Młoda irlandzka imigrantka Eilis Lacey w latach 50. udaje się do Nowego Jorku.
- Aktorzy: Saoirse Ronan, Domhnall Gleeson, Emory Cohen, Jim Broadbent, Julie Walters i 15 więcej
- Reżyser: John Crowley
- Scenarzysta: Nick Hornby
- Premiera kinowa: 19 lutego 2016
- Premiera światowa: 26 stycznia 2015
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Łatwość w odbiorze nie przeszkadza jednak w niesieniu moralizatorskiego i pokrzepiającego przesłania, co czyni produkcję godną uwagi.
-
Saoirse Ronan gra dziewczynę z Irlandii doprawdy fenomenalnie i z jej nominacji akurat się cieszę, ale Nick Hornby napisał jej i innym aktorom tak banalny i ckliwy scenariusz, że jego kolekcja płyt przewraca się na półkach.
-
Ogląda się po prostu z przyjemnością, z uśmiechem i łzami w oczach na przemian.
-
Jest w tym filmie ujmująca delikatność. Jest on wręcz ostentacyjnie nieefekciarski, ale wciągający i wzruszający.
-
Seans mija miło i przyjemnie, wszystko jest na swoim miejscu, ale po wyjściu z kina łatwo o filmie Crowley'a zapomnieć - właśnie przez to, że nie daje nam żadnych tropów, które wymagałyby głębszych przemyśleń.
-
Film prosty, ale dzięki skupieniu na skomplikowanych bohaterach i ich uczuciach urasta do ogromnych rozmiarów.
-
Spokojny, urokliwy, niby zwyczajny, ale jednak w jakimś stopniu niezwykły film.
-
Nie ociera się o wybitność, ale zawiera w sobie tak potężny ładunek pozytywnego, humanistycznego przekazu, że nie sposób przejść obok niego obojętnie.
-
W interpretacji Crowleya i Hornby'ego "Brooklyn" mniej ma wspólnego z rzeczywistością lat 50. XX wieku, a więcej z realiami baśni. Ale jest to mimo wszystko bajka, którą chce się oglądać.
-
Oko szklić się będzie - u części widzów. Inni mogą dyskretnie ziewać.
-
Jest tu wszystko, czego potrzeba do drugiego z rzędu walentynkowego weekendu z ukochaną/ukochanym: delikatność, subtelność, klasa, ciepło i czające się za każdym rogiem emocje.
-
Zniewalający, mądry i fenomenalnie zagrany przez Saoirse Ronan.
-
Jest filmem stylowym i wizualnie wysmakowanym, świetnie oddającym atmosferę i obyczajowość Nowego Jorku lat 50. XX w.
-
Cudowny, choć w pewnym sensie absolutnie niedzisiejszy film.
-
Okazuje się być dobrym dramatem, z udanymi kreacjami aktorskimi oraz ze świetnym oddaniem nastrojów irlandzkich rodzin, dla których w latach 50. XX wieku emigracja była chlebem powszednim.
-
Nietuzinkowy, lekki i mądry film o wchodzeniu w dorosłość.
-
Jest filmem bardzo ładnym wizualnie, wzruszającym, ciepłym i z pewnością pełnym i skończonym.
-
Słodki i nieskomplikowany.
-
Największą siłą filmu jest właśnie jego klasyczna maniera. Jego baśniowość sprawia, że mimo wszystko, dajemy się nabrać na tę z pozoru prostą historię.
-
Nic więc "Brooklynu" nie wyróżnia na tle innych melodramatów. Nie zmieni tego dobra realizacja, świetna gra aktorska, czy piękne krajobrazy i zdjęcia.
-
Wizualnie dopracowana, wzruszająca historia o rozstaniu, dojrzewaniu, stracie, rodzącym się uczuciu i poczuciu obowiązku.
-
Warto obejrzeć ze względu na ładne kostiumy i dobrze uchwyconą atmosferę lat pięćdziesiątych.
-
Kawał pięknie opowiedzianej baśni o życiu na obczyźnie.
-
Dzięki odpowiednim proporcjom, sprawdza się znakomicie, będąc małym arcydziełem gatunku i jednym z najlepszych filmów roku.
-
Zarówno "Hollywood", jak i "imigranci ekonomiczni", to dziś pojęcia mocno zdewaluowane. "Brooklyn" przywraca im pozytywne konotacje.
-
Kameralny i skromny, czasami ujmująco subtelny.
-
Bardzo przeciętne kino, pozbawione charakteru, tak jak jego bohaterka. Brooklyn niesie ze sobą co prawda trochę ciepła i humoru, porusza także bardzo ważny temat i podobać może się jego delikatność, ale jako całość nie wyróżnia się niczym, co zasługiwałoby na oscarową nominację.
-
Otrzymujemy Nowy Jork wypłukany z wszelkich barw, a pozbawiony wieloznaczności "Brooklyn" staje się jedynie kolejnym telewizyjnym melodramatem na niedzielne popołudnie, a nie filmem, który jest nominowany do Oscara w najważniejszej kategorii.
-
Jeżeli ktoś lubi głębokie i gruntowne przemiany bohaterów spełniające swój amerykański sen w tym filmie to właśnie znajdzie.
-
Warto obejrzeć nie tylko dla ekspresyjnego występu Saoirse Ronan, ale także dla wspaniałych scenografii i ożywienia świata, który już dawno przeminął.
-
Jest tu wszystko co w prawdziwym Harlequinie znaleźć się powinno. Jest nad wyraz zachowawczo i ze smakiem.
-
Rzecz jest może miejscami zbyt melodramatyczna i niewolna od schematów, ale potrafi z prozy życia wydobyć poezję, co często określamy jako magię kina.
-
Historia może i banalna, ale z kilku powodów wciągająca.
-
Bezsprzecznie zachwyca pod wieloma względami. To jedna z lepszych historii miłosnych od czasów "Titanica".
-
Nie jest jednak arcydziełem. Raczej wzruszającą, przyjemną dla oka historią, o której jednak szybko się zapomina.
-
Nie każdy musi odnaleźć się w tym imigranckim irlandzkim śnie na amerykańskiej ziemi widząc w nim morze naiwności. Można jednak odrzucić uprzedzenia i dać się ponieść tej dobrze znanej opowieści o uniwersalnym wydźwięku, która wciąga tak, jakby słyszało się po raz pierwszy.
-
Mało prawdopodobne, by zgarnął jakieś wyróżnienie.
-
Jedno z najfajniejszych zaskoczeń zeszłego roku. Uroczy, pozytywny, acz nie stroniący od ukazywania trudów emigracji.