-
Bezpardonowy portret środowiska muzycznego, w którym znajdzie się miejsce zarówno dla cwanych naśladowców i artystów natchnionych.
-
Stroniąc od sentymentalnych tonów, Yang zestawia bolesne momenty z zabawnymi, a każda wspólnie spędzona chwila w dzielonym przez rodzinę mieszkaniu dopełnia obrazu poszczególnych postaci. Kontrastujące występy Hao Lei i Elaine Jin składają się na domowy teatr, przestrzeń nasączoną sprzecznymi uczuciami, na równi nienawiścią, co miłością spokrewnionych niewiast - w próbach oddania ich wewnętrznego życia, zmagań i wielkiej siły pokrewny światu bergmanowskich kobiet, choćby z filmu Szepty i krzyki.
-
Skoro sama idea obsadzenia osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu została wykluczona przez Się jako zbyt "nieprzyjemna i stresująca" dla młodej aktorki z zaburzeniami, ten fakt powinien uzmysłowić artystce, że koncepcja filmu nie jest spójna. Można jednak pochwalić Music za próbę ukazania trudnego procesu dorastania do miłości, akceptacji siebie i innych za to kim, są naprawdę.
-
Z tego względu nie ingeruje twórczo, nie wtrąca się i pozwala mówić postaci, co skutkuje uczciwym portretem. Biografia ma przebieg chronologiczny i skupia się na życiu zawodowym tytułowego bohatera. Wywiady z ujmującym prowokatorem zbliżone do sztuki performance przeplatane są nagraniami archiwalnymi z inscenizacji i wspomnieniami artysty. Böhler umieściła parę smutnych momentów, w tym z pobytu twórcy w szpitalu, który nawet w trudnych chwilach pała entuzjazmem do rozmowy o swojej twórczości.
-
Każdy głos dotyczący subsaharyjskiej Afryki jest na wagę złota. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z wizjonerskim debiutem z silnymi kreacjami aktorskimi. Film ukazujący od środka zmagania wyznawców religii muzułmańskiej to świetny punkt wyjścia do dyskusji nad naturą islamu i wyraża obawę o przyszłość krajów, którym udało się uniknąć do tej pory postaci brutalnego ekstremizmu. Nie da się wskazać jednoznacznie, która interpretacja Koranu byłaby właściwa.
-
Arthouse'owa estetyka twórczości Suwy w połączeniu z elegijnym charakterem filmu pozwoliła na stworzenie przepięknego filmu drogi i uniwersalnej historii o żałobie spotykającej każdego, o powolnym procesie godzenia się z utratą bliskich, ale również o budowaniu emocjonalnego mostu z osobami, które doświadczyły podobnych przeżyć. Dramat Głosy na wietrze odnosi się do miejsc w Japonii, w których społeczności dotknęły niewyobrażalne zbiorowe tragedie.
-
Bliskie więzy, jakie formują się poza tradycyjnymi strukturami rodzinnymi już były brane pod lupę nieraz w filmach Hirokazu Koreedy czy Naomi Kawase, ale debiut Tsudy ewoluuje w stylową kompozycję wypełnioną energią otoczenia, która pasuje do przedstawicielek pokolenia millenialsów. Reżyser nie wikła się w metafory i próżno tu doszukiwać się drugiego dna, ale jako zapis doświadczenia dwóch młodych Tokijek sprawdza się bez dwóch zdań.
-
Hunter, bohaterka tego dzieła z pogranicza body horroru i thrillera, podejmuje się również prywatnego śledztwa, aby dotrzeć do ojca, ale w Rose gra Julie transformacja kobiecej postaci przynosi bardziej drastyczne konsekwencje. Film Rose gra Julie uzupełnia lukę w doświadczeniu podróży, która odbywa się wiele lat po akcie adopcji jednostki zmienionej wewnętrznie, bo - cytując Lawlora z Further Beyond - "każda nowa rola nas deformuje".
-
Warto poznać Niedosyt nie tylko ze względu na solidny głos w kwestii przemocy wobec kobiet w patriarchalnym społeczeństwie, ale i body horror przeistaczający się w opowieść o odkrywaniu siebie i pokonywaniu traumy, aby móc cieszyć się w pełni autentycznym życiem.
-
Na naszych oczach zachodzi przemiana bohatera z turysty przeczesującego nieznane w uczestnika o większej świadomości, stającego się częścią podwodnego świata. Po wielu miesiącach zaczyna dzielić się zdobytą wiedzą z synem i postrzega, jaki to ma wpływ na jego latorośl: Tom rozwija się, nabywając pewności siebie i wrażliwości na dziką naturę.
-
Filmowy dyplom aktorski ze Szkoły Filmowej w Łodzi unika dramatycznych tonów. Fabuła naprzemiennie orbituje wokół różnych postaw względem wewnętrznej pustki. Obraz rozszerza temat samotności o kwestie podziałów, poszukiwania tożsamości dostarczając sztampowy epizod sceptycznego buntownika przyłączającego się do ruchu rasistowskiego. Miejscami gości absurdalny humor, chociażby kiedy pełnej integracji sprzyja wspólne zwalczanie wszawicy, która rozpanoszyła się wśród członków grupy.
