KlaudaAdamiec
Użytkownik-
Kubrick dobrze postąpił, adaptując powieść Kinga "na wyrywki". Nie chciał stworzyć ekranizacji oczywistej, pedantycznie przetwarzającej książkowe wątki i dzięki temu film sprawia wrażenie ciut zdezorganizowanego. Zło w jego "Lśnieniu" jest nie tylko kuszące, ale też niepojęte, zupełnie nieobliczalne.
-
Charrier z minuty na minutę coraz bardziej zagęszcza intrygę, korzysta ze środków wyrazu, które podsycają dramaturgię. Wyostrza kolorystykę swego filmu w scenach hotelowych i na dyskotece, zdobywa się też na intertekstualne cytaty: świetnym posunięciem jest wizyta w kinie, podczas której Jonas i Nathan poznają klasykę New Queer Cinema - "Donikąd" Arakiego.
-
Powstał film o trudach randkowania, rzucaniu sobie wyzwań, na przemian radzeniu sobie z problemami i uciekaniu od nich. Nie ma w "All Over the Guy" bohaterów bez winy, nie ma perfekcyjnie wyartykułowanych, obliczonych na efekt przemów, które brzmią na równi sztucznie i kiczowato - à la "I'm just a girl..." z "Notting Hill". Są za to racjonalnie nakreślone postaci, otwarcie mówiące o swoich słabościach, a naturalne role aktorów sprawiają, że można się z nimi identyfikować.
-
Filmowi, który parę tygodni temu pojawił się w ofercie Netfliksa, nie bez powodu wytknięto, że promuje antyfeminizm i kulturę gwałtu. Przesłanie płynące z "365 dni" wydaje się wręcz naganne: zmuszanie kobiet do obcowania płciowego jest okej pod warunkiem, że gwałciciel to kawał przystojnego skurwysyna. Można odnieść wrażenie, że przedstawiona w filmie historia to mokry sen Lipińskiej, która emocjonalnie nie przeszła jeszcze okresu pokwitania.
-
Twór absolutnie oczywisty, podążający ścieżką wytartą przez kilkanaście innych produkcji z katalogu reżysera. Kręcony pod roboczym tytułem "Napastnik", równie dobrze mógłby nosić nazwę "Patryk Vega prezentuje: romantyzacja, kurwa, kibolstwa". Miało powstać kino o polskich patologiach, a wyszło z tego polskie pato-kino.
-
Wydumana, surrealistyczna tonacja zdjęć dobrze współgra z bajecznymi kostiumami i scenografią, z karnawałową atmosferą halloween. "Hellbent" to klasyk horroru LGBT oraz film głęboko zakorzeniony w kulturze queer. Etheredge nigdy nie próbował nakręcić pozycji jakkolwiek przełomowej, a po prostu młodzieżowy slasher, pełen suspensu i rozrywki. Z perspektywy lat śmiało można przyznać, że udało mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
-
Humor przedstawiony w filmie ma charakter deadpanowy, dialogi są ostre jak brzytwa, a narracja z minuty na minutę nasycona jest coraz silniejszą farsą. W "Wojnie płci" Roos przemawia do nas unikalnym głosem granej przez Ricci intrygantki, która ma w sobie tyle charyzmy, że ciężko nie kibicować jej w toku kolejnych zdarzeń - ciężko ją znienawidzić, choć pojawia się, by sprawiać same kłopoty.
-
Wybitny przedstawiciel kanonu New Queer Cinema i najbardziej intymny road movie lat 90. Da się odczuć w "Moim własnym Idaho" ducha awangardy. Van Sant stawia na heterogeniczny sznyt wizualny, chętnie tnie sceny w najmniej oczekiwanych momentach i przerywa je kolorowymi planszami tekstowymi. Miesza rozmowy o wszystkim i niczym z szekspirowsko-elżbietańskimi dialogami, standardy jazzowe przeplata z kawałkami folkowymi i pieśniami patriotycznymi. Ma też oko do ciekawych kontekstów operatorskich.
-
1029 czerwca 2020
- 2
- Skomentuj
-
Powstał film o prawie do własnych decyzji, walce z patriarchalnym modelem społeczeństwa. Debiutujący w roli reżysera Carlo Mirabella-Davis stworzył doskonałe studium postaci, które pochłania równie bardzo, jak "Pod moją skórą" Mariny de Van czy "Schronienie" Todda Haynesa.
-
Live-action remake wykonany z sensem i sercem: film stylowy, żywotny, może trochę kampowy, ale z wizualnym przepychem.
-
7.510 września 2020
- 2
- Skomentuj
-
Kultura gruzińska ukazana zostaje w filmie przez szorstki i rygorystyczny pryzmat, jest dziką siłą, której poryw ciężko ujarzmić. Dla Akina "A potem tańczyliśmy" staje się formą ody do swojej ojczyzny. Kraj jest piękny i malowniczy, ale pełen dysonansu. Gruzini cenią sobie miłość i taniec, ale tylko, gdy nie kontrastują z ich własnym systemem wartości, z ich przekonaniami. Wyłania się z filmu obraz Gruzji wciąż obstającej przy stygmatach wstydu, dyktującej obywatelom, jak należy żyć.
