-
Polska premiera "Dzieci słońca" właśnie na tym festiwalu wydała mi się dość naturalnym miejscem prezentacji nowego, jakże wspaniałego i poruszającego filmu Majida Majidiego.
-
Spełnił moje wygórowane oczekiwania - a Won Shin-yun nawet trochę mnie zaskoczył tym, jak bardzo samoświadomy i metafilmowy twór udało mu się zrealizować, nie przekraczając przy tym ram kina kasowego.
-
W "Ninie" możemy się też zanurzyć podobnie, jak robi to tytułowa bohaterka, gdy wkracza do "Rodziska" ‑ pracy Natalii Bażowskiej, instalacji skonstruowanej na wzór kobiecego łożyska. W tej miękkiej sferze można sobie uciąć całkiem niezłe pogaduchy i trochę pobyć sobą.
-
Jednak ci, którzy oczekują dokumentu uwarunkowanego polityką i odnoszącego się do wieloletniej historii rosyjskiej fiksacji na punkcie uprawiania sportów jako narzędzia do uprawiania propagandy siły, skończą seans zawiedzeni. I nawet dobrze, że z polityki Prus zrezygnowała, bo udało jej się miast tego pokazać rzecz o wiele bardziej uniwersalną, jeśli nie powiedzieć, że podstawową.
-
Gdyby Winkler żył i zobaczył gotowy film, byłby na pewno zachwycony, jak wiele z chaosu jego bogatego życiorysu udało się uwiecznić w ramach tego ekscentrycznego i ambitnego projektu.
-
Sytuuje się w nowym kinie izraelskim pomiędzy filmami o realiach politycznych a stołecznymi dramatami obyczajowymi.
-
Na "Fokstrot" trudno nie patrzeć przez pryzmat kulturowych odwołań, które sprawiają, że nowy film Samuela Maoza okazuje się pod tym względem równie fascynujący i bogaty, co najnowszy dokument montażowy Noit Gevy "Rozstrzelanie izraelskiego mężczyzny".
-
Reżyserka proponuje przypowieść w duchu realizmu magicznego, w jakiej sięga do mało w Polsce zapoznanej tradycji włoskiego kina lat 60., 70. i 80. ubiegłego wieku, gdy filmowcy swoje wypowiedzi zaangażowane politycznie i społecznie ukrywali w ekscentrycznych historiach i obrazach niejednorodnych stylistycznie, czasem ocierających się wręcz o groteskę.
-
Jeden z najbardziej ponurych i przygnębiających portretów Włoch, choć pozornie rozgrywa się on wśród ludzi zwyczajnych i przeciętnych. Ta mało efektowna przypowieść o mechanizmach zła i upadku człowieka jest o wiele bardziej pasjonująca i lepiej trzyma w napięciu nawet niż "Dziewczyna we mgle" Carisiego, doskonały współczesny włoski thriller kryminalny.
-
W najgorszy do wyobrażenia sposób przypomina produkcje Netflixa, które pragną być filmami, lecz pozostają tylko audiowizualnymi streamingami, konsumowanymi z paczką czipsów.
-
Jest przykładem sytuacji, gdy film dokumentalny mierzy się z tematem, jaki został już podjęty w produkcji fabularnej. I tak jak twórcy przekazów fikcjonalnych manipulują rzeczywistością w imię dramaturgii i przypodobania się publiczności, tak dokumentaliści burzą sztuczne, fałszywe konstrukcje.
-
Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski proponują przyjęcie queerowej perspektywy na życie i twórczość Michała Waszyńskiego.
-
Ukazuje bardzo pragmatyczny wymiar antysemityzmu, podejmując kontrowersyjny temat pogromów Żydów ocalałych z Holokaustu.
-
Jeśli rzucimy okiem na dorobek australijskiego dokumentalisty Danny'ego Ben-Moshego, to zauważymy, że dotychczas zajmował się tematyką żydowską. "Shalom Bollywood" jest jednak dowodem tego, jak wiele wysiłku włożył w to, by zrozumieć kulturę i kino indyjskie.
-
Godzina spędzona w kinie jest nam absolutnie potrzebna, aby uruchomiły się w nas pokłady empatii, o ile się jakieś jeszcze ostały, i żebyśmy mogli się poczuć dostatecznie źle, by podczas napisów końcowych również poczuć samobójczą chcicę.
-
Drażni tak naprawdę tylko jednym - tym, że szybko się kończy i wytrąca nas z wyjątkowego przeżycia, jakim jest seans tego boleśnie "sensualnego" filmu. Młoda ekipa Ramsay była podobno zawiedziona zakończeniem zdjęć - energii mieli jeszcze na drugi obraz, co jest raczej rzadkie.
-
Jedyne, co mnie tak naprawdę boli, to nie kompromisowy film Matteo Rovere, przy którym wciąż można się dość przyzwoicie rozerwać, ale fakt, że na polskim bezrybiu dystrybucyjnym to właśnie "Italian Race" ma reprezentować nowe kino włoskie.
-
Być może "Noc Walpurgi" poległaby nawet z dobrym aktorstwem, gdyby nie estetyczne obsesje Bortkiewicza każące mu poszukiwać "najpiękniejszych" ujęć.
-
Jako typowy reprezentant kina zaangażowanego "Odwet" posiada szereg mankamentów fabularnych czy choćby i technicznych. Jednak uproszona fabuła ma za zadanie - jak to w filmie propagującym dane idee - ilustrować problem społeczny i stawiać edukacyjne, a przy tym czytelne pytania.
-
Doskonałe dopełnienie filmu "Raj: miłość", w którym bohaterka Seidla wyjechała do Afryki, aby odnaleźć tam fizyczne spełnienie u boku pięknych, silnych czarnoskórych. Obydwa filmy zbierają refleksje autora, które można by określić mianem postkolonialnych.
