-
Jest wybitnym przykładem narcystycznej pranksterki: samoświadomą masturbacją, której nie potrafię nie darzyć głębokim szacunkiem.
-
Erupcja głosów, barw, emocji i zwrotów akcji, przysłaniających zasadniczą narrację, którą Irlandia Północna tak długo żyła
-
Główny bohater serialu "Better Call Saul", który po 6 sezonach właśnie dojechał do końca, zmieniał samochody niemal tak często jak tożsamość. Gdy poznajemy Jimmy'ego McGilla, najbardziej kosztowną składową jego dobytku jest żółto-rude, rozpadające się na naszych oczach suzuki esteem.
-
Konfrontuje widza z samym groteskowym sednem surrealistycznego doświadczenia życia w rasistowskim amerykańskim społeczeństwie.
-
Nic, co jest w tym momencie obecne w telewizji i na platformach streamingowych, nie przypomina "Próby generalnej", szaleńczego i wywrotowego projektu Nathana Fieldera, i nic nie może się z nim mierzyć
-
Wierna adaptacja świetnego komiksu zrealizowana pod czujnym okiem twórcy oryginału - Neila Gaimana. Efekt jest dość nieciekawy.
-
Wygląda jak połączenie paranoicznej fantazji z prozy Dicka z biurową satyrą z "The Office", a wszystko to osadzone w świecie z któregoś ze scenariuszy Charliego Kaufmana.
-
Lipcowa premiera drugiego sezonu "I Think You Should Leave..." zbiegła się w czasie z ostrzeżeniami przed czwartą falą pandemii - i jest to chyba dobra okazja do poważnego potraktowania "pocztu denialistów" Tima Robinsona.
-
Obrazy pełne harmonii, kojący głos zza kadru, brak konfliktu i zero napięcia. Po dziesięciu 20-minutowych odcinkach medytacyjnego "Świata spokoju" mam ochotę gryźć i drapać.
-
Serial w reżyserii Barry'ego Jenkinsa zwalnia tempo narzucone przez Whiteheada i inaczej rozkłada akcenty. Jest nie mniej brutalny, ale bardziej niż opowieścią o ucieczce jest historią o ziemi - o przynależności do gruntu i o krwi, która wsiąka w pola.
-
Peck sugeruje, że jego serial "Wytępić to całe bydło" jest potrzebny, aby pokonać kolektywne wyparcie, przypomnieć mieszkańcom Zachodu o tych faktach, których nie chcą przyjąć do wiadomości. W pewnych aspektach dokument wyważa jednak otwarte drzwi.
-
Jak na serial, który po raz pierwszy na taką skalę zmierzył się polską seksualną impotencją - może nie spełnia nagromadzonych oczekiwań, nie zachwyca progresywnością ani nie zawstydza śmiałością. Nie kończy się orgazmem, ale wypada nad wyraz przyzwoicie.
-
Oglądałam "Ethos" z poczuciem przełamywania jakichś gatunkowych klisz - to, co w sali kina studyjnego byłoby normą, na łączach Netflixa wydało się strategią niemal subwersywną.
-
Skoro bohaterka jest pasywna, skoro bohaterowie to nudnawi panowie o znanych nazwiskach, skoro scenariusz sprowadza się do odhaczania kolejnych faktów z biografii Osieckiej i skoro wszystko to zostało pokazane bez przekonania, to co wybija się tutaj na plan pierwszy? Otóż to co zwykle. Oczywiście Polska.
-
"Patria" jest aż do bólu poprawna, centrystowska. Pod udawaną troską o mniejszość kryje się w niej apologia dominującego dyskursu, oczywiście - pozornie - właściwego i prawego.
-
Książka Twardocha to spora cegła, ale czy naprawdę wymagała aż 8 odcinków? Niekoniecznie. Rozmyło się towarzyszące lekturze poczucie, że oto jesteśmy w świecie, którego dni zostały już policzone, wśród ludzi, którzy podświadomie oczekują na eksplozję.
-
Jest dziewczyna, jest chłopak, podobają się sobie, to dlaczego nie mogą być razem? W "Normalnych ludziach" Sally Rooney mówi wcześniejszym romansom: "Jesteście jak małe dzieci, patrzcie". A potem mnoży bez opamiętania przeszkody znacznie groźniejsze niż morskie potwory.
-
W "Wielkiej" Rosja jest przerysowana, karykaturalna. W końcu opowiada o dzisiejszych politykach i ich zmanipulowanych ad absurdum imperiach.
