Krystian Prusak
Krytyk-
Aktualnie Republika Południowej Afryki jest nie tylko jednym z najbogatszych państw Afryki, ale i najbardziej liberalnych dla mniejszości rasowych i LGBT. Omawiany film o apartheidzie stworzył zaś afrykanerski reżyser. Niech ta przemiana symbolizowana przez wizerunek Nelsona Mandeli pozostanie z nami z nadzieją na nowy 2021 rok.
-
Shiraishi łączy skomplikowaną tematykę z przystępną dla mainstreamowego widza formą. Nie brak tu zatem i humorystycznych wstawek i scen gromkiego wyrażania emocji, w tym kłótni i płaczu. Reżyser, zdając sobie sprawę, jak trudną kwestię podjął, nie daje oczywistych i łatwych rozwiązań. Gdy ludzie osądzają i stają zerojedynkowo po różnych stronach barykady, pogłębia się tylko zagubienie rodziny.
-
Nie ustrzegł się kilku niedoskonałości związanych z małym doświadczeniem reżysera i niewielkim budżetem. Wszystko to jednak drobne uchybienia w porównaniu z olbrzymim zaangażowaniem twórców w projekt i płynącej z ekranu pasji reżysera i misji, której się podjął. To jeden z tych debiutów, które kipią szczerością, ufnością i sercem. Na pewno nie bezzasadne będzie stwierdzenie, że również aktorzy postanowili pokazać tu wreszcie swoje umiejętności.
-
Lucie Borleteau podejmuje trudne i palące problemy współczesnego świata. Tym bardziej szkoda, gdy całość traci impet w końcowych partiach filmu, a złożona obietnica spotyka się w finale z nie do końca satysfakcjonującym rozwiązaniem. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że seans pozostaje na dłużej w pamięci. Głównie z powodu złożonej kreacji Karin Viard.
-
Sukces produkcji leży przede wszystkim w przekonującym aktorstwie całej obsady, w chwilami autentycznie zabawnych dialogach i w scenografii tworzącej ten swoisty film w filmie.
-
Ostatecznie, nie samo rozwiązanie zagadki okazuje się najważniejsze. Oczywiście, wątek kryminalny, jak to zwykle w jego naturze bywa, przysparza wielu atrakcji oglądającemu. Dla mnie, jako widza, obok wyśmienitego aktorstwa i kunsztu reżyserskiego, to zwykła obserwacja ludzkich charakterów, choć oczywiście znana w kinie nie od dzisiaj, stanowi największy atut dzieła Johnsona.
-
Twórca "Ataku serca" uchwycił wzajemne powiązania i układy wewnątrz zespołu, które sprawiają, że nawet widzowie zupełnie niezainteresowani j-popem mogą uchwycić analogie do własnego życia.
-
Największą przywarą "Godziny oczyszczenia" jest jednak finałowa część produkcji, kiedy niepotrzebnie poznajemy face to face naszego demona. Jak wiadomo wyobraźnia często tworzy dużo straszniejsze obrazy niż rzeczywistość. Reżyser ponadto okazał się niestety wielbicielem przewrotnych wolt narracyjnych, zwanych potocznie zaskakującymi twistami. Wszystko to jednak nie przeszkadza w dobrej zabawie, jaką bez wątpienia może dostarczyć wieczorny seans tej amerykańskiej produkcji.
-
Dominikański twórca sprezentował dzieło kipiące latynoską energią, rodzącą się seksualnością a jednocześnie pełne nostalgii i wrażliwości.
-
Siła dzieła Park Hye-Ryoung płynie z niezwykłych osobowości jego bohaterów i relacji jaka ich połączyła. Unikając pokusy szantażu emocjonalnego ujmuje tym, co bije również od samego bohater: prostotą i autentycznością.
-
Czy zatem wprowadzone niewielkie zmiany są wystarczające aby uzasadnić celowość ponownej wizyty w kinie? Trudno powiedzieć jednoznacznie. Czy twórcy nie mogli pokusić się o całkiem nową historię, pozostawiając jedynie pomysł wyjściowy? Nie da się ukryć, że pewien niedosyt pozostaje i podziwiam osoby, które wytrwają w oglądaniu wszystkich wersji filmu. Na pewno jednak mogę powiedzieć, że uważam polską produkcję za film najbardziej udany z obejrzanej przeze mnie trójki.
