Londyn, lata pięćdziesiąte. Słynny krawiec Reynolds Woodcock wraz z siostrą Cyril stanowią centrum brytyjskiej mody, ubierając gwiazdy filmowe, rodzinę królewską, socjetę, damy i debiutantki. Wszystko to w wytwornym stylu The House of Woodcock. Przez życie Woodcocka przewija się mnóstwo kobiet, inspirują go, towarzyszą, on wciąż pozostaje kawalerem. Aż do momentu, w którym w jego życiu pojawia się Alma, która wkrótce staje się jego muzą i kochanką. Jego uporządkowane życie burzy miłość.
- Aktorzy: Daniel Day-Lewis, Vicky Krieps, Lesley Manville, Camilla Rutherford, Gina McKee i 15 więcej
- Reżyser: Paul Thomas Anderson
- Scenarzysta: Paul Thomas Anderson
- Premiera DVD: 5 lipca 2018
- Ostatnia aktywność: 16 stycznia
- Dodany: 25 października 2017
-
Warto wybrać się do kina i zasiąść do intelektualnej i estetycznej uczty, jaką przygotował kinomanom Paul Thomas Anderson.
-
"Nić widmo" bardzo mnie zaskoczyła, tak jak potrafi to zrobić Paul Thomas Anderson. Intrygujące, tajemnicze, nie dające łatwych odpowiedzi wprost. Może sprawiać, tak jak "Aż poleje się krew", wrażenie bardzo chłodnego, ale warto wejść głębiej, odkrywając kolejne warstwy.
-
Paul Thomas Anderson konsekwentnie rozwija swój warsztat filmowca, tak tematyczny jak i stylistyczny. Oglądając "Nić widmo", w której pojawiają się stałe dla reżysera motywy, takie jak więzy krwi, kwestia przypadku czy potrzeba ucieczki przed prawdziwym życiem, zauważamy, że tym jednak, co najbardziej interesuje Andersona jest relacja matczyno-synowska, której konsekwencją jest związek pary głównych bohaterów: Reynoldsa i Almy.
-
Tym razem Anderson potrafi przekonać do swej wizji, wracając do zapomnianej koncepcji "dzieła otwartego", w którym paradoksalnie rygor rozwiązań formalnych łączy się z zadziwiającą pojemnością i swobodą. Także interpretacji.
-
Całość filmu sprawia wrażenie perfekcyjnie utkanej tkaniny, nie widać tu najdrobniejszych reżyserskich szwów, jakby Anderson posłużył się widmową nicią. Prawdziwie filmowo-krawiecka maestria.
-
Takie dzieła jak Nić widmo udowadniają wyższość X Muzy nad innymi dziedzinami sztuki.
-
To wyjątkowy film, który snuje opowieść o tym, jak bardzo złożona może być ludzka psychika - podejmując temat absolutnie bez banałów.
-
Jest pod wieloma względami filmem fenomenalnym i na wielu płaszczyznach go doceniam. Problem jednak w tym, że poza dwoma czy trzema scenami nie potrafił rozbudzić we mnie większych emocji.
-
Nić widmo to pozycja pełna perfekcji i wyszukanych strojów. Dobrze skrojony kostiumowe dzieło, które oglądamy na lekkim fabularnym głodzie, momentami chcąc przyspieszania wolnej, ciągnącej się w nieskończoność akcji, a z drugiej chwilowego zatrzymania przy tajemniczym romansie opartym głównie na egoizmie bohaterów.
-
Andersonowi udało się stworzyć kolejne dzieło, którym kontynuuje swoje dziwne, niecodzienne tendencje. Chociaż jego najnowszy projekt nie przypadnie do gustu wszystkim, zasługuje na uznanie i dodatkową uwagę. Zarówno ze względu na reżyserię i scenariusz, jak i genialnego Daniela Day-Lewisa.
-
Zdecydowanie jeden z najbardziej eleganckich filmów, jakie powstały w ciągu ostatnich lat.
-
Macie czasami tak, że po dosłownie dwóch/trzech kadrach wiecie, że ten film odmieni Wasze spojrzenie na niektóre elementy z życia? Tytuł poniższej recenzji powinien nosić nazwę: Dotknąć niemożliwego. A jak do tego dochodzą takie momenty, że czujesz się podobnie przeźroczysta, wydźwięk jest podwójny.
-
Jest dziełem przypominającym elegancką suknię, która niektórym może nie przypaść do gustu i nie każdy będzie się dobrze w niej czuł.
-
Emocjonalne rozgrywki otrzymały więc wspaniałą oprawę. Gdy historia miewa momenty zadyszki, piękne kadry nie pozwalają widzowi wyjść z zachwytu.
-
Póki Paul Thomas Anderson robi takie filmy jak tę oto właśnie "Nić widmo", to jestem spokojny o przyszłość kina. Mistrzowskie dzieło skupione na każdym detalu.
-
Przejdzie do historii pod hasłem "ostatni film Daniela Day-Lewisa". I choć szanuję aktora niemiłosiernie, to wolałbym jednak, aby w kontekście produkcji najczęściej wpisywanym stwierdzeniem do wyszukiwarki było "kolejny wielki film Andersona".
-
Dzieło spełnione na wielu płaszczyznach.
-
Raczej nie ma szans na zdobycie Oscara za najlepszy film, bo to film zbyt bezkompromisowy artystycznie. Chwała jednak amerykańskiej Akademii, że nominowała to dzieło aż w sześciu kategoriach. Obecność czegoś tak nowatorskiego i wysmakowanego wśród takich typowych oscar-baitów jak "Czas mroku" czy "Czwarta władza" jest zawsze miłą niespodzianką.
