Dwójka zakochanych marzy o karierze muzycznej. Oboje trafiają pod skrzydła producenta, którego intencje nie są jednak do końca jasne.
- Aktorzy: Ryan Gosling, Rooney Mara, Michael Fassbender, Natalie Portman, Cate Blanchett i 15 więcej
- Reżyser: Terrence Malick
- Scenarzysta: Terrence Malick
- Premiera kinowa: 19 maja 2017
- Premiera DVD: 11 października 2017
- Premiera światowa: 10 marca 2017
- Ostatnia aktywność: 28 grudnia 2023
- Dodany: 12 marca 2017
-
Malick chciał pewnie nadać swojej produkcji luźną strukturę, "od piosenki do piosenki", ale całość sprawia wrażenie sklejonego na chybcika miksu przypadkowych kawałków, z których niemal żaden nie jest dobry.
-
Dawno nie widziałem filmu, który jednocześnie był tak głęboki emocjonalnie, a jednocześnie, w wielu momentach, wręcz nudny.
-
Malick próbuje nas przebudzić: wyrwać z materializmu i zagnać z powrotem do kościoła, gdzie mieszka Bóg, miłość i sens, ale w całej tej misji ewangelizacyjnej, której się podjął, bardziej od tych, do których kieruje swoją nowinę, interesuje go dźwięk jego własnego głosu.
-
Piękny obraz zagubienia i poszukiwania własnej drogi w realnym, a nie bajkowym życiu.
-
To nie jest łatwe kino, bywa ciężkawe i nużące, a do tego przeładowane niepotrzebną symboliką pozostającą w kontraście to braku treści. A jednak jest to obraz, którego łatwo się nie zapomina. I to najlepiej świadczy o jego wielkości.
-
Ogląda się z dużo większą przyjemnością niż chociażby "Drzewo życia". Z pewnością spora w tym zasługa ścieżki dźwiękowej: rockowe utwory, takie jak "Runnaway" Dela Shannona, dynamizują opowieść i trochę zmniejszają jej patos.
-
Mnie zahipnotyzowało, nie mogę się jednak pozbyć uczucia, że to w gruncie rzeczy był film o niczym i niewiele z niego pozostanie tak w głowie, jak i w sercu. Było to natomiast bardzo ładne "nic".
-
Choć często nieznośny i irytujący, ma pewną siłę przyciągania. Wywoła skrajne emocje. Obawiam się, że większość widzów jednak solidnie wymęczy. O ile w ogóle wytrwają do końca seansu - bo nie widziałem takiego exodusu z sali na pokazie prasowym od dawna.
-
Jest to kino niszowe. Bardzo trudne w odbiorze, ale warto poświęcić mu trochę uwagi.
-
Choć brzmi to jak garść stereotypów, jak lament odklejonego starca nad "upadkiem obyczajów", Malick zbawia swoje diagnozy stylem opowiadania.
-
Mimo uzasadnionych różnic w postrzeganiu Malickowej nomenklatury, "Song to Song" to bez wątpienia całe mnóstwo piękna, składające się na uwodzicielską harmonię obrazów i dźwięków.
-
Jeśli ktoś ma ochotę po raz kolejny wybrać się w podróż z tym egocentrycznym guru współczesnej kinematografii, robi to na własną odpowiedzialność.
-
Zawodzi niestety fakt, że film Malicka poza ładnymi - jakby wyrwanymi z ekskluzywnego magazynku dla architektów - zdjęciami Lubezkiego i dobrą, utrzymującą odpowiedni rytm, płynąca w tle muzyką, nie oferuje widzowi nic więcej.
-
Nie rozczaruje fanów Terrence'a Malicka, dla całej reszty może być nieco męczącym filmowym wyzwaniem. Ale zawsze można zamknąć oczy i posłuchać świetnej muzyki, która pobrzmiewa w tle.
-
Gwiazdorska obsada, dobra muzyka, modny temat, znakomity operator, co mogło pójść nie tak? Zdecydowanie coś nie wyszło, bo w połowie seansu salę opuściło kilkanaście osób, a po zakończeniu projekcji usłyszałam oddechy ulgi. "Song to Song" z pewnością nie trafi do każdego.
-
Zapewniam was, że tak pokazanej historii miłosnej nigdy nie widzieliście.
