Po dwudziestu latach Mark wraca do domu, aby odnowić relacje z przyjaciółmi.
- Aktorzy: Ewan McGregor, Ewen Bremner, Jonny Lee Miller, Robert Carlyle, Anjela Nedyalkova i 15 więcej
- Reżyser: Danny Boyle
- Scenarzysta: John Hodge
- Premiera kinowa: 3 marca 2017
- Premiera DVD: 31 lipca 2017
- Premiera światowa: 22 stycznia 2017
- Dodany: 30 listopada 2016
-
Jeśli poddamy się nastrojowi filmu, nostalgia odurzy nas jak heroinowy odlot. I choć za "T2 Trainspotting" kryje się niewiele poza sentymentami, przyjemność z seansu - na poziomie formy i na poziomie wspomnień - w znacznym stopniu wynagradza nam fabularne niedostatki.
-
Dawno nie widziałem filmu, który byłby tak bardzo zbudowany na nostalgii. O dziwo to całkiem ciekawy powrót.
-
Największym problemem T2 wydaje się fakt, że konfrontacja z tematem okazuje się zbędna i niewiele, poza nutką goryczy, wnosi. Być może lepiej byłoby, gdyby paczka sympatycznych mimo wszystko narkomanów się nie zestarzała, nie musiała żyć w świecie, w którym dominuje Internet z Facebookiem i Twitterem na czele, a oni sami jadają w drogich restauracjach.
-
Nowe wcielenie chłopaków z Edynburga nie miało szans przebić kultowego znaczenia pierwowzoru, ale wciąż ma w sobie pazur.
-
Realizacyjna perełka i fajny przykład tego, że można stworzyć udaną kontynuacje filmu, nawet po 20 latach od premiery poprzedniej części.
-
Boyle, który co chwilę cytuje samego siebie, sięga po dobrze znane motywy wizualne i muzyczne. Z tej racji łatwo oskarżyć "T2" o wtórność, a także o cyniczną próbę, próbę scementowania i zdyskontowania kultowego statusu "jedynki". To obecne na każdym kroku zapętlenie jest jednak bardzo sugestywne. Wiele mówi o sytuacji Rentona i jego przyjaciół, którzy bez względu na obrany kierunek niezmiennie trafiają do punktu wyjścia.
-
Jest więc jedną, wielka melancholijną nutą, gdzie co rusz dostajemy bezpośrednie lub ukryte nawiązanie do pierwszej części. To jest piękne i tak inne od wszystkich nostalgicznych filmowych powrotów.
-
W drugiej części Trainspotting podobało mi się sporo rzeczy, ale najbardziej chyba to, że wyjaśniono wiele spraw, nad którymi mogliśmy się zastanawiać po pierwszej części.
-
Szkoda, że ten projekt nie wypalił. A tak obiecująco wyglądał...
-
Na przykładzie T2: Trainspotting po raz kolejny zostało udowodnione, że czasem warto odpuścić i nie wchodzić do tej samej rzeki.
-
Został stworzony na siłę i powstał na fali popularności pierwszej części, z którą niestety przegrywa na każdym kroku. Ponowne spotkanie z czwórką przyjaciół z Edynburga było tylko przyjemne, ale trochę niepotrzebne.
-
Nawet jeśli główny wątek filmu okazuje się mało interesujący, wszyscy dobrze wiemy po co wybieramy się do kina. Warto - chociażby po to, żeby jeszcze raz usłyszeć monolog Evana McGregora.
-
Pozostanie na mojej filmowej półce właśnie takim bibelotem, który po niespełna tygodniu pokryła gruba warstwa kurzu.
-
Przerysowany, wręcz groteskowy, naszpikowany parodiami rozmaitych konwencji oraz aluzjami do klasyki, łatwymi do rozszyfrowania nawet dla początkujących kinomanów.
-
Pozbawiony pozafilmowych zalet pierwszej części, T2 zostaje porządnie zrealizowaną produkcją, bez której można by się było obejść.
-
Dobrze przemyślany, znakomicie zagrany, porządnie nakręcony. Coś, co nie mogło się udać, okazało się całkiem udanym filmem.
-
W porównaniu z filmem z 1996 roku, jego sequel jest nieco mniej kolorowy i nieco mniej szalony. To zrozumiałe, ponieważ panowie są już starsi, być może dojrzalsi i musieli trochę uspokoić swój tryb życia - by przeżyć. Jednak Trainspotting to coś więcej niż barwny film o narkotykach z ciekawym montażem. To uniwersalna historia pełna życiowych prawd i morałów, a te elementy jak najbardziej znajdziemy też w T2.
-
Bezbłędna muzyka, świetnie wytworzony klimat, rzetelna gra aktorska oraz solidny scenariusz składają się na naprawdę porządną produkcję.