-
Odmiennie niż w poprzednim filmie, Alper nie nasyca historii gatunkowym sznytem. Na pozór to wręcz festiwalowy turecki dramat naśladujący w stylu Ceylana. Reżyser nie byłby jednak sobą, gdyby w tej na wskroś realistycznej historii nie zawarł odrobiny baśniowości.
-
Dokument Holmesa łączy klasyczną formułę "gadających głów" z licznymi materiałami archiwalnymi nakręconymi przez same żeglarki. Brak ekstrawagancji formalnej rekompensuje jednak wciągająca a mało znana historia głównej bohaterki i jej załogi.
-
Poruszane w niemieckim dziele uniwersalne problemy wolności słowa i przekonań wydają się równie aktualne w 1956 roku, jak i teraz, a za sprawą autentycznego zaangażowania utalentowanych młodych aktorów wzbudzają silne emocje u odbiorców.
-
Strzałem piorunem Pikachu w przysłowiową dziesiątkę okazało się zaś obdarzenie tytułowego stworka głosem Ryana Reynoldsa, dzięki czemu otrzymaliśmy wielką niczym Snorlax dawkę humoru, chwilami niebezpiecznie zbliżającą się do wyczynów znanych z "Deadpoola" czy "Teda" granego przez Setha MacFarlane'a. Granica oczywiście nigdy nie zostaje przekroczona, a "Detektyw Pikachu" pozostaje produkcją typowo familijną.
-
Mimo, że Koreeda już wielokrotnie podejmował w swoich dziełach tematykę więzów rodzinnych, za każdym razem dokłada kolejną cegiełkę do swojej wizji świata.
-
Siła obrazu młodego Dano tkwi w kompleksowym ukazaniu relacji między bohaterami, zagranymi z wielkim wyczuciem przez utalentowanych aktorów. Reżyser w wywiadach podkreśla, że łatwo było mu zrozumieć i utożsamić się z postaciami. Kiedy się spojrzy w pełne przerażenia oczy niezwykle podobnego do Dano Eda Oxenboulda, nietrudno jest w to uwierzyć.
-
Mimo iż trudno rozpatrywać nowe dzieło Wilsona Yipa jako nową jakość w kinie azjatyckim z zapędami artystycznymi, to w swojej kategorii plasuje się w czołówce ostatnich lat, wzbudzając zachwyt nie tylko choreografią walk, ale i poziomem zdjęć, montażu i realizacji dźwięku.
-
Hong Deok-pyo celowo nasyca animację śmiałymi scenami seksu z wyraźną dominacją mężczyzny, aby wybijając nagle widownię ze schematów melodramatu i klasycznej kreski ilustracji, tym dobitniej wywołać konsternację a jednocześnie zakłopotanie męskiego odbiorcy zapatrzonego w obfite kształty wykorzystywanych bohaterek.
-
Warto też podkreślić, że pomimo wywołujących lekki uśmiech politowania ubrań z epoki, za sprawą żywego i autentycznego zaangażowania młodych aktorów całość nabiera niemałej uniwersalności. Nagroda FIPRESCI na ostatnim Berlinale pokazuje, że dzieło Yukisady może być rozumiane i przeżywane również w świecie Zachodu.
-
Mimo tej pozornej statyczności filmu, dzięki wzorowo poprowadzonej dramaturgii, gdzie akcja nie zwalnia ani na minutę a jedna rozmowa telefoniczna goni następną, ogląda się go z zapartym tchem.
-
Chiński twórca stworzył proste formalnie, ale przejmujące i przepełnione melancholią dzieło.
-
Reżyser nakręcił film będący mocnym i czytelnym głosem w ważnej sprawie, ale nie uchronił swojego dzieła od nadmiernych uproszczeń i stereotypów. W lekko topornej realizacji brakuje zarówno subtelności, jak i większej odwagi twórczej tak charakterystycznej dla greckiej Nowej Fali.
-
Azjatycki reżyser, korzystając ze sprawdzonych tropów swojego rodzimego mistrza Apichatponga Weerasethakula, tworzy frapujące i bardzo aktualne dzieło, tak odległe od europejskich filmów podejmujących analogiczny temat. Nie serwując prostych odpowiedzi, wciąga widza w hipnotyzującą podróż po tajlandzkim lesie opłakującym zmarłych.
-
Wszystko sprawia wrażenie idealnie zsynchronizowanego zegarka.
-
Wang skupia się na wewnętrznym cierpieniu bohatera, unikając przy tym banalnych zabiegów wymuszających na widzu określone emocje. Niespiesznie i z dużą dawką filmowej wrażliwości ukazuje zagubienie Ma w świecie religijnych rytuałów, jednocześnie pozostawiając widza z tęsknotą za tą odległą i zagrożoną krainą.
-
Model atomowej rodziny nie traci na popularności, a młode kobiety zapatrzone w koleżanki z Zachodu buntują się przeciw tradycjom patriarchatu. Być może zatem była to ostatnia okazja by zobaczyć tę krainę spokojnego życia nad Morzem Wewnętrznym.
-
Reżyserka zdaje się zadawać pytanie o to, czy możliwa jest empatia i wrażliwość w miejscu takim jak rzeźnia. Nie stawiając jednoznacznych i tendencyjnych sądów próbuje zrozumieć protagonistę i przedstawić całą złożoność problemu nie dając prostych rozwiązań.
-
Piękny w swojej brzydocie potrafi jednocześnie zniesmaczyć, jak i zafascynować widza. Twórcy nie stawiają jednak na tanie szokowanie, zostawiając najbardziej drastyczne "kąski" wyobraźni widza.
-
Debiut reżysera Camille'a Vidal-Naqueta jest taki jak jego główny bohater, czyli szczery i niepokorny, a przy tym surowy w formie. Wnikliwie obserwuje gejowskie środowisko, pokazując je bez upiększeń i nie stroniąc od tematów tabu.
-
Kormákur zaaranżował mariaż morskiego survivalu z letnim kinem dla zakochanych nie ustrzegając się przy tym licznych klisz i schematów gatunkowych. Trzeba oddać jednak twórcy, że nasycił swoje dzieło umiłowaniem wolności i wiarą w sens podążania za własnym powołaniem.
-
Mimo niespecjalnie przekonującego scenariusza, ledwie naszkicowanych głównych bohaterów i poczucia wtórności, nowa odsłona "Parku Jurajskiego" potrafi zapewnić niezobowiązującą rozrywkę na przyzwoitym poziomie, dając jednocześnie nadzieję na zamknięcie trylogii, które wniesie trochę świeżości do serii.
-
Słodko-gorzki film Paolo Virzìego przywraca wiarę w prawdziwą miłość do grobowej deski.
-
Specyficzne kino drogi połączone z filmowym esejem. Nie sposób się od tego jednak oderwać głównie za sprawą charyzmy bohaterów. Przekomarzanki rezolutnej staruszki o dwukolorowej fryzurze z kapelusznikiem wiecznie kryjącym się za okularami słonecznymi to esencja dzieła.
-
Twórcy nie poruszają w sposób otwarty tematu wykluczenia autystyków ani nie zajmują stanowiska w sporze o posiadanie dzieci przez niepełnosprawnych. To od widza zależy, jakie wyciągnie wnioski.
-
Za sprawą lirycznej muzyki i przepięknych zdjęć podwodnych możemy lepiej poczuć pasję i miłość nurków do podwodnych eskapad.
-
Hektolitry sztucznej krwi, kiepskie praktyczne efekty specjalne, słitaśny synth pop i przystojny inaczej główny bohater. Czego chcieć więcej? No tak, Davida Hasselhoffa rzeczywiście nie ma.
-
Siłą niemieckiego dokumentu jest przede wszystkim aktualny przekaz.
-
Tali Shalom-Ezer, izraelska reżyserka, w swoim anglojęzycznym debiucie porusza nośny temat kary śmierci. Ameryka wydaje się podzielona nie tylko zgodą i niezgodą na "capital punishment" w różnych stanach, ale też w debacie publicznej polityków czy celebrytów. Mimo, iż można wyczuć subtelnie zarysowane stanowisko twórczyni w tej sprawie, przedstawia ona z dużą dawką empatii i zrozumienia racje obu stron konfliktu, a także, co może nawet ważniejsze, nasyca obraz autentycznymi emocjami.
-
Drobny zakalec w tym słodkim cieście stanowić mogą zbyt dosłowne wizualizacje wyobrażeń bohatera, jak choćby w scenie w jeziorze. Ale jak wiadomo i każdy gnieciuch znajdzie swojego smakosza, więc bilans zysków i strat ostatecznie wskazuje na korzyść reżyserki.
-
Oprócz warstwy realizacyjnej i aktorstwa, wszystko to sprawia, że obraz zasługuje na wysokie noty.
-
Pozostaje trzymać kciuki by ekranowy Rob Roy pozostał jak najdłużej w dobrej formie i oprócz ambitniejszych produkcji wystąpił jeszcze w kilku "schematycznych akcyjniakach".