
Znudzona mieszczańskim stylem życia Anna postanawia przekonać męża do zamieszkania w hipisowskiej komunie.
- Aktorzy: Trine Dyrholm, Ulrich Thomsen, Helene Reingaard Neumann, Martha Sofie Wallstrøm Hansen, Lars Ranthe i 15 więcej
- Reżyser: Thomas Vinterberg
- Scenarzyści: Thomas Vinterberg, Tobias Lindholm
- Premiera kinowa: 19 sierpnia 2016
- Premiera światowa: 14 stycznia 2016
- Ostatnia aktywność: 15 stycznia
- Dodany: 20 lipca 2016
-
Miało być naturalnie i prosto, ale wyszło sztucznie i nachalnie. Główna moc kina Vinterberga została zmarnowana. Reszta bohaterów, niby obecna na ekranie, ale nie na tyle mocno, abym jutro ich jeszcze pamiętała.
-
Jest naprawdę dobrą propozycją na szarpiący nerwy seans, mimo zbytniego grzęźnięcia w osobisty dramat jednej z bohaterek, siermiężnej symboliki i kilku ścieżek na skróty.
-
Nienagannie skomponowane kino środka.
-
Przejmujący i bardzo autentyczny. Wielka w tym zasługa reżysera, który sprawnie opowiedział złożoną i wielowątkową historię, a zarazem precyzyjnie poprowadził aktorów.
-
Choć intelektualnie doceniam zabiegi Vinterberga i wyważone studium nad losem Anny, ale emocjonalnie - film przeszedł obok mnie.
-
Prosty film o miłości, zdradzie, poszukiwaniu siebie, wyrzucony prosto z trzewi.
-
Jest dramatem z elementami komedii, który początkowo intryguje swoim pomysłem i podejściem, jednak z czasem popada w schematyczny i nielogiczny melodramat.
-
Choć przez większość filmu uśmiech nie schodzi nam z twarzy, koniec końców zamienia się on w bolesny grymas. Vinterberg, jak mało który reżyser, potrafi trzymać widza w szachu.
-
Mogłaby odegrać naprawdę dużą rolę w dyskusji o kryzysie demokracji i szukania nowych ścieżek, by móc żyć po swojemu. Jednakże zatracenie się reżysera w melodramatycznej otoczce i zepchnięciu w dalekie tło życia w komunie, nie pozwala uznać tego filmu za udany.
-
Nostalgiczny dramat psychologiczny, w którym nie brakuje humoru.
-
Jest dramatem psychologicznym, ale nie brakuje w niej humoru, ironii i dystansu do świata i często bardzo poważnych problemów. Świetne aktorstwo, naturalne i spontaniczne, oszczędne dialogi, znakomite zdjęcia i sugestywnie pokazana miejska atmosfera lat 70. XX wieku - ten film naprawdę dobrze się ogląda.
-
Choć osadzona wiele lat wstecz, to zarazem niejako komentarz do współczesnych i pełnych ułudy lifestylowych nawoływań ze wszystkich stron do notorycznych zmian we własnym życiu.
-
Wydaje się, że Vinterberg chciał w istocie zrobić zupełnie inny film - introwertyczny, rozpisany na kilkoro aktorów. Uznał jednak, iż dla wiarygodności historii potrzebuje sztucznych warunków komuny. Nasyciło to obraz znaczeniami, ale też wprowadziło trochę stylistycznego zamieszania. Tym niemniej film nie stracił wnikliwości spojrzenia i bardzo ludzkich emocji, z których utkano najlepsze, głęboko poruszające sceny, warte podziwiania podczas niejednego seansu.
-
Chociaż "Komuna" spełnia więc swoje zadanie znakomicie, pozostaje ona jednorazowym doświadczeniem, które raczej nie ma potencjału do pozostania w świadomości na dłużej. Ostatecznie wiemy przecież, że każda epoka musi się skończyć, a życie po prostu toczy się dalej.
-
Część widzów może się poczuć oszukana przez "Komunę" Vinterberga. Film, który zaczyna się od lekkiego i zabawnego zbierania ludzi do wspólnego mieszkania nagle wycofuje się z historii o trudach życia z innymi, by zrobić miejsce dramatowi jednej kobiety.
-
Vinterberg idzie wyraźnie w stronę melodramatu, kręcąc film w sposób jakże odległy od tego, co postulował w manifeście kina Dogma 95. Wydaje się, że tylko realistyczne nad wyraz wystąpienie Dyrholm ratuje film przed soap-operowym rozmydleniem.
-
Nie jest jednak dreszczowcem, lecz znakomitą komedią obyczajową o ludzkich pragnieniach i ułomnościach.
-
Nostalgiczny, ale nie ma w nim sztuczności. Nie jest też pochwałą iluzji i żaden z niego rewolucyjny manifest. To prosta historia o miłości, w której drugi plan jest skonstruowany równie pieczołowicie, co rozterki głównych bohaterów.
-
Wspaniałe, wzruszające dzieło duńskiego reżysera to najlepsza propozycja z tegorocznego konkursu Berlinale.
-
Choć w tytule macie "Komunę" to nie jest to film o samej zbiorowości czy życiu w niej. To bardziej dramat obyczajowy ze zdradą na pierwszym planie, a raczej nie tego oczekiwałam po tej produkcji.
-
Nie stanowi przygnębiającego rozliczenia z przeszłością - zachowuje lekkość nawet wtedy, gdy staje się oczywiste, że ambitny eksperyment przeprowadzany na przedmieściach Kopenhagi nie ma prawa się powieść. Łatwy, choć nie do końca przyjemny.
-
Dość letni film, w którym nawet najgorsze problemy możemy rozwiązać dzięki wsparciu przyjaciół.
-
Ukazywanie dynamiki między ludźmi wychodzi Duńczykowi najlepiej.
-
Z wielką ciekawością, na przykładzie kilku świetnie zbudowanych życiorysów, pokazuje przewrotność wolności.
-
Sprawdziłby się raczej jako propozycja dla całej rodziny oglądana w piątkowy wieczór, a nie krytyczna wiwisekcja uczuciowych eksperymentów przeprowadzana przez czołowego europejskiego autora filmowego.
-
Duński reżyser po raz kolejny udowodnił, że jest świetny zarówno w mówieniu o problemach poszczególnych jednostek, jak i całych społeczności.
-
Dotyka trudnych emocji w sposób subtelny, wzruszający. Jego aktorzy nie szarżują, mimo że scenariusz niósł takie pokusy.
-
Poprawne, aż za bardzo życzeniowe i zapełniające ekran papierowymi postaciami.
-
Nie jest złym filmem i to niech będzie jasne. Jednak od autora tak świetnych filmów jak "Festen" czy "Polowanie" wymaga się czegoś więcej.
-
Intryguje swoim niezwykłym podejściem do tematu. Opowiadając o problemach grupowych, opowiada nie tylko o życiu społeczności, ale i nas samych.
-
Mimo doskonałego aktorstwa, szczególnie Trine Dyrholm, która na swojej twarzy zaprezentowała całą gamę uczuć, wciąż przez większość seansu czuje się fałsz ukryty za tymi emocjami.