Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Miłośnik kina i gier wideo.
Po obejrzeniu 100 seriali, skończeniu 1 000 gier i obejrzeniu 10 000 filmów hibernuje się na kolejne 100 000 lat.

  • Ostatnia aktywność: Dzisiaj
  • Dołączył: 15 maja 2023
  • Na Gwiazdkę w TV, pomiędzy Kevinem samym w domu, a Szklaną Pułapką...

  • Nie jest śmieszny. Jest smutny, ponury miejscami, depresyjny wręcz (szczególnie jeśli spojrzeć na poprzednie filmy).
    Ale to był strzał w dziesiątkę (ok, w siódemkę!), tym bardziej, że nawiązał fabułą do moje ulubionego filmu Franka Capry.
    I ten morał, taki sam w finale "Tego wspaniałego życia" - masz wspaniałe życie, nie szukaj innego, bo możesz pożałować.

  • Nie udało się.
    Film jest... nieśmieszny. Pamiętam jak siedziałem w 2007 roku w kinie - cała sala nabita (nigdy nie byłem na seansie, gdzie nie było żadnego wolnego miejsca), ale panowała dziwna cisza. Owszem, dzieciaki głupio rżały na niektórych slapstickowych scenach, ale dorośli siedzieli w milczeniu.
    Ja też.
    A na poprzednich scenach turlałem się ze śmiechu.
    Szkoda.

  • Rzadko zdarza się, by kontynuacja rewelacyjnego filmu, była równie rewelacyjna.
    Widziałem pewnie z 10 razy i za każdym razem turlam się ze śmiechu.
    Polski dubbing znowu zachwyca.

  • Cudowny!
    A przy okazji wywrócił świat amerykańskiej animacji do góry nogami. Okazało się, że wcale nie trzeba śpiewać co 5 minut, że można sobie pofolgować z treścią, obśmiać popkulturę, a przy okazji wtrącić kilka niegrzecznych żartów.
    I jeszcze te postaci.
    Plus legendarny polski dubbing i występ mistrza Jerzego Stuhra.
    Takich rzeczy się nie zapomina.

  • Uwielbiam Apokalipsę wg Św. Jana - to materiał, z którego można zlepić każdy gatunek (nawet komedię, co zresztą zrobiono).
    Niestety całość zawodzi, bo cała apokalipsa nie przeraża, w przeciwieństwie do tej biblijnej.
    Trochę zabitych ludzi, zdechłych rybek, grad, trzęsienie ziemi itp.
    Demi Moore jeszcze bez sztucznych wypełniaczy, wyrazista i przekonywująca. Plus dobre, mesjanistyczne zakończenie.
    Niemniej czuć mocny niedosyt.

  • Podium Polańskiego i jeden z najlepszych horrorów w historii kina.
    Tak się buduje klimat i napięcie.
    Każdy, kto porywa się na ten gatunek, przed wejściem na plan, powinien wybitny film Polańskiego obejrzeć. Ze trzy razy...

  • Sandra postanowiła spróbować sił w nieco poważniejszym repertuarze i trzeba przyznać, że udało się to jej całkiem, całkiem...
    Niektóre wnioski o przyczynach uzależnienia wydają się nazbyt oczywiste (by nie rzecz banalne), ale to jeśli ktoś miał do czynienia z tą straszną chorobą (tak - alkoholizm to choroba!) ten z pewnością odnajdzie tu sporo prawdy.

  • Obsada świetna, ale sama intryga strasznie przeciętna. Szkoda aktorów.

  • Ahh, ta permanentna inwigilacja.
    Choć trzeba mu oddać, że dość wizjonerskim filmem się okazał, bo przyszłość faktycznie okazała się ponura - technologia, która miała nam pomóc tylko oddaliła ludzi od siebie.

  • Szczury: Opowieść ze świata Wiedźmina

    2025
    VOD 12 dni temu
    Świat 12 dni temu

    Obejrzeć wyłącznie dla fenomenalnego Copleya (Bonhart - palce lizać!) i Lundgrena (jak zawsze charyzmatyczny!).
    A same Szczury? Do niczego innego jak do posiekania na plasterki się nie nadają.

