-
Historia przedstawiona w "Turkusowej sukni" jest dość fatalistyczna, bo mówi przecież o uczuciach, które stoją w sprzeczności z normami moralnymi, ale wizualnie dzieło Touzani płonie od afektów i ciepłej, nasyconej kolorystyki. Gorące sepie i "przepalone", niekiedy klaustrofobiczne zdjęcia dobrze współgrają ze stanem emocjonalnym bohaterów, a wykadrowane z uczuciem i smakiem ujęcia same w sobie skrojono kierując się ideą perfekcyjnego "wzornictwa".
-
To w gruncie rzeczy opowieść o ruchu #MeToo na miarę pierwszej połowy XX wieku.
-
Trzymający w napięciu od pierwszych do ostatnich minut, świadomy społecznie i politycznie, krytyka maczystowskich dążeń i zapędów - taki jest nowy film Emina Alpera, twórcy "Za wzgórzem" i "Opowieści o trzech siostrach".
-
Problemem komedii Priwieziencewów nie jest hołdowanie toksycznej męskości - bo tę raczej twórcy obśmiewają. Jej problem leży w tym, że całość - pomimo obiecującego tematu wyjściowego - nie śmieszy tak, jak powinna, finalnie rozczarowuje. Film jest płytki, a bohaterom wkładane są w usta w najlepszym wypadku frazesy, a w najgorszym głupoty. Postacie, które trudno darzyć sympatią, rzucają bzdurami w stylu: "Mój stary wypalił cztery paczki, zanim się przekręcił... zamek w drzwiach".
-
54 lipca 2022 [2]
- 11
- Skomentuj
-
To komediodramat o burzy emocjonalnej, wypaleniu małżeńskim i kryzysie wieku średniego. Film skłania do refleksji, jest technicznie przyzwoity, a niekiedy imponujący, jego ścieżka dźwiękowa i dobór piosenek budzą skojarzenia z zagranicznymi produkcjami. To, co uderza - niestety negatywnie - w "Fucking Bornholm" to postać Mai. Sama Grochowska jest, oczywiście, zdolną aktorką, ale bohaterka nie budzi w widzu sympatii.
-
5.51 lipca 2022 [2]
- 8
- Skomentuj
-
Simon Rex jako antybohater, którego nie sposób znienawidzić, jest kapitalny w swojej roli, a w większości scen towarzyszy mu zaskakująco zgrany ansambl. Aktorska ekipa działa jak dobrze naoliwiona maszyna dzięki Bakerowi, który kolejny raz dowodzi, że jest jednym z najzdolniejszych amerykańskich reżyserów i scenarzystów.
-
To film, w którym nie uderzają znane nazwiska, ale atrakcyjne kompozycje zdjęć, wakacyjna gra światłocieni, przemyślany i technicznie wyszukany montaż. Wizualnie to bodaj najpiękniejszy dramat o tematyce queerowej od czasu ubiegłorocznego "Przyszłość należy do nas".
-
Nie jest filmem stricte kibolskim, ani laurką dla patologii społecznych, a diagnozą ludzi wywodzących się ze środowisk przestępczych. Olencki i scenarzysta, Tomasz Klimala, nie stawiają na tani sensacjonalizm, zamiast tego zgłębiają psychikę postaci. Opowiadają o kodeksie gangsterów i o tym, jak ważne są dla nich honor i braterstwo. Poruszają też temat toksycznej męskości, choć zostaje on bardziej liźnięty, a reżyser nie zatapia w nim kłów.
-
Jest medytacją na temat wszystkiego, co ważne w szczęśliwym związku: partnerstwa, przywiązania, poświęcenia i troski. Macqueen unika taniego sentymentalizmu - to zasługa wyważonego scenariusza i obdarzonych naturalną empatią aktorów.
-
76 lipca 2021 [2]
- 3
- Skomentuj
-
Pełen nostalgii za młodością, opowiedziany uniwersalnym językiem. Dynamiczny technicznie, z całym katalogiem trącących starocią hitów, ale też nowszych, kapitalnie wyprodukowanych piosenek. Plastycznie film prezentuje się fenomenalnie, a jego fluorescencyjne rzuty światła nadają całości fajnie młodzieżowy, instagramowy ton.
-
7.529 czerwca 2021 [2]
- 3
- Skomentuj
-
Film o nieidealnej, toksycznej rzeczywistości i trudnej relacji dręczyciel-osoba dręczona. O wybaczaniu, szukaniu ukojenia i wewnętrznego spokoju. O chęci zamknięcia za sobą traumatyzującego rozdziału w życiu.
