-
To film osobliwy, a jednocześnie mainstreamowy. I z tego dwumyślowego sposobu dekonstrukcji i interpretacji filmu wynika jego największy plus i największa bolączka, bo film jest naprawdę niezły. Z tym, że połowa widowni zobaczy w tym komercyjną i ładną "fabułkę" o Barbie, a druga skomplikowaną, choć trochę niekonsekwentną krytykę społeczeństwa i walki płci A.D. 2023. I chyba obydwie strony mają rację.
-
To nie jest zmarnowany potencjał, bo z tego scenariusza zbyt dużo potencjału wycisnąć nie można było bo sztampa i jego beznamiętność spowodowały, że jest to film na którym prędzej można usnąć niż się wzruszyć.
-
To film "jadący na picu" głośnego nazwiska jednego z największych malarzy XX wieku. Cóż z tego jeśli sam film to słabizna? No cóż, Dali był przyjacielem Luisa Bunuela jednak gdyby genialny reżyser zobaczył jak zekranizowano żywot jego druha, pewnie umarłby ze śmiechu.
-
To równocześnie zaśnięcie z nudów widza. To jak mozolnie producenci ciągle katują nas szmirami z tej serii to jakiś syzyfowe zaburzenie ku wyciśnięciu ostatnich soków z bajki o transformerach. I tylko szkoda rapującego na początku Method Mana i Wu-Tangu, bo o ile ma się wrażenie, że brakuje raperom pieniędzy, o tyle nie powinni autoryzować swoim logo takich gniotów.
-
To jest odcinek jakiegoś sitcomu z Polsatu z Bondem i kinem klasy XYZ. Równie dobrze mógłby tam być głównym aktorem Andrzej Grabowski, a ja nie widziałbym różnicy. Niemniej, "Świat Według Kiepskich" był chociaż śmieszy.
-
Słaby film. Kolejna słaba polska komedia - jednak nie tragiczna! Do zapomnienia i odhaczenia. Za bardzo nic więcej się nie da z tego wykrzesać.
-
To laurka dla... buta i samemu Nike. Ma w sobie coś satysfakcjonującego, szczególnie jeśli chodzi o niszę popkulturową, jednak jako film nie wzbija się na wysokie loty. Ot taki film do obejrzenia w niedzielne popołudnie.
-
Powiew świeżości w polskim podejściu do wojny. To niezły scenariusz, świetna główna rola, solidne role drugoplanowe, świetne wykonanie techniczny - po prostu bardzo zgrabna układanka. Czy będzie to polski film roku, tego nie można jeszcze osądzać, ale tak czy siak, będzie to jeden z najlepszych filmów europejskich roku 2023.
-
To film zapomniany i niedoceniony w wymiarze, który powinien być. To także jedno z największych dzieł monolitu chińskiej kinematografii Yimou Zhanga i jeden z najlepszych chińskich filmów w ogóle. Samotna Qiu Jiu walczy. Samotna Qiu Jiu odpuszcza winy.
-
Po raz kolejny czapki z głów przed twórcami za niesamowitą inwencję i kreatywność oraz wykonawców tej animacji za bezbłędność i precyzję. Nie możne się silić na żadne streszczanie fabuły czy dekonstrukcje jej bo będzie się to mijać z celem i wartością dodaną samej animacji. Bezwzględnie będzie to animacja roku, na lato jak znalazł, a szczególnie na dzień dziecka i koniec roku. Zabierać dzieciaki do kina i koniec kropka. A jak nie to iść samemu!
-
To pokaz talentu dwóch wielkich wyrobników kina Hoffmana i Fosse'a. Dość kameralne, dość przyziemnie i dość angażujące żeby wynieść przede wszystkim drugi plan, a nie żarty słowne.
-
Projekt, który miał wszystko, aby mieć sukces w szerokim tego słowa znaczeniu. Już wiemy, że nie będzie prawdopodobnie nawet sukcesu kasowego. Po kolejnym skoku na sentymenty Disneya w celu reanimacji starych klasyków należy zadać pytanie: czy naprawdę trzeba ruszać nadal broniące się rysunkowe klasyki? Bo moim zdaniem więcej przyjemności z oglądania i młodsi i starsi będą mieli z wersji oryginalnej. No ale biznes był zwęszony.
-
Jeden z najlepszych komentarzy społecznych w historii kina. Film niejednorodny, niejednoznaczny i prowokujący nas do myślenia. Powiem szczerze, kocham analizować ten film, bo Spike Lee wtrącił tyle treści w upalny dzień na Brooklynie, że mógłby to być równie dobrze wywód filozoficzny w formie przemyśleń meliniarza. Ale to właśnie jest piękne, oglądając ten film trzeba zrobić co należy: przemyśleć go.
-
Debiut i eksperyment zarazem, niezwykle ambitne i ryzykowne przedsięwzięcie. Wyszło do pewnego stopnia. A do pewnego stopnia stworzono film bezemocjonalny i silący się na bycie retorykiem swojej własnej prawdy wynikającej z samego bytu przedsięwzięcia.
