
- David Muszyński
-
Ana de Armas doskonale pasuje do tego świata. Została świetnie przygotowana fizycznie do roli Eve, dzięki czemu potrafi samodzielnie realizować skomplikowane choreografie walk bez potrzeby uciekania się do nadmiernego montażu i chaosu. Już w Nie czas umierać aktorka udowodniła, że odnajduje się w kinie akcji, wystarczy jej dać odpowiedni projekt, by mogła zabłysnąć.
-
719 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Jestem przekonany, że produkcja DreamWorks zadowoli wielu fanów i zdobędzie też nowych widzów, bo to dobrze nakręcony film dla całej rodziny. Ma ciekawych bohaterów, sporo humoru, świetnie rozbudowany świat i - co najważniejsze - smoki, które oczarowują swoim wyglądem. Ta fantastyczna historia wciąga i sprawia, że możemy się poczuć jej częścią. Gdyby wszystkie wersje aktorskie prezentowały taki poziom, nikt by nie marudził.
-
819 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Elio to dobry film, który urzeka nie tylko stroną wizualną, ale także poruszającym i przemyślanym sposobem opowiadania historii. Niesie też ze sobą ważne przesłanie. Jednak z niezrozumiałych dla mnie powodów szybko wyparowuje z głowy. Nie ma żadnej kotwicy, która zatrzymałyby go w naszej pamięci na dłużej. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że za rok już mało kto będzie o nim pamiętał.
-
719 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
F1: Film nie niesie ze sobą nostalgii, jaką miał Top Gun: Maverick, ale to wcale mu nie szkodzi. Tworzy własną legendę i robi to znakomicie. Kosinski udowadnia, że jest reżyserem, który z każdym kolejnym projektem przesuwa granice i wyznacza nowe kierunki. Pokazuje, że nie jesteśmy skazani na stare metody kręcenia filmów. Możemy je wymyślać na nowo. I za to jestem mu naprawdę wdzięczny. To jeden z tych twórców, którzy przywracają magię kinu.
-
819 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Langer na razie rozczarowuje nijakością i bardzo powolnym tempem opowiadania historii. Po tej ekipie oczekiwałem po prostu czegoś więcej. Nie tylko produkcji ociekającej krwią, ale też - jak w książce - mającej jakąś stawkę. Pościgu, który trzymałby mnie na krawędzi kanapy. Niestety, niczego takiego tu nie ma. Jest nuda. Jedynie Jakub Gierszał daje nam powód, by wrócić do tej produkcji i obejrzeć ją do końca
-
Jeśli Disney musi sięgać po swoje klasyki i przerabiać je na wersje aktorskie, to oby robił to właśnie w taki sposób, jak przy produkcji Lilo i Stich - z wyczuciem i szacunkiem. Nie tracąc z oczu tego, co w tych historiach najważniejsze: emocji i humoru. A może to po prostu Stich jest tak wyjątkową postacią, że działa dobrze w każdej formie? Tak czy inaczej, jestem przekonany, że na seansie świetnie bawić się będą nie tylko najmłodsi widzowie, ale także ich opiekunowie.
-
To kino familijne skierowane do całej rodziny. Dzieciaki dostrzegą w nim coś innego niż dorośli, ale wszyscy będą się dobrze bawić na seansie. I to jest chyba w tej franczyzie najważniejsze.
-
Nie rozumiem, dlaczego produkcja Asteriks i Obeliks: Walka wodzów została zrealizowana jako miniserial. Gdyby nie prolog w formie pierwszego odcinka, to całość spokojnie zmieściłaby się w czasie filmu fabularnego. Proszę mnie źle nie zrozumieć, bo im więcej Asteriksa, tym mocniej bije moje serce. Po prostu na początku trudno mi było przyzwyczaić się do tej zmiany.
-
Nareszcie dostaliśmy produkcję Marvela, która nie odrzuca, a działa na poziomie emocjonalnym podobnie jak ostatni Strażnicy Galaktyki. Twórcy udowadniają, że nie każdy film o herosach musi być fabularną częścią większej układanki, a stawką w historii nie musi być ratowanie całej planety przed kosmicznym najeźdźcą. Może i Thunderbolts* nie jest najlepszym filmem komiksowym z MCU, ale na pewno jednym z lepszych z ostatnich lat.
-
Jeśli liczycie, że nowa produkcja w reżyserii O'Connora to rasowy film akcji, to możecie się trochę zdziwić, ponieważ bliżej jej do kina z lat 90. Oprócz walk i strzelanin otrzymujemy solidną dawkę zabawnych dialogów i komicznych postaci. Co ciekawe, twórcy mają już pomysł na trzecią część. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli na nią długo czekać, bo chętnie obejrzę kolejne spotkanie Afflecka z Bernthalem.
-
Grzesznicy to ciekawe kino, ale nie trafi do każdego. Wydaje mi się, że przez mocno rozwleczony pierwszy akt może nie spodobać się widzom, których kompletnie nie interesuje przemiana kulturowa w Stanach Zjednoczonych, a do kina przyszli, by obejrzeć horror. Nim dostaną to, na co czekają, mogą się trochę znudzić.
-
716 kwietnia
- 1
- Skomentuj
-
To ciekawie napisany thriller psychologiczny, stawiający przed widzem trudne pytania. Żaden rodzic nie chce dopuścić do siebie myśli o tym, że jego dziecko zostanie skrzywdzone, a organy ścigania będą bezradnie rozkładać ręce. Czy w takiej sytuacji samosąd jest uzasadniony? Czy gdy państwo i jego instytucję zawodzą, możemy sami wymierzać sprawiedliwość? A może powinniśmy potulnie spuścić wzrok i zezwolić na to, by bliskim działa się krzywda? Na takie pytania starają się odpowiedzieć twórcy.
-
Fachowiec to klasyczne kino akcji rodem z lat 90. Proste, miejscami zabawne, odprężające i niewymagające od nas użycia szarych komórek. Jako dzieciak uwielbiałem takie filmy i chętnie sięgałem po nie w osiedlowej wypożyczalni kaset wideo. To rozrywka w najczystszej postaci! W historii pojawia się trochę dłużyzn, ale szybki finał i galeria intrygujących postaci wynagradzają wszelkie niedoskonałości.
-
Niestety, Marc Webb reżyser dwóch części Niesamowitego Spider-Mana albo nie miał wizji