-
Całość jest na poły satysfakcjonującym, acz nurtującym obrazem kobiety tkwiącej długo w wyparciu swoich pragnień i odczuć, ofiary emocjonalnych pułapek przeszłości, targanej przeświadczeniem o własnych winach. Niestety kiepsko skonstruowane najbliższe otoczenie Sybilli nie pomaga widzowi zorientować się lepiej, co dokładnie przeżywa.
-
Przyjazna atmosfera niczym zaczerpnięta z dokumentu o chilloutowych muzykach, "W sercu Jamajki" przepełnia film pozytywnym nastrojem i wiarą we własne możliwości. Niespieszne tempo życia w Lacerenzy pozwala zwolnić na moment Markowi, a widza zachęca do realizacji doniosłych planów na nadchodzący Nowy Rok, konstruktywnych przemyśleń nad sobą, i kto wie - może i przyznania się do własnych przewinienień.
-
Sedno tej opowieści o borykaniu się ze znalezieniem bliskiej osoby i siły w sobie, by zmagać się ze skomplikowaną sytuacją rodzinną, zainspirowało samo życie, a ono ponoć pisze najlepsze historie. Van Goghi będą seansem spełnionym dla miłośników rodzinnych perturbacji ukazanych w fotograficznym ujęciu, rzetelnie portretujących proces budowania poczucia własnej wartości na drodze do szczęścia.
-
Reżyserka podkreśla w wywiadach, że trzeba zacząć obserwować. Wzorem Yi Ok-seop przydałoby się częściej reagować na krzywdy innych i nie stać z boku w obojętnej postawie.
-
Słońce ledwo co wzeszło, a co sił w nogach dziarsko pomyka ku łodzi rybackiej staruszek z kiścią bananów. Nie musi już uwijać się tak jak niewolnicy z przeszłości, aby dostać swoją dolę. Śpiew jako nieodzowna część historii narodu Jamajki pomagał przejść przez stulecia niewoli czy uciec od problemów, wnosząc wszechobecną radość i pozwalając z miejsca poczuć się jak u siebie w domu, niezależnie gdzie się jest.
-
W przeciwieństwie do słynnej ekranizacji powieści Stephena Kinga, horror "Dziewczyna z trzeciego piętra" nawet nie sili się na oryginalną narrację, ale w tej przewidywalności jest metoda.
-
Pomimo niedoskonałości, warto obejrzeć film i ożywić własne wspomnienia o najsłynniejszym kosmicznym drapieżcy wszech czasów.
-
Pozwala widzowi wczuć się w skórę szeregowca, dzielić z nim smak i zapach pola bitwy. Obraz ukazuje też, jak kształtuje się doświadczenie okupacji, które ma swój początek na linii starć, skąd wróg wkracza na podwórko, terroryzując cywili.
-
Twórca dokumentu "Ostatnia góra", wieloletni himalaista nie brnie w techniczne analizy. Dariusz Załuski pozwala widzowi znaleźć dla siebie miejsce w jednej wielkiej rodzinie jaką tworzy grupa wspinaczy. Ukazuje ludzi wraz z ich zaletami i dzielącymi ich różnicami charakterów.
-
Perypetie Pierre'a i Juliette, bohaterów jednej z premier tego tygodnia, zatytułowanej "Niezbędna konieczność", przypominają przejścia zakochanej pary innej dziwacznej opowieści o pierwszej wielkiej miłości. Francuska komedia romantyczna nie próbuje się bynajmniej upodabniać do filmu "Kochankowie z Księżyca" Wesa Andersona, bo ma na siebie własny pomysł.
-
Nieuchronnie zawładnie myślami widza, dostarczając materiału do refleksji nad narcystycznymi zaburzeniami osobowości sprawcy wykroczeń wobec nieletnich.
-
Twórcy "Krainy miodu" spędzili na farmie trzy lata, dzięki czemu nie czuć obecności kamery i bohaterowie poruszają przed nią swobodnie. Ljubomir Stefanow i Tamara Kotewska nie ingerują twórczo. Życie na macedońskiej wsi samo pisze scenariusz.
-
Reżyserka Penny Lane, nadając produkcji formę satyry społeczno-politycznej, odsuwa skutecznie od widza wizję zbiorowych lęków i szkaradnych wyobrażeń satanistów. W jej obiektywie mają oni niewiele wspólnego z szerzącymi panikę w społeczeństwie i serwowanymi w kulturze masowej wcieleniami, na miarę sprzężenia demona z katolickiej rodziny, tkwiącego w Kat ze "Zła we mnie" Oza Perkinsa z kanibalistycznymi skłonnościami dorastającej nastolatki, Justine w "Mięsie" Julii Ducournau.
-
Seans jest miłym zaskoczeniem przy założeniu, że odłożymy na bok oczekiwanie wnikliwej analizy morderczego umysłu. Można też przyczepić się do fabuły poprowadzonej niedbale, ale film pozostawia widza z jasnym przesłaniem, skupiony wokół relacji miłosnej.
