-
To gra, która urzeka przede wszystkim oprawą audiowizualną i oryginalnym pomysłem na rozgrywkę. O ile ten pierwszy element zrealizowany został bezbłędnie, to ten drugi szybko staje się powtarzalny. Całość trwa jednak poniżej czterech godzin, więc być może przed zobaczeniem napisów końcowych nie da się aż tak we znaki.
-
Jest prostą, ale przyjemną grą quizowo-towarzyską. Potrafi nieco zirytować swoimi ograniczeniami, ale w niewielkich dawkach dostarcza sporo rozrywki. Ponieważ granie w pojedynkę jest niemożliwe, od czasu do czasu, mając na podorędziu znajomych czy rodzinę, można zaserwować sobie kilka partyjek.
-
Grę ukończyć można w 5-6 godzin. Poza fabułą "Déraciné" zawiera tylko jeden dodatkowy element - znalezienie ośmiu dobrze ukrytych monet. Nie jest to jednak wymagane, nie otrzymujemy za to trofeum - te wpadają tylko za kończenie rozdziałów. Jeżeli za pierwszym podejściem zajrzymy w każdy kąt, tak naprawdę jest to doświadczenie na jeden raz, podczas którego bez problemu możemy zdobyć platynę po prostu za ukończenie gry. Czy jest to warte 124 złotych? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć.
-
To dość udany debiut studia na gruncie poważniejszych gier. Chociaż nie obeszło się bez kilku potknięć, gra nadrabia niezłym pomysłem i kapitalnym klimatem. Co prawda główny wątek fabularny zawsze jest taki sam, ale możliwość namieszania naszymi wyborami czy rozgrywania fabuły od określonego rozdziału sprawia, że gra ma pewną dozę regrywalności.
-
Nie oszukujmy się, "GreedFall" ma swoje problemy i niedociągnięcia, które być może udałoby mu się zamaskować, gdyby był o połowę krótszy. Nie zmienia to jednak faktu, że gra ma duszę, a twórcy w jej stworzenie włożyli dużo serca. I ja to doceniam.
-
To świetne rozwinięcie pomysłu z "The London Heist". Jeśli chcieliście się kiedyś poczuć jak bohater taniego filmu sensacyjnego, jest to produkcja wprost idealna. To dobre rozwiązanie dla tych, którzy chcą fajnie spędzić jeden wieczór. Chociaż gra nie ustrzegła się pewnych mankamentów, to strzelanie na VR-ze jeszcze nigdy nie było tak przyjemne!
-
Nie jest to dzieło epokowe, a niektórych może znudzić powtarzalność zadań. Dla tych jednak, którzy wgryzą się w ten pokręcony świat i odnajdą frajdę w wykonywaniu szalonych ewolucji po ulicach, dachach i ścianach Sunset City, będą to dobrze zainwestowane pieniądze.
-
Zachwyca pięknym, rozległym światem, świetnie zrealizowaną walką, kwestiami technicznymi i sporymi możliwościami rozwoju postaci. Sprawdza się więc jako gra akcji z elementami RPG. Nie sprawdza się jednak zupełnie jako RPG, na które Ubisoft usilnie stara się je promować. Fabuła jest miałka, postacie bez wyrazu, zadania nie zapadają w pamięć, a to wszystko jeszcze bardziej rozmywa się przez setki powtarzalnych czynności.
-
Nie jest rewolucją, bierze po prostu elementy z poprzednich gier i rozwija je. Stanowi również odpowiedź dla fanów, którzy oczekiwali więcej "tombraidingu". Jeżeli poprzednie odsłony spodobały ci się ze względu na elementy strzelane, "Shadow" raczej cię zawiedzie. Jeśli jednak czułeś niedosyt zagadek i dreszczyku poszukiwacza przygód, jest to gra dla ciebie.
-
Chociaż prequel nie wgniótł mnie w ziemię tak jak oryginał, to jednak nie uważam tego czasu za stracony - wręcz przeciwnie. Dla fanów Chloe to rzecz obowiązkowa. Postać ta została przedstawiona tutaj wielowymiarowo i pozwala lepiej poznać i zrozumieć niebieskowłosą punkówę.
-
Nawet przy kolejnym podejściu potrafi bawić tak samo dobrze. "Life is Strange" za drugim razem to nadal gra ładna, świetnie brzmiąca, z dobrą mechaniką i interesującymi postaciami. Niestety, traci ona to, co za pierwszym podejściem dawało poczucie genialności: element zaskoczenia.
-
Na pewno nie jest to film dobry, ale nie jest też na wskroś zły - zwłaszcza jeśli porówna się go chociażby z Transmorphers.
-
W zasadzie recenzję mógłbym skończyć stwierdzeniem, że Deadpool 2 jest taki jak pierwsza część. Komu się spodobała, ten wyjdzie z kina zadowolony, a kto się od niej odbił, ten nie ma tutaj czego szukać.