-
Film powstał wprawdzie około 2000 roku, ale nawiązuje do lat osiemdziesiątych - na wiele różnych sposobów, od swojej stylistyki, po aluzje i szyk narracji. Nawet jeśli można zarzucić reżyserowi upodobanie tandety, imponują w filmie sceny krwawego rozboju i drive-in'owa estetyka. Praktycznie wykonany gore, choć sztuczny, miejscami za bardzo, przynajmniej zastąpił efekty komputerowe - to zawsze duży plus.
-
Można przyczepić się, że "Piękna i rzeźnik" to film zbyt profeministyczny i progejowski, może trochę przewidywalny. Wolę jednak taką wariację slashera niż niedawne porażki: "Let It Snow" czy "Redwood Massacre 2". "Freaky" to najlepszy, jak dotąd, autorski projekt Christophera Landona.
-
Przy całej swojej ultrakrwawej otoczce zachowuje humanistyczny, poetycki ton. Jest beznamiętny i mizantropijny, ale wizualnie hipnotyzujący. Chłodny i niemrawy, ale fluorescencyjnie skomponowany. "Possessor" to film wielu sprzeczności, choć na pewno wygląda oszałamiająco: doszlifowano go w ambitnym, artystycznym porywie, każdy kadr czaruje drobiazgową dbałością o szczegóły.
-
6.511 grudnia 2020
- 3
- Skomentuj
-
Stanowi fajnie postmodernistyczną, ironiczną zabawę, bywa intertekstualny. Kiedy Crystal Lowe świeci zgrabnym ciałem pod prysznicem, nasuwają się skojarzenia z "Psychozą".
-
Interesują De Palmę dwa pojęcia: voyeuryzm i dualizm. Podglądactwo wysuwa się na pierwszy plan zaraz po napisach początkowych, gdy bierzemy udział w telewizyjnym show z motywem ukrytej kamery. Później motyw voyeuryzmu nabiera dużo bardziej eksploatacyjnego charakteru, ponaglając typowo horrorową intrygę. De Palma operuje nim instynktownie, jak Hitchcock, ale niczego z jego filmów nie kopiuje - co najwyżej zapożycza.
-
Emocjonalny rollercoaster, film bez reszty intrygujący i kapitalnie zagrany.
-
94 marca 2021 [2]
- 5
- Skomentuj
-
Tonalnie przypomina ubiegłorocznego "Possessora". Też wymyka się prostym klasyfikacjom jako przykład nihilistycznego posthorroru.
-
7.510 kwietnia 2021
- 1
- Skomentuj
-
Wizualnie i tematycznie "Tom" odwołuje się do innych klasyków kina grozy: budzi ten sam bolesny dreszcz co "Misery", bywa sfotografowany równie wizjonersko jak "Lśnienie". Jest też we wrażliwości estetycznej Dolana coś z kubrickowskiego umiłowania do surrealizmu.
-
Kicz przez duże "k". Wierzę, że za dwadzieścia lat historia starć Herkulesa ze starożytnymi robotami zyska taką sławę, jak "Plan dziewięć z kosmosu".
-
Problemem komedii Priwieziencewów nie jest hołdowanie toksycznej męskości - bo tę raczej twórcy obśmiewają. Jej problem leży w tym, że całość - pomimo obiecującego tematu wyjściowego - nie śmieszy tak, jak powinna, finalnie rozczarowuje. Film jest płytki, a bohaterom wkładane są w usta w najlepszym wypadku frazesy, a w najgorszym głupoty. Postacie, które trudno darzyć sympatią, rzucają bzdurami w stylu: "Mój stary wypalił cztery paczki, zanim się przekręcił... zamek w drzwiach".
-
54 lipca 2022 [2]
- 11
- Skomentuj
-
To w pierwszej kolejności film o związkach - w stylu niedocenianej "M. Butterfly" - a dopiero potem body horror z krwi i kości. Nadano mu cechy typowe dla kina Greek Weird Wave i takich perełek jak "Lobster" czy "Zabicie świętego jelenia" Jorgosa Lantimosa.
-
619 lipca 2022 [2]
- 11
- Skomentuj
-
Nieskomplikowany, ale też nienużący slasher w starym stylu, jednak uwspółcześniony fabularnie
-
75 lutego 2023 [2]
- 12
- Skomentuj
-
Horror psychologiczny o manipulacji, ciemnej stronie uprzejmości, podejrzliwych kobietach, ich bezpłciowych mężach i przede wszystkim o nadmiernej ufności wobec obcych, która może napytać nam biedy. Jest mocny, bezkompromisowy, dostaje się głęboko pod skórę i wywołuje uczucie dyskomfortu. Jego tytuł można wymienić jako definicję horroru typu feel-bad movie.