  • Sztuka wystawiona po raz pierwszy w roku 1953 na deskach nowojorskiego teatru.
    Kilkanaście lat później w kinie nie wyszło, nawet jeśli mieli Daniela Day-Lewisa na pokładzie.

  • Niech Tom Hanks - aktor... wybitny, nie bierze się za reżyserię.
    Bo po raz kolejny (patrz film z roku 1996) jest wyjątkowo żałosny.
    Chłopie - wsiadaj do Fiata 126P i odjazd!

  • "Oniders", czy "Wonders"?
    Tom Hanks jest wybitnym (właśnie tak!) aktorem, ale reżyserem wyjątkowo marnym (później to potwierdzi równie nędznym filmem z 2016 roku!
    Wybacz Tom!

  • Nawet w Ameryce nie chcieli tego oglądać.
    W Polsce film poleciał od razu na VHS/DVD i... ile osób w Polsce interesuje amerykańska liga NFL?
    Dziesięć? Piętnaście?
    Ok, mamy film z Keanu.
    Liczba zwiększyła się do piętnastu tysięcy!
    Zawsze coś!

  • Jak w 80% przypadków - lepiej czytać książki, czy opowiadania Kinga.
    Nie warto nawet obejrzeć, nawet do porównania po lekturze...

  • Kino totalnej głupoty...
    Laska (kiedyś kochałem się w Selmie Blair) mówi - "popełnię samobója, bo rozczarowałam się facetem".
    A później będzie tylko bardziej głupiej.
    Może to dobrze, że o tym filmowym śmieciu już nikt dziś nie pamięta?

  • Troszeczkę lepsze od wcześniejszego "Kolekcjonera".
    Chyba.
    Oba filmy są przeciętne.
    Nic dziwnego, że charyzma Freemana nie wystarczy.
    Najpierw trzeba napisać lepszy scenariusz.
    A może te książki o Crossie są takie marne i nic lepszego z nich ulepić się nie da?

  • Zanim Neil LaBute nie popełnił kuriozum w postaci hollywoodzkiego "Kultu" (tylko nie pszczoły!) był całkiem niezłym gościem od niszowego kina.
    A siostrzyczką Betty pokazał, że potrafi ogarnąć cały konglomerat gatunkowy - jest tu świetna komedia, sensacja, kino drogi, satyra na amerykańską telewizję, satyra na kino gangsterskie (mordercy są debilami!), a nawet są elementy kina gore (brutalne skalpowanie człowieka - które musiało zostać przycięte, bo film dostałby NC-17).
    Warto sprawdzić!

  • Próbowano nawiązać do znakomitego "Długu". Jest nawet ten sam operator (Prokopowicz), jest Gonera z tegoż filmu.
    Niestety za reżyserię "Strefy ciszy" odpowiada wyjątkowo nędzna spierdzielina Krzyszfof Lang, który nigdy przenigdy, nie powinien za kamerą stanąć.
    Wyśniło mu się, że może.
    Szkoda, że dla widzów to był senny koszmar...

  • Z jednej strony nieznośne płaczliwe kino z Hollywood...
    Z drugiej - coś przepięknego i apogeum humanizmu.
    I rola Pesciego, który pokazał, że nie musi być przerażającym gangsterem ("What do you mean I'm funny?"), ale może być też umierającym człowiekiem, który jest super - polonistą - redaktorem - korektorem.
    Całkowicie zapomniany film, ale do dziś go uwielbiam.
    Aha, na VHS i w telewizji wyświetlano ten film pod idiotycznym tytułem... "Żółtodzioby".
    Całkiem blisko "Wirującego seksu".

