Jędrzej Sławnikowski
Krytyk-
Oczywiście, rezygnując z sztywnej konstrukcji, reżyser unika narzucania rzeczywistości jarzma własnych założeń, jednak w trakcie seansu Adamantu nieraz można odczuć tęsknotę za nieco większym uporządkowaniem. Wątpliwość ta nie unieważnia jednak wartości filmu, dowodzącego, że kino obserwacji wciąż jest bardzo potrzebne. Można powiedzieć, że ten pozytywny wymiar służy tu za cumę, trzymającą czasem zbyt rozbujaną łódź stabilnie przy brzegu.
-
Pokazuje, że remake nie musi oznaczać odcinania kuponów, lecz może być w pełni samodzielną kreatywną wypowiedzią artystyczną. Rodrigues i Guerra da Mata testują granice tego, co pod tym pojęciem rozumiemy, trzymając się wiernie tych aspektów pierwowzoru, które zazwyczaj podlegają przeróbkom, a usuwając te, które zwykle twórca remake'u pozostawia nietknięte.
-
To dzieło gęsto wypełnione podatnymi na interpretacje motywami, niektóre z nich układają się w paralele, np. spalenie szczątków gołębia i mobilne krematoria albo stół operacyjny w szpitalu i kamienna płyta w więzieniu. Wasjanowicz potrafi wydobyć poetycką siłę z elementów codzienności - jak choćby czyszczenia trudno dostępnego fragmentu okna czy znalezionej na śmietniku obrazkowej Biblii.
-
Pomimo tych niedoskonałości, film broni się mnogością ciekawych wątków, z tymi sportowo-kinowymi na czele, a także stanowiącym specjalność Sorrentino sugestywnie estetycznym "opakowaniem" formalnym. Fani raczej nie będą zawiedzeni.
-
To jednak nie tylko rzetelny i oryginalny dokument o mrokach dawnych lat. Choć dzieło Wolskiego opowiada o konkretnym miejscu i czasie, podjęty temat - patologie rządzących, kierujących się przede wszystkim własnym interesem, a nie dobrem obywateli - ma przecież wielki potencjał na odczytanie bardziej uniwersalne.
-
Środki filmowego wyrazu znakomicie się przecież nadają do przybliżania cudzego doświadczenia, jak i do wzbudzania empatii, nadawania twarzy konkretnego człowieka anonimowej masie, jaką zazwyczaj jawią się uchodźcy w przekazach medialnych. Nagradzany m.in. na Sundance czy Millennium Docs Against Gravity film Jonasa Pohera Rasmussena Przeżyć to znakomity przykład realizacji takiej strategii twórczej.
-
Przyjęta perspektywa skłania nie tylko do spojrzenia z zainteresowaniem przez własne okno, ale też do jej odwrócenia i zastanowienia się, co ważnego, trudnego, intymnego w nas siedzi, a czym można by się podzielić, otrzymawszy niespodziewane przywitanie z balkonu.
-
Bahrami wyróżnia się niewątpliwym talentem, formalną dyscypliną i przemyślanym prowadzeniem narracji. Ostatecznie zatem, Ziemia jałowa jawi się jako film bezsprzecznie udany, w pewnych względach wręcz ponadprzeciętnie, a przy tym raczej poruszający się po starych, sprawdzonych ścieżkach niż wyznaczający nowe horyzonty.
-
Księżyc w filmie O'Sullivana to przede wszystkim nie ciało niebieskie, tylko obiekt na niebie, który ludzie oglądali w każdym stuleciu i z każdego miejsca na Ziemi. Reżyser zdaje się zachęcać widzów do współuczestniczenia w tym uniwersalnym doświadczeniu człowieka. Nieoczekiwany dodatkowy wymiar Na Księżyc zyskuje zatem oglądany po zmroku w warunkach domowych, w których wystarczy odwrócić głowę, by napotkać za oknem jego wszędobylskiego bohatera.
