Grifter
Użytkownik-
(SPOILER)
Wybaczcie być może profanację (?), ale ten 12-odcinkowy seans przypomniał mi kultowego 'Evangeliona'.
Pomijając pierwszy, dość smutny, a później zwariowany, schizofreniczny epizod, dalej to taki słodycz - koleś chce tylko pomacać i polizać się z kobietą. A później się bawią (choć mocarne sceny retrospekcji ukazują, że każdy nosi w sobie traumę nielichą) i chleją.
I w 3/4 serialu większość z nich ginie w ciągu 10 minut.
Japończycy może mają małe pisiorki, ale jaja PRZEOGROMNE! -
Opus magnum Gaimana to jedna z najlepszych rzeczy, jakie w życiu czytałem. Serial na jego podstawie jest tylko... dobry, w porywach bardzo dobry.
Ale to i tak wszystko, co dzisiejszy świat streamingu mógł dowieźć. Można tylko się cieszyć, że serial powstał przed oskarżeniami wobec Gaimana, bo inaczej nigdy byśmy go nie zobaczyli. A tak przynajmniej znajdą się osoby, które po seansie sięgną po komiks. I to prawdopodobnie jest największa wartość tego serialu. -
Potworne rozczarowanie.
Nie spodziewałem się, że twórca świetnych 'Fargo' czy 'Legionu' zaprezentuje mało ciekawą trawestację "Piotrusia Pana", a z Xenomorpha uczyni nic nie znaczące tło. W dodatku zrobi z niego posłusznego pieska Fafika.
Pomysł na dzieci, uwięzione w ciele dorosłych ciekawy, ale sprowadza się ostatecznie do banałów o problemach dorastania i kolejnym bełkocie o megalomanie, który chce dać ludziom nieśmiertelność.
Po co w ogóle było w to wikłać Aliena? -
Świetny serial.
Szkoda, że został skasowany przedwcześnie.
Co prawda powstał po latach film kończący pewne wątki, ale bądźmy szczerzy - to już nie było to. A 4 sezon, który miał się skończyć spaleniem Deadwood byłby prawdopodobnie jedną z największych petard w historii TV.
Pewnie w alternatywnym świecie, ostatni odcinek 4 sezonu, ma równie kultowy status co ending 'Six Feet Under'. -
Życie-śmierć.
Wszystkie odcienie ludzkiej egzystencji.
Plus najlepszy finał w historii telewizji. -
Od zachwytu do całkowitego znudzenia.
Tak, obejrzałem wszystkie 11 sezonów.
Za kolejne spin-offy podziękuję.
Wystarczy mi już tej Zgnilizny. -
Flanagan jak zwykle w formie.
Stylowa wędrówka przez wspomnienia.
"Perfectly splendid!" -
Zjawiskowa Anya.
Piękna pochwała psychodelików i antydepresantów.
Taka, że po seansie masz ochotę na niezły odlot.
Ale twórcom chyba nie o to chodziło... -
Magiczna opowieść o przemijaniu.
Gdyby zacytować klasyka i jeden z najlepszych seriali świata napisałbym - "You can't take a picture of this, it's already gone." -
Poświęca sporo naszej uwagi, zarówno na przybliżenie nam przyczyny katastrofy jak i astronautów tej tragicznej misji.
Plus oddanie im hołdu.
No i sporo tutaj archiwalnego materiału, co warto zawsze docenić. -
Wciąż twierdzę, że Moffat ma świetne pomysły, ale jest wyjątkowo słabym scenarzystą na całość, co pokazał przy 'Sherlocku', który wypalił się już po 1 sezonie (z przebłyskiem na Psa w drugim).
Tutaj też chłop nie dowiózł do końca, choć tym razem, na szczęście, nie zamęczył nas kilkoma sezonami. -
Fantastyczna satyra na Hollywoo.
Poszczególne odcinki to pieprzone złoto! -
Bezpieczna ekranizacja poszczególnych fragmentów kilku komiksów - poszatkowane, wypaczone, zbyt ugrzecznione (na Trygława i Swaroga!) pod najmłodszych.
Duch i humor komiksów mistrza Christy został jednak zachowany, chociaż wiadomo, że każdy wolałby ekranizacje jeden do jednego.
Na to jednak potrzeba byłoby sporego budżetu, a ten serial jest jednak stworzony po taniości. A i tak tylko dzięki dolarom od Netfliksa!
Polska ma tyle dobra, ale nie ma kasy, by przekuć to na wielką skalę. Szkoda. -
Leon zawsze będzie największym kozakiem serii Resident Evil. Ale lepiej nim sobie pograć w grach.