  • Świetny kryminał, czy słaby?
    Świetny jeśli jesteś w tym nowy. Słaby jeśli przypominasz sobie, że kino noir, czy to amerykańskie, czy francuskie, robiło to lepiej już ponad pół wieku wcześniej.
    I uświadamiasz sobie wtedy, że to kino wtórne do bólu.
    Schlöndorff miał swoje pięć minut sławy, ale dziś ani sławy, ani nawet pięciu minut, które warto przeznaczyć na seans.

  • Możesz sobie ten film lubić, bądź nie, ale i tak czekasz na finał z "O Captain! My Captain!".
    A później jednocześnie się śmiejesz i płaczesz.
    Jeden z najwybitniejszych reżyserów w historii kina, Peter Weir, nawet z czegoś tak nieznośnie ckliwego, stworzył jedną z najbardziej niezapomnianych scen w historii kina.
    Bo Peter Weir jest geniuszem kina!

  • Po seansie myślałem, że Liam Neeson nie nadaje się do komedii. A po 25 latach obejrzałem nową wersję "Nagiej broni".
    Jak najbardziej więc się nadaje.
    Niestety w 2000 roku napisali mu gówniany scenariusz.
    Szkoda.

  • Typowo mroczna akcja z religii judeo-chrześcijańskiej, ale co z tym zrobić, skoro robimy film dla dzieci?
    Czy ten bóg-potwór-Jahwe ma pozabijać wszystkie pierworodne dzieci?
    To pewnie trzeba tu dodać kilka musicalowych piosenek i tańców-przekładańców. Będzie lepiej?
    Osobiście, czekam, aż Disney nakręci kiedyś film animowany "Hiob". Jak Bóg założył się z Szatanem i pozabijał Hiobowi całą rodzinę i trzepnął mu bonusowo trąd.
    Spokojnie, będzie happy end! A i jakieś tańce się wymyśli...

  • To był ten smutny czas polskiego kiina przełomu wieków, gdy te nie wiedziało, co ze sobą zrobić. Dawni geniusze kina trzaskali głupawe kino na bazie szkolnych lektur, a młodzi nie mieli co ze sobą zrobić.
    I wymyślili sobie kino z offu.
    Nie licząc jednak ciekawego "Że życie ma sens", cała reszta tej amatorskiej błazenady, nie miała w sobie żadnej wartości.
    Aż dziwne, że ten duet scenarzysta-reżyser zrobili taką karierę, bo talentu u nich tyle co kot nasmarkał.

  • Wes Craven, który do tej pory straszył nas w snach szponami Kruegera, bądź Ghostface'em, postanowił nam opowiedzieć historię zwykłej kobiety (na faktach!), która po rozwodzie musi zorganizować swe życie na nowo.
    I te emocje, ten dowcip, brawura!
    Mam wrażenie, że Craven był lepszym reżyserem, niż większość z nas sądzi. Drążył, szukał, próbował się wyrwać z nieszczęsnej szuflady horroru, do której go wrzucono. Nie będzie szczęśliwego zakończenia - kazali mu reżyserować horrory do jego śmierci...

  • Jedno z najbardziej mrocznych doznań.
    Kiedyś przyniosłem ten film dziewczynie, w której się kochałem. Ona to już widziała i powiedziała tylko - "Zabierz to!".
    Zakończenie, muzyka Clinta Mansela, reżyseria Aronofsky’ego.
    Powinni ten film puszczać obowiązkowo w szkole (oczywiście dla osób po 16-tce) zamiast żałosnej dydaktyki.
    I ch*j, jak jakiś uczeń będzie mieć po seansie traumę. Niech ma. Ale może dzięki temu nigdy nie sięgnie po narkotyki, używki wszelakie i nie skończy w rynsztoku!

  • Jedynka była świetna.
    Dwójka to popłuczyny.
    I jeszcze ten CGI-Król Skorpion.
    I nie - ten efekt specjalnej troski był żałosny już w momencie premiery.
    Pamiętam, że gdy Scorpy wyszedł na arenę, to połowa sali kinowej ryknęła śmiechem.
    Powinienem ocenić niżej, ale ta część wciąż ma nielichy urok.
    Za kilka lat będzie tylko gorzej i zobaczę ludzi, którzy po kilkunastu minutach będą wychodzić z sali kinowej.

