-
Film jest oczywiście po brzegi wypełniony akcją i trzyma poziom poprzednich części zarówno w jej intensywności jak i zróżnicowaniu. Żeby rozpłynąć się w tym na bite trzy godziny nie musisz nawet uwielbiać Toma Cruise'a. Raczej trzeba z nim dzielić patrzenie na kino akcji.
-
Gdyby ten film był częścią dobrze naoliwionej maszyny, jaką uniwersum Marvela było kilka lat jeszcze kilka lat temu, moglibyśmy zachwycić się nim jeszcze bardziej. Byłby wtedy kolejnym trybem, który wybrzmiałby odpowiednio i wprowadził interesującą ekipę tak jak trzeba.
-
Kiedy scenariusz doprowadzi nas już do punktów zwarcia, ogląda się to świetnie. W walkach czuć tytułowy chaos, a mnóstwo stron konfliktu ułatwia jego wykreowanie. Jest przy okazji dynamicznie, krwawo i z dużym zróżnicowaniem używanej broni - od najpotężniejszych pukawek po przeróżne części ciała.
-
6.527 kwietnia
- Skomentuj
-
Coogler na ekranie niejednokrotnie tworzy tu piękno, na jakie nie mógłby sobie pozwolić na kolejnym kontrakcie z Disneyem i jednocześnie znów daje dowód na to, że zdolnym twórcom należy dawać więcej swobody, a to potrafi się o obronić. Grzesznicy to film który grzeje, który zarabia i który, mimo wysokiego progu wejścia potrafi pochłonąć do cna.
-
Podszedłem do tego seansu z czystą kartą, jednak w jego trakcie uwypukliły się właściwie wszystkie problemy, jakie mają obecnie filmy Disneya i jakie powtarzają się już na przestrzeni nawet nie miesięcy, ale lat. Śnieżka w wersji z 2025 to kreatywne cmentarzysko, które nie zdołało poruszyć mnie choćby w minimalnym stopniu.
-
To intrygujący film i blockbuster z wyraźnym autorskim sznytem, w którym jednak jest zbyt dużo pęknięć, aby móc uznać go za dzieło spełnione. Właściwie w każdym aspekcie znajdziemy w twórczości koreańskiego laureata Oscara film, który zrobił coś lepiej.
-
Piszczan jednak wybrnął z zastawionych pułapek, wkładając do realizacji serce i bardzo uroczo i przystępnie wyjaśniając obecne w tym świecie maksymalne przerysowanie i krindż.
-
Generalnie Wujek Foliarz to seans, który można uznać za zabawny. Radzi sobie zarówno z komizmem czysto sytuacyjnym, jak i we wspomnianych wcześniej bardziej subtelnych scenach, gdzie musi okazać sympatię do swoich bohaterów. Mimo zwierciadła, które jest tu najkrzywsze z krzywych, film ma dużo szacunku do postaci, a jego serce bije po właściwej stronie. Zdarzy mu się nawet, co w sumie jest jednym z nadrzędnych morałów, odnaleźć nutę foliarza w każdym.
-
Nieciekawa intryga to jedno, gorzej jednak, że Nowy Wspaniały Świat nie ma do zaoferowania nic także w temacie akcji. Kapitan leje jakichś oprychów. Są wojskowi, czerwony Hulk i wielu innych, to sobie leci, specjalnie nie przeszkadza, acz w żadnym momencie nie angażuje.
-
Właśnie takie filmy o miłości powinny powstawać jak najczęściej.
-
Putin wygląda fatalnie, jest maksymalnie sztuczny, a momentami, kiedy nie ma w pobliżu innych aktorów z prawdziwymi twarzami czujemy, jakbyśmy oglądali jakąś nieudolną animację. Jakby tego było mało, paskudnie wygląda właściwie wszystko.
-
1.511 stycznia
- 2
- Skomentuj
-
Wątki mnożą się w rodzinie, na szczeblu polityki lokalnej, bardziej centralnej, wśród służb i związków małżeńskich. Wszystkie się zaplatają, nie ma jednak szans, aby na przestrzeni pięciu odcinków wszystkie znalazły satysfakcjonujący koniec. Zagadka niby się rozwiązuje, winni zostają znalezieni, ale nie ma tu ujścia, które powinno domknąć skrzętnie budowane relacje.
-
Melodramat, który doskonale radzi sobie z wywołaniem poruszenia.
-
Najbardziej w pamięć zapada interpretacja Lenia Brzechwy w wykonaniu Czesława Mozila. Naprawdę kapitalny to kawałek, trudno go wyrzucić z głowy nawet kilka dni po seansie.
-
Ogląda się to lepiej niż ostatnio, bo szybko zauważamy, że Disney rękami reżysera Barry'ego Jenkinsa posłuchał malkontentów. Efekt nie jest może jeszcze jednoznacznym sukcesem, widać jednak, że popracowano trochę nad mimiką komputerowych lwów.