-
Bez umizgów i usilnej próby przebijania oryginału pozwala cieszyć się obcowaniem z czwórką szkockich wariatów. Wszystko w rytm muzy Iggy'ego Popa, którego przecież kochamy nawet, gdy wsuwa zdrowe żarcie pod palmami w programie Bourdaina.
-
Stanowi ważne posłowie dla swego kultowego poprzednika. I jako takie kusi się nie tylko odpowiedzieć na pytanie, co dalej stało się z bohaterami, ale co w ogóle stało się z tym popapranym światem.
-
Zamiast halucynogenek i ostrej jazdy otrzymaliśmy tym razem bardzo nieświeżego, odgrzewanego kotleta, którego spożycie może nam przysporzyć co najwyżej niezwykłych wrażeń w toalecie.
-
Są w tym filmie fragmenty znakomite, jak choćby monolog Rentona o wyborach życiowych czy samo zakończenie. Zawodzi jednak główny wątek oraz humor, który nie zawsze trzyma poziom. Całość sprawia smutne wrażenie. Młodość bowiem przeminęła. Czasy dobrej zabawy się skończyły.
-
Opiera się na nostalgii, ale nie tylko: dobrze, że wybiera ją jako swój główny temat. I z tego wynika siła Trainspotting 2: z jego świadomości, że jest w cieniu oryginału.
-
Reżyser chce zrobić sobie i nam przyjemność spotykając bohaterów, ale nie spotyka się to z żadną ciekawą narracją filmową.
-
Filmowa kontynuacja "Trainspotting" nie była potrzebna, zgoda. Ale udała się znakomicie.
-
Warto, chociaż możecie być lekko zawiedzeni.
-
Przez to, że jedynie powiela stare motywy, nieumiejętnie próbując postawić je w nowym kontekście, to nie daje prawdziwie emocjonalnego wydźwięku, przez co film ogląda się raczej ze wzruszeniem ramion niż z wypiekami na twarzy.
-
Nie próbuje nawet mierzyć się z oryginałem - pozostaje raczej rodzajem zabawy. Nostalgiczną "podróżą po młodości", która nie mówi nic, czego nie moglibyśmy się spodziewać.
-
Ponowne spotkanie z chłopakami z Edynburga oceniam na plus, aczkolwiek jedno mi wystarczy. Niekoniecznie chciałbym ich odwiedzać za kolejne 20 lat.
-
Wygląda i brzmi nieco inaczej niż dwie dekady temu, ale wciąż, przepraszam za wyrażenie, trzyma rękę na pulsie pokolenia.
-
W sensie czysto technicznym "T2: Trainspotting" nie można wiele zarzucić. Aktorsko jest bardzo przyzwoicie, choć bardziej niż główny bohater grany przez zawsze świetnego Ewana McGregora urzekł mnie Spud w wykonaniu niedocenionego Ewena Bremnera.
-
Choć nie jestem śmiertelnie rozczarowany, bo bawiłem się w kinie naprawdę nieźle, to pozostaje świadomość, że film miał potencjał by być znacznie ciekawszym.
-
Kontrolowane widowisko, a gdy aktorzy są ubrani w podobne ciuchy co przed laty, widać, że to również aktorskie wejście w stare, dobrze znane Ewanowi McGregorowi, Ewenowi Bremnerowi i Jonny'emu Lee Millerowi role.
-
Niby mówi się o Twitterze, Facebooku i Snapchacie, o gentryfikacji, wykorzystywaniu funduszy z Unii Europejskiej i napływie imigrantów z Europy Wschodniej, ale nie czuć, by Boyle i spółka wciąż trzymali rękę na pulsie współczesności.
-
Pewnie kultowy nie będzie, ale jak na sequel robiony po 20 latach trzeba go uznać za niemalże wzorcowy. Wielkie pozytywne zaskoczenie.
-
Jest bardzo dobrym, ekspresyjnym filmem, rewelacyjnie zagranym, z dopracowanym scenariuszem i idealnie dobraną muzyką.
-
Jest świetny bo ma szkocki akcent, dowcipne dialogi i najzabawniejszą scenę Anno Domini 2017.
-
Nie ma tej samej siły rażenia, co opowieść z 1996 roku. Danny Boyle nie eksperymentuje z formą, nie wykrzywia obrazu i nie wyrzuca dialogów w tempie karabinu maszynowego. To dojrzalsza wersja bohaterów, którzy wciąż nie potrafią stanąć na nogi.
-
Magię pierwowzoru udaje się wskrzesić Boyle'owi tylko w kilku scenach, na przykład kiedy Renton i Sick Boy trafiają do knajpy zaludnionej przez protestanckich bigotów. Paradoksalnie dobre epizody, zamiast cieszyć, tylko wzmagają naszą frustrację, bo pokazują, czym sequel "Trainspotting" być mógł i powinien.
-
Bez oryginału nie istnieje, na własnych nogach stać nie potrafi, tylko się o tamten opiera zmęczony. Ale co z tego, jeśli ogląda się to wszystko naprawdę przyzwoicie.