-
Scenariusz Davida Hare'a jest mniej zaskakujący i prowokacyjny niż "Wetherby" czy "Lektor" i mniej kontrowersyjny niż jego wczesne sztuki, ale nadal spójny.
-
Całość sprawnie nakręcona i świetnie zmontowana przez Michała Czarneckiego niestety nie przybliża do odpowiedzi, czemu napawające trwogą wydarzenia powtarzają się w dziejach ludzkości, ani nie pobudza do głębszej refleksji. Seans ma w sobie potencjał pełnoprawnego horroru wojennego. Twórcom udało się osiągnąć efekt wszechobecnego zła i przerażenia utrzymanego na równym, wysokim poziomie.
-
Thriller nazbyt odcina kupony od poprzednich części, zamiast na siebie sam zapracować.
-
Dramat pokrzepiający serce, który wydarzył się naprawdę, a jego bohater, niepozorny Tommy Caldwell, mógłby zarazić hartem ducha niejednego powątpiewającego w swoje siły człowieka.
-
Skupione na bohaterce zdjęcia Adama Suzina z zegarmistrzowską precyzją, dorównującą wyczynom zahartowanej w boju sportsmenki, starają się w ścisłej koordynacji z reżyserką przybliżyć nam jak najlepiej zmagania protagonistki, nie naruszając jednocześnie prywatnej przestrzeni postaci.
-
Kamera przyglądając się protagonistce mogłaby przybliżać się do poznania roli człowieka w społeczeństwie, zgodnie z założeniami metody cinéma vérité. Jednak interwencja reżysera w warstwę dramatyczną jest wyraźna, gdyż historia zmierza często w bardziej szokujące zaułki, w których nagromadzenie bólu jest wręcz przerysowane. Z drugiej strony, gdy film ukazuje zobojętniałą osobę poruszającą się bezwładnie, zachowuje wtedy wrażenie autentycznej codzienności imigrantki.
-
Historii można zarzucić infantylność, ale nie zmienia to faktu, że jest pocieszna i opowiedziana z sercem. Animacja gwarantuje błogie przeniesienie się na czas seansu do lat dzieciństwa - uwierzcie na słowo, od razu robi się lżej na duszy - a dla młodej widowni sprawdzi się jako mądra opowieść dotykająca tematów umierania, ale raczej docelowo nie dla bardzo małych dzieci, bo może nieźle nastraszyć.
-
Dramat ten świetnie wtapia się we franczyzę "Rocky'ego" i sprawdzi się jako poczciwa rozrywka nie tylko dla fanów sportów walki, w której łatwo się odnaleźć nawet nie znając poprzednich części.
-
Warto śledzić uważnie tę opowieść, by doświadczyć niebywałej, magicznej sztuczki, jednej z tak pieczołowicie wcześniej praktykowanych przez Jie. Dobrze w opowieści znajdą się fani Quentina Tarantino, przygotowani na słodko-gorzką brutalność oferowaną przez reżysera.
-
Opowieść ma postać dokumentu, co dostarcza przeżycia samego w sobie.
-
Na uwagę zasługuje zabawa gatunkami, jakiej podejmuje się reżyser, gdzie z początkowego filmu stylizowanego na kryminał noir całość przechodzi w kino bliskie stylistyce makabrycznego kina zemsty, przywodząc na myśl "Oldboya" Chan-wook Parka.
-
Dramat pod kątem estetyki można umiejscowić gdzieś pomiędzy misterną konstrukcją utkaną z wnikliwych obserwacji obrazu Bruegla, jak "Krzyż i młyn" Lecha Majewskiego, a wyobrażeniem powstałym na podstawie baśni i mitów, jak "Pentameron" Matteo Garrone. W tym kontekście "Listopad" to niepodważalne arcydzieło, które w sposób poetycki obnaża ludzkie namiętności, przywary i szaleństwo.
-
Wyróżnia się próbą przeniesienia drażliwego tematu na grunt horroru. Dzięki temu całość nie wprawia w zmieszanie, staje się mniej szokująca, co sprzyja rozbudzeniu empatii i uwrażliwieniu widza.
-
Warto było przebrnąć wspólnie z bohaterką przez szereg trudności, aby pozostało w sercu uczucie ukojenia, tak istotne w okresie Święta Zmarłych.
-
To przede wszystkim propozycja dla zagorzałych fanów gatunku sci-fi i romansów, zdolnych podejść z wyrozumiałością do rażących niedoskonałości warsztatowych tej niskobudżetowej produkcji aspirującej do czegoś więcej. Ego ekipy filmowej było równie wysokie, co ego Milutina.
-
To nie tylko opowieść o samotności odizolowanych jednostek, które odnajdują swobodę gdzieś po ciemnej stronie internetu, unikając narażenia się na ostracyzm społeczny. Widz doświadcza również uniwersalnej historii miłosnej, ukazanej dyskretnie i z dużą dozą zmysłowości.
-
Minusem są również przewidywalne rozwiązania fabularne, ale obraz ma też atuty. Zyskuje, gdy twórca rezygnuje z dydaktycznego tonu na rzecz posługiwania się emocjonalną narracją.