-
Jest wreszcie oknem, przez które możemy podejrzeć nieco inne oblicze współczesnych Stanów. Rzadko które ekranowe przedstawienie tego kraju tak bardzo sprawia wrażenie, że jest obrazem "prawdziwej Ameryki". W ostatnich latach podobne odczucia wywoływały m.in. The Florida Project Seana Bakera czy American Honey Andrei Arnold.
-
W Gundzie nie uświadczymy dydaktyzmu ani prostych oskarżeń, to my sami mamy stwierdzić we własnym sumieniu, co sądzimy o losie ekranowych stworzeń. Film Kossakowskiego szanuje swojego widza, choć widać, że twórca ma nadzieję poruszyć w nas pewne struny.
-
To film interesujący na wielu poziomach i z pewnością zachęcający do samodzielnego zagłębienia się w historię sycylijskiej mafii, a elektryzujące sceny procesów powinny znaleźć się w kanonie kinowych rozpraw sądowych. Niestety, reszta filmu jest dość nierówna i obok momentów znakomitych znajdują się tam liczne dłużyzny.
-
Zachwyca jedynie umiarkowanie, przynajmniej jeżeli zna się poprzednie filmy Anderssona, odczuwa się momentami pewną monotonię. Są tu jednak też sceny naprawdę imponujące, a całościowo obraz znakomicie się broni, tak jako autonomiczne, zwarte tematycznie dzieło, jak i jako kolejny dowód na żywotność artystycznej koncepcji Anderssona.
-
To film piękny i wyjątkowy, niezwykle sprawnie łączący prostotę i głębię opowiadanej historii ze złożoną strukturą narracyjną i formalnymi akrobacjami. To kolejne przypomnienie, że animacja nie jest zarezerwowana dla młodego widza, ale może na równi z filmem aktorskim służyć do wypowiedzi artystycznej. Dzieło Clapina znakomicie miesza surrealizm z melancholią, jest przy tym pełne inwencji i świeżości. To jeden z najlepszych filmów minionego roku, nie tylko animowanych.
-
Nie jest wielkim filmem i pewnie nie zapisze się na trwałe w klasyce kina szekspirowskiego, ale to wciąż co najmniej solidne widowisko. Michôd nie popełnił grzechów, które ciążyły Makbetowi Kurzela, nie zalał ekranu patosem, nie zgubił esencji dramatu pod estetyczną realizacją, w pełni wykorzystał potencjał znakomitej obsady. Efekt może nie sprawi, że pójdziecie za królem Henrykiem w ogień, ale na pewno warto poświęcić mu swój czas i uwagę.
-
Zaskakująco przystępny, zwłaszcza w porównaniu do surowych i hermetycznych Zimowych braci. Obraz Pálmasona najlepszy jest pod koniec, gdy miesza stylistykę slow cinema z elementami thrillera. Nie sposób też nie wspomnieć o znakomitej kreacji jednego z najważniejszych aktorów islandzkich, Ingvara Sigurðssona, który w roli Ingimundura doskonale równoważy wrażliwość z brutalnością.
-
Monos zdaje się filmem dość hermetycznym, mogącym odrzucić ilością bodźców i lichością fabuły. Ma jednak też swój niezaprzeczalny urok, cudowny klimat pierwszej połowy aż prosi się o to, by do niego wracać - to on ostatecznie, wraz z kompozycjami Levi, czyni seans Monosa zadowalającym, a sam film wynosi do rangi może nie w pełni udanego, lecz uzależniająco pięknego dzieła sztuki.
-
Jeden z najlepszych filmów animowanych ostatnich lat, obraz pełen ciepła i empatii, w warstwie tematycznej bliższy Zwierciadłu Tarkowskiego niż typowym bajkom dla dzieci. Dzieło Anci Damian może podobać się widzom w każdym wieku i nawet jeśli fabuła kogoś niezbyt zaangażuje, to w samym rysunku znajduje wyraz tyle uczuć, z taką inwencją go wykonano i tyle życia weń tchnięto, że nie sposób się nie zakochać.
-
Dwóch papieży opowiada jednak o ludziach, którzy rządzą światem tu i teraz, światem, w którym Kościół wciąż nadużywa swojej pozycji i ucieka od odpowiedzialności za własne grzechy. Dlatego film Meirellesa, mimo sprawnej realizacji, wybitnych kreacji aktorskich i niewątpliwej wartości rozrywkowej, pozostaje w tym względzie wątpliwy.
