Magdalena Kwaśniok
Krytyk-
Zanim jednak przejdziemy do kwestii kontrowersyjnych, a dla mnie jako ogromnej fanki twórczości Tarantina, również przykrych, zacznijmy pozytywnym akcentem: Tarantino: Bękart kina to laurka nie tylko dla Quentina, ale i miłości do kina samej w sobie.
-
Gerwig opowiedziała historię panien March w sposób, w którym odnajdą się nie tylko nieświadomie szukające swojej drogi dzieciaki, ale i równie zagubione dwudziestojednoletnie dziewczyny, dla których Jo, obok Elizabeth Bennett, już dawno stała się wyznacznikiem tego, że życie wedle oczekiwań społeczeństwa i wbrew własnym ideałom nie jest ani łatwe, ani słuszne, a już na pewno nikogo nie doprowadziło do dokonania rzeczy wielkich.
-
Fernando Meirelles w opowiedzianej przez siebie historii nie próbuje przy tym na siłę wzbudzić kontrowersji, a raczy nas niezwykle ciepłą opowieścią, w której poglądy polityczne, jak w relacji dwóch głównych bohaterów, powinny zejść na dalszy plan.
-
Nieco ponad trzy godziny tego, co w MCU najlepsze.
-
Mój problem polega na tym, że tak jak David nie potrafił znieść zmarnowanego potencjału swojego syna, tak ja nie umiem pozbyć się wrażenia, że produkcja Groeningena mogła być znacznie lepsza.
-
Choć z pewnością nie jest wolny od wad i nie spodoba się każdemu, jest nie tylko solidną produkcją. Trzeci film Chazella to definicja tego, jak powinna wyglądać biografia - reżyser odrzucił wszelkie utarte schematy, tak irytujące w Bohemian Rhapsody, dzięki czemu Pierwszy człowiek może nie jest arcydziełem, ale z pewnością do tego miana aspiruje, czego twórcy wspomnianego filmu biograficznego o Queen mogą jedynie pozazdrościć.
-
Każde pokolenie, zaczynając od pierwszej wersji filmu z 1937 roku, zasługuje na swoją wariację na temat ponadczasowego uczucia - nasi rodzice mieli Barbrę Streisand i Krisa Kristoffersona, a my mamy Lady Gagę i Bradleya Coopera. I wierzcie mi, tego duetu nie zamieniłabym na żaden inny.
-
Mimo ogromnego wzruszenia, z jakim wyszłam z sali kinowej, tak naprawdę Singer i McCarten po seansie zostawili mnie z bardzo smutną refleksją: członkowie Queen w swoim Bohemian Rhapsody w ciągu sześciu minut zmieścili sześć gatunków muzycznych, z kolei Singer w dziele o tym samym tytule, które ma ponad 120 minut, zmieścił jedynie dwie godziny wątpliwie prawdziwej biografii.
-
Paradoksalnie Civeyrac stworzył dzieło z jednej strony niezrozumiałe, być może nawet niestrawne dla ludzi niezaznajomionych z Nową Falą, do której z pewnością trzeba dojrzeć, a z drugiej - Z perspektywy Paryża to obraz intrygujący, idealnie nadający się na nowofalową inicjację, będącą wyrazem dojrzałości artystycznej odbiorcy.
-
Trzeba jednak przyznać, że stworzył film zróżnicowany jak sam Romain Gary: wyniosły i sentymentalny po rosyjsku, po polsku autoironiczny, a jednak posiadający francuskie poczucie humoru i szyk rodem z Wersalu.
-
Połączenie w spójny i logiczny sposób Avengersów i Strażników Galaktyki, wszystkie drobne smaczki, jak nawiązania w dialogach do poprzednich odsłon losów poszczególnych bohaterów, brak większych dziur w fabule, świetny dobór charakterów w stworzonych podgrupach... Nie mam pojęcia, jak oni to wymyślili, ale jestem pod dużym wrażeniem ich pracy.
-
Ekranizacja powieści wyszła Guadagniniemu naprawdę dobrze - kontrastowe zestawienie sielankowości, spokoju i pewnego rodzaju dostojności z namiętnością, wyczuwalną między dwójką bohaterów, sprawia, że choć obraz włoskiego reżysera opowiada o cielesnej fascynacji, w żadnym stopniu nie jest obskurny, a zwyczajnie piękny.
-
Dobry film wojenny, który w zestawieniu z Dunkierką nabiera zupełnie innego wymiaru, co jest jednocześnie jego zaletą, jak i jedną z największych wad.
-
Zdaje się, że za całą skomplikowaną produkcją, cudownym aktorstwem, dobrymi zdjęciami i świetnym soundtrackiem, za każdym z poruszonych wątków kryje się naprawdę proste przesłanie, o którym każdy z nas powinien pamiętać.