Grifter
Użytkownik-
Pomysł na więzienie nad Ziemią znakomity, choć ostatecznie niewiele z niego wynika.
Widać maleńki budżet. Może to dlatego całość nie dorównuje pierwszej części?
Pewne rzeczy wybaczam, bo koncept kosmicznego więzienia mi się cholernie spodobał, choć fatalnego finału wybaczyć nie zamierzam. -
Komedia, ale z ambicjami. Niezłe echo "Złota dla zuchwałych". I powiem wam, że równie dobre.
Plus słynna anegdota z filmu - reżyser i Clooney pobili się na planie, po tym, jak ten pierwszy popchnął statystę i zwyzywał go.
Clooney stanął w jego obronie i dał w mordę Russellowi.
Później mówili, że jesteśmy wciąż kolegami, ale w wywiadach tak było:
- (Russell) - "Nie nakręcę z nim więcej filmu, nawet jak mi dadzą 20 milionów dolarów!"
- (Clooney) - "To dupek, nie można tak traktować ludzi". -
Mam ambiwalentne uczucia - Makbet przełożony na gangsterskie środowisko to ciekawy pomysł, ale dość karkołomny, bo wykłada się w wielu scenach.
Z drugiej jest to jednak dowód, że szekspirowskie arcydzieło, aktualne będzie zawsze i można je z powodzeniem adaptować do różnych konwencji i gatunków. -
"Speed" wannabe.
Tam nie można zejść poniżej 50 mil na godzinę, tutaj bombę trzeba trzymać poniżej 0 stopni Celcjusza.
Niestety, to tylko popłuczyny po znakomitym oryginale.
Oczywiście, to kolejny sensacyjniak, w którym trzeba rzucać 10 żartów na minutę, gdzie żaden śmieszny nie jest. -
Najlepszy finał w historii kina.
Zawsze płaczę przy ostatnich dwóch scenach.
Zawsze!
Jestem wrażliwym gościem... -
Polański wraca do horroru satanistycznego.
Szkoda, że się nie udało.
Ale Polański powinien to przewidzieć - na dany temat można nakręcić tylko jedno arcydzieło.
Nic dziwnego, że Tarantino wciąż zmienia gatunki.
Po raz kolejny, kręcąc coś podobnego - to po prostu nie zadziała.
I tutaj nie zadziałało. -
Telewizyjny syf i nędzna agitka.
Oto jeden z pilotów, hinduskiego pochodzenia, zaciąga się do grupy "dobrych chłopców", by dostać amerykańskie obywatelstwo.
Oczywiście ginie od razu. Jako jedyny w misji.
W pozostawionym liście napisał - "To zaszczyt walczyć o Amerykę, kraj szczęścia i wolności."
O ja pierd... -
Polański po raz kolejny pokazał, że jest absolutnym perfekcjonistą w budowaniu napięcia i tego, jak mają wyglądać poszczególne kadry, płynnie przechodzące od jednego do drugiego.
Wiele pisało się o tym, że to hołd dla hitchcockowskiej klasyki, choć nigdy tego filmu tak nie odbierałem.
Tak, czy siak, pierwszorzędna robota!
Reżyserska. Scenariuszowa. Zdjęciowa. Montażowa. Aktorska. Ok, dość już... -
Najbardziej udany reżysersko film w portfolio Sutherlanda Juniora.
Kiefer wyrzucił wszystko, co by zaśmiecało fabułę i postawił na przejrzystą i szybką narrację.
Całość może i trąci laczkiem, ale i tak ogląda się znakomicie.
Aż do smutnego zakończenia. -
Przesadzony zachwyt.
Ale skoro wyciągnął z niebytu Billiego Boba Thorntona to chyba było warto?
A i on specjalnie nie narzekał, bo i zadziorna kotka Angelina mu się trafiła (na chwilę, ale jednak!).
Dziś raczej ciekawostka.
Przesadzony zachwyt. -
-
Nie udał się.
Szczególnie John Woo był rozczarowany, który powiedział, że "nie potrafią wykorzystać takiego geniusza kina akcji jak Yun-Fat Chow.
Nie potrafili. Szkoda.
Ale i tak nieco lepsze niż większość B-klasowych śmieci. -
Holocaust w krzywym zwierciadle, czyli fala, która przetoczyła się pod koniec lat 90.
Można i tak.
Lepiej śmiać się niż płakać.
Kiedyś nawet Wajda nie pozwolił dojechać pociągiem z dziećmi i Korczakiem do komór gazowych.
I fajnie - niech kino tak oszukuje. Jest w tym coś szlachetnego. -
Najsłabszy film Verhoevena, który jak sam wspomniał - "po premierze czułem się pusty jak ten film, musiałem wyjechać z Hollywood".
Trudno się nie zgodzić.
Ale nawet słaby film Paula, będzie lepszy niż większość Holly-wypierdków.
A tu mamy uczą makabreskę plus fantastyczne efekty specjalne. Do dziś się zastanawiam, jak takie cudo stworzyli w 2000 roku? Moc! -
Znakomity kryminał i postaci (rewelacyjny Connery!!), choć i tak chyba dziś każdy pamięta ten film za fantastyczną scenę strzelaniny w metrze, która jest hołdem dla szokującej sceny z "Pancernika Potiomkina".
-
Z jednej strony po prostu zabawna komedia.
Ale lepsza jest druga strona - to świetna satyra na Hollywood.
No i Murphy w podwójnej roli. W jednej z ostatnich, naprawdę zabawnych. Za chwilę zrobi takie klapy finansowe i tak przeszarżuje aktorsko, że kino o nim zapomni.
Ale to jego ładny, łabędzi śpiew. -
Wiecie jak figurował ten film na VHS i w TV, w latach 90?
Jako "Nuklearny szantaż 2".
Jak na to wpadli?
A no, w takim filmie, dwa lata wcześniej zagrał Dudikoff. I akcja się działa też w łodzi podwodnej.
- Dawaj chłopie - nikt nie zauważy, że to nie sequel.
- A jak się widzowie połapią?
- Żartujesz? To się ogląda po ośmiu piwach. Im już będzie wszystko jedno!