-
Czy Ssaki są odkrywcze? Niespecjalnie. Czy głównym atutem serialu jest jego unikatowość? Trudno, by to stwierdzenie było całkowicie trafne. Ale jest w Ssakach jakaś siła przyciągania, jakiś pierwiastek szaleństwa, jakaś swoboda opowiadania i naturalność bohaterów, jakaś namiastka realizmu magicznego.
-
Niezwykle zwinnie balansuje na granicy bardzo delikatnie sprośnej komedii i serialu obyczajowego, który z kolei spokojnie może sprawdzić się wśród publiczności zarówno w wieku bohaterów, jak i starszej.
-
W jednej ze scen Władek pyta swoją żonę: "Co poszło nie tak?" i muszę przyznać, że to naprawdę dobre pytanie, bo Brokat powinien błyszczeć zarówno z wierzchu, jak i głębiej, pod warstwą świecidełek.
-
Bywa serialem dość płytkim. Bywa nudnawy, bywa do bólu stereotypowy, przekoloryzowany, przejaskrawiony. Bywa, że schemat goni schemat, klisza przykrywa kliszę. Ale jednak gdzieś pod tym wszystkim, pod tą warstwą sztucznego śniegu, który musiał się pojawić, skrywa się jakaś głębia, której mam nadzieję zobaczyć więcej.
-
Całkiem niezły serial, który może okazać się strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy wyrośli ze Słodkich kłamstewek lub dla których w Sex education czy Życiu seksualnym studentek brakuje mroku i cieni w charakterach bohaterów.
-
Może sie podobać, może wciągnąć, może namieszać w głowie, ale ostatecznie finał jest nie tylko w miarę przewidywalny, ale także jakiś taki... mało porywający.
-
To naprawdę niezły polski serial. Nietypowy jak na polską produkcję i może dlatego właśnie niezły?
-
Myślę, że serial Netflixa jest godny polecenia zarówno osobom, które nic nie słyszały do tej pory o sprawie Elisy Lam, jak i dla tych, którzy obejrzeli w sieci wszystkie dostępne filmiki na ten temat.
-
Serial, który zaczął się jak niezbyt ambitna i mało wciągająca opowieść z zadatkami na komedię romantyczną, okazał się ciekawym, wciągającym odkryciem. Szwedzka produkcja to coś, co było dla mnie powiewem świeżości i co oglądało mi się zaskakująco dobrze. Miłość i anarchia liczy sobie osiem około półgodzinnych odcinków, nie jest to więc duże poświęcenie czasowe, aby dać mu szansę. A myślę, że niejednego może zaskoczyć serial w reżyserii Lisy Langseth.
-
To serial, któremu warto dać szansę. Sama włączyłam pierwszy odcinek z powątpiewaniem i większość odcinków upłynęła mi z uczuciem niepewności - czy to dobra opowieść, czy nie. Większości bohaterów nie polubiłam, ale nie muszę ich lubić, by dostrzegać ich problemy. Jednak im więcej czasu mija od skończenia serialu, tym więcej o nim myślę i - tym cieplej. Myślę, że to w gruncie rzeczy dobry serial.
-
Świeżynka, która może niejednemu przypaść do gustu. A raczej - niejednej. Bo skoro jesteśmy już przy stereotypach, to nie ma co ukrywać, że serial ten stworzony został raczej dla kobiet. Nie ukrywam jednak, że ostatecznie można się przy nim w jakiś sposób nieźle bawić i zrelaksować. Odpocząć, nie myśleć. Najpierw jednak trzeba zapomnieć o apetycie na coś ambitnego i pozwolić sobie na małe guilty pleasure.
-
Cierpiąc przede wszystkim na wtórność i przerost formy nad treścią, zawodzi, choć nadal może pełnić funkcję niezłej rozrywki na jesienne wieczory. Nie powalającej, ale właśnie niezłej.
-
Ja z chęcią obejrzę drugi sezon - a już wiadomo, że powstanie, co naprawdę mnie cieszy. Bo choć nie jest to serial nietypowy, to na pewno wymyka się pewnym stereotypom i banałom, a oglądanie go było dla mnie w jakiś sposób kojące i - jak już wspomniałam - rozgrzewające.