-
Najnowsza impresyjna fabuła Malicka "Song to Song", osadzona w Austin w stanie Teksas, gdzie obecnie artysta mieszka, to najlepsza rzecz, jaką ostatnio nakręcił. Ale, niestety, potwierdza dobitnie słabość reżysera do efektownej, popkulturowej estetyki kosztem prawdy psychologicznej.
-
Choć jest kinem trudnym i wymagającym, to jednak jest zdecydowanie wartym uwagi. Potrafi nas niesłychanie zaintrygować i zmusić do refleksji.
-
Dla miłośników twórczości reżysera "Cienkiej czerwonej linii" będzie to kolejne wyjątkowe doświadczenie i jedyna w swoim rodzaju filmowa uczta dla ducha.
-
Obraz pełen sprzeczności, z jednej strony przepełniony banałem, quasi filozoficznymi wywodami o sensie życia i miłości, który irytuje, razi swoją pretensjonalnością i niezamierzanie śmieszy, a z drugiej - szczególnie w warstwie wizualnej - sprawia, że nie potrafię przejść obok niego obojętnie, a zdjęcia, kostiumy, scenografia oraz strona muzyczna sprawia, że mnie ten projekt fascynuje.
-
Improwizowana forma tego filmu zaczyna denerwować po pierwszym kwadransie.
-
Nowy Malick to kino monumentalne, ale i oczywiste, wyniosłe i dumne, wymagające od widza pełnego poddania się filmowej materii, przyjęcia z całym dobrodziejstwem inwentarza, i zarazem bez żadnej dozy krytycyzmu, wszystkiego tego, co w obecnych czasach anachroniczne i przebrzmiałe. Trudne, żeby nie powiedzieć - niemożliwe.
-
Ani nie jest filmem pozbawionym fabuły, ani nie trzyma widza za gardło atmosferą - jest natomiast intelektualnym bełkotem reżysera, który wybrał sobie za perspektywę sztuczną sytuację festiwalu muzycznego, dobrał do tego a priori muzykę i... w dość oczywisty sposób nie wiedział co z tym dalej zrobić.
-
Jest to kino niszowe. Bardzo trudne w odbiorze. Jak raz dacie się jednak porwać Malickowi, to będziecie wracać do jego kościoła. Gwarantuję.
-
Choć trudne w odbiorze i pozostawiające widza z mieszanymi uczuciami - jest ciekawym obrazem ludzkiej tęsknoty za prawdziwością całego otaczającego świata, ze szczególnym uwzględnieniem uczuć.
-
Pomimo nagromadzenia tak wielu czynników, które zazwyczaj w kinie tępię, tj. dęta atmosfera, duża dawka pretensji kryjącej niewiele itd. Song to Song na swój sposób wciąga, hipnotyzuje.
-
Terrence Malick prowadzi swój film w bardzo teatralny sposób, który dla jednych będzie pretensjonalny, a dla drugich genialny. Mnie nie porwał.
-
Song to Song najlepiej opisują słowa padające w pewnym momencie na ekranie - życie to nie to samo, co ładne obrazki. A świetna obsada, kilka muzycznych gwiazd i imponujących kadrów to nie to samo, co dobry film.
-
Kolejny zmuszający do kontemplacji film Malicka. Jest jednocześnie piękny i wartościowy, ale morał jest dość wtórny w porównaniu do "Rycerza pucharów".
-
Specyficznie, dziwacznie, oryginalnie, ale niesamowicie hipnotycznie i bez wtórności.
-
To przede wszystkim przegląd pięknych przestrzeni, po których snują się piękni bohaterowie zagubieni w mnogości dostępnych bodźców. W ulotności przedstawionych wrażeń można dostrzec pewne piękno, jednak zazwyczaj jest ono powierzchowne i nie prowadzi nigdzie indziej niż do kolejnej niewiele znaczącej piosenki czy pocałunku.
-
Nie jest filmem łatwym w odbiorze. Nie jest też obrazem dla każdego. Styl Malicka trzeba czuć. Razem z nim stanąć za kamerą, by z fascynacją obserwować żuka, psa, drzewo, niebo i skrawki ciał naszych bohaterów oraz otaczających ich ludzi.
-
Po raz kolejny Dziękuję Mistrzu za przeżycia, których nie doświadczę u żadnego innego twórcy.
-
To film, z seansu którego możecie wyjść w dowolnym momencie i powrócić tak samo swobodnie. Jeśli nawet zaczniecie oglądać od połowy i poczujecie się zagubieni w narracji, rozpoczęcie seansu na nowo prawdopodobnie niewiele pomoże.