-
Scorsese nie wychodzi z formy. Nadal widać jego kunszt reżyserski, szczególnie przy żonglowaniu chronologią. Bawi się opowiadaną przez siebie historią, przeplata retrospekcje z futurospekcjami i czasem teraźniejszym, w ogóle nie tracąc panowania nad fabułą. Widać, że posiada kontrolę od początku do końca, konsekwentnie tka materiał, żeby na końcu wyszło z niego piękne dzieło sztuki.
-
Jest filmem naprawdę dobrym. Nie unika wad, ale i tak pozostaje gratką dla wszystkich fanów Breaking Bad. Trafia tam gdzie miało trafić - w serce.
-
Jest filmem ważnym, poruszającym problem naszych czasów - życia w społeczeństwie. Tych potężnych i tych na końcu łańcucha pokarmowego.
-
Pod płaszczykiem kina rozrywkowego, azjatycki twórca wskazuje palcem problemy z jakimi borykają się społeczeństwa. Wytyka błędy, ale nie moralizuje.
-
W Once upon... znajdziemy to, co dla filmów Tarantino jest charakterystyczne - świetne dobranie utworów muzycznych, "zabawa" przemocą, ironiczny humor, pastisz, zabawa gatunkami i... stopy, stopy, stopy. Jednak jest to najmniej tarantinowski film ze wszystkich dziewięciu. Na pewno spokojniejszy, zawiedzie się ten, kto liczy na wartką akcję, film został oparty raczej na "gadaniu".
-
Zobaczyłem kawał dobrego kina, a na kolejne filmy Ariego Astera będę czekał z wypiekami na twarzy.
-
Jeśli kolejne będą robione tak jak ten - z pomysłem, błyskotliwością i młodzieńczym zapałem - Marvela czeka świetlana przyszłość.
-
Nie zawiodłem się to mało powiedziane. Po wyjściu z sali prawie rozsypałem się na kawałki jak po pstryknięciu Thanosa i do teraz ciężko mi jest się pozbierać.
-
Naprawdę bardzo rzadko można obejrzeć polski film tak dobry jak obraz Pawlikowskiego. Oglądając, miałem wrażenie jakbym spoglądał na jakieś nieodkryte dzieło Ingmara Bergmana, albo najnowszy film największych reżyserów kina autorskiego.
-
Wes Anderson chociaż nie ustrzegł się błędów to i tak - znowu - nagrał bardzo dobry film.
-
Jest kapitalną rozrywką. Oczywiście nie doszukujcie się w nim jakichś przekazów, przesłań i morałów, bo nie o to chodzi. Niespotykana nigdy dotąd ekipa superbohaterów zabrała mnie w zwariowaną podróż, skacząc od jednej planety do drugiej, a ja jeszcze przez długi czas po wyjściu z kina mogłem czuć się jak dziecko, założyć na siebie czerwony kocyk, wziąć do ręki paletkę do badmintona i udawać Thora obracającego przeciwników w pył.
-
Dawno nie widziałem filmu tak oryginalnego. A to właśnie cenię w kinie najbardziej.