-
Hołdowanie stereotypom to przepis na porażkę, jednak trudno uchwycić dlaczego Uśmiech losu nie jest udanym kinem realizmu magicznego w stylu Kusturicy. Angielska wersja tytułu nawiązuje do dytyrambu, więc pozostając w tej poetyce trzeba napisać, że najpewniej odpowiada za to hybris. To po prostu obraz przesiąknięty pychą, zbudowany na złudnej pewności, bez cienia wątpliwości. Przez to humor rzadko kiedy trafia w tarczę, a słoneczny optymizm z każdą minutą staje się coraz bardziej nużący.
-
Można oczywiście mieć wątpliwości czy wykorzystane efekty komputerowe są tu najwyższej próby, jednak to obraz ambitny i spełniony. Szkoda, że ostatni.
-
Kino, które podobnie jak jego główny bohater żywi się tylko poppersami i ketaminą. Nieco ogłupiałe przez narkotyki, ale zapewniające zaskakujące przyjemności.
-
Widać, że Rebecca Miller tworząc otwierające 73. Berlinale She Came to Me chciała uniknąć oczywistości. Oryginalność jednak nie zawsze służy wybranemu przez nią gatunkowi.
-
Bardzo ciekawy film, do którego trudno będzie przekonać innych widzów. Rodzinny dramat, jedno ujęcie? Bize nie mierzy wysoko, nie sięga po wielkie tematy czy rozbuchane rozwiązania wizualne. Buduje swój obraz szlifując do perfekcji drobiazgi. Kilka osób, las, kamera - czasami nie potrzeba więcej, aby powstało naprawdę dobre kino.
-
Ádám Császi w bezlitosnej satyrze na świat sztuki pyta o granice mówienia o nieuprzywilejowanych grupach społecznych.
-
Ove Musting nakręcił film, który w swoim gatunku bez wątpienia zasługuje na uwagę. Szkodzi mu jednak kontekst. Do obiegu wchodzi w tym samym czasie co Styczeń, obraz mierzący się z podobną tematyką, ale proponujący ciekawszą wizję artystyczną. Klęski urodzaju to jednak nie najgorsze z plag i to widzowie ocenią czy wolą dramat sportowy czy arthouse'owe kino historyczne.
-
To kino, które aż się prosi, żeby było odważniejsze, mocniejsze, aby dostarczało więcej litości i trwogi. Potencjał leżący w tej produkcji niestety został zmarnowany na niezbyt ciekawy wykład popularyzatorski. Wiedza o chorobie Alzheimera jest oczywiście potrzebna, ale nie musi się wylewać z wielkiego ekranu.
-
Koncepcyjne Styczeń jest intrygujący, ale na poziomie reżyserii lekko zawodzi, bywa czasami nie najlepiej zrytmizowany i niekiedy przeszarżowany, jednak nigdy nie jest to bolesne. To przede wszystkim zasługa pracy operatorskiej Wojciecha Staronia, której należy się najwyższe uznanie.
-
Najlepszy jest w tych momentach, w których zrzuca balast nadmiarowych znaczeń i wymyślnych reżyserskich koncepcji. To naiwny romans i to naiwnością pojawiającej się w nim Przetańczyć z tobą chcę całą noc Anny Jantar. Oczyszczenie go ze zbędnych motywów mogłoby dać naprawdę piorunujący efekt.
-
Śmiech wymierzony w obcych, przede wszystkim w miliarderów pławiących się w zbytku, nie jest w żaden sposób autorefleksyjny. Przez to rewolucyjny wymiar W trójkącie zostaje całkowicie zaprzepaszczony.
-
Bywa zbyt stereotypowy. Ostatnie lato, stracona niewinność, koniec dzieciństwa, cena dorosłości. Każde z tych wytartych haseł aż za dobrze pasuje do Blisko. Podczas oglądania to umyka, ale z dystansu widać, że mamy do czynienia z kinem opartym na łatwych binarnych opozycjach.
-
Jest najciekawszym, najgłębszym i najmocniejszym filmem Sierebrennikowa. Stoi mocno na łączącym historię i wyobraźnię fundamencie zbudowanym przez Lato, jednak konstrukcyjnie proponuje większe wyrafinowanie, bez widocznych szwów. To film potrafiący poruszać się między czasami, rzeczywistościami i wyobrażeniami.
-
Imponuje odtworzeniem ponurej atmosfery lat 80. Wszystko jest tu brzydkie: okropne swetry, wąsy, krzykliwe makijaże, futra, meble. Przywołanie Warszawy sprzed blisko czterdziestu lat to osiągnięcie samo w sobie.
-
Wydaje się, że zabrakło montażowej odwagi, przez co Ostatniej nocy w Soho momentami się dłuży. Mimo wszystko to jedna z ciekawszych rozrywkowych propozycji tego roku, oparta na inteligentnym koncepcie i zrealizowana z dużym talentem.
-
Jest w Diunie coś ze starego epickiego kina. Takiego sprzed epoki CGI, kiedy widzów oczarować można było scenografią i krajobrazem. Powrót wysokobudżetowych filmów opracowanych dla nieco starszego widza, operujących inną dynamiką między bohaterami niż buddy movie jest kuszącą perspektywą. Teraz tylko widzowie mogą zadecydować o tym czy kupią tę opowieść, a Villeneuve zostanie Kwisatz Haderach współczesnego kina.