-
Stawia na długie, refleksyjne ujęcia podróży Fern po kolejnych stanach: film jest prozatorski - w najlepszym ujęciu tego słowa - ale bardzo medytacyjny. Wyciszony, pełen atrakcyjnej prostoty i minimalizmu. Szarpiący za strunę emocji, ale robiący to bez wchodzenia w melodramat. McDormand tworzy w nim kreację na równi dumną i surową, dzięki której prawdopodobnie wywalczy swojego trzeciego Oscara.
-
Wydaje się nadmiernie zamerykanizowany, wprowadzone zostają w nim schematy gatunkowe zerżnięte, jeden po drugim, z lepszych produkcji zagranicznych. A "lepsze" niekoniecznie muszą tu oznaczać "dobre".
-
Rzadko widujemy filmy dużych wytwórni ogniskujące się wokół postaci LGBTQ, umieszczonych na pierwszym planie - w podgatunku bożonarodzeniowych komedii to absolutny rarytas. Miejmy nadzieję, że produkcja DuVall spotka się z ciepłym przyjęciem wśród widzów Hulu, przełamie lody i pociągnie za sobą kolejne, podobne niespodzianki. Wszyscy zasługujemy na swoją bożonarodzeniową "bajkę" - każdy miłośnik "Tego wspaniałego życia", każdy heteryk i każda grupa mniejszościowa.
-
7.528 listopada 2020
- 1
- Skomentuj
-
Subtelny dramat poświęcony często sensacjonalizowanej tematyce. Bardziej studium postaci niż tabloidyzacja realnych bolączek pokolenia boomerów i sprzedawców marihuany, film reżyserowany bez nadmiernego upraszczania. Historia o kryzysie starczym kręcona w duchu kina "slice of life", może chwilami nader oszczędna, ale dużo zyskująca dzięki obsadzie aktorskiej.
-
Akinowi ewidentnie marzy się przełamywanie gruzińskich uprzedzeń i emancypacja osób LGBTQ, choć rozbijanie struktur homofobii zajmie tu jeszcze trochę czasu. Dzięki filmom jak "A potem tańczyliśmy" rośnie jednak świadomość problemu, poszerza się jego rozumienie. Gruzini nie chcą pogłębiać wiedzy na temat życia gejów i lesbijek, ale teraz nie mają już wyboru: film wywołał falę komentarzy w ich kraju, wyciągając temat z podziemi. Może wkrótce w Tbilisi dojdzie do kolejnej pride'owej demonstracji?
-
Live-action remake wykonany z sensem i sercem: film stylowy, żywotny, może trochę kampowy, ale z wizualnym przepychem.
-
7.510 września 2020
- 2
- Skomentuj
-
Jest jednym z pierwszych hallmarkowych projektów z dumnie rozbrzmiewającym wątkiem gejowskim. Czy to wątek głośno niosący się w kontekście całego filmu, o istotnym dla fabuły znaczeniu? Niekoniecznie. Dwaj przystojniacy wymieniają pożądliwe spojrzenia, ewidentnie mając się ku sobie - to z grubsza tyle. Liczy się jednak sam fakt pozytywnej zmiany w trajektorii scenariusza oraz zerwania z homofobią, a i obsadzenie Shawna Robertsa jako postaci queerowej ma duże znaczenie.
-
Wszyscy bohaterowie "Undercover Angel" żyją w świecie, któremu organizacja MPAA przyznałaby kategorię "G" - bez ograniczeń wiekowych i bez sensu. Film nie ma nic wspólnego ze światem realnym, i to nie tylko dlatego, że szefem Henry'ego jest Dobry Pasterz i Pan niebios.
-
Naturalistyczne zdjęcia Waylanda Bella nasuwają skojarzenia z takimi tytułami, jak "Powrót" Andrieja Zwiagincewa, "Euforia" Iwana Wyrypajewa czy "Jak spędziłem koniec lata" Aleksieja Popogrebskiego. Kopturevskiy upodobał sobie panoramiczne, obserwacyjne ujęcia gór, łąk i jezior, które, w unieruchomieniu, potrafią zajmować obszar ekranu przez dobrą minutę i zbliżają "Syberię" do nurtu slow cinema. Surowy ekosystem jest w filmie cichym obserwatorem ludzkiej tragedii.
