Agnieszka Jakimiak
Krytyk-
Kolorowa satyra z koncyliacyjnym przesłaniem przeznaczona dla młodszej widowni, w dodatku firmowana przez mocarną korporację.
-
Opiera się na silnym kontraście między spotęgowanymi do granic wytrzymałości obrazami cierpienia w przepełnionej mizoginią kulturze a społecznym przyzwoleniem na nienawiść wobec kobiet.
-
Największą siłą filmu jest jego bezkompromisowość. Sprawa jest prosta: kobieta chce przerwać swoją ciążę
-
Nic, co jest w tym momencie obecne w telewizji i na platformach streamingowych, nie przypomina "Próby generalnej", szaleńczego i wywrotowego projektu Nathana Fieldera, i nic nie może się z nim mierzyć
-
Jest ostrzejszy niż poprzednie filmy Bakera, brutalnie rozlicza nas z zauroczenia narcystycznymi oportunistami. Reżyser łapie nas w sidła fascynacji Saberem: kibicujemy mu i chcemy, żeby tym razem nie powinęła mu się noga, chociaż szybko staje się jasne, że Mikey na drodze do celu nie zatrzyma się, nawet jeśli będzie musiał minąć stosy ciał.
-
Podobnie jak poprzednie filmy Millsa, jest o tym, że nie za dobrze znamy samych siebie, a co dopiero innych. Ale przede wszystkim jest traktatem o wychwytywaniu dźwięków z codziennej kakofonii, o poszukiwaniu ciszy i o wsłuchiwaniu się w cudzy głos.
-
Radu Jude doskonale zdawał sobie sprawę, co wyniknie z umieszczenia pornograficznej miniaturki jeszcze przed napisami początkowymi. Jego film to prowokacja w najlepszym możliwym znaczeniu tego słowa.
-
Podstawowym motorem Jamesa Gunna jest czerpanie frajdy z tworzenia kina. Było to widać w obu częściach "Strażników galaktyki", widać to też teraz - to kino zakochane w kinie.
-
Serial w reżyserii Barry'ego Jenkinsa zwalnia tempo narzucone przez Whiteheada i inaczej rozkłada akcenty. Jest nie mniej brutalny, ale bardziej niż opowieścią o ucieczce jest historią o ziemi - o przynależności do gruntu i o krwi, która wsiąka w pola.
-
Dziewięć odcinków serialu jest przypomnieniem z przeszłości, że stare fundamenty nie zostały jeszcze zburzone, a nowe jeszcze nie powstały. "Mrs America" to trochę serial, a trochę podręcznik.
-
Sposoby i strategie mordercy być może stanowią główną siłę napędową "Outsidera", ale z pewnością nie są tym, co okazuje się w serialu najbardziej interesujące. W tej jakże nieoczywistej opowieści o czasie przykuwa uwagę proste rozpoznanie: to nie czas leczy rany, ale ludzkie gesty zrozumienia i cierpliwości wobec siebie nawzajem. Jeśli paranormalny sztafaż pracuje na taki komunikat, to, jako pragmatyczka i sceptyczka, mocno mu kibicuję.
-
Miał być idealnym filmem na czasy, kiedy prawicowe ruchy dochodzą do głosu na całym świecie, a polityki wielu krajów karmią się nienawiścią i ostracyzmem. Film jednak zbyt uparcie uderza w pozytywną nutę. Za jednym zamachem bagatelizuje wszystko, co trudne i traumatyczne.
-
Ustanawia nieoczywistą perspektywę spojrzenia na religijny fanatyzm i jego związek ze społeczeństwem.
-
Jeśli historia Teda Bundy'ego jest warta opowiedzenia, to tylko z tego powodu: żeby zobaczyć, jak spektakl przejmuje władzę nad sprawiedliwością, a jeden uśmiech seryjnego mordercy przekreśla jego winę w oczach tysięcy widzów i widzek przed telewizorami.
-
Bohaterowie i bohaterki "Touch Me Not" przechodzą jakąś drogę, coś do nich dociera, coś niewątpliwie odkrywają - ale nie zostajemy do tego dopuszczone, między salą a ekranem biegnie szklany mur.
-
Jest subtelną apologią porażki: w świecie, w którym błyskawicznie zapada decyzja o artystycznej i komercyjnej wartości każdego projektu, Franco przygląda się tym, którzy zostali skazani na klęskę, zanim wykonali pierwszy krok.
-
Niemiecki serial "4 Blocks" stał się niespodziewanie jedną z najważniejszych telewizyjnych produkcji minionego roku.
-
Mogłoby się wydawać, że akurat konsumpcyjne metafory dojrzewania na kinowym ekranie trącą myszką, ale reżyserka "Mięsa" potrafi tchnąć w nie nowe życie i skierować na nieoczywiste tory.
-
Jest przede wszystkim niezmiernie zabawny, głównie dlatego, że przygląda się towarzyskim i społecznym niezręcznościom okiem ironicznego antropologa.
-
Oglądanie trzeciej części "X-menów" jest doświadczeniem bolesnym, szczególnie jeśli ma się w pamięci charakter i problematykę dwóch poprzednich odcinków.
-
Jest filmem imponującym zarówno na poziomie realizacyjnym, jak i produkcyjnym.
-
Zamiast pokoleniowej historii o dorastaniu do odpowiedzialności, oglądamy opowieść o pewnym ważnym wydarzeniu w życiu pewnego człowieka. A Holocaust przestaje być złowieszczym hasłem z przeszłości i zjawia się nagle przed Svenem jak pytanie domagające się odpowiedzi. I w ten sposób Robert Thalheim, nie pokazując na ekranie obozów i właściwie nie mówiąc o Zagładzie, dotyka samego sedna.
-
"El Club" Pabla Larraína, bardziej niż inne jego filmy, przygląda się mechanizmom konstruowania pamięci, osobistych narracji, własnych wersji przeszłości.
-
Największy problem z "Burzą" Taymor polega jednak na braku radykalnych decyzji, które uczyniłyby z kinowej wersji sztuki Szekspira coś więcej niż sprawną i atrakcyjną ekranizację. Film pozostał w pół drogi, zawieszony między widowiskowym obrazowaniem a pragnieniem tworzenia nowych sensów.
-
Claire Denis nie ukazuje Europejczyków jako ofiar siły, której nie są w stanie opanować. Przygląda się raczej bezradności, fundującej obecnie relację między europejskim Zachodem a Afryką.
-
Ani boks, ani duch rywalizacji nie grają w "Fighterze" pierwszych skrzypiec. To potyczka nagrodzonych Oscarami za drugoplanową rolę dwójki aktorów - Christiana Bale'a w roli Dicky'ego Warda i Melissy Leo jako Alice Ward.
-
Jest obliczony na wywołanie wzruszeń, a być może nawet litości i trwogi, ale nie ma tu szans na przedawkowanie tych uczuć.