-
-
Jedna z najciekawszych premier tego roku: równie mocno zachwyca aktorsko, imponuje technicznie i stymuluje intelektualnie.
-
Przemyślane i świetnie zrealizowane dzieło, opowiadające prostą historię, ale też pełne prawdziwych i głębokich emocji - po obu stronach ekranu.
-
Twórca "Niebiańskich dni" wciąż jest poetą i wirtuozem obrazu, wciąż wędruje po gruntach niedostępnych innym filmowcom, wreszcie wciąż tworzy prawdziwe dzieła sztuki. Jego najnowszy obraz należy do najlepszych, jakie nakręcił.
-
Wierzę, że seans tego filmu może mieć właściwości terapeutyczne, w końcu nie od dziś wiadomo, że śmiech to zdrowie.
-
Pozostaje fenomenalnym i godnym polecania dokumentem, a - kto wie - może stać się nawet zalążkiem pięknej legendy.
-
Choć realizacyjnie zaledwie poprawny, świetnie się sprawdza na kilku poziomach: po pierwsze - jako opowieść o zmagającej się z własnym życiem bohaterce, po drugie - piękny akt wiary w świat podążający w kierunku otwartości, szacunku i tolerancji, wreszcie po trzecie - po prostu kawał dobrej zabawy!
-
Głównym atutem "Oddziału 5B" pozostaje więc sama historia, którą opowiada, historia bohaterskich osób, które przywróciły umierającym godność i dały szansę na międzyludzką bliskość.
-
Warto jednak mimo to pochylić się nad rozrzuconymi tropami i spróbować na tyle, na ile się da, poskładać z nich jakiś sens. Film nie jest może doszlifowaną w każdym calu metaforą naszej rzeczywistości, ale oddaje pewien na nią punkt widzenia.
-
Widać, że twórcy zrobili film z myślą nie o krytykach czy badaczach, tylko właśnie o zwykłym nienormatywnym odbiorcy. Powstała w ten sposób niejako esencja emocji, z jakimi wiąże się doświadczenie coming-outu.
-
Jak widać, łyżek dziegciu jest w tej beczce, niestety, kilka, ale na szczęście nie odbiera to całości słodkiego smaku. Zwłaszcza chwalona już scena finałowa zaskakuje eksplozją gromadzonego przez wcześniejsze półtorej godziny ładunku emocjonalnego. Chciałoby się powiedzieć, że w "Krewetkach" faktycznie najlepszy jest ogon.
-
Nie jest więc przestrogą dla Europejczyków przed islamem, tylko dla wszystkich ludzi przed każdym fundamentalizmem. W czasach, w których religijni fanatycy rosną w siłę i w wielu państwach dzierżą stery władzy, to przestroga szczególnie cenna. Nawet jeśli artystycznie nie całkiem spełniona.
-
Bezkompromisowo portretują młodych ludzi wciąganych w mafijne struktury, a w konsekwencji te struktury budujących. Twórcy - zasłużenie nagrodzeni Srebrnym Niedźwiedziem za scenariusz - nie szukają odpowiedzialnych za ten stan rzeczy, skupiając się na odmalowaniu neapolitańskich realiów i dorastających w nich bohaterów. Dzięki temu powstał film zaskakująco lekki i sympatyczny jak na podejmowaną tematykę, przy tym nierówny i mało oryginalny, ale z pewnością wart poświęcenia mu czasu.
-
Nie należy do dzieł, które zachwycą każdego. Z pewnością pojawią się głosy znudzonych i zmęczonych przyjętą koncepcją, która - mimo stosunkowo niewielkiego metrażu - popada chwilami w monotonię. Z pewnością jednym tchem z tytułem filmu wymieniane będzie słowo "pretensjonalny". Liczę jednak, że znajdą się też osoby, dla których kontemplacja pomarszczonych twarzy okaże się - tak jak dla mnie - przeżyciem fascynującym, oczyszczającym i najzwyczajniej pięknym.