-
Pod względem spójności fabuły film przegrywa z książką, nie zmienia to jednak faktu, że Twój Simon jest sympatyczną komedią romantyczną, która raczej spodoba się fanom gatunku.
-
To miła odskocznia, przy której raz na jakiś czas można się dobrze odstresować przez jakąś godzinkę, a potem wrócić do niej po tygodniu i zrobić to samo. Nałogowe granie raczej nie wchodzi w rachubę, bo prędzej umrze się z nudów. No chyba że twórcy będą rozwijać ją w ramach jakichś darmowych aktualizacji o kolejne możliwości.
-
Jest klimatyczne, jego podstawowe mechaniki zostały zaprojektowane dobrze i dają satysfakcję. W większych dawkach gra jednak może znudzić, stąd też sprawdzi się raczej jako coś, w co pogramy, kiedy akurat mamy chwilę i chcemy zabić czas. Wtedy przejście jednego czy dwóch etapów będzie jak znalazł.
-
6.59 maja 2018
- Skomentuj
-
Piekielna misja nie jest idealna, ale mimo wszystko jest to właśnie taki film, jakim powinien być Legion Samobójców z 2016 roku.
-
7.51 maja 2018
- Skomentuj
-
Owszem, cierpi ono na bolączki typowe dla tego gatunku, deweloperzy czasami dają ciała podczas wgrywania aktualizacji, a całość stworzona została tak, żeby co chwilę przypominać, że możesz coś kupić. Nie zmienia to jednak faktu, że gra oferuje dość interesującą i rozbudowaną fabułę, całą masę "buildów" i innych elementów, które pozwalają graczowi "wyrazić siebie" i zagrać tak, jak im się podoba.
-
Ponad wszelką wątpliwość film udany. Sprawdza się jako preludium do właściwego zwieńczenia tych dziesięciu lat.
-
Podobnie jak nowe odsłony gier, tak i film stara się być bardziej realistyczny, mniej polegając na żarcikach, one-linerach i bon monach. Nie zmienia to jednak faktu, że całość jest bardzo zachowawcza, a w efekcie - nad wyraz przeciętna.
-
To serial z jednej strony przeciętny, mający spore wady, a z drugiej często miewa przebłyski geniuszu. Nastawiałem się na megagniota, ale okazało się, że to nieoszlifowany diament. Przede wszystkim jest nierówny. Gdyby zrezygnować z nadmiernego "veganizmu" i postawić na poważniejszy ton poprzez pozbycie się zbędnej kloaki, mógłby to być naprawdę niezły serial. A tak jest tylko poprawny - ze sporą dozą zmarnowanego potencjału.
-
Na wskroś przeciętny, ale udany - i mam wrażenie, że opinię tę podzielą zarówno ci, którzy darzą pierwszą część sentymentem, jak i ci, którzy niespecjalnie ją znają. To po prostu lekka i przyjemna komedia akcji.
-
Będąc całkowicie szczerym: żałuję czasu, który poświęciłem na oglądanie drugiej serii "Belfra". Nie angażowała tak jak pierwsza, przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy byli mi całkowicie obojętni. Kolejne odcinki oglądałem trochę od niechcenia i dopiero przedostatni pozwalał mieć nadzieję, że jednak mimo wszystko finał będzie świetny i wynagrodzi niemrawość wcześniejszych. Niestety, ostatni odcinek tylko przegiął pałę goryczy i wiem już, że trzeciej serii oglądał nie będę.
-
Film z kategorii "obejrzyj i zapomnij", którego jednym z największych atutów jest to, że nie jest tak zły jak Batman v Superman i że da się go obejrzeć w miarę bezboleśnie, a po seansie pójść ze znajomymi na piwo, co będzie stanowiło clou programu.
-
Z jednej strony mamy dobrą mechanikę, a z drugiej - duży nacisk położony na fabułę i postacie. Osobom, którym spodobała się "jedynka", "dwójka" również przypasuje.
-
Zachowano to, co w "Kijku Prawdy" zagrało - postacie, humor, serialową oprawę graficzną, wulgarność itd. - a usprawniono to, co dało się usprawnić. Dzięki temu po raz kolejny otrzymaliśmy grywalny, przyjemny i zabawny produkt.
-
To serialowy roller-coaster. Zaczyna naprawdę wysoko, opada gwałtownie w dół, a potem znów się podnosi, chociaż już nie na taką wysokość, z jakiej zaczynał. Tym niemniej jest to sprawnie zrealizowany dramat z elementami sportowymi. Może pochwalić się naprawdę dobrą obsadą, niezłą realizacją i postaciami, które zawsze będą wzbudzać emocje. Raz możecie je kochać, kiedy indziej nienawidzić, ale nie pozostawią Was obojętnymi.