-
To film przewrotny i Rohmer wszystko zrobił świadomie. Te wszystkie męczeńskie dziwaczne sceny związane z zawiłymi obyczajami końcowo wychodzą na dobrę. Podskórnie wiemy, że te wszystkie przeszkody były niepotrzebne - może. Z drugiej strony Rohmer wydaje się jak rasowy psychoanalityk stawiać tezę, że bez przeszkody - nie ma nagrody.
-
Nieświadomy film moralnego niepokoju lumetowskim dramatem i teatralnością oraz wielką rolą K.Hepburn. Emocje, niedopowiedzenia i pretensje wylewane na siebie pewnymi grami międzyludzkimi i ich psychologią są wielkie, a sam Lumet stworzył kameralną burzę w szklance wody.
-
To pewnego rodzaju fenomen. Wyciśnięcie ze zwykłości człowieka i jego zwykłych przeżyć, zwykłych traum, zwykłych rozmów - niezwykłości emocji, niezwykłości psychologii i niezwykłości interpretacji rzeczywistości przez człowieka. Jest to do bólu kameralne, do bólu introwertyczne i do bólu bez fajerwerków. Ale tak miało być, a Robert Redford czuje emocje i umie je przekazać.
-
Średni film. Nie oszukujmy się i nie mydlmy sobie oczu, że Mungiu jako wielki reżyser zrobił wielki film, bo nie zrobił. O ile jest to jakiś krok ku odzyskaniu formy prze Mungiu, o tyle jakoś nie ma on duszy. Bardziej przypomina skrzyżowanie broszury z gazetą i tanim szantażem z klasyfikowaniem ludzi na prawo i lewo.
-
Solidna adaptacja nintendowskiego klasyka i kto równie namiętnie naparzał na Super Nintendo w "Super Mario World" podczas dzieciństwa równie namiętnie co ja, prawdopodobnie nie będzie zbyt zważał na generyczność i niedociągnięcia.
-
Najzwyklejszy w świecie wymarketingowany netflixowski gniot akcji z fatalnym scenariuszem, jeszcze gorszą reżyserią, brakiem pomysłu i brakami budżetowymi, szczególnie jeśli chodzi o drugi i trzeci plan aktorski. Wszystko się na dodatek kręci wokół J.Lo, ale tu także lipa, bo mega gwiazda po prostu nie gra dobrze, a wręcz, gra źle i nie unosi nawet w 1/100 atencji jakiej jej poświęcono. Strata czasu, Netflix nie uczy się na błędach i nadal karmi nas odgrzewaną kaszaną.
-
To teksańska antybajka i bardzo subtelne, a zarazem bardzo brutalne zerwanie z maską raju amerykańskiego, szczególnie dla ludzi młodych. Film moim zdaniem właściwie się nie zestarzał, czy to tematycznie czy to w materii technicznej. A nawet dostał więcej szlachetności.
-
To jest tak idiotyczny skok na kasę i tak niepotrzebne wysysanie resztek marketingowych z w pewnych kręgach kultowej serii, że nie da się na to patrzeć. Niech ta seria się po prostu skończy, bo to wszystko zakrawa o jakiś absurd i psuje dzieło życia Paula Walkera, który jak widać był największym plusem tej serii.
-
To film dla dzieci i fanów Shreka. Trudno mi powiedzieć, czemu ta animacja dostała nominacje do Oscara, a także trudno mi zrozumieć zachwytów nad nią. Jest to Animacja zupełnie przeciętna wizualnie i gorzej niż przeciętna scenariuszowo. Takich oto animacyjek jest rocznie kilkanaście. Nic odkrywczego, nic ciekawego. Kot żyje i z miasta Łodzi pochodzi..
-
Wtórny i nudny, ale pod pewnymi względami poprawny i może się podobać. Ja jednak nie uważam, że droga jaką obrały mainstreamowe horrory jest słuszna, więc będę się upierał przy swoim, że ten film jest kalką wszystkich tych mielonek horroropodobnych z troszeczkę większymi aspiracjami.
-
Solidny melodramat, jednak ze względu na kultowe okoliczności i przełamujący tabu wydźwięk ma w sobie coś magicznego. Poza tym, kto by nie czerpał satysfakcji z oglądania relatywnie młodego jeszcze Marlona Brando w Japonii? No właśnie. I ten skromny, acz bardzo dramatyczny romans amerykańsko-japoński stał się jakimś elementem i obrazem przełamania relacji na linii tych krajów. Melodramaty łączą ludzi.
-
To nie jest film akcji, ani do końca film wojenny. To jakiś specyficzny oldschoolowy film o złym, ale jednak dobrym, twardym i małomównym bohaterze a'la western. I czy sprawdza się? Myślę, że tak jeśli lubi się oglądać jak stary fin zaciska zęby i chce zniszczyć każdego naziste w Finlandii.
