
-
Batman AD 2022 to bohater jednocześnie wierny komiksom i ucieleśniający bolączki znane współczesnym widzom, który właśnie zapisuje się w historii jako jeden z najlepiej zagranych i najbardziej nieoczywistych superbohaterów w dziejach kina.
-
Liryczne perełki, które karmią wrażliwość estetyczną, jednocześnie dotykając czułych strun w sercach widzów, zdarzają się w polskim kinie zbyt rzadko. Tak rzadko, że kiedy już się taka trafi, nie warto skupiać się na czymkolwiek poza jej pięknem.
-
Zamiast ściskającego za gardło dramatu na temat przerażającej współczesności stworzyła artystowskie filmidło o hipsterach, których wciągnął mainstream - spóźnione, sztampowe i tak naprawdę dla nikogo. Może jedynie dla fanów Andrew Garfielda, którzy z pewnością docenią jego mistrzowski popis na tym wyjątkowo mdłym tle.
-
To dzieło o świetnym tempie, trzymające na krawędzi fotela od początku do końca, błyskawicznie związujące nas z bohaterami, a do tego stojące na najwyższym poziomie technicznym.
-
Zapewniam przy tym, że Edgar Wright nie stracił estetycznej smykałki i zaprezentowane przez niego Soho wygląda naprawdę zjawiskowo.
-
Choć skrótowy opis fabuły zapowiada banał, w rzeczywistości okazuje się, że Żarliwość jest poważnym - choć nie pozbawionym humoru, szczególnie kiedy osoby z zewnątrz komentują poczynania głównej pary - spojrzeniem na niszczące życie problemy, przede wszystkim emocjonalne.
-
Choć napis na polskim plakacie dumnie głosi, że oto nadszedł czas na nowego Tarantino, śpieszę uspokoić wszystkich, którzy nie wybrali się jeszcze do kina - raczej nie przegapiliście narodzin kolejnego rewolucjonisty kinematografii.
-
Mógłby być najlepiej wyglądającym polskim filmem ostatnich lat, gdyby jednocześnie tak bardzo nie starał się nim być.
-
Stanowi jeden z najdziwniejszych, ale też najzabawniejszych w historii kina hołdów złożonych dzieciństwu.
-
Opowiada historię podróży ku wielkości, jednocześnie samemu osiągając wielkość. To wyjątkowe przełożenie legendy arturiańskiej na współczesny język, dokonujące reinterpretacji materiału i treściowej, i formalnej.
-
Przez większość czasu starająca się być poważnym thrillerem produkcja działa bowiem lepiej w momencie, gdy jako widzowie porzucimy nadzieje na obejrzenie dobrego filmu i oddamy się beztroskiej, choć niezamierzonej w ten sposób rozrywce.
-
Nie jest nawet filmem tak złym, że aż dobrym, nie stanowi guilty pleasure, nie pomaga mu wyraźnie większy budżet.
-
Choć filmy powinno się oceniać za to, czym są, a nie, czym chcielibyśmy, żeby były, to trudno mi uciec od wrażenia, że gdyby ten sam scenariusz trafił w ręce lepszego reżysera, to otrzymalibyśmy horrorową perełkę.
-
Sprawnie wykonane, nieco ponad półtoragodzinne odkrywanie sekretów fabuły ze świetnie zagraną bohaterką na pierwszym planie. Wszystkie rzeczy, które nie przypadły mi do gustu, wynikają z przyjętych od początku założeń, więc jeśli po przeczytaniu recenzji nie czujecie się odstraszeni, to powinniście bawić się dobrze.
-
Mimo że historia jest na tyle interesująca, by przytrzymać naszą uwagę do końca, to pozbawieni motywacji, niedookreśleni bohaterowie sprawią, że szybko o niej zapomnimy, nawet jeśli spędzonego z nią czasu nie uznamy za stracony.
-
Nie znam wcześniejszej twórczości Ryuichiego Hirokiego, ale jeśli jest na podobnym poziomie "wnikliwości" co Ride or Die, to raczej nie mam ochoty jej poznawać. Zrealizowany przez niego dla Netfliksa tytuł to produkt filmopodobny, w którym bohaterki szarpią się ze sobą i z rzeczywistością, a ich emocjonalnym perypetiom brakuje autentyzmu.
-
Brawurowa filmowa szarża obliczona na obnażanie kabotyństwa, hipokryzji i demonów współczesności.
