ChrsL91
Użytkownik-
Jest w tym scenariuszu trochę dziur, ale są zaszywane przez Colina F. i Cristin M. Co za role! Dawać mu tu tego Batmana 2! Oz ty ch....
-
Cyniczna historia o uzależnieniu się społeczeństwa od mediów i konsumpcjonizmu. Zmartwychwstania są antyblockbusterem, który zaczyna się jak świetne meta-kino a kończy jako słodko-gorzka historia o tym, źe wolność to przywilej wyłącznie dla odważnych.
-
Bardzo nietypowe, hipnotyzujące doświadczenie. Lubię to powolne tempo (choć czasem zbyt wolne), budowanie klimatu i napięcia na przemyślanych dialogach i doprowadzonych do perfekcji ruchach kamery. Sekwencja w wielkim domu to jedna z najbardziej fascynujących jak i niepokojących scen, jakie widziałem. Szkoda, że ostatnie sceny wykładają wszystko na tacy to, co wcześniej mogło posłużyć jako pole do interpretacji.
-
Nie odważyłbym się na stwierdzenie, że "Oczy szeroko zamknięte" to najlepszy film Kubricka, ale z pewnością jest on najbliższy memu sercu.
-
Nie wiem czy kiedykolwiek polskie kino spłodziło postmodernę w tak czystej postaci. Prawdopodobnie nie i dlatego oglądanie tego festiwalu żenady, przypadku, tanich rozwiązań i nawiązań, absurdalnych żartów podlanych stereotypami zachowań dzisiejszej młodzieży i wszystkiego zresztą czym zachwyca amerykańskie kino spod znaku Tarantino, Goddarda, czy Davida Roberta Mitchella jest tak zajebiste.
-
Twórcy Gwiezdnych Wojen obawiali się, że ich film może skończyć jako produkcja telewizyjna. Oglądając "Nową Nadzieję" w oderwaniu od późniejszej popularności można wysnuć wniosek jak blisko jest od wielkości do kiczu. Gwiezdne Wojny bowiem jedynie niuansami różnią się od wielu podobnych produkcji science-fiction tamtego okresu. Ale te niuanse zmieniły całość w arcydzieło - film ponadczasowy. I tylko oglądając "Nową Nadzieję" można te elementy zidentyfikować.
-
Genialny scenariusz. Ale też świetna realizacja dźwięku. Może s perspektywy czasu zagadka fabuły wydaje się banalne, ale wciąż zdumiewa dbałością o szczegóły. Do tego niezwykle barwne postacie i szydercze podejście do filmowego biznesu.
-
Doskonale frustrujący, dobrze budujący napięcie, bardzo solidnie wykonany kolejny thriller SF spod ręki Whannella. Mimo bardzo prostej fabuły i, mogłoby się wydawać, utartego schematu, co jakiś czas zaskakuje nowym pomysłem i ciekawie zainscenizowaną sceną. Mam jedynie mieszane odczucia co do niektórych scen (te bójki z niewidzialnym człowiekiem wyszły ciut komicznie) i zakończenia.
-
Są schematy? Są. Stereotypowe postacie? Są. Pójścia na skróty? Też się zdarzają. Ale od początku nie każe siebie traktować poważnie i jeśli podejdzie się do tego "pierwszego polskiego slashera" z przymrużeniem oka, można się nieźle bawić. Jest to zaskakująco solidne rzemiosło, które z pomysłem cytuje wiele klasyków i zużyte schematy.
-
To porozrzucane przez reżysera puzzle, które trzeba samodzielnie ułożyć, ale kiedy właściwe elementy wskoczą na swoje miejsce, można wreszcie zdać sobie sprawę, jak wszystko zostało perfekcyjnie ze sobą dopięte. To też czysto filmowe doświadczenie, które hipnotyzuje, niepokoi i pochłania w ten dziwny, pokręcony świat, w którym nic nie jest takie, jak z początku się wydaje. Kolejne seanse tego wybitnego filmu to każdorazowe odkrycie czegoś nowego.
-
Opowiedziany trochę zbyt topornie i pretensjonalnie, ale poruszane tematy, dylematy moralne głównego bohatera (świetna, stonowana rola Ethana Hawka) i surowość zapadają w pamięć. Scena "lewitacji" choć nieco kiczowata, zahipnotyzowała mnie bez reszty.
-
Tragikomedia, dramat psychologiczny i musical w jednym filmie? Czemu nie! Scen muzycznych jest stosunkowo mało, ale twórcy na szczęście poszli w jakość, a nie ilość. Ciekawa forma, ale też doskonały scenariusz i aktorstwo.