-
Podstawową zaletą opowieści Anthony'ego Johnstona jest przy tym jej dekonspiratorski ton ukazujący seksizm nie tylko świata szpiegów, ale i męskiego oka czytelnika, niecierpliwie czekającego na moment, gdy Lorraine zostanie trochę bardziej roznegliżowana i zajmie się "biciem panów". Niestety "The Coldest City" pozostawiło mnie w tym zakresie "niezaspokojonym" i pełnym podziwu wobec braku bohaterek z wielkim biustem.
-
Mariusza z "Heavy Mental", Mateusza z "Kampera" i Rafała z "Arbitra uwagi" łączy nie tylko podobny wiek, ale i filozofia trzech reżyserów, którzy reprezentują pokolenie twórców trochę ignorowanych jeszcze przez krytyków i festiwalowych jurorów. I to dzięki debiutantom zakończyliśmy kilka lat temu okres permanentnego bezrybia i pustki, do której zabrnęło niestety polskie kino.
-
-
Złośliwcy nie zauważają, że "Mechanik: Konfrontacja" to w gruncie rzeczy kino pełne humoru i daleko posuniętej umowności. Jeśli nie kupimy tego filmu, to trochę tak, jakbyśmy nie załapali rozrywkowo-teatralnej konwencji gatunku słynącego niegdyś z nonszalancji w stylu "Punishera" i "Rambo".
-
Najmniej wciągający film sztuk walki, jaki nosiła ta ziemia! I najpiękniejszy chińskojęzyczny film tego roku, a może i dekady...
-
Gruby bicz zgrabnie ukręcony na poczciwy, naiwny biopic. Jego zwoje splecione zostały przede wszystkim z popularnego dziś queerowania wielkich zmarłych i dojmującego, równie powszechnego, braku wiary w tzw. prawdę historyczną.
-
Nie mam też złudzeń: trzeba mieć sporo dystansu do wyznawanej przez siebie religii, aby obejrzeć "Zupełnie Nowy Testament" i stać się amatorem kwaśnych jabłek.
-
Debiut Chiariniego ogląda się z poczuciem obcowania z równie świeżym i niezakłamanym obrazem, co inna produkcja ze słonecznej Italii, "Dziewczynka z kotem" Asii Argento. Tylko ilość wylanych łez nie będzie nam się na koniec zgadzała.
-
Jako średniozaawansowany dupieuxolog z bólem korzonków stwierdzam, że w "Reality" więcej jest kulturalnego brudu niż solidnego filmowego "mięcha". Wcześniej reżyser serwował nam pierwszorzędne produkty wytworzone na wsi ze stuprocentowej świni. Obecny stan jego twórczości reprezentują podroby o niskim stężeniu natury / iluzji / rzeczywistości / kłamstwa.
-
Podobno dobre kino musi zakłamywać rzeczywistość, aby było wciągające. Podziwiam antropologiczne zacięcie Katarzyny Rosłaniec, która ostentacyjnie "zapomina" o wdzięczeniu się do widza i z każdym filmem coraz bardziej doczepia się do mało pociągających składników i bohaterów codzienności.
-
Najwięcej przyjemności z seansu wyniosą ci, którzy docenią finezję aktorstwa głosowego Willa Arnetta, w swojej interpretacji Batmana mierzącego się z legendą Kevina Conroya i... wygłupami Adama Westa.
-
W "Sztuce kochania" zrezygnowano z prostego, uwieczniająco-pomnikowego modelu filmu biograficznego na rzecz fantazji głównej bohaterki o niej samej i jej życiu zawodowym.
-
Trochę bawi mnie jednak to, że Wajda, który ukochał twórczość Akiry Kurosawy, na ostatnim zakręcie twórczości popadł jakby niechcący w tak staromodny seksizm czy wręcz męski szowinizm, na jaki cierpiał japoński reżyser.
-
Z powodu rozdawania postkolonialnych ciosów i filozofujących predylekcji, "Służąca" to doskonała zabawka dla intelektualistów, miłośników subtelnej erotyki i kuriozalnej pornografii, lecz średnio pasjonujący i nieznośnie przewidywalny film.
-
Koreeda doskonale odnalazł się we współczesnej technice filmowej, zapewniającej mu precyzyjną rejestrację i reprodukcję obrazu.
-
Jia nie byłby sobą, gdyby nie zabawił się w eksperymenty formalne: kwadratowy obraz z pierwszego segmentu zaczyna się stopniowo rozrastać na naszych oczach, aby w ostatniej części przekształcić się w szerokoformatową pustkę sterylnej przyszłości: świat bez odrobiny brzydoty, którą zaludniają smutni Chińczycy na obczyźnie, pozbawieni spójnej tożsamości narodowej i poczucia przynależności.
-
Na tle tak zarysowanego, islandzkiego pejzażu nie dziwi, że tylko przybysze z zewnątrz są w stanie dojrzeć w Fúsim, mimo nieprzyjemnego oku wyglądu, wrażliwą istotę.
-
Jeśli na poziomie fabuły poczujemy się rozczarowani filmem Van den Berghe'a - jak meksykańscy biedacy niepojętą dla nich nikczemnością Gwiazdy Zarannej - zachwycą nas amoralne ciągoty reżysera.
-
Jest w równym stopniu maestrią w kreatywnej dekalkomanii, co "Kill Bill".
-
Östlund wypowiadając się w "Grze" na temat rasizmu, autorytarnych zachowań grupy i hipokryzji ksenofobicznego społeczeństwa, głoszącego publicznie tolerancję, prowokuje w takim samym stopniu jak Duńczyk Anders Morgenthaler.