-
Debiutująca w pełnym metrażu reżyserka bezproblemowo łączy kilka gatunków, nie popadając zarazem w nieznośną postmodernistyczną formę. To utwór poważny, mogący posłużyć za głos w dyskusji na temat nadużyć seksualnych, a przy tym na tyle przystępny, by dotrzeć także do masowej publiki.
-
W subtelnym i kameralnym filmie Sciammy objawia się ulotne doświadczenie splatającej się samotności, dzieciństwa i kobiecości.
-
Przyzwoity thriller - bez fajerwerków, bez udziwnień, za to z prawie do bólu rzemieślniczym wykonaniem gatunkowego wzorca.
-
Sprawne połączenie kryminalnej intrygi i amazońskiego folkloru. Przyjemna rzecz, choć pozostawia lekki niedosyt.
-
Koreańskie Space Sweepers pozwala znowu poczuć radość z oglądania kosmicznego blockbustera i robi to w czasie, gdy hollywoodzkie wytwórnie wstrzymują premiery do otwarcia kin.
-
I takie też jest One Night in Miami. Wykorzystując techniki, które już widzieliśmy, opowiada ważną historię i przekształca proste w złożone.
-
Złożona, nieoczywista i piękna opowieść o Rwandzie, jej wielowymiarowej tożsamości oraz trawiących ją demonach nienawiści.
-
To film dla cierpliwych, bardzo cierpliwych, skłonnych poznać emancypacyjną opowieść Jean, nawet jeśli pod wieloma względami daleką od efektowności.
-
Sudański reżyser tworzy nieoczywistą, tragicznie nacechowaną opowieść o dojrzewaniu jednostki w cieniu złowrogiego proroctwa, z której wyłania się wieloznaczne studium społeczno-kulturowych uwarunkowań ludzkiego życia.
-
Pozycja wyjątkowa i bodaj najbardziej szalony - a w swoim szaleństwie także udany - polski film gatunkowy ostatnich lat. Iście elektryzujący seans.
-
Po wyrazistych występach w "Batman v Superman" i "Lidze Sprawiedliwości" oraz bardzo solidnym pierwszym solowym filmie można było spodziewać się, że - ku uciesze przede wszystkim kobiecej części widowni - WW stanie się koniem pociągowym filmowego uniwersum DC. Tymczasem "Wonder Woman 1984" nie tylko nie umacnia pozycji tej postaci we współczesnym kinie superbohaterskim, ale wręcz ją sabotuje. I czuję w kościach, że niełatwo będzie tę pozycję odbudować.
-
To produkcja niezwykle sentymentalna i wyciszająca - tylko że aż za bardzo, gdyż do finału trudno wytrwać z otwartymi oczami. Wszelkie próby zawiązania emocjonalnej nitki pomiędzy nami a przedstawionymi postaciami kończą się fiaskiem - o ironio, brakuje łączności.
-
Jedyne, co udało się osiągnąć filmowi Murphy'ego, to wskazanie, że dyskryminacja zawsze jest krzywdząca i idiotyczna. Przykre jest to, jak grubą krechą musiało to zostać nakreślone. Podobnie jak banały, które sadzą bohaterowie.
-
Udany debiut z iście hollywoodzką metamorfozą Piotra Głowackiego do roli Tadeusza Pietrzykowskiego.
-
Koreańskie dzieło z łatwością unika tego mankamentu, co jakiś czas podrzucając nam retrospekcje ujawniające dawne pożycie córki i matki, tym samym cementując całość jako opowieść o wracaniu do korzeni i odnajdywaniu pierwiastka szczęścia głęboko zakopanego w odmętach traumatyzującego wspomnienia. To w gruncie rzeczy wyjątkowo spokojne joie de vivre.
-
Ta nieudana wariacja na temat "Delicatessen" skrzyżowanych z "Oczyma szeroko zamkniętymi" cierpi i ze względu na pozbawioną polotu egzekucję, jak i przez scenariuszowe wykastrowanie ciekawych tematów.
-
Pozostaje jedynie żałować, że adaptacja mająca podstawy do bycia społeczno-politycznym głosem Ameryki w ostatecznym rozrachunku przeistoczyła się w rzewliwy melodramat. Były obietnice, a skończyło się na niczym. Jak w polityce.
