Kasperger
Użytkownik-
,,Dude it looks like an add for a 3ds game.''
-
-
Świetnie skonstruowana fabuła, dobrze zrealizowanie sceny akcji (mimo że chwilami zalatują montażem rodem z Uprowadzonej) oraz porządnie zrobiona intryga. Jeden z najlepszych filmów w Kinowym Uniwersum Marvela.
-
Fantastycznie wyreżyserowane kino szpiegowskie umiejętnie poruszające temat inwigilacji, a do tego fenomenalny duet Capitana i Natashy.
-
Bywa zbyt skrótowy, ekspozycyjny i łopatologiczny, ale nie sposób nie docenić włożonego w ten film bijącego serducha. Zwykła historia o zwykłej dziewczynie, która nie sili się na żaden podniosły morał - zwyczajna i wycofana, ale właśnie ta zwyczajność jest jej największą siłą, bo po prostu niczego nie udaje. Czysta życiówka.
-
Samoświadomy slasher z fantastyczną realizacją, eklektyczny soundtrack i aktor grający Kudłatego ze Scoobie Doo. Czego chcieć więcej?
-
"You sick fucks. You've seen one too many movies!". Super slasher, wybitny horror, miód finał i zabawny pastisz horrorowych klisz.
-
Nie próbuje wywrócić gatunku slashera do góry nogami, ale stanowi jako całość hołd dla tego typu rodzaju filmów, jednocześnie posiadając swój własny charakter. Cóż, jestem zadowolony z tego, że ten film powstał i gratuluję Bartoszowi M. Kowalewskiemu tego, że miał odwagę zrobić coś innego w polskim kinie. Chciałbym dostać więcej takich pozycji.
Szkoda, że film nie trafił ostatecznie do kin, ale cieszę się, że chociaż ma drugie życie na Netflixie.
-
Slasher od ludzi, którzy lubią slashery i kumają co głupie w slasherach. Realizacyjnie wybija całość ponad nudny standardzik, cool.
-
6.521 marca 2020
- 7
- Skomentuj
-
Zdecydowanie dramat lepszy. Komedia trochę na siłę, bo w końcu trzeba było podążać za oryginałem. No i jak zwykle nic o tych skurwysynach z PZW nie powiedzieli.
-
-
Emocje cierpiących milionów, skondensowane w dwóch wybitnych aktorach.
-
Prawdopodbnie najsłabsza część nowej trylogii. Abbrams po średnim "Przebudzeniu Mocy" chciał zadowolić wszystkich, wrzucić do jednego kotła wszystko, co tylko się dało a pędząc przez film szybciej niż Sokół Millennium wchodzi w nadświetlną musiało skończyć się tak, jak się skończyło. Brak serducha, brak ekspozycji oraz desperackie łapanie się nostalgii. Wątki zakończyły się całkiem przyzwoicie a w całej trylogii najciekawsi byli Rey i Ben, których wątek dość nieźle został poprowadzony.
-
Abrams w Abramsie, rozbuchiwanie do absurdu z niczego, chaotycznie i kontrowersyjnie, ale doceniam kończenie motywów i no tak po prostu zabiło serducho.
-
Nie rozumiem obrońców tego filmu. Nie zaliczam się do wielkich fanów tego uniwersum, ale ta produkcja była zupełnie rozczarowująca. Niezwykle mdłe dialogi, patos od samego początku, brak interesującej narracji, mało humoru, naświetlanie dawno przejedzonych wątków, bezsensowna śmierć Lei, dziecinne przemiany bohaterów, słabe umotywowanie ich zachowań. W mojej opinii najgorsza z części. Bronić można aktorstwa, jako tako wartkiej akcji i aspektów technicznych, które przy tym budżecie są oczywiste.
-
Niestety, ostatnia część tylko potwierdza, że Disney nie miał kompletnie pomysłu na nową trylogię. Pomysły żywcem skopiowane ze starej trylogii. Brakuje oryginalności, a na koniec pozostawia jedynie efekt WTF. Lucas może i był ograniczony jeśli chodzi o scenariusz, ale za to tworzył piękny świat i efektowne sceny walk. Tego zabrakło.
-
Dość standardowa biografia historyczna, która głównie zyskuje dzięki swojemu nieco unikalnemu przedstawieniu średniowiecza oraz Chalametowi w głównej roli.
-
Oczekiwałem czegoś na miarę "Pamiętnika narkomanki", a dostałem coś o wiele bardziej powierzchownego - mija dobra godzina, zanim się wkręcisz w opowieść (ostatnie 30 minut trzyma i nie puszcza), a w trakcie dostajesz niekontrolowany chaos, który nie pokazuje dynamiki uzależnienia, tylko zwykłe niedoświadczenie reżysera. Carell jest genialny, ale do Chalameta trzeba się przyzwyczaić. Muzyka dobrana znakomicie.
-
Niesamowita reżyseria sekwencji akcji pokazuje kto potem zrobił Spiderverse, ale skrypt trochę gubi się w prościutkiej historyjce z całkiem wartościowymi morałami dla najmłodszych. Można zobaczyć.
-
Niby Spider, ale zawsze przede wszystkim człowiek. Nawet jak świniak czy anime dziewczyna.
-
Szaleńcza i mistrzowsko wciągająca jazda bez trzymanki. Najlepszy Peter Parker, najlepsza Gwen Stacy, najlepszy Spider-Man. Kreatywna i przepiękna perełka.
-
1011 grudnia 2018
- 12
- #48
- Skomentuj
-
Ekranizacja nieistniejącej 700-stronnicowej książki J.K. Rowling, którą jakiś szalenie mądry człowiek postanowił streścić w dwugodzinny film będący tak nieprzemyślanym burdelem na kółkach, że po seansie autentycznie odejmie Wam mowę - najlepszym w momentach, kiedy nie zajmuje się popychaniem fabuły do przodu i daje bohaterom ze sobą pogadać (salamandra rządzi!), a najgorszym, kiedy chaotycznie i kompletnie nieangażująco opowiada historię... czyli cała reszta filmu.
-
Oprawa wizualna oszałamia swoją dynamiką i rewelacyjnym stylem, ale cholera jasna, jak to męczy - ciekawy i pokręcony pomysł, żeby przenieść Batmana i jego ferajnę do feudalnej Japonii, traci okrutnie tempo w połowie, kiedy twórcy się orientują, że wyczerpali cały potencjał tejże idei i lecą w zwykłe napieprzanie się ogromnych mechów z ogromnymi mechami. BATTO-MAN!