-
Psie pazury oferują inne niż zazwyczaj spojrzenie na western, bardziej psychologiczne, subtelniejsze, skupione na szczegółach. Jednak przede wszystkim to film w intrygujący sposób snujący nieoczywistą opowieść.
-
To twór estetyczny, ale też pełen kolców, podczas obcowania z nim nie sposób się nie skaleczyć. Przekuwa jednak tę niewygodę w etyczny przekaz.
-
Coppola podjęła się ambitnego zadania, opowiedzenia historii o nowych mediach językiem starych. Wybrała drogę kurczowego trzymania się estetyk kina, nie przesuwając ich nawet o milimetr.
-
Josephine Decker postanowiła nakręcić film o sztuce i zamiast spokoju i harmonii odnalazła w niej ból, chaos i obsesję. Dynamiczna forma Shirley jednocześnie dobrze to oddaje, ale też pozostaje całkiem lekkostrawna. To ambitne kino, ale wciąż celujące w szeroką publiczność.
-
To pierwszy z planowanych kilkunastu filmów poświęconych tajnemu ośrodkowi badawczemu. Pełne jego zrozumienie jest możliwe jedynie w kontekście całości, mimo to obraz pozostaje intrygujący sam w sobie, również, a może przede wszystkim, dzięki niekompletności.
-
Przymykając oko na to, że nie każda scena udała się tak jak powinna, nie sposób nie zauważyć, że Shariat ma talent do opowiadania historii. Futur Drei płynie bez większych przeszkód, nie tylko skrząc się humorem, ale i oferując momenty poważniejsze.
-
Zaskakująco dużo w tym filmie obecności twórcy. Nie chodzi wyłącznie o motywy autobiograficzne, ale o postawienie się w roli artysty-demiurga. Taka modernistyczna postawa okazuje się bardzo niedzisiejsza. Wilczyński naprawdę walczył o stworzenie wielkiego dzieła i właśnie przez to, że jest to tak oczywiste Zabij to... się od niego oddala. To jednak wciąż intrygujące, trudne i warte oglądania kino.
-
W Todos os Mortos widać nie tylko wyjątkowo ciekawy temat, ale też pomysł na dużo lepszy film. Podział na części poświęcone różnym świętom czy nawet zatrzymania akcji i powolne tempo na poziomie koncepcji wydają się słuszne. Zabrakło jednak pomysłu jak przekuć je w lepszy obraz.
-
Jedno z większych zaskoczeń pierwszych dni Berlinale. Po Natalii Meta, młodej reżyserce z Argentyny, niewielu spodziewało się wielkiego kina, na pewno jednak spełniła podstawowe z oczekiwań - dostarczyła dobry film. Do tego zrobiła to w świetnym stylu. Sięgnęła po rozwiązania znane z kina gatunkowego, ale przekuła je we własną autonomiczną wypowiedź.
-
W marzeniach o byciu wielką nowojorską pisarką nie ma nic złego, kiedy jednak zderzają się z rzeczywistością warto to rzetelnie pokazać, a nie wypierać. Nawet kosztem komfortu widza.
-
Inteligentnie opowiedziany, unowocześniający kryminalną konwencję i bawiący się popkulturowymi nawiązaniami. Johnson potrafił udobruchać sobie hollywoodzkich bogów i wybłagać jak największą kontrolę nad reżyserowanym obrazem. Efekt, oczywiście biorąc pod uwagę, że to wciąż kino rozrywkowe jest porażający.
-
Hideki Takeuchi zapanował nad chaosem na planie, jednak jego obrazowi brakuje reżyserskiej precyzji znanej z produkcji Siona Sono. Przez to Zabierz mnie do Saitamy jest świetną rozrywką, ale nie wychodzi nawet o milimetr poza tę niszę. Wciąż to najśmieszniejszy obraz, jaki widziałem w tym roku.
-
Od całkowitego umuzealnienia ratuje go fakt, że problemy, o których opowiada wciąż są aktualne. To niezbyt przyjemny wniosek, ale oglądając ten film musimy o tym pamiętać.
-
Tsintsadze nakręcił efektowny obraz wpisujący się dobrze w gruzińską politykę pamięci. Wykorzystał do tego wypracowane wcześniej rozwiązania fabularne i formalne, za co cenę płaci jego film jako autorskie dzieło. Z powtórzeń arcydzieł nie będzie.
-
Akin nie udaje, że ma w kwestii języka filmowego cokolwiek nowatorskiego do zaproponowania. To dobrze zrealizowane kino środka, z lekkim dolanowskim posmakiem.
-
Wybrana stylistyka może być trudna do zaakceptowania przez zachodniego widza. Twórcy romansują z amerykańskimi konwencjami animacji, ale dostosowują ją do potrzeb lokalnej popkultury. Przez to całość może być odbierana jako zbyt krzykliwa czy przerysowana. Mimo wszystko artystyczna wizja pozostaje spójna i trudno jej pod tym względem naprawdę coś zarzucić.