-
Może szokować, ale to nie o prowokowanie kontrowersji w nim chodzi - to ambitna do granic nadużycia próba zbadania totalitarnego ujarzmienia na poziomie ciała, dla której ZSRR to laboratorium, ale nie horyzont.
-
To atrapa, sztuczny granat w rękach nadętego sierżanta, który uważa się za generała. Autor Symetrii może sądzi, że wymyślił coś unikatowego na polskim rynku, tylko zapomniał, że serial Ślepnąc od świateł Skoniecznego zawiera zbliżone motywy, mezalians gatunkowy i rozważania na temat karmy oraz słusznych i błędnych decyzji bohaterów. I to w o wiele lepszej jakości, także od strony technicznej.
-
Coppola celuje w kompetentny feel-good movie, kino do puszczenia późnym wieczorem, by po seansie z szerokim uśmiechem położyć się spać. Czy to źle? Wręcz przeciwnie!
-
Emocjonalny, ekologiczny i empatyczny - a przy tym pozbawiony poczucia wyższości i cienia moralnego szantażu.
-
Dzieło Mony Fastvold ma bowiem w sobie tyle z literatury, ile to tylko możliwe w przypadku medium, bądź co bądź, wizualnego. Tutaj każde zapisane w dzienniku wspomnienie zostaje ubrane w pełne kwiecistych porównań i emocjonalnych deklaracji słowa narratorki, przywodzące na myśl najwybitniejsze pozycje romantyczne.
-
Bez względu na przynależność gatunkową istota Reliktu umknie każdemu, kto podejdzie do niego jak do dowolnego innego straszaka. Wzorem ruchów zachodzących w kinie grozy w ostatnich latach reżyserka celuje w przekaz metaforyczny i opowiada w pierwszej kolejności o trapiących ludzi problemach.
-
Jeżeli nastawicie się na mało ambitny, ładnie nakręcony, znajomy rom-com, prawdopodobnie skończycie seans usatysfakcjonowani. W końcu nie od dziś wiadomo, że wszystkie święta i tak są skomercjalizowane.
-
Wydawać by się mogło, że film celuje wyłącznie w sprośną komedię, jakich w przypadku polskiego kina nie brakuje, ale byłoby to stwierdzenie wysoce obraźliwe. Warstwa komediowa - czy niekiedy nawet autoironiczna - kontrastuje bowiem z dramatyczną stroną całości, gdyż każdy żart reżyserka, Daria Woszek, kończy ujęciem na pogrążoną w głębokim przygnębieniu twarz głównej bohaterki.
-
Polot nie wzlatuje ponad chmury. Leci jednak wysoko - znacznie wyżej, niż można by było przypuszczać. Warto wsiąść na ten pokład.
-
Reżyserka Asystentki, Kitty Green, stawia na chłodny, wolno rozwijający się dramat. Próżno tu bowiem wypatrywać łamania konwencji czy gatunkowych zakotwiczeń - choć nie raz zrobi nam się zimno od panującej znieczulicy i prób usprawiedliwiania popełnianych przez szefa przestępstw.
-
"Sole" wyróżnia unikalne, zmysłowo subtelne podejście do tematuchcianego macierzyństwa, lokujące film Sironiego gdzieś na pograniczu włoskiej i polskiej wrażliwości.
-
Intrygujący splot ludzkich losów to z jednej strony organiczny dramat, z drugiej zaś intrygująca refleksja na pograniczu ducha i materii.
-
Oszczędna w środkach, ale niesamowicie naładowana emocjami opowieść o intymnym doświadczeniu życia rodzinnego w obliczu nadchodzącej śmierci.
-
Kilka ciekawych wątków zostało nieznośnie zmarnowanych w ramach błahej i bezbarwnej opowieści, o której powiedzieć można tyle, że gra w niej Gerard Butler i chyba jest jakaś asteroida.
-
Dzieło odświeżające, pomysłowe i przemyślane. W 2020 roku otrzymaliśmy jeszcze jeden stylizowany na horror film, w którym złem był patriarchat, a którego bohaterką była uciekająca od męża kobieta. To zdecydowanie głośniejsza od Niedosytu produkcja Leigha Whannella Niewidzialny człowiek. Z całym szacunkiem dla nowego tworu autora Ulepszenia, ale Niedosyt połyka jego film, w dodatku bez popitki.
-
To film przede wszystkim wierny Komendzie i woli oddania mu sprawiedliwości, której niegdyś mu odmówiono.