-
Killing spree!
Jak zwykle, w przypadku takich seriali, równie co zbrodnie, przerażają wszelkie zaniechania, błędy i nieudolność służb. -
What color?
Świetny setting i kreska?
Drugi sezon słabszy, choć wynagradza słodka makabreska. -
Śmiechu jest cała gnojówa!
A Goku to jeden z najsympatyczniejszych i najbardziej inspirujących postaci wykreowanych przez popkulturę.
Pafu-pafu! -
Świetna, sentymentalna podróż po historii starych gier wideo.
Dużo fajnych rozmów z twórcami tychże, ale i sporo oczywistości i nieco zbędnych treści. -
Wciąż bezgranicznie zakochany w robotach!
-
Autobots, roll out!
Pierwsza generacja na zawsze w moim sercu! -
X-Files dla dzieciaków.
Fajnie drenuje popkulturę, będąc przede wszystkim dobrą rozrywką. -
Psychopata kontra osobnicy z portali społecznościowych.
Nie wiem, kto tu jest bardziej przerażający?
A chodzi im o to samo - sławę.
Szydercze! -
Budzi grozę.
W cyrk, który odpieprzał Bundy miejscami trudno uwierzyć. Ale to inny świat - bez kamer na ulicach, Internetu, Facebooka, bez ogólnokrajowego systemu podejrzanych, bez badania DNA - można było wyjechać do drugiego stanu i dalej uprawiać morderczy proceder. Dziś już Teddy by sobie nie pomordował z taką lubością... -
Są na świecie napady, o których się scenarzystom nie śniło.
-
Czym jest miłość? No właśnie - to całkiem dobre pytanie. Tu znajdziecie kilka sugestii. Może, z którejś skorzystacie?
Potężnie wzruszająca rzecz, nawet jeśli cały czas balansuje na granicy kiczu. -
-
The rise and fall od Saul Goodman and the dealers from Albuquerque.
-
Manga Kentaro Miury to rzecz wybitna, tym bardziej szkoda, że poznaliśmy zaledwie wycinek tego arcydzieła.
-
-
Trzy seanse.
Straszak Flanagana będący kontemplacją natury religii, fanatyzmu, odkupienia win i śmierci. Ciekawa medytacja.
Mnóstwo pięknych i smutnych scen. Jest w tym jednak coś krzepiącego - każda religia kiedyś sama się wykończy! -
Wolę "Kierunek noc" z międzynarodową obsadą i lepszym napięciem. Jeśli jesteś fanem tamtego możesz sprawdzić jako uzupełnienie, choć nie jest to koniecznie. Tym bardziej, że akcja urywa się w tym samym miejscu, co drugi sezon Nocy.
A jak wiemy, dalszy ciąg nie nastąpił. -
Dla fanów "Langolierów" Kinga pozycja obowiązkowa. Potrafi utrzymać w napięciu do samego końca. Pierwszy sezon lepszy od drugiego.
Boleję nad tym, że serial został skasowany i finału historii nie poznaliśmy. -
Po pierwszym sezonie spokojnie można było uznać TLoU za jedną z najlepszych ekranizacji gier wideo. Po drugim sezonie i wielu niefortunnych pomysłach (cringe'owy 'I'm gonna be a dad') nie sądzę, że będzie po latach hołubiony. Aż strach pomyśleć co zaserwują w sezonie trzecim, nawet jeśli gry od Naughty Dog znam na pamięć...
-
Najinteligentniejsza kreskówka w historii kina. W każdym odcinku dziesiątki odniesień do popkultury, dla większości nie do wykrycia, bo trzeba byłoby znać całą klasykę amerykańskiego kina od lat 40 i telewizji. I nawet prezenterów telewizyjnych, więc w Polce te żarty nie trafią w ogóle...
Mózg mówiący - "Mr DeMille, I'm ready for My Close-Up" (pozdrawiam kumatych). I podobne złoto w każdym odcinku!
-
Ma lepsze i gorsze momenty, a niektóre sceny to cholerne złoto.
Potencjał niewykorzystany, serial ubity, zanim rozwinął skrzydła. Czwarty odcinek najlepszy! -
Świetnie uchwycił casus Polaka-debila.
Nawet w obliczu zagrożenia, ten głupi naród, będzie kopał pod sobą dołki. Aż ich zaleje.
Męcząca drama rodzinna. Klisze. -
-
Ma swoje problemy, ale fajnie było zobaczyć aktorską próbę, zmierzenia się z legendą.
Tylko muzyka wciąż wybitna!