Nowy Jork, lata 50. Marząca o lepszym życiu pracownica sklepu zakochuje się w starszej i zamężnej kobiecie.
- Aktorzy: Cate Blanchett, Rooney Mara, Kyle Chandler, Jake Lacy, Sarah Paulson i 15 więcej
- Reżyser: Todd Haynes
- Scenarzysta: Phyllis Nagy
- Premiera kinowa: 4 marca 2016
- Premiera światowa: 17 maja 2015
- Ostatnia aktywność: 28 grudnia 2023
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Jest dużym osiągnięciem artystycznym, z bardzo dobrą muzyką i świetnymi zdjęciami, które nadają mu klimat trochę jak z kina noir, a trochę jak ze snu. Podobnie jak tytułowa bohaterka ma niewątpliwą klasę.
-
Cóż, miłość najsilniejsza jest wtedy, gdy nie próbujemy jej analizować.
-
Oglądając ten film czuje się prawdziwą, fascynującą, początkowo tajemniczą, a później wyjątkowo wyrazistą więź jaka łączy bohaterki. Akty miłości ukazane są bez przesady, a z subtelnością, delikatnością i ostrożnością.
-
Gatunkowa identyfikacja wydaje się jednak w przypadku filmu Haynesa nie tak istotna, jak mogłoby się wydawać. "Carol" jest bowiem dziełem tak nieszablonowym, nieprzypadkowo osadzonym w połowie poprzedniego stulecia i wystylizowanym wizualnie, że dodatkowe szufladki wydają się jałową próbą uschematyzowania jego wartości.
-
Dramat na ważny temat, po którym w pamięci zostaną nam tylko twarze głównych bohaterek.
-
Jest dopieszczoną w każdym szczególe wizualną ucztą.
-
Urzeka subtelnością, czaruje pieczołowicie odwzorowanym klimatem lat 50. ubiegłego wieku, przykuwa dyskretną grą aktorską. To zarówno poruszająca historia o bolesnym odkrywaniu własnej tożsamości, jak i wnikliwy portret społeczeństwa zamykającego oczy przed niezrozumiałym, tym, co odstaje od ogólnie przyjętych norm.
-
Poza niewątpliwą wartością emocjonalną i socjologiczną, warto zobaczyć choćby przez wzgląd na perfekcyjną stronę wizualną.
-
Skromny, choć wielce imponujący, reżysersko dojrzały i tematycznie opanowany. Ma to wszystko, co trzeba mieć w Hollywood, tylko po prostu trochę mniej.
-
Nie przyciąga uwagi - brakuje czegoś w grze aktorskiej i kreacji bohaterek oprócz wzajemnego zachwytu nad sobą. Ma się niedosyt elementów, które by fascynowały i nie dawałyby oderwać wzroku od ekranu.
-
Niezapomniana muzyka Cartera Burwella i kostiumy Sandy Powell przenoszą nas w świat zmysłowych spojrzeń w oparach dymu, czułych dotyków i uczuć silniejszych niż ludzkie uprzedzenia.
-
Choć jest obrazem ładnym i bardzo dobrze zagranym, to całościowo prezentuje się dość przeciętnie.
-
Gdyby w ich miejsce podstawić klasyczny układ - kobietę i mężczyznę, i zostawić całą resztę bez naruszenia, to okazałoby się, że mamy do czynienia z dość banalną opowiastką o zdradzie, którą moglibyśmy odnaleźć w pierwszym lepszym harlequinie albo na antenie kiepskiej telewizji w godzinach okołopołudniowych.
-
Uwodzi precyzyjnie skomponowanymi charakterami, jest mieszanką niewinnej kokieterii z groźnym żerowaniem na uczuciach drugiego człowieka.
-
Po dwukrotnym obejrzeniu filmu z przykrością muszę stwierdzić, że jestem rozczarowana. O ile pochwalić mogę aktorstwo Blanchett, o tyle w każdym innym aspekcie, film jest po prostu mdły i nudny.
-
Świetny film, pełen subtelnie oddanych emocji, wygrywanych przez drobne wymowne gesty, czasem tylko kilka słów. To obraz pełen psychologicznej prawdy.
-
Jest dla mnie czymś w rodzaju "zmarnowanego potencjału", gdzie nie do końca wiadomo, co nawaliło. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale zwyczajnie nie iskrzy i nie działa.
-
Ogląda się jak odnaleziony po latach melodramat wyprzedzający obyczajowo swoją epokę, przez co odesłany na półkę na mocy Kodeksu Haysa.