-
To film niesamowicie brudny, niesamowicie niewygodny, niesamowicie obrzydliwy, a przede wszystkim niesamowicie ciekawy. Kotcheff szantażuje filmem widza trzymając go w spirali obrzydzenia i ekscytacji cały film, a końcowo i tak wali w nas obuchem ogłuszając.
-
Wspaniałe zwieńczenie tej niezwykłej trylogii. Bezapelacyjnie była to najlepsza seria ze stajni Marvela, a już na pewno był to najlepszy film z piątej fazy marvelowskich filmów. James Gunn stworzył swoje dzieło życia i jeśli ktoś ma ruszyć z posad poziom DC, no to Gunn nadaje się do tego idealnie.
-
Jest to prawdopodobnie najlepszy w historii biopic o tematyce malarskiej i wątpię by ktokolwiek inny zrobił tak piękną laurkę wielkiemu włoskiemu bandycie-artyście, Caravaggiowi.
-
To film oparty na zdjęciach, trudno tu o jakąkolwiek większą dyskusje z fabułą, bo nie w tym cały szkopuł. Może być dla większości widzów niestrawny i nużący. Ale jeśli podejść do tego jako właśnie filmu-pleneru, satysfakcjonuje.
-
Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. To główna rzecz, która trzyma w ryzach ten film i robi z niego film kultowy. Wystarczą pierwsze wybrzmienia motywu przewodniego i są już ciarki ekscytacji i niepokoju.
-
Wzór horroru psychologicznego. Co prawda to nie jest film podszyty artyzmem, ale dobre rzemiosło z dużą dozą kreatywności i potencjału interpretacyjnego. Nic tylko oglądać i dyskutować!
-
Horrory są współcześnie moim zdaniem fatalne. Naprawdę, uważam że ten gatunek poszedł w jakąś głupią i zupełnie wtórną stronę, a wszędzie widzę horrory od sztancy i gnioty. I "Egzorcysta papieża" bardzo dobrze wpisuje się w ten trend. Nawet sam Franciszek jakby tu odprawił nad filmem modły nie uratowałby go, a Julius Avery powinien się zastanowić: dlaczego i po co? Z drugiej strony widać, że hajs się zgodził, więc może i widownia chce oglądać kolejny nudne horrory?
-
Przepięknie nostalgiczny. Z ekranu wręcz bije cykadą i promieniami słońca muskającymi twarz gdzieś w środku tygodnia gimnazjalnych wakacji. Sęk w tym, że jest on właściwie brutalny i surowy w swojej wymowie. Pawlikowski jak mistrz maluje nam piękny obraz, który właściwie jako całość szantażuje nas i pozostawia w rozkroku i z pytaniem: czy mi się to właściwie podobało, czy nie?
-
Nieudolny miks papierowego, marketingowego romansu z pseudo kinem akcji. W ogóle nie ciekawe, w ogóle nieangażujące. Ten film nawet nie nuży, on po prostu sobie leci w tle, a mózg rejestruje chodzącą po ścianie mrówkę. I tylko szkoda Adriena Brody'ego, ale już chyba się przyzwyczaiłem, że w większości gra w fatalnych filmach.
-
Jest dziełem godnym uwagi przede wszystkim za jego wyjście przed szereg. To nie jest kolejny napuszony mafijny seryjniak ani sztywny walący widzowi jakieś bzdury o honorowości bandyckiej film. Jest to po prostu odreagowanie lat 80-tych na przepalenie tematu mafii i uspokojenie samego siebie, że ta hiperbolizacja absurdu może być w dziwny sposób i całkiem zabawna i całkiem satysfakcjonująca.
-
Sceny mijają, a Anderson kręci i kręci niesiony entuzjazmem swojego pomysłu
-
Nie jest filmem o spełnianiu marzeń. Jest filmem o walce z samym sobą i swoim subiektywnym światem, na którego składa się całe nasze życie.
-
To nie jest film o nawróconym człowieku, to film o człowieku, który zaczął po prostu się zmieniać, a zmian powinna być dla nas czymś prozaicznym i powszechnym jak właśnie "Pursuit of happiness" lecące z samochodowego radia czy w tle YouTube'owej składanki na imprezie.
-
Ten tygrys naprawdę w zalewie netflixowskich "ciepłych kapci" jest białym, niepowtarzalnym tygrysem.
-
Jest filmem o tyle kameralnym, co monumentalnym i rozbudowanym w warstwie fabularnej, a konkretniej konglomeratu scen, dialogów, gestów i emocji. Dokładnie jak w każdej grze, ważna jest sama gra, otoczenie nie ma większego znaczenia, choć warto nadmienić, że zarówno zdjęcia jak i same plenery są kwestią nie pozostawiającą do życzenia właściwie nic. Gra toczy się przed naszymi oczami, a my z ekscytacją i pewnym zawstydzeniem oglądamy kolejne sceny.
-
Film jest konsekwentny, tempo jest jednostajne, można powiedzieć, że wszystko jest "jak należy" i ani nie przeszkadza ani zbyt nie dekoruje samego filmu. Mamy mieć uwagę wyłącznie na obyczajówce i tak też się dzieje.