Ostatni na sali
ŹródłoBlog to w głównej mierze akumulacja moich recenzji i dłuższych tekstów. Po codzienne memy, newsy i krótkie formy, wpadaj na: https://facebook.com/OstatniNaSali
-
Nie jest oczywiście filmem, który nagle zbawi serię lub zafunduje jej świeży start. To co prawda solidny, dający frajdę film akcji, ale jednak zrobiony małym nakładem sił i nadużywający gatunkowych klisz czy też nikogo nieekscytujących już zagrywek. W jednej z prowadzących do finału scen, T-800 przewrotnie stwierdza "Już tu nie wrócę". Mam szczerą nadzieję że to prawda, bo "Dark Fate", to chyba ostatnia szansa cyklu o zbuntowanych maszynach, na usunięcie się w cień ze względną klasą.
-
Reżyser spełnił swoją wizję, usatysfakcjonował nią fanów, a przy okazji stworzył świetną kontynuację własnego dzieła, która stała się równie ikonicznym tworem co sam pierwowzór. "Terminator 2: Dzień sądu" jest kompletny jako sequel, ale też kompletny jako dzieło samo w sobie, warte uwagi nawet dziś, niemalże 30 lat po premierze.
-
Jest bez wątpienia pozycją kultową, ponadczasową. Mieszając ze sobą autorską wizję, umiejętności oraz miłość do gatunku, Cameron został jednym z twórców ikon kina zeszłego wieku, tworząc przy tym także, umyślnie lub nie, dzieło które po latach może być rozpatrywane również w kompletnie innych aspektach niż podczas premiery.
-
Reżyser w żadnym wypadku nie kreśli nam tu żadnych wyraźnych linii, a jedynie miesza ze sobą różne kolory, zawsze woląc zanurzyć nas w szarości aniżeli przerzucać pomiędzy czernią a bielą.
-
Rzecz w tym, że nowy Rambo, nawet z bycia miłą dla oka tandetą z mocno dokręconą śrubą, nie wywiązuje się dobrze. Kajdany wymuszające na twórcach próbę wyskrobania jak najbardziej poważnego filmu cały czas gdzieś pobrzękują, szybko wygładzając wszelkie przegięcia, a w efekcie bardziej szkodząc obrazowi niż mu pomagając. Dramat jest zbyt banalny by wzruszyć, akcja zbyt przewidywalna by ekscytować, a przemoc zbyt zamaskowana by cieszyć.
-
To bez wątpienia jedno z największych twórczych osiągnięć Joon-ho Bonga. Reżyser w ciągu kilkunastu lat przeszedł drogę od nieokrzesanego filmowca z charakterystycznym stylem, do czołowego koreańskiego artysty, raz po raz zachwycającego publikę. I doprawdy trudno się temu dziwić po seansie jego najnowszego dzieła, gdyż mało kto potrafi tak sprawnie przekuwać ludzkie emocje, na filmową satysfakcję.
-
Ale o czym finalnie mówi ten film? O miłości? Kobiecej sile? Prawdziwości chwili utrwalonej w sztuce? O tym każdy zdecyduje sam, ale zapewniam was, że mówi tak pięknie, iż warto go posłuchać.
-
Naprawdę dobry film o dorastania i radzeniu sobie. Radzeniu nawet nie z problemami, a z własnymi uczuciami które nam przy nich towarzyszą.
-
Nie jest może najlepszym filmem w filmografii reżysera. Na pewno nie zagrozi takim produkcjom jak "Annie Hal" czy "Hannah i jej siostry". Jest jednak dziełem na tyle dobrym, by przypomnieć mi to wszystko, za co swego czasu pokochałem Allena.
-
"Laleczka" to film, którego chyba za nic w świecie nie poleciłbym każdemu. To specyficzny obraz, skierowany dla specyficznego odbiorcy. Ale ten specyficzny odbiorca powinien, tak jak ja, przeżyć dość miłe zaskoczenie i koniec końców wyjść z kinowej sali usatysfakcjonowany.
-
Ostatecznie, "Rocketman" nie jest laurką. Nie jest też wymierzonym czyjąś stronę atakiem. To naprawdę dobry biopic, ale oprócz tego także całkiem udany film. Momentami emocjonalny czy ckliwy, innym razem szalony i kwiecisty. Dokładnie taki, jaki obraz o Eltonie Johnie powinien być.
-
Trudno nie zauważyć, że film celuje w dość charakterystyczną grupę odbiorców. Ja co prawda nigdy nie byłem jakimś homerycznym fanem Pokemonów, jednakże w swoich szczenięcych latach całkiem ową animację lubiłem i podczas seansu "Detektywa Pikachu" gdzieś podskórnie czułem, że dzięki temu całość sprawia mi dużo więcej radochy niż sprawiłaby komuś, kto całkowicie przypadkiem wstąpiłby akurat na ten seans.
-
Trochę szkoda, że Disney tak bardzo boi się eksperymentować ze swoimi dziełami, bo tworów takich jak "Aladyn" będziemy w najbliższym czasie dostawać więcej. Bezpiecznych, zrobionych po najmniejsze linii oporu, których głównym celem będzie sentyment starszej widowni i dość niskie oczekiwania młodszej.
-
Choć zwykle kręciłem nosem gdy słyszałem o Johnie Wicku, to tym razem i mnie udało mu się ustrzelić.
-
"Wilkołak" to przede wszystkim zmarnowany potencjał. Ciekawy pomysł i niezła wizja, ostatecznie musiały ustąpić wszechobecnej przeciętności i bezbarwności. A szkoda, bo naprawdę dużo można było z tego wycisnąć.
-
Niestety "Tranzyt" oprócz wielopłaszczyznowych sukcesów, skrywa w sobie również masę niewykorzystanego potencjału. Z wizji uchodźczego życia, autor często przeskakuje w klimaty przesadnie sentymentalne lub nostalgiczne, co można odczytać zarówno jako płytkie triki, jak i brak wyczucia czy subtelności w budowaniu przez siebie opowieści. A szkoda, bo film jest najlepszy wtedy, gdy twórca zbytnio nie kombinuje, a widz przygląda się uniwersalizmowi codziennych zmagań ludzi.
-
Choć ostatecznie, "Wędrującą ziemię" trudno mi z czystym sercem komukolwiek polecić, to jednakowoż uważam że osoby szukające lekkiej, dwugodzinnej rozrywki, legitymującej się ciekawym pomysłem i dobrą stroną wizualną, śmiało mogą dopisać ten film, gdzieś na końcu swojej listy "do obejrzenia".
-
Drugiego seansu "Smętarza dla Zwierzaków" już bym chyba nie zdzierżył.