-
Klimatyczna, pełna wakacyjnych wibracji opowieść, która otula, ale i w nietypowy sposób trzyma w ciągłym, choć delikatnym, napięciu. Świetnie zagrana i bardzo dobrze zrealizowana trafia do puli filmów o dorastaniu, które robią to więcej niż poprawnie, do których będzie chciało się wracać, bo coś po sobie zostawiają - ślad, pamiątkę, refleksję.
-
W dokumencie zatytułowanym tak jak nazwa ośrodka, do którego zagląda, Adamant, poznamy wielu wspaniałych ludzi - rozwijających swoje pasje, empatycznych, dobrych, mądrych. I szybko przestaniemy zwracać uwagę na to, kto tam pracuje, a kto szuka ukojenia.
-
Maryam Touzani mówi: porozmawiajmy o miłości. I sprawia, że w zupełnej ciszy oglądamy Turkusową suknię, widząc i rozumiejąc miłość w różnych jej aspektach i na różnych etapach, ani razu nie zastanawiając się, czym jest i czy ma prawo bytu. Po prostu ją chłonąc.
-
Mówi więcej o naszym świecie i społeczeństwie, niż nam się wydaje, niż chcielibyśmy, żeby mówił. Nie dajcie się nabrać różowej otoczce, piosenkom i gagom. To film tak samo smutny i przygnębiający, jak komediowy.
-
Prawdziwy, szczery. Prawdziwie przejmujący ludzką pogardą, tym, ile w człowieku potrafi siedzieć nieujarzmionego potwora, skrywanego całkiem umiejętnie pod maską okolicznego pijaczka, przykładnego syna, biednego wieśniaka, opanowanego gospodarza. Prawdziwa jest w tym filmie i nienawiść, i miłość. Prawdziwa jest samotność i walka o przetrwanie. Upór, który z czasem staje się rodzajem hołdu, pamiątki, obietnicy, której nigdy nie złożono.
-
Nietypowa komedia, która i rozśmieszy, i wciągnie, i pozostawi z pewną zadumą na koniec.
-
Na długo zostaje w pamięci. Zarówno przez problematykę, do bólu prawdziwych i szczerych bohaterów, jak i przez swoją niewymuszoną formę. Choćbym chciała, nie umiem doszukać się tu ckliwości, banału, moralizatorstwa. To życiowy, emocjonujący, pełen ludzkich uczuć film, który warto zobaczyć i przetrawić. I nie bójcie się - nie, nikt Was nie będzie pouczał, moralizował, zasypywał banałami. Nie w tym filmie.
-
Bardzo nietypowe kino drogi - absurdalnej drogi w czeskim wydaniu.
-
Czy Ssaki są odkrywcze? Niespecjalnie. Czy głównym atutem serialu jest jego unikatowość? Trudno, by to stwierdzenie było całkowicie trafne. Ale jest w Ssakach jakaś siła przyciągania, jakiś pierwiastek szaleństwa, jakaś swoboda opowiadania i naturalność bohaterów, jakaś namiastka realizmu magicznego.
-
Niezwykle zwinnie balansuje na granicy bardzo delikatnie sprośnej komedii i serialu obyczajowego, który z kolei spokojnie może sprawdzić się wśród publiczności zarówno w wieku bohaterów, jak i starszej.
-
W jednej ze scen Władek pyta swoją żonę: "Co poszło nie tak?" i muszę przyznać, że to naprawdę dobre pytanie, bo Brokat powinien błyszczeć zarówno z wierzchu, jak i głębiej, pod warstwą świecidełek.
-
Bywa serialem dość płytkim. Bywa nudnawy, bywa do bólu stereotypowy, przekoloryzowany, przejaskrawiony. Bywa, że schemat goni schemat, klisza przykrywa kliszę. Ale jednak gdzieś pod tym wszystkim, pod tą warstwą sztucznego śniegu, który musiał się pojawić, skrywa się jakaś głębia, której mam nadzieję zobaczyć więcej.
-
Całkiem niezły serial, który może okazać się strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy wyrośli ze Słodkich kłamstewek lub dla których w Sex education czy Życiu seksualnym studentek brakuje mroku i cieni w charakterach bohaterów.
-
Zapada w pamięć. Jest ważne, aktualne i przejmujące. Bo zdarzało się nie raz. Bo zdarza się bardzo często. Bo będzie się zdarzać.
-
Nie jest łatwym filmem - ani w aspekcie fabularnym, ani przez wzgląd na formę, w jakiej została opowiedziana ta historia meksykańskiej wioski. Trzeba być przygotowanym na spotkanie nie tylko ze slow cinema, ale także na nietypową narrację, na brak dosłowności, a przede wszystkim na niełatwą opowieść o niełatwym życiu w cieniu strachu i przestępstw tak częstych, że stają się po prostu kolejnym ogniwem codziennej rutyny.
-
Świeży i bardzo aktualny film, który ze swoich bohaterek uczynił główne atuty. To ważna, ale i angażująca widza historia.
-
Umęczyłam się strasznie - zarówno podczas oglądania, jak i podczas pisania.
-
Może sie podobać, może wciągnąć, może namieszać w głowie, ale ostatecznie finał jest nie tylko w miarę przewidywalny, ale także jakiś taki... mało porywający.
-
Rewelacyjny. A to, jak skrajne opinie i interpretacje możemy znaleźć, czytając dyskusje o nim, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.
-
Amatorzy to ludzie, którzy nie są zawodowcami w danej dziedzinie, ale amatorzy to również znawcy i koneserzy czegoś. Miłośnicy. I tak właśnie będę interpretowała tytuł filmu. Bo Mary i pozostali aktorzy to amatorzy kina, amatorzy dobrej zabawy, amatorzy życia. Tak jak my, a czasami nawet bardziej i lepiej.
