-
Władcy przestworzy to najnowszy serial wyprodukowany przez Stevena Spielberga i Toma Hanksa. Czy rzeczywiście przypomina niesamowitą Kompanię Braci? I czy cichy bohater tej historii, ogromny bombowiec B-17, dużo wnosi do tej wojennej historii?
-
Jeszcze nie tym razem. Na naprawdę świetny polski kryminał musimy poczekać. W międzyczasie możecie obejrzeć oparty na prozzie Remigiusza Mroza serial Forst od Netflixa. Raczej Was nie powali, ale przynajmniej zabijecie czas w miarę przyzwoitą produkcją.
-
Echo to najnowszy serial wchodzący w skład Kinowego Uniwersum Marvela. Czy jednak ta kilkuodcinkowa produkcja odczaruje zły urok wiszący od pewnego czasu nad MCU? Dowiecie się o tym z naszej recenzji.
-
Poczucie izolacji, oblepiający, tnący do kości mrok i mróz oraz świetne aktorstwo. Tak wygląda powrót True Detective do formy. Czwarty sezon jest niemal tak dobry jak pierwszy. Brakuje tylko jednego aspektu z pierwowzoru - odrobiny szaleństwa.
-
Recenzujemy najnowszą ekranizację dzieła Harlana Cobena, Fool Me Once, która otwiera 2024 rok na Netfliksie.
-
Attack on Titan pożegnał się w wielkim stylu. Finał tego popkulturowego fenomenu był lepszy niż w mandze.
-
Niby to kolejny serial o młodocianych herosach, a oceniany jest lepiej niż wszystkie inne superbohaterskie produkcje.
-
Czwarty sezon Bogdana Bonera: Egzorcysty pokazuje, że Bartosz Walaszek wie, co robić. Przynajmniej w przypadku tego uniwersum. Niestety serial ma również jedną dosyć sporą wadę, ponieważ w żaden sposób nie zdradza, kiedy pojawi się nowy Kapitan Bomba. Być może sprzedaż praw za skrzynkę mocniejszego napoju wydawała się kiedyś dobrą umową, ale przydałoby się w końcu je odzyskać.
-
Choć odwołań do Poego w serialu Flanagana jest cała masa, to zabrakło najważniejszego, najtrudniejszego do uchwycenia elementu - istoty twórczości wspomnianego nowelisty, głębokiego i bezceremonialnego wgryzienia się w ludzką duszę i psychikę. Flanagan tychże nawet nie liznął.
-
Żyjemy w czasach, gdy Marvel coraz częściej nie dowozi rozrywki na odpowiednim poziomie. Tym bardziej doceniam Lokiego, który w 2. sezonie ratuje superbohaterskie uniwersum od przeciętności.
-
Gen V jest tak bardzo innym serialem od The Boys, że aż robi to na mnie piorunujące wrażenie. Produkcja zahacza momentami o oryginał, ale jednocześnie jest całkowicie samodzielną produkcją z innym budowaniem świata i bohaterów.
-
Czy czwarty sezon Sex Education jest więc godnym zakończeniem całej serii? Początkowo myślałem, że nie, że otwiera zbyt dużo nowych wątków i tworzy fundamenty pod rozwinięcie wielu ciekawych historii i postaci. Do pożegnań o wiele bardziej nadawał się przecież symboliczny koniec szkoły Moordale w trzecim sezonie. Po ostatnim odcinku jednak zmieniłem zdanie.
-
Wariacja pełna karateków, strzelców, morderczych gotów, eleganckiego czarnego humoru i przemocy. Miks nieidealny, z paroma fałszywymi nutami, ale jednak przyciągający i sycący. Cieszy uszy i oczy, a przy tym okazuje się sprytniejszy, niż się wielu wydawało.
-
Czuję w tym serialu vibe Fargo i filmów Tarantino. Intryga i czarny humor dały mi mnóstwo radości.
-
Oglądając te pierwsze epizody, trudno nie odnieść wrażenia, że to wszystko jest mocno wymuszone. Albo że jakieś dwie osoby pisały scenariusze oddzielnie, a potem wszystko naprędce skleciły, i stąd ten dysonans pomiędzy poważniejszymi i zabawniejszymi sytuacjami w serialu.
-
To sezon, którego nikt nie potrzebował, niemniej pozwala on porządnie rozerwać się przez kilka godzin. Całkiem nieźle jak na serial, który skreślano tuż po emisji fatalnego zakończenia drugiego sezonu. Ten Belfer udowadnia, że można wybrnąć z praktycznie każdej sytuacji. Nawet z tej, która w dużej mierze skazana była na totalną porażkę.
-
Na razie mogę powiedzieć, że mam nadzieję, iż kolejne ekranizacje mang i anime doczekają się podejścia do nich z równą miłością i oddaniem, z jakim Steven Maeda i jego zespół podeszli do One Piece'a, bo to dobry kierunek.
