-
Eijofor dzięki podpatrywaniu niejednego klasowego reżysera, w nowej roli spisuje się dobrze, jednak ostateczny wydźwięk dzieła nie będzie nam kołatał w głowie przez kolejne dni.
-
Fani innego, nakręconego przez Seana Penna filmu, Wszystko za życie, którzy jeszcze nie trafili na Captaina będą wniebowzięci. Wartości przewodnie tego dzieła to szczerość oraz wolność myśli i wypowiedzi.
-
Gdy pierwszy raz dotarła do mnie informacja, że "Żywe maszyny", bo taki nosi tytuł powieść Philipa Reeve'a, zostanie zekranizowana, chłopięcy uśmiech ponownie wymalował się na mojej twarzy. Z tego powodu jestem w stanie wybaczyć dziełu filmowemu nawet schematyczne kalki czy powierzchowność bohaterów. Ostatecznie uznaję, że jest to zjadliwa produkcja.
-
Radość z oglądania płynie głównie ze sposobu, w jaki bohaterzy próbują radzić sobie z nieuniknionym. Gatunek westernu przeżywa renesans w kinach i choć nigdy nie byłem jego fanem, to muszę przyznać, że coraz częściej pozytywnie mnie zaskakuje.
-
Wkładam do rzadko otwieranej szuflady z napisem "lepszy od książki".
-
Mimo że fabule towarzyszą różne ukryte smaczki, to jest to jednak za mało, aby mnie przekonać. Może nie odrobiłem porządnie lekcji z kultury masowej czy amerykanistyki, ale dla przykładu na "Player One" Stevena Spielberga bawiłem się całkiem dobrze.
-
Nie ukrywam, że jestem zachwycony "Czarnym bractwem" i chętnie wymieniam same superlatywy.
-
Będąc sprawiedliwym trzeba przyznać, że dzieło szwedzkiego reżysera ma niewiele słabszych momentów. Jest równe, gładko się ogląda, nie wpędza w nudę. Jednocześnie nie zaciekawia na tyle, aby widz naprawdę wpadł w nurt historii.
-
Powierzchownie film Pizziego wywołuje empatię, ponieważ traktuje o rodzinie, wielopłaszczyznowej miłości, przeszkodach życia codziennego, z którymi często sami możemy się utożsamić. Potencjał drzemiący w wątkach i postaciach drugoplanowych nie został wykorzystany, a byłby to klucz do wybicia się ponad przeciętność tego familijnego dramatu.
-
Jest to kino często szorstkie i niewygodne, zdecydowanie nie należące do mainstreamu. Jest zarazem bardzo pouczające oraz dając widzowi nowy punkt widzenia.
-
Jest gratką dla fanów kolarstwa szosowego.
-
Ogląda się nijak. Nie zaangażuje, nie zaskoczy, nie rozbawi.
-
Akcja filmu głównie rozgrywa się w mieszkaniu wystylizowanym na modłę TVN-owskiej produkcji. Wrzucono do niej ograne motywy komedii romantycznych oraz przeplatankę żartów - śmiesznych, żałosnych i wzbudzających politowanie.
-
Nie powiem, żebym się nudził. Nie powiem też, że krótsza wersja byłaby gorsza. Finalnie mogę polecić film fanom Jennifer Lawrence. Jest ona głównym silnikiem i osłodą szpiegowskiej układanki.
-
Nie wprowadza niczego nowego do gatunku, ale jest zrealizowana solidnie i wszystko ze sobą współgra.
-
Lanthimos prowokuje do myślenia, a jednocześnie pozostaje wierny swojej wizji kina.
-
Jeśli miałbym wskazać najlepszego twórcę komedii w ostatniej dekadzie, z całą pewnością byłby to Taika Waititi.
-
Dzieło, które warto obejrzeć co najwyżej jeden raz, a najlepiej gdy już pojawi się w telewizyjnych ramówkach.
-
Produkt przypominający paczkę czipsów. W środku kilka smakowitych kąsków, ale reszta wypełniona powietrzem.
-
Mógłby stać się ostrzejszą krytyką podejścia młodego pokolenia do doświadczonych życiem ludzi. Jednak zamiast tego, pozostaje hollywoodzko bezpieczny.
-
Trzeba jednak oddać Gélinowi, że potrafi grać na emocjach widza. To najmocniejsza strona tego filmu, który ogląda się z uśmiechem na twarzy i łzami na policzkach.