-
6.517 lipca 2020
- 1
- Skomentuj
-
Historia w "15 latach" jest minimalistyczna, pozbawiona głębszej puenty, a Hadadi, jako reżyser, wykazuje rozczarowującą bierność. Jeśli ktoś ratuje film, z pewnością będzie to Oded Leopold. Jego rola odznacza się arbitralnym, pełnym temperamentu charakterem, a Yoav - choć niedoskonały - pozostaje intrygującą postacią.
-
Prosta i uniwersalna historia o wolności wyboru, budowaniu tożsamości oraz otwieraniu się na świat - jak brutalny by nie był. Dobra propozycja dla fanów "Girl", "Mandarynki" i "Przygód młodego wilkołaka". W pierwszym z filmów rolę transdziewczyny zagrał cispłciowy mężczyzna. Tutaj ujawnia się przewaga "Loli" nad "Girl": postać tytułową gra bowiem aktorka otwarcie deklarująca przynależność do środowiska LGBTQ - i ten aspekt filmu zdecydowanie warto pochwalić.
-
Wybitny przedstawiciel kanonu New Queer Cinema i najbardziej intymny road movie lat 90. Da się odczuć w "Moim własnym Idaho" ducha awangardy. Van Sant stawia na heterogeniczny sznyt wizualny, chętnie tnie sceny w najmniej oczekiwanych momentach i przerywa je kolorowymi planszami tekstowymi. Miesza rozmowy o wszystkim i niczym z szekspirowsko-elżbietańskimi dialogami, standardy jazzowe przeplata z kawałkami folkowymi i pieśniami patriotycznymi. Ma też oko do ciekawych kontekstów operatorskich.
-
1029 czerwca 2020 [2]
- 1
- Skomentuj
-
Humor przedstawiony w filmie ma charakter deadpanowy, dialogi są ostre jak brzytwa, a narracja z minuty na minutę nasycona jest coraz silniejszą farsą. W "Wojnie płci" Roos przemawia do nas unikalnym głosem granej przez Ricci intrygantki, która ma w sobie tyle charyzmy, że ciężko nie kibicować jej w toku kolejnych zdarzeń - ciężko ją znienawidzić, choć pojawia się, by sprawiać same kłopoty.
-
W jednej jedynej scenie z udziałem rumuńskiego championa sportów sylwetkowych kulturystyka potraktowana zostaje ciut głębiej niż wcześniej, a guru z Europy poucza Mike'a: "kiedy twój ból staje się przyjemnością, wygraną masz w kieszeni". Bohaterowie filmu może nie do końca zasługują na miano masochistów, ale będą nimi wszyscy, którzy spędzą z "No Pain..." więcej niż kwadrans.
-
Twór absolutnie oczywisty, podążający ścieżką wytartą przez kilkanaście innych produkcji z katalogu reżysera. Kręcony pod roboczym tytułem "Napastnik", równie dobrze mógłby nosić nazwę "Patryk Vega prezentuje: romantyzacja, kurwa, kibolstwa". Miało powstać kino o polskich patologiach, a wyszło z tego polskie pato-kino.
-
Filmowi, który parę tygodni temu pojawił się w ofercie Netfliksa, nie bez powodu wytknięto, że promuje antyfeminizm i kulturę gwałtu. Przesłanie płynące z "365 dni" wydaje się wręcz naganne: zmuszanie kobiet do obcowania płciowego jest okej pod warunkiem, że gwałciciel to kawał przystojnego skurwysyna. Można odnieść wrażenie, że przedstawiona w filmie historia to mokry sen Lipińskiej, która emocjonalnie nie przeszła jeszcze okresu pokwitania.
-
Powstał film o trudach randkowania, rzucaniu sobie wyzwań, na przemian radzeniu sobie z problemami i uciekaniu od nich. Nie ma w "All Over the Guy" bohaterów bez winy, nie ma perfekcyjnie wyartykułowanych, obliczonych na efekt przemów, które brzmią na równi sztucznie i kiczowato - à la "I'm just a girl..." z "Notting Hill". Są za to racjonalnie nakreślone postaci, otwarcie mówiące o swoich słabościach, a naturalne role aktorów sprawiają, że można się z nimi identyfikować.
-
Charrier z minuty na minutę coraz bardziej zagęszcza intrygę, korzysta ze środków wyrazu, które podsycają dramaturgię. Wyostrza kolorystykę swego filmu w scenach hotelowych i na dyskotece, zdobywa się też na intertekstualne cytaty: świetnym posunięciem jest wizyta w kinie, podczas której Jonas i Nathan poznają klasykę New Queer Cinema - "Donikąd" Arakiego.