-
Średniość antologii "W domu" jest odbiciem stanu, w jakim znaleźliśmy się po ogłoszeniu stanu epidemii. Miał być koniec świata, miały grzmieć trąby Jerycha, krew miała spływać rynsztokami. A przynajmniej miało zabraknąć papieru toaletowego. Tymczasem nic z tego.
-
Jednym z hitów pandemii był emitowany na Netflixie serial dokumentalny o Chicago Bulls - pasjonująca historia o gwieździe, współczesnym sporcie i Ameryce.
-
Dziewięć odcinków serialu jest przypomnieniem z przeszłości, że stare fundamenty nie zostały jeszcze zburzone, a nowe jeszcze nie powstały. "Mrs America" to trochę serial, a trochę podręcznik.
-
Siłą, która tak naprawdę animuje ten walc robotów, jest wola scenarzysty i reżysera w jednej osobie. Alex Garland to bardzo kompetentny demiurg. Imponuje to, jak klarownie prowadzi historię ocierającą się o tak wysoki poziom abstrakcji.
-
Serial "Avenue 5", doskonale napisany i zagrany z brawurą, ogląda się dziś inaczej niż przed dwoma miesiącami. Sam się zmetaforyzował. Oto doskonale działająca maszyna, która przemierza przyszłość, napotyka na przeszkodę.
-
W "Hollywoodzie" Murphy wybiera stylistykę netfliksowej Biblii Pauperum. Mówi głośno, wyraźnie i bardzo dużymi literami. Kto gustuje w subtelnościach, ten może w czasie seansu zwijać się z bólu, jak przy każdym praniu mózgu.
-
Sposoby i strategie mordercy być może stanowią główną siłę napędową "Outsidera", ale z pewnością nie są tym, co okazuje się w serialu najbardziej interesujące. W tej jakże nieoczywistej opowieści o czasie przykuwa uwagę proste rozpoznanie: to nie czas leczy rany, ale ludzkie gesty zrozumienia i cierpliwości wobec siebie nawzajem. Jeśli paranormalny sztafaż pracuje na taki komunikat, to, jako pragmatyczka i sceptyczka, mocno mu kibicuję.
-
W trzecim i raczej ostatnim sezonie serialu nie wszystko jest po staremu. "Wataha" zyskała dynamikę, straciła za to nieznośny imperatyw promocji mikroregionu.
-
Niemiecki serial "4 Blocks" stał się niespodziewanie jedną z najważniejszych telewizyjnych produkcji minionego roku.
-
Drugi sezon "Watahy" przerasta o głowę sezon pierwszy. Tam była tylko przyroda, tu jest porządna intryga i prawdzwe postaci.
-
Wbrew intencjom książkowego pierwowzoru serial "Mozart in the Jungle" przyczynia się do utrwalenia stereotypu muzyka klasycznego jako odklejonego od społeczeństwa lekkoducha.
-
Wciąż można zarzucić twórcom "Orange is the New Black", że ukazują momentami więzienie jako beztroską licealną zabawę, która sprawia, że aż chce się odsiadywać tam wyrok. W trzeciej serii dokonują jednak nagłej i udanej politycznie wolty.
-
To inteligentne granie własnym materiałem, odważne odsłanianie własnych słabości sprawia, że całość nabiera niespotykanego autentyzmu, ale przecież to nie tylko autentyzm sprawia, że pisze się dzisiaj o autorze "Louiego", że jest amerykańskim Gogolem, królem, filozofem.
-
Pierwszy sezon "Fortitude" składa się z 12 odcinków i żaden z nich nie zostaje zmarnowany - Simon Donald, pomysłodawca serialu, i jego współpracownicy sukcesywnie i konsekwentnie testują wszystkie możliwości, które stworzyli w punkcie wyjścia.
-
Kto równa do najlepszych, ryzykuje bycie zwyzywanym od najgorszych. Złości zbyt łatwo zmarnowany potencjał, narzekam więc i marudzę, ale cieszę się, że "Wataha" powstała i cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby została pokazana w otwartej telewizji, rozbudzając może zapotrzebowanie na nieco inne rodzime produkcje niż te, którymi raczą nas największe polskie stacje.
-
Cztery godziny prawdziwego, gęstego kina - czterogodzinny popis dwójki wybitnych aktorów, Frances McDormand i Richarda Jenkinsa.
-
Serial "Fargo" pozwala zgłębić jedną z głównych obsesji braci Coen, czyli szczęśliwy lub pechowy zbieg okoliczności. Na przestrzeni dziesięciu odcinków kolejne wątki plączą się, supłają, a potem niespodziewanie rozchodzą i splatają z innymi.
-
-
Jeden z lepszych przykładów kina politycznego ostatnich lat.