie słodycz "Amelii", jest poetycki, ale nie koturnowy, śmieszny, ale nie ośmieszający, zuchwały, ale nie obraźliwy. I wcale nie tak bluźnierczy, jakby zapowiadał początek: nie ma tu śladu cynicznej zgrywy, szuka się w nim - fakt, że przewrotnie - alternatywnych ładów moralnych, szuka nadziei.
-
Jest więc filmem przyzwoitym, ale na wielkie laury nie zasługuje.