-
Nie powinien rozczarować fanów kryminałów, w których pierwsze skrzypce gra tajemnica z przeszłości. Zawiedzeni nie powinni czuć się także ci, którzy z uwagą i przyspieszonym biciem serca, a także narodową dumą śledzą poczynania polskich twórców filmowych, które mogą odbić się echem na całym świecie. Polska produkcja stoi bowiem na bardzo wysokim poziomie i jest jednym z lepszych seriali zrealizowanych przez naszych rodaków.
-
Nie sztuką jest zrobić kryminał, w którym nawalimy - mówiąc kolokwialnie - wątków i tak zagmatwamy wszystko, żeby widz był zaskakiwany w każdym epizodzie. Sztuką jest tak to zrobić, żeby miało ręce i nogi, a The Stranger gdzieś po drodze pogubił kończyny.
-
Ma w sobie wiele elementów, które znamy już z innych produkcji, ale opakowane zostało to i ograne całkiem ciekawie. Moim zdaniem nie ma tu mowy o odgrzewanym kotlecie. Może nie jest to także lot pierwszą klasą, ale całkiem ciekawa wycieczka, której drugiej tury na pewno będę z zaciekawieniem wypatrywać.
-
Gdzieś tam w środku mam przeświadczenie, że można by z tego serialu wycisnąć więcej, ale zobaczymy, co pokaże kolejny sezon. Nie sądzę jednak, by ta produkcja stała się hitem - raczej przejdzie niepostrzeżenie, a już na pewno przez polskie podwórko przetoczy się niezauważona.
-
Drugi sezon Togetherness okazał się dużo lepszy niż poprzedni i naprawdę nie mogłam odczekać się kolejnych odcinków. Fabuła została świetnie poprowadzona i wbrew pozorom, mimo że serial nie opowiada o niczym spektakularnym, sezon wciągał i intrygował, chciało się oglądać więcej i więcej.
-
Serial w dużej mierze stworzony przez Brit Marling wciąga, hipnotyzuje i wybija się na tle wielu innych produkcji. Jest nietuzinkowy, enigmatyczny i momentami dziwaczny. W żadnej chwili nie posądzałabym go natomiast o kiczowatość, choćby z tego względu, że porusza temat, który wciąż jest niezbadany, nie nam więc oceniać wszelkie dotyczące go teorie i ich wizualizcje.
-
To serial z jednej strony podejmujący mimo wszystko trudną tematykę, a z drugiej strony twórcy robią to nad wyraz lekko i ze zrozumieniem, dzięki czemu główny bohater, Sam Gardner, któremu przypadło w udziale życie z autyzmem, jest dla nas nie jak obcy człowiek lub przykładowy okaz, lecz jak kolega lub właśnie brat, którego pragniemy lepiej zrozumieć, którego chcemy chronić, ale i na którego potrafimy się nieźle zezłościć.
-
Lovesick to lekka, ale nie głupia historia, która będzie świetną propozycją dla tych, którzy chcą z jednej strony obejrzeć wieczorem coś niezobowiązującego, a z drugiej nie marzą jedynie o tandetnej lub grubiańskiej komedii, która będzie wyłącznie zapychaczem.
-
Jest w tej produkcji trochę tandety i jest w niej trochę mroku. Są momenty kiedy ogląda się to bardzo dobrze i kiedy serial ma zadatki na dobry dramat omawiający ważne problemy młodzieży, ale są również sceny, w których zmierza on w kierunku mydlanej opery o nastolatkach.
-
Schody to, wbrew temu jak mozolny i żmudny jest sam proces, wciągająca produkcja, która czasami - owszem - może lekko nużyć, ale przez większość czasu ogląda się ją w napięciu i oczekiwaniu na kolejne domysły i dowody, na kolejne przełomy w sprawie.
-
Z serialem It's Bruno! mam w tym wypadku problem, bo naprawdę nie mam pojęcia, komu mogłabym go polecić. Nie sądzę, by komukolwiek mógł się spodobać.