-
Końcówka pokazuje, że jest to dalej, mimo dość średniej oryginalności, historia pełna rozrywkowego potencjału. Mogła być jednak jak widać dużo krótsza i lepiej skondensowana.
-
6.514 listopada 2024
- 1
- Skomentuj
-
138 minut seansu dostarcza całą paletę emocji. O palecie kolorów też, z racji jej pieczołowitości, należy wspomnieć. Każdy, kto oglądał poprzednie filmy Seana Bakera wie o czym mówię.
-
Prawdziwy ból to film, którym Jesse Eisenberg test na polskość zdał na czwórkę z plusem. A przy okazji a przy okazji zdołał na kanwie tej opowieści pokazać kilka innych swoich reżyserskich atutów.
-
Gaga i Phoenix to też para, na którą chce się patrzeć. Problem w tym, że scenariuszowy silnik i reżyser wyciągają z nich jakieś 10 procent tego, co mogliby pokazać i co my wszyscy chcielibyśmy zobaczyć.
-
Simona Kossak to jednak film, który mając na swoim tapecie piekielnie ciekawą bohaterkę i równie piekielnie ciekawą branżę, w której działała, nie wyciąga z tych aspektów absolutnie nic, co mogłoby sprawić, że będziemy mówić o udanej biografii. A dla takich jak tutaj szkoda zwierzątek, ale przede wszystkim szkoda Sandry i Simony.
-
Jasne, jest to film, w którym ważnym wątkiem jest podejście do studentów i mobbing, jednak w żadnym stopniu nie jest on oceniający. Dyskusyjne moralnie zachowania znajdziemy w pojedynczych scenach, ale podstawą jest młodzieńcza energia i trwająca nieustannie konfrontacja uczuć, odegrana znakomicie.
-
Takie biografie, gdy powstają w Stanach, mają nominacje do wszystkich największych nagród w sezonie, a ich główny aktor kończy z Oscarem za rolę pierwszoplanową. Można tu znaleźć niedociągnięcia, ocenić kilka wątków jako niedopowiedziane i znaleźć parę luk, jednak całościowo uważam Kuleja za sukces.
-
Nie ma jednak chyba takiej pary oczu, która po głębszej analizie nie uzna filmu otwarcia gdyńskiego festiwalu za pusty i sterylny emocjonalnie. Kilka dni temu słysząc, że to właśnie będzie tegoroczny polski kandydat do Oscara, pochwaliłem tę decyzję, uznając za odważną i oryginalną. Po seansie muszę jednak stwierdzić, że nie broni się ona kryterium jakościowym, bo Pod wulkanem to najsłabszy reprezentant Polski od czasu ostatniego filmu Andrzeja Wajdy, Powidoków.
-
Urugwajczyk dał serii naprawdę sporo świeżego powietrza. Jeśli dostanie kolejną szansę, czas zacząć rozwijać jej skrzydła.
-
Trudno jest taki film jak Deadpool & Wolverine osadzić na ograniczonej liczbowej skali. Jego struktura, często niemająca nic wspólnego z jakimikolwiek standardami udanego blockbustera, mocno podważa sens takiej oceny. Bo choć absolutnie nie jestem w stanie powiedzieć, że to produkcja dobra, to raczej myślę o nim, jako o filmie momentów, który pozwala wyjść z seansu całkiem uradowanym.
-
5.524 lipca 2024
- 1
- Skomentuj
-
To film, o którym paradoksalnie można powiedzieć, że choć jest właściwie taki sam, to jednak sporo lepszy. Wszystko przez fakt, jak bardzo epatuje bezwstydnością. To jedna z tych produkcji, której do scenariusza wpisano właściwie wszystko. A potem tylko pilnowano, żeby zmieścić w zaplanowany metraż. I żeby jakimś cudem się to wszystko nie rozlazło.
-
Najważniejsze w tym filmie jest to, że twórcy, mimo zupełnie nieograniczonej wyobraźni, która cechowała pierwszą część, nie zużyli wszystkich pomysłów. W sequelu widać rozwój umysłu dojrzewającej bohaterki, jak i to, co nowego jest do niego wprowadzone. Znowu nie brakuje fantastycznej inscenizacji i nowych rozterek. Wyróżnić można kilka naprawdę kapitalnych scen, które nie tylko znowu bawią i uczą, ale przede wszystkim są logiczną kontynuacją stawiania nowych kroków w świecie,
-
Widać, że Maciej Barczewski jest wielkim fanem komiksowej popkultury i wie, co robi, stąd też kilka tropów przemyca naprawdę udanie. Przede wszystkim dobrą kartą jest postawienie na naprawdę szalone, acz zaskakujące twisty i granie przerysowanymi do granic możliwości, acz odnajdującymi się bardzo dobrze w tym świecie czarnymi charakterami.