  • Całkiem fajny film, dopóki nie przeczytasz komiksu...
    Polecam szczególnie "Lobo vs Mask"!

  • Batman do dziś musi dementować, że to nie on stał za swymi latającymi kumplami.
    Ale co to w ogóle za pomysł, by straszyć widza takimi pięknymi stworzonkami?
    Ja rozumiem pająki, bo to lęk pierwotny człowieka, czy nawet rekinami, ale pięknymi nietoperzami?
    Widziałem na HBO po północy.
    Wcześniej chyba było wstyd pokazywać.

  • 6-letnia dziewczynka będąca inkarnacją Jezusa, miotający się w Rufus Sewell będący inkarnacją Szatana i Kim Basinger będąca laureatką niezasłużonego Oscara, która usilnie błaga o Złotą Malinę (niestety skończyło się na nominacji).
    Lepiej wrócić do 'Dziecka Rosemary', czy 'Omena', bo po seansie 'Próby sił' to nawet sam Diabeł zapłakał i piekło zamknął na cztery spusty przed Chuckiem Russellem.

  • Nigdy nie rozumiałem krytyki.
    Banał treści skrywa tu przecież głębsze znaczenie i stawia wartościowe pytania, czym jest prawdziwy związek damsko-męski.
    A że ubrane to wszystko w sztafaż kina sci-fi?
    To chyba nawet lepiej, bo było pole do popisu.
    Lepsze to niż kolejna, zgniła rom-kom komedyjka z Hollywoodlandu.

  • "Ja chcę stracić duszę
    ja to natychmiast muszę
    bo się uduszę."
    (haiku Griftera, wszelkie prawa niezastrzeżone).
    Kamiński operatorem jest wybitnym, ale reżyserować niczego nigdy nie powinien.

  • Fatalna książka, fatalny scenariusz, fatalnie miotająca się Julianne Moore. Nie jest to dobry film. Wręcz przeciwnie - jest niedobry.
    Skąd więc ocena?
    Może dlatego, że Hopkins wciąż jest wcieleniem Czystego Zła?
    A może dlatego, że uwielbiam makabreskę i niektóre sceny są tak do przesady obrzydliwe, że aż je kocham i się nimi delektowałem bardziej niż Lecter ludzkim mózgiem. I ten Oldman w charakteryzacji takiej, że samo patrzenie na niego przyprawia o wymioty. I ten Liotta.
    Smacznego!
    Żryjta!

  • Angelina Jolie to jedna z najpiękniejszych kobiet świata i jako Lara Croft była w 100% udana!!
    Szkoda, że oprócz niej, udane nie było tu nic więcej.

  • Całkowicie zapomniany film Sidneya Lumeta, o którym się dziś nie pisze i nie mówi. Niesłusznie, bo to kino bardzo dobre.
    Może Lumet nieco przesadził z metrażem, ale dał nam najlepszą rolę w karierze Treata Williamsa, o którym, niedługo później, kino też zapomniało.
    Szkoda.

  • Coś się popsuło.
    To zdecydowanie nie ta sama "Policyjna opowieść". Zniknął gdzieś cały humor, który sprawiał, że pokładaliśmy się ze śmiechu. To zupełnie inne kino.
    Dużo tu strzelanin i bezsensownej młócki zamiast fajnej walki i świetnych pojedynków, do których przyzwyczaił Jackie.

  • Nieznacznie ustępuje części pierwszej, ale Jackie wciąż w szczytowej formie.

  • Skalę filmu ilustrują niektóre liczby: 45 tysięcy litrów wody, 1000 ręcznie wykonanych pułapek na myszy oraz 60 zwierzątek, przyuczonych do skomplikowanych akrobacji.
    Tak się robiło kiedyś kino. Bez wygenerowanej przez CGI myszy.
    Plus Christopher Walken w świetnym epizodzie!
    Doskonałe kino slapstickowe nawiązuje do klasyki tego gatunku.