-
Jedynie co w tym filmie mogło mnie urzec to klimat lat 50. w nowojorskiej przestrzeni.
-
Wszystko tu lśni, wygląda elegancko i powabnie, jest czarodziejskie i brutalnie niedoskonałe, ale ewidentnie brakuje tu życia i autentycznej pasji.
-
Dzieło kompletne, dopracowane w każdym szczególe, zarazem sugestywne i delikatne.
-
Przełamujący konwenanse, ale w sumie banalny melodramat w postaci romansu młodej dziewczyny z dojrzałą kobietą. Trzeba jednak przyznać, że podany ze smakiem i wyczuciem oraz aktorsko świetny.
-
To co najbardziej urzeka to klimat lat pięćdziesiątych i muzyka. Względnie powierzchownie została potraktowana fabuła, która jest przewidywalna, ale potrafiąca zaciekawić.
-
Miłosna opowieść, którą przeżywa się przez kilka dni, jak wyjątkowy sen, w którym nasz mózg przypomina nam jakąś szkolną miłość.
-
Obraz jest tu organicznie zespolony z narracją.
-
Fascynująco niedzisiejszy, z epoki, kiedy wyznania pisało się piórem, a zarazem jakże współczesny w przesłaniu i opisie problemów, z którymi zmaga się uczucie postrzegane przez ogół jako niedopuszczalne.
-
Carol i Therese to cudowne, kunsztownie napisane postaci, zaś Haynes wykorzystuje każdą scenę, każde słowo, gest i grymas, by powiedzieć o nich coś więcej. Mówi poprzez kostiumy, scenografię, opowiada kadrami przywodzącymi na myśl obrazy Edwarda Hoppera oraz klasycznie "hollywoodzką", zamaszystą partyturą Cartera Burwella.
-
W przypadku "Carol" ckliwy zwiastun jest dużo słabszy od całego filmu, którego siła polega na tym, że to, co najdramatyczniejsze, jest w nim rozproszone. To film subtelnych sugestii, wymiany spojrzeń, a nie wykładania emocji w dialogach kawa na ławę.
-
Kino wysmakowane, delikatne i niewulgarne. Jednakże nie do końca oscarowe.
-
Chyba właśnie w tym kryje się największa siła filmu Haynesa: jego zakończenie nie stanowi klasycznego happy endu. Zawiera się w nim coś więcej - daje ono nadzieję na nowe rozdanie w relacji Therese i Carol.
-
Jeden z ładniejszych filmów o miłości w ostatnich latach.
-
Cudownie pieści wszystkie zmysły, ale cała historia jedynie delikatnie zahacza o większy problem i głębsze emocje. Ślizga się po powierzchni i nie ma odwagi, by obrać zdecydowany kierunek.
-
Po seansie można poczuć się odurzonym jak po przebywaniu zbyt długo w dusznym pokoju wypełnionym zapachem ciężkich perfum i dymu papierosowego - "Carol" potrafi zawrócić w głowie. To bardzo przyjemne uczucie.
-
Hipnotyzujące nieruchome kadry, kostiumy oraz scenografia są tu równie ważne, co aktorzy.
-
Na pierwszy rzut oka to finezyjna opowieść o wielkiej miłości, ale wraz z każdą kolejną minutą seansu nie można oprzeć się wrażeniu, że to jedynie fasada. Za tym wszystkim kryje się chłodna kalkulacja i analiza, mająca zapewnić szereg prestiżowych nagród, co jednak chyba nie do końca się udało, gdyż te ruchy okazały się zbyt przejrzyste. Co nie zmienia faktu, że "Carol" to świetnie zagrana i oszałamiająco wyglądająca historia.
-
Świetnie oddaje kłamliwą, egzaltowaną atmosferę powojennej Ameryki.
-
Subtelna, zagrana na delikatnych tonach opowieść o rodzącej się fascynacji i emocjach. Przekonywująca, niezwykle zagrana i sfotografowana.
-
Widzimy ogrom pracy, dopracowanie szczegółów, piękne zdjęcia i kostiumy, ale jednak całość nie ma duszy, naprawdę wieje chłodem ta pusta emocjonalnie skorupa.
-
Haynes z sukcesem powołuje się na klasyczny amerykański melodramat.
-
Pulsująca podskórnymi emocjami opowieść o miłosnej obsesji.
-
Największy udział w sukcesie Carol ma reżyser. Naprawdę trzeba być wielkim twórcą, by budzące się uczucie pokazać tak delikatnie i z taką gracją.