Marcin Pietrzakowski
Krytyk-
Czas projekcji lub ambiwalentny główny bohater mogą budzić sprzeciw części publiczności, ale to ostatecznie dojrzałe, zaprojektowane z precyzją i wyczuciem kino... Kino mistrzów minionej epoki.
-
To film, któremu brakuje lekkości i fascynacji odkrywania nowych tajemnic. Absurdalne atrakcje sensacyjne, wymagające zawieszenia niewiary na suficie sali kinowej, nie stanowią harmonijnej całości, ciągu przyczynowo-skutkowego nadającego naturalny rytm historii.
-
Cechy zauważalne w "Przekręcie", "Rock'N'Rolli" bądź "Dżentelmenach" starają się o swoją obecność również tutaj, ale zostają stłumione przez rozczarowującą podstawę fabularną. Ryzykowna gra Fortune'a okazała się niefortunną rozgrywką Ritchiego.
-
Steven Spielberg, podobnie jak w swoim serialu telewizyjnym z lat 80., przedstawia kolejną niesamowitą historię - tym razem jednak zbudowaną na fundamencie refleksji nad wyboistym czasem dojrzewania i problematyczną drogą do powiązania pasji z życiem zawodowym.
-
Iñárritu kontempluje nad śmiercią, inspirując się Alejandro Jodorowskym. Wielowątkowość, intymność oraz niezaprzeczalny rozmach inscenizacyjny ewidentnie czynią z "Bardo, fałszywej kroniki garści prawd" najambitniejsze wyzwanie w karierze meksykańskiego filmowca.
-
Dialogi obrażające inteligencję widza doskonale komponują się z panującą na ekranie beznamiętnością - zarówno w grze aktorskiej, jak i scenografii, jak i ścieżce dźwiękowej, jak i... Ech, starając się doszukać chociaż jednego aspektu umiejącego obronić ten tytuł, można dojść do przykrego wniosku o braku jakichkolwiek czynników odkupienia.
-
Reżyser "Fightera" próbuje bawić się możliwościami uprawianego rzemiosła, udowadniając, iż obrana strategia jest poza granicami jego umiejętności, natomiast forma niepożeniona z treścią daje efekt sztuczności. Przestoje fabularne, z których kiełkuje nuda dodatkowo kaleczą tę częściowo opartą na faktach historię, opowieść, którą według Davida O. Russella należy skwitować trywialnymi komunałami imitującymi głębię przekazu.
-
Zaproponowana poetyka obrazu może oczarować i nawet bez funkcji tradycyjnego narratora - nie brakuje tu wartości edukacyjnych. Warto skryć się w cieniu starego dębu, by poznać się z jego mieszkańcami.
-
Niestety, w tym przypadku nawet atmosfera budowana przez muzykę Cristobala Tapię de Veera nie wybrzmiewa z odpowiednim echem, zagłuszona przez dźwięk potworów nagle wyskakujących z szafy. Okazało się, że demon w filmie "Uśmiechnij się" ma założoną sztuczną szczękę - jego zęby wyglądają pięknie, ale nie gryzie zbyt mocno.
-
Autor "Złotych wrót" wspólnie z węgierskim operatorem - Gergelym Pohárnokiem - postarał się o wytworzenie nostalgicznej aury w nasyconych ciepłymi barwami, precyzyjnie zaprojektowanych kadrach.
-
Inteligentnie poprowadzona opowieść, która realizuje swe cele za pomocą oszczędnych środków. Nawet jeśli poniektóre wypowiedzi bohaterów wypadają dość ckliwie, miotając się w lawinie werbalizowanych uczuć, to nie ujmuje to znaczeniu tej wyjątkowej relacji.
-
Obszerny, dwuipółgodzinny metraż filmu jest odczuwalny dla widza, ale w ostatecznym rozrachunku, każda minuta dzieła została dobrze wykorzystana. Wypowiedzi Morricone oraz innych, zaproszonych do udziału w produkcji, artystów stanowią zarówno kompendium wiedzy z zakresu pisania muzyki, jak i obfity stos niezwykłych historii oraz anegdot.
-
Działa to niczym echo treści najnowszego filmu reżysera "Proroka" - połączenie współczesnych tematów, wątpliwości i niepokojów młodych ludzi w XXI w., wydane w schludnej, acz różnorodnej aranżacji. Atmosfera napięcia towarzyszy błądzącym po omacku bohaterom, którzy poznają się, rozmawiają, kochają się i popełniają błędy na swojej drodze do odnalezienia własnej seksualności i uzyskania samoświadomości.