-
To naprawdę niezły polski serial. Nietypowy jak na polską produkcję i może dlatego właśnie niezły?
-
Chciałabym wierzyć, że film Pietra Marcellego bazujący na powieści Jacka Londona jest przypomnieniem, że żaden świat nas nie kształtuje do końca, jeśli mu na to nie pozwolimy
-
Po seansie Mauretańczyka po głowie nieustannie kłębi się myśl, że gdzieś już to widzieliśmy. Co nie znaczy, że owo "ale" film Macdonalda dyskredytuje lub czyni go przeciętnym. Nie - Mauretańczyk to film dobry, momentami bardzo dobry, ale głównie za sprawą opowiadanej historii.
-
To film o wakacyjnej miłości, jakiego jeszcze nie widziałam. Bo żeby z taką gracją opowiadać o letnim młodzieńczym zakochaniu, splatając to tak ciasno z historią o przemijaniu, o niewątpliwych cieniach starości, o rozpaczliwym krzyku utraconych szans... - to się naprawdę rzadko zdarza.
-
Myślę, że serial Netflixa jest godny polecenia zarówno osobom, które nic nie słyszały do tej pory o sprawie Elisy Lam, jak i dla tych, którzy obejrzeli w sieci wszystkie dostępne filmiki na ten temat.
-
Serial, który zaczął się jak niezbyt ambitna i mało wciągająca opowieść z zadatkami na komedię romantyczną, okazał się ciekawym, wciągającym odkryciem. Szwedzka produkcja to coś, co było dla mnie powiewem świeżości i co oglądało mi się zaskakująco dobrze. Miłość i anarchia liczy sobie osiem około półgodzinnych odcinków, nie jest to więc duże poświęcenie czasowe, aby dać mu szansę. A myślę, że niejednego może zaskoczyć serial w reżyserii Lisy Langseth.
-
Dla mnie animacja w reżyserii Glena Kaena ma zdecydowanie więcej minusów niż plusów. Męczyłam się, oglądając ją, i poczułam autentyczną ulgę, kiedy dobiegła końca. Jeśli Wy mieliście frajdę z oglądania albo Wasze dzieci dobrze się bawiły - cieszę się i zazdroszczę. Dla mnie Wyprawa na Księżyc to kosmiczne rupiecie, które niepotrzebnie przybrały kształt filmu.
-
Można Randki od święta obejrzeć i kilka razy się zaśmiać. Można również wyłączyć film po kilkunastu minutach. Można zarzucić twórcom banał i można go zaakceptować, podobnie jak fakt, że raz na jakiś czas lubi się obejrzeć takie lekkie i banalne filmy. Nie można jednak udawać, że produkcja od Netflixa jest czymś świeżym i wcale nie tak podobnym do innych dzieł. Wszystko, co zostało opowiedziane w tym filmie, już kiedyś widzieliśmy - i to nie raz.
-
To serial, któremu warto dać szansę. Sama włączyłam pierwszy odcinek z powątpiewaniem i większość odcinków upłynęła mi z uczuciem niepewności - czy to dobra opowieść, czy nie. Większości bohaterów nie polubiłam, ale nie muszę ich lubić, by dostrzegać ich problemy. Jednak im więcej czasu mija od skończenia serialu, tym więcej o nim myślę i - tym cieplej. Myślę, że to w gruncie rzeczy dobry serial.
-
Świeżynka, która może niejednemu przypaść do gustu. A raczej - niejednej. Bo skoro jesteśmy już przy stereotypach, to nie ma co ukrywać, że serial ten stworzony został raczej dla kobiet. Nie ukrywam jednak, że ostatecznie można się przy nim w jakiś sposób nieźle bawić i zrelaksować. Odpocząć, nie myśleć. Najpierw jednak trzeba zapomnieć o apetycie na coś ambitnego i pozwolić sobie na małe guilty pleasure.
-
Cierpiąc przede wszystkim na wtórność i przerost formy nad treścią, zawodzi, choć nadal może pełnić funkcję niezłej rozrywki na jesienne wieczory. Nie powalającej, ale właśnie niezłej.
-
To powiew świeżości we współczesnej kinematografii. To film, który ujął mnie wszystkim - od pomysłu, przez problematykę, po wykonanie. Ten absurdalny miszmasz zdarzeń, wspomnień, marzeń i wyobrażeń to niesamowita podróż przez życie człowieka, który w jakimś stopniu przypomina każdego z nas.
-
Ciepła i krzepiąca opowieść o wielu emocjach, jakie towarzyszą nam w życiu. Kobiety z tej opowieści, czekające w niepewności na swoich mężów czy żony, są zawieszone gdzieś pomiędzy dzisiaj, wczoraj a jutro, gdzieś pomiędzy wojną a pokojem, pomiędzy nadzieją a obawą, pomiędzy życiem a śmiercią.
-
Ja z chęcią obejrzę drugi sezon - a już wiadomo, że powstanie, co naprawdę mnie cieszy. Bo choć nie jest to serial nietypowy, to na pewno wymyka się pewnym stereotypom i banałom, a oglądanie go było dla mnie w jakiś sposób kojące i - jak już wspomniałam - rozgrzewające.
-
Babyteeth elektryzuje. Dosłownie. Wgniata w fotel, choć z jednej strony, ma się ochotę wybiec i nigdy nie dotrzeć do zakończenia. To bowiem jeden z tych filmów, podczas oglądania których już od pierwszej sekundy wiesz, że finał nie oszczędzi ci łez. Choćby nie wiem co.