-
Chociaż kiedy w drugiej połowie twórcy odeszli od wyścigu w kierunku innych atrakcji, moim zdaniem serial wytracił nieco impet, to mimo wszystko zachował na tyle szybkości, że zderzenie się z nim w dalszym ciągu oznacza śmierć na miejscu i przerobienie na krwawą miazgę. Powiedziałbym, że to produkcja specyficzna, która spodoba się wyłącznie miłośnikom tego typu kina, ale to nieprawda.
-
No cóż, widać, że kiedyś miał to być film stanowiący prequel do "Dracula's Curse". Odnajdą się w nim przede wszystkim fani serii. Ze względu na fakt bycia łącznikiem z grami całkowicie zrezygnowano z tłumaczenia widzowi wielu elementów, które w założeniu twórców powinien on znać. Dla nieznających serii może więc sprawiać wrażenie wybrakowanego i chaotycznego.
-
Zaskoczył bardzo przyjemnie i nawet końcówka, w której nieco zaczęło siadać tempo, nie zdołała zatrzeć ogólnie pozytywnego wrażenia.
-
Ogrom efekciarstwa, bez względu na to, jak świetne by nie było, nie jest już w stanie przykryć żenującego scenariusza, czerstwych dialogów, nagromadzenia zupełnie zbędnych wątków i przeciąganie tego wszystkiego ponad miarę, żeby tylko upchnąć dodatkową godzinę wybuchów.
-
Niby dalej te same Transformers, co zawsze, ale niestety formuła tego widowiska się już wypaliła. Ogrom efekciarstwa, bez względu na to, jak świetne by nie było, nie jest już w stanie przykryć żenującego scenariusza, czerstwych dialogów, nagromadzenia zupełnie zbędnych wątków i przeciąganie tego wszystkiego ponad miarę, żeby tylko upchnąć dodatkową godzinę wybuchów.
-
Komu spodobała się pierwsza seria, ten obowiązkowo powinien obejrzeć drugą, ponieważ to w dalszym ciągu świetnie zrealizowany serial, który wciąga i trzyma w napięciu. Kto zaś nie miał jeszcze z serialem styczności, powinien czym prędzej nadrobić zaległość.
-
Z zadowoleniem melduję, że Baywatch: Słoneczny patrol spełnił moje oczekiwania. Liczyłem na chamską, wulgarną, prostacką i seksistowską komedię i dokładnie to dostałem.
-
Film bardzo dobrze wyglądający, świetnie brzmiący, przy którym można się pośmiać - na szczęście w momentach zamierzonych przez twórców. Niestety, wytwórni w dalszym ciągu nie udało się stworzyć produkcji, która mogłaby się równać z Klątwą Czarnej Perły. Piąta część to kolejny film z serii stworzony tylko i wyłącznie z miłości do pieniądza, a nie do świata przedstawionego, postaci czy widza.
-
Nie czarujmy się, nie jest to epokowe dzieło, nie jest to nawet najlepszy film superbohaterski, ale mimo wszystko otrzymaliśmy bardzo przyjemne widowisko w sam raz na wakacje. Ładnie zrealizowane, efektowne, ze znakomicie dobranymi aktorami, sympatycznymi postaciami, seksowną główną bohaterką i dobrym, niewymuszonym humorem.
-
Sprawnie zrealizowany, dobrze udźwiękowiony, z dobrą obsadą i sympatycznymi bohaterami. Jego największym problemem jest jednak recykling wątków i klisz, który po kilku częściach zaczyna drażnić.
-
Mimo sporych nadziei, Guardians: Misja superbohaterów okazała się filmem słabym. Cała produkcja została zmasakrowana przede wszystkim przez scenarzystę, który nie potrafił ani napisać ciekawych postaci, ani poprowadzić fabuły tak, żeby miała sens.
-
Korzysta ze sprawdzonych wzorców i miał na siebie pomysł, co w zasadzie powinno być gwarantem sukcesu. Niestety, większość jego elementów składowych jest wykonana słabo albo wręcz fatalnie, przez co otrzymaliśmy produkcję zawodzącą oczekiwania na całej linii. Co prawda całość da się obejrzeć w miarę bezboleśnie i czerpać z tego satysfakcję, ale bezustannie będzie towarzyszyć nam uczucie niedosytu.
-
Bez wątpienia jest to najlepsza odsłona serii pod względem wizualnym oraz mechaniki rozgrywki. Montrealczycy mieli dobre pomysły, a zabawa jako taka jest dość przyjemna. Problem w tym, że całości zabrakło szlifów.
-
To ciekawy eksperyment i hołd złożony ikonie gier komputerowych z okazji jej dziesiątych urodzin. Chociaż fabuła większości odcinków jest idiotyczna do kwadratu, a realizacja - głównie ze względu na różne stylistyki - zapewne niektórych widzów odrzuci, dla fana serii może być to przyjemna ciekawostka.