-
Dzieło niezwykłe, mądre, niesamowicie emocjonujące, o którym widz na długo po jego skończeniu nie będzie w stanie zapomnieć.
-
Nić widmo jest warta waszych pieniędzy, czasu i wyobraźni.
-
Stanowi dowód na to, że Paul Thomas Anderson to jeden z najciekawszych amerykańskich reżyserów. Pozornie nieciekawa historia szybko zmienia się w perwersyjną opowieść o walce o władzę nad życiem drugiego człowieka.
-
Może momentami nużyć, a po wyjściu z kina część widzów doznaje takiego samego wrażenia jakiego można było doświadczyć po obejrzeniu "Miłości" Michaela Haneke - jakoby film był przesadnie rozciągnięty, a cała historia mogłaby zostać opowiedziana w krótszym, o co najmniej 30 minut, czasie. Jednak podobnie jak w przypadku filmu austriackiego reżysera, wrażenie to zmienia się z każdym kolejnym dniem po seansie, a zastępuje je chęć ponownego wybrania się do kina.
-
Zabawa filmową formą i narracją z gracją odbijająca się od naszych przyzwyczajeń. Reżyser tworzy przemyślany, dobrze skrojony, wybitny formalnie utwór i przedstawia poszczególne obrazy w sposób umożliwiający nam czerpanie ogromnej satysfakcji z dociekania i rozwikływania poszczególnych słów, gestów i znaków.
-
Niestety reżyser nie prowadzi filmu, zachęcając do symultanicznej analizy, zbyt wiele ukrywa bowiem w niuansach i domysłach. Przez to tak skomplikowana historia traci swoją wartość jako dzieło filmowe - nuży i ostatecznie nie sprawia zbyt wiele przyjemności podczas seansu. Noty filmowi podwyższa techniczna strona widowiska, którą pod względem maestrii można przyrównać do tegorocznych "Kształtu wody" lub "Blade Runnera 2049".
-
Nić Widmo jest udręką dusz, znajdujących ukojenie jedynie momentami. Losy Almy i Woodcocka są nieprzerwanym pasmem wzajemnej nienawiści, której chwilami miejsce zajmuje bezgraniczne oddanie i miłość.
-
W filmie "Nici widmo" Paul Thomas Anderson pokazuje, że gra w swojej lidze. Nikt nie robi takich filmów jak on. Pozostawiają widza w osłupieniu i w zachwycie.
-
Intymne, bezpretensjonalne, niekrzykliwe kino, o przemocowym aspekcie relacji miłosnej - kino, które potrafi wprawić w drganie nasze emocje.
-
O Danielu Day-Lewis'ie powiedziano i napisano już wszystko. Tak jak w każdym swoim filmie, tak i w Nici widmo jest perfekcyjny, elegancki w swojej grze, momentami niemal jak wyjęty z teatru. Mimo tego aktorskiego ideału na ekranie, to największe wrażenie zrobiła na mnie odtwórczyni roli Almy, luksemburska aktorka Vicky Krieps. Dla mnie to ona prowadzi ten film.
-
Z jednej strony można narzekać na fabułę, która momentami wydaje się zbyt nużąca, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że film jest perfekcyjny, a każdy jego element jest dopracowany w najmniejszym stopniu, podobnie jak kreacje tworzone przez głównego bohatera. To produkcja na tyle specyficzna, że po seansie albo się ją pokocha albo znienawidzi. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy.
-
Życzę pomyślności i czekam na kolejne dzieła współczesnej kinematografii, panie Anderson. Wielka szkoda, że nie wystąpi w nich już Daniel Day-Lewis, ale jak śpiewał Perfect - "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym".
-
Film wymagający, ale jeśli się do niego podejdzie z odpowiednim nastawieniem, potrafi on dostarczyć pełną gamę emocji. Świetny Daniel Day- Lewis godnie kończy tutaj swoją karierę.
-
Kino atmosfery i emocji, a seans przeplata komedia, groza, romans i surrealizm. To opowieść o poszukiwaniu miłości i wyrywaniu się samotności, ale przede wszystkim to hołd oddany muzie artysty, uszanowanie ogromnej siły i wytrzymałości tych wspaniałych kobiet.
-
Gdyby nie fakt, że w kontekście tego filmu każda metafora musi wywołać błyskawiczne skojarzenia seksualne, powiedziałbym krótko i prosto: jest to film, że palce lizać.
-
Z pozoru proste love story to tak naprawdę kino wielkiego formatu, które jeszcze długo po seansie siedzi w głowie.
-
Anderson po raz kolejny - po świetnym "Lewym sercowym" - bawi się tym gatunkiem, choć w mniej oczywisty sposób. Jeśli to faktycznie pożegnanie z aktorstwem Daniela Day-Lewisa, to jest to pożegnanie na miarę jego niezwykłego talentu.
-
Zachwytom od strony wizualnej nie ma końca, podobnie jeżeli chodzi o aktorstwo i muzykę. Ósmy w karierze i pierwszy zrealizowany poza Stanami Zjednoczonymi film Andersona jest wspaniałą ucztą, na której jednak podano średniej jakości deser.
-
Dzięki pracy tych znakomitych aktorów, Anderson mógł skonstruować przejmującą i wielowymiarową farsę, która ma wszelkie cechy tragedii.
-
Perfekcyjny film o głodzie akceptacji i fetyszu doskonałości.
-
Perfekcyjnie pomyślany film o projektancie kostiumów. Jego metafory pasują do wielu okazji.
-
Tu nie ma dramatycznych zwrotów akcji. Jest dużo spojrzeń, gestów, niedomówień i niesamowity, zmysłowy klimat, choć jedyną golizną na ekranie jest odkryte ramię.