-
Bardzo elegancki i refleksyjny, przy tym intymny, bardzo kanadyjski.
-
Iben próbuje podjąć temat stłumionego napięcia seksualnego między dwoma heteronormatywnymi mężczyznami, ale wątek nie zostaje przedstawiony w najciekawszy sposób.
-
Kino szczerze, eskapistyczne, zupełnie wyprute z cynizmu. Proste, ale ujmujące. Dawno nie gościł na ekranach równie przyjemny w odbiorze film o odkrywaniu własnej wartości i wewnętrznych podróżach.
-
Niewiele można napisać o "Hey You" bez zdradzania zwrotów w fabule: to film elektryzujący i realistyczny, do tego atrakcyjnie przedstawiony, umiejętnie pożytkujący niski budżet. Jest lepszy niż rosyjski short o zbliżonej historii, "Pyotr495", bo scenariusz ma bardziej przyziemny wygłos. Watmuff potępia zaściankowość i bigoterię homofobicznego środowiska, a sam film kreśli jako opowieść ku przestrodze.
-
Krejcí podejmuje trudny temat samoakceptacji, ale nie prawi żadnego pretensjonalnego kazania: jego film to lekcja tolerancji i miłości do siebie samego - nakręcona z polotem, dojrzała, ale wdzięczna w odbiorze. "Przygody..." mają formę młodzieżowego kina drogi, a jego bohaterowie odbywają podróż w głąb siebie.
-
Przede wszystkim staje się jednak "Knives Out" powiewem świeżego powietrza w dość zatęchłym gatunku murder mystery. Zachęt do wybrania się na film Johnsona na pewno nie brakuje.
-
Zdaje się, że fakty naukowe nie są znane twórcom - ewentualnie nie mają dla nich znaczenia. W "Nieplanowanym" stale naginana jest rzeczywistość, a podstawy wiedzy medycznej nie znalazły swojego miejsca w scenariuszu. Powstała mdła, stronnicza, topornie napisana papka, mająca wkraść się w łaski niedzielnych kinomanów i chrześcijańskich konserwatystów. Reżyserzy Solomon i Konzelman nawet nie silą się na obiektywizm, głowy mają pełne oszczerstw, a w najlepszym wypadku pomylonych frazesów.
-
W dobie dramatów egzystencjalnych powstała opowieść o życiu chwilą i dzieleniu ulotności z najbliższymi. To odtrutka na łzawe historie z wątkiem LGBTQ, których we Francji bynajmniej nie brakuje.
-
Na korzyść filmu działają ważna tematyka i oryginalne, jak na kino o tematyce LGBT, miejsce akcji.
-
6.57 września 2019
- 1
- Skomentuj
-
Z jednej strony mamy do czynienia z klasycznym cinéma vérité, z drugiej zaś - z kinem chorobliwie "nieociosanym", paradoksalnie niezbyt wygładzonym i po prostu mało przyjemnym w odbiorze.
-
Opowiada Almodóvar o otwieraniu pudełka ze wspomnieniami - czasem też tymi, które wolelibyśmy wyprzeć z pamięci. Opowiada o samotności, bolesnych powrotach do przeszłości, o dzieciństwie niby idyllicznym, ale niedoskonałym, naznaczonym głęboką skazą. Wreszcie ważnym dla reżysera tematem pozostaje pierwsza miłość: fizyczna - do przystojnego mężczyzny - i abstrakcyjna, do kina. Cieszę się, że dziś, w 2019 roku kocha Almodóvar i filmy, i swoich bohaterów równie bardzo, jak trzydzieści lat temu.
-
7.513 sierpnia 2019
- 1
- Skomentuj
-
Nieokrzesany i fallocentryczny: męskim orężem są w nim, poza gotowymi do walki pięściami, jedynie wielkie spluwy w stanie ołowiowej erekcji. Wbrew założeniom twórców aktorzy przodujący wydają się mało urokliwi. Jessiemu T. Usherowi brakuje naturalnej charyzmy, a grającemu jego ojca Samuelowi Jacksonowi - swagu, który był głównym atutem oryginalnego Shafta. W nowej wersji bohater tytułowy to antypatyczny dupek, z którym trudno jest wysiedzieć prawie dwie godziny.
-
Chyba najsłabszy vanity project lat dwutysięcznych: sklecony naprędce, nieporadny, usłany banalnymi kliszami.
-
43 lipca 2019 [2]
- 1
- Skomentuj