-
Scenariusz Królestwa planety małp nie do końca jest dostosowany do bardziej kameralnej historii, jaką widzimy na ekranie. Wybrzmieć miała tu prawdopodobnie zarówno warstwa przygodowa, jak i konfilkt idei nawet nie jednej, a dwóch grup małp jak i ludzi. Jednej i drugiej, przy wszystkich dużych hasłach przeszkadza trochę brak skali.
-
Luca Guadagnino, nie idąc drogą tradycyjnego filmu sportowego, zrobił coś dużo lepszego. Wziął sobie z tenisa to, co go naprawdę interesuje, po czym wraz ze swoim scenarzystą w fantastyczny sposób dopasował do opowiadanej historii. Tak dla sportu, jak i dla kina, to bardzo piękny gest. Z wielką klasą i pietyzmem ukazał ich symbiozę.
-
Ma się wrażenie, jakby 130 milionów budżetu poszło tutaj totalnie w błoto, bo poza głośną obsadą nie zainwestowano w żaden element, który mógłby sprawić, że choć na chwilę najdzie nas ochota, żeby o Minus One czy jakimkolwiek innym dobrym filmie o potworach, który może się znaleźć w naszej wyobraźni podczas tego seansu zapomnieć.
-
Bo choć ten film mógł być bardziej emocjonalny, dopracowany scenariuszowo czy zwyczajnie nieco lepszy, nie sposób odmówić mu tego, że na poziomie ukazania rozterek i problemów osoby transpłciowej wybrzmiewa tak jak powinien.
-
Civil War jasno pokazuje, że Alex Garland wciąż szuka, a wzorem największych, nie chce się okopać w jednym gatunku, a wypłynąć na szersze wody. Działa to zarówno dosłownie, bo po prostu nie oferuje nam kolejnego pokręconego sci-fi, jak w i w tym sensie, że w samym najnowszym filmie w znakomity sposób łączy kilka motywów, których próżno szukać w typowym kinie wojennym.
-
Koszałka podszedł do tematu z klasą, dając dużą przestrzeń aktorom i jak tylko mógł, w pozytywnym sensie, odzierając swój film ze wszystkich potencjalnych kontrowersji i oczyszczając zakurzone karty historii. Iskry geniuszu tu jednak brakuje, głównie dlatego, że nie wykorzystuje do końca tego, co napisało życie.
-
Mimo 165 minut seansu film wydaje się nieco za krótki, a uwaga ta tyczy się głównie finałowego aktu. Historia, gdy ma już kulminację na horyzoncie, rozwiązuje się trochę zbyt szybko i może się wydawać, że kilka minut więcej i charakterystyczne dla tego seansu, jak i wcześniejszych filmów Villeneuve'a spowolnienie dobrze by jej zrobiło. Więcej mankamentów trudno znaleźć, co nasuwa jednoznaczny wniosek, że Diuna: Część druga to rewelacyjny seans.
-
Choć długimi momentami jest to sympatyczne kino, które ogląda się bez zgrzytania zębami, trudno pozbyć się wrażenia, że mogłoby go nie być.
-
Jest bezwartościową serią obrazków i stereotypów, które nie niosą za sobą nic. Nie ma tu pół pomysłu na historię, a jedynie podczepienie się pod popularny trend.
-
Poczucia cringe'u, żenady i przewidywalności przewijają się przez cały film, znakomicie się uzupełniając i tworząc pełny obraz nędzy i rozpaczy.
-
Kino młodzieżowe stworzyć jest również o tyle trudno, że trzeba balansować w nim między bardzo cienkimi granicami. Niedaleko pada bowiem błyskotliwość od boomerstwa, jak i spłycanie tematu od jego ważności. To, co dzieje się na ekranie, wykłada się na obydwu tych płaszczyznach w finale, który symbolicznie ilustruje, jak bardzo Piep*zyć Mickiewicza nie dowozi.
-
Biedne istoty to projekt oparty bardziej na kontrastach niż niedopowiedzeniach. Lanthimos nie szuka tu żadnej wartości dydaktycznej, jednak siłą jego dzieła jest wielka ochota, jaką ma się na wejście w dialog z filmem.
-
A jest to skrupulatny biznesplan, który oczekuje, że uda się stworzyć w Polsce wielkie uniwersum, oparte o ograniczony wyłącznie wyobraźnią świat bajek. Nie zawiera on jednak być może najważniejszego elementu. Dobrego i intrygującego pierwszego filmu, który pociągnąłby za sobą zaplanowaną już przecież resztę.
-
44 stycznia 2024
- 10
- Skomentuj