-
To z pewnością jeden z bardziej niedocenionych tytułów, jeśli chodzi o serialowe podwórko. Ma nie tylko wyraźnych, ciekawych bohaterów, dobrze prowadzoną fabułę, wyważenie pomiędzy dramatem a humorem, ale także świetnie zainwestowano w aspekt moralny i pytania kierowane do widza.
-
Trzeci sezon Stranger Things utwierdził mnie w przekonaniu, że na chwilę obecną jest to chyba mój ukochany serial.
-
Nadal polecam oczywiście seans serialu The Letdown, bo nawet po gorszym sezonie drugim uważam go za wartościowy tytuł, jednak nieco się zawiodłam na kontynuacji. Kto wie - może jednak powstanie kolejny sezon i wynagrodzi mi słabostki poprzedniego?
-
Nie sądziłam, że twórcom uda się reanimować ten serial, tymczasem miło mnie zaskoczyli. Siódmy sezon to pełna smutku i beznadziei opowieść o ludziach, którzy się nie poddają, choć wiedzą, że walczą z wiatrakami.
-
Euforia miała szokować, ale nie jestem pewna, czy faktycznie to robi. Miała być czymś zupełnie nowym, ale co do tego także nie jestem przekonana. Miała łamać tabu, ale nie łamie nic, co już wcześniej z chrupnięciem nie zostałoby złamane przez telewizję. Wizualnie intryguje, ale czy pod tym barwnym chaosem dostajemy ważną i prawdziwą opowieść? Znowu - nie jestem o tym przekonana.
-
Pracujące mamy w drugiej odsłonie to zdecydowanie lepszy humor, ciekawsza fabuła, mniej irytujący bohaterowie i odcinki, które ogląda się szybko i z czystą przyjemnością. Choć nadal twierdzę, że jako serial o mamach i dla mam nie sprawdza się w stu procentach.
-
Dziwaczny serial. Raz mnie irytuje, a raz śmieszy.
-
Docinki pomiędzy dwojką starych przyjaciół, żarty dotyczące wieku czy nawet chorób - to wszystko śmieszy, ale jednocześnie gdzieś tam głębiej niepokoi i zasmuca. I dlatego ten serial jest taki wyjątkowy.
-
To wszystko, co najgorsze w sitcomach, a poziom zażenowania, jaki czułam podczas oglądania, był na tyle wysoki, że miałam nadzieję, że nikt mnie nie przyłapie na seansie. Lojalnie więc ostrzegam - nie róbcie sobie tego.
-
Jest ciekawym tytułem, wartym obejrzenia, który najprawdopodobniej nie stanie się Waszym ulubionym serialem, a przed kolejnym odcinkiem nie będziecie obgryzać paznokci, ale nie powinniście się czuć zawiedzeni, kiedy włączycie kolejny epizod.
-
Jeśli "Turn Up Charlie" czymś się broni, to nie humorem, a wątkami obyczajowymi, dobrze skrojonymi postaciami i dobrze zagranymi, a także sprawnie poprowadzonymi wątkami dotyczącymi skomplikowanych relacji międzyludzkich.
-
Krótki, przyjemny serial, który spokojnie można puścić sobie do wieczornych posiłków. Poszukiwacze ambitnych tytułów nie mają tu jednak czego szukać, podobnie jak widzowie, którzy z niechęcią patrzą na kolejne produkcje z gatunku young adult.
-
Skupienie się na ofiarach i siła kobiet - to chyba dwa najmocniejsze fundamenty Niewiarygodnych. Fundamenty, na których dźwiga się obraz dopracowany, wciągający i bardzo dobrze zrealizowany.
-
Drugi sezon Sex Education nie zachwycił mnie od samego początku, ale ostatecznie okazał się bardzo udanym powrotem.
-
Wszyscy, którzy lubią kulturę amerykańską i wszystko, co związane ze Stanami, na pewno będą zadowoleni z seansu. Fani cheerleadingu tym bardziej. Ja jednak nie zaliczam się ani do jednych, ani do drugich, a Cheer obejrzałam z przyjemnością i ciekawością.
-
Kawał dobrej rozrywki, w którym nie brakuje momentów skłaniających widza do głębszych refleksji. Jednak nie w sposób, który odstraszy poszukiwaczy czystej akcji.