-
To jednak wciąż bardzo dobra produkcja. I pokazuje, że przy Gwiezdnych wojnach pracują osoby mające pomysł na historię twardo osadzoną w tym uniwersum. A nie jakąkolwiek opowieść, która akurat przypadkowo wydarzyła się w odległej galaktyce. I nie ma budowania na siłę treści, które wymagają, aby widzowie najpierw obejrzeli, co stało się wcześniej, żeby zrozumieć obecną historię.
-
Serialowa rewelacja i kuchenna rewolucja.
-
Droga była długa i wyboista, ale wreszcie dostaliśmy Wiedźmina takiego, na jakiego od początku liczyło wielu. Bohaterowie przypominają swoje pierwowzory, a historia wreszcie opiera się w dużej mierze na powieściach Andrzeja Sapkowskiego.
-
Warszawianka to mokry sen dekadenta - obejrzałem 6 odcinków i jestem na tak.
-
Nie miałem większych oczekiwań wobec tego serialu, więc cieszę się, że Netflix - jak to mówią w języku kinomanów - "dostarczył" produkt oferujący masę frajdy. Nie będzie to poziom produkcji od Apple'a czy HBO, jednak Fubar udowadnia, że ta najbardziej rozpoznawalna platforma streamingowa wciąż potrafi zaoferować satysfakcjonujące produkcje.
-
Za takie odcinki lubię The Last of Us - udzieliły mi się emocje i mogłem lepiej uzmysłowić sobie, w jak trudnych realiach muszą radzić sobie Joel i Ellie. Jeśli zaś chodzi o muzyczne wybory twórców - odcinek wieńczy bardzo ładne Fuel to Fire Agnes Obel.
-
Produkcja The Last of Us już została uznana za serial wysokiej jakości, jednak w moich oczach jeszcze tego tak w zupełności nie potwierdziła. Niniejszy odcinek to test cierpliwości - oby opłacało się go zdać, by za tydzień przeżywać więcej emocji podczas seansu, a na razie... Cóż, dziękuję twórcom przynajmniej za zwrócenie uwagi na utwór Hanka Williamsa Alone and Forsaken - jest świetny!
-
Recenzowany odcinek dostarczył mi jak na razie najwięcej emocji. Spokojnie mogę więc powiedzieć, że to jak do tej pory najlepszy epizod The Last of Us.
-
Tylko tego fabularnego mięsa i prawdziwych emocji jeszcze nie ma. W każdej chwili może się to zmienić - zwłaszcza że oryginał zasłynął właśnie za sprawą opowiadanej historii. Jeśli wiec również nie zostaliście jeszcze porwani przez losy Joela i Ellie, to cierpliwie poczekajcie. The Last of Us wkrótce powinien się rozkręcić.
-
Wydaje mi się więc, że kopenhaska wendetta zakończy jako bolesna ciekawostka w całej filmografii tegoż reżysera. Superbohaterska, ale pozbawiona jakiejkolwiek mocy.
-
To najlepszy serial komediowy, a Ty prawdopodobnie go nie widziałeś.
-
Disney Skarbem narodów celuje w dorastającą grupę widzów. Miłośnicy pierwowzoru z Nicholasem Cage'em w roli głównej nie mają tutaj czego szukać - chyba że nudy.
-
Nie powiem, czy Doom Patrol w nowym sezonie zaserwuje nam rozrywkę na równie wysokim poziomie, jak poprzednie serie. Powrót do wątku dzikich dup pozostawił mnie obojętnym, wolałbym coś bardziej świeżego i zastanawiam się, czy postacie nie zaczną kręcić się w kółko, zamiast rozwijać. Serial HBO zasługuje jednak na duże zaufanie, a nawet jeśli chwilę postoi w miejscu lub przedstawi mniej ciekawy temat, to zakładam, że zaraz wróci do normy.
-
Oglądało się znośnie. Ale wady produkcji po prostu uderzają po twarzy i nie da się ich zignorować. Mamy do czynienia z kolejnym dziełem, którego twórcy książki Sapkowskiego mają w postaci tapety na ścianie, a nie jako faktyczny materiał na półce czy regale.
-
Kruk powrócił z trzecim sezonem i wciąż przyciąga przed ekrany oryginalnym klimatem Podlasia, gdzie tajemnicze gusła idą w parze z mafijnymi sprawami. Gorzej wypada zabawa w kotka i myszkę, którą zapowiadał już finał poprzedniej serii.
-
Po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków jestem pozytywnie nastawiony do Willow. Ten serial udanie łączy klimat klasycznego przygodowego fantasy ze współczesnymi motywami i dobrze spisuje się w ramach lekkiej, przyjemnej rozrywki.