
-
62recenzje
-
62oceny
-
58pozytywnych
-
4negatywne
-
8.4średnia
-
94%pozytywnych
-
1.2odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Nie wiem, nie mam pewności, czy moc "Angielskiego pacjenta" wynikała z przekazu prywatnego, z doświadczenia wcale nie krytyka, ale zwykłego widza, młodego wówczas chłopca, który w kinie "Wanda" oglądał po raz pierwszy melodramat o mężczyźnie - zagrał go wspaniale Ralph Fiennes - który traci pamięć, ale zyskuje czułość? Przypuszczalnie tak właśnie jest.
-
Blake wędruje pomiędzy drzewami. Intensywna zieleń lasu, błękit tafli jeziora, zostały zderzone ze smutnym wyrazem twarzy chłopca. Blake nie ma siły żyć. Chce odejść na zawsze. To jego ostatni samotny spacer... "Last Days" Gusa Van Santa jest próbą zarejestrowania w kinie rozpaczy. Najbardziej dojmującej: Rozpaczy na życie.
-
Tego rozczarowania, smutku i stowarzyszonej z nim nostalgii, w filmie Mayera zabrakło mi najbardziej. Została rodzajowość i śmiech. To za mało - jak na Czechowa, i w ogóle za mało.
-
Jest kolejnym w dorobku Maoza tytułem, który stanowi dzisiaj o sile nowego kina z Izraela. Lektura obowiązkowa.
-
Zawiodły przede wszystkim pomysły interpretacyjne cenionego przecież adaptatora Szekspira, Richarda Eyre'a - twórcy efektownej trawestacji "Henryka IV" w serialu "The Hollow Crown", ale także, tutaj największa i przykra niespodzianka, aktorstwo.
Najwyżej ocenione
-
"Syn Szawła", dzieło wybitne i ze wszech miar spełnione, przywróciło drżenie nastolatka który po raz pierwszy obejrzał niegdyś wajdowski "Popiół i diament" i poczuł się z tym brzemieniem nieswojo - byłem zachwycony i jednocześnie przestraszony wizją świata, którego nie znałem i nie chciałem nigdy poznać.
-
Co się stało z Amandą McCready? Benowi Affleckowi, adaptującemu mroczną, "chandlerowską" z ducha, powieść Dennisa Lehane'a, nie chodziło wyłącznie o rozwiązanie kolejnej filmowej zagadki kryminalnej.
-
Guandagnino ze swoim wspaniałym operatorem, Sayombhu Mukdeepromem dokonuje niemożliwego. Rozbuchany kolorystycznie i wizualnie ekran oddycha tamtymi dniami, i nocami - tamtym latem.
-
Legendarny film, legendarne role. Jedna z najważniejszych kreacji w karierze nieodżałowanego Robina Williamsa i jeden z najpiękniejszych filmów Terry'ego Gilliama. Można powiedzieć, że Williams w duecie z Jeffem Bridgesem stworzyli aktorski duet, który przeszedł do historii kina.
-
Dzięki determinacji Satrapi najpierw poznamy niezwykły komiks, a raczej wielką, liczącą ponad trzysta stron powieść graficzną o jej dzieciństwie, a następnie zauroczymy się filmem. Zamieszkamy w "Persepolis".
Najniżej ocenione
-
Cel szlachetny, przesłanie czytelne, tyle tylko, że na szlaku od pomysłu do efektu wydarzyło się coś, czego Payne nie przewidział: kompletny strukturalny chaos. Powstał dziwaczny film o bezkształtnym owalu. Do zapomnienia.
-
Tego rozczarowania, smutku i stowarzyszonej z nim nostalgii, w filmie Mayera zabrakło mi najbardziej. Została rodzajowość i śmiech. To za mało - jak na Czechowa, i w ogóle za mało.
-
To za mało, to zbyt trywialne. W efekcie oglądamy film o wywrotowej rodzinie wyprzedzającej swoje czasy zrealizowany w taki sposób, jakby była to tradycyjna populistyczna historyjka sprzed dwóch albo trzech dekad.
-
Zamiast wdzięku jego najlepszych dzieł, otrzymujemy jaskrawą zasłonę dymną wobec bezradności dla tekstu literackiego. "Ludzie powinni być lojalni wobec każdego, z kim się regularnie pieprzą" - pisał Pynchon w "Wadzie ukrytej". Paul Thomas Anderson zapomniał o lojalności. I schrzanił film.
-
Najlepszą nowelę filmu, "Żannę" Benkowskiej, ogląda się wręcz ze ściśniętym sercem, jako zapis pewnego stanu świadomości, bo przecież wszystko to, co jeszcze dwa lata temu wydawało się aktualne i przejmujące: nasza nieudawana empatia dla cierpiących, sąsiadów, solidarność z protestującymi w Białorusi czy na Ukrainie, dzisiaj jest już podróżą do dalekiego, egzotycznego kraju, w którym wszyscy mieliśmy trochę więcej szacunku do innych i siebie samych. Niewiele z tego zostało.
Odrębnie ocenione
-
W obiektywie fenomenalnej Jolanty Dylewskiej świat ulega rozszczepieniu na kilka powtarzanych refrenowo wektorów.
-
To za mało, to zbyt trywialne. W efekcie oglądamy film o wywrotowej rodzinie wyprzedzającej swoje czasy zrealizowany w taki sposób, jakby była to tradycyjna populistyczna historyjka sprzed dwóch albo trzech dekad.
-
Dzięki determinacji Satrapi najpierw poznamy niezwykły komiks, a raczej wielką, liczącą ponad trzysta stron powieść graficzną o jej dzieciństwie, a następnie zauroczymy się filmem. Zamieszkamy w "Persepolis".
-
Zamiast wdzięku jego najlepszych dzieł, otrzymujemy jaskrawą zasłonę dymną wobec bezradności dla tekstu literackiego. "Ludzie powinni być lojalni wobec każdego, z kim się regularnie pieprzą" - pisał Pynchon w "Wadzie ukrytej". Paul Thomas Anderson zapomniał o lojalności. I schrzanił film.
-
Guandagnino ze swoim wspaniałym operatorem, Sayombhu Mukdeepromem dokonuje niemożliwego. Rozbuchany kolorystycznie i wizualnie ekran oddycha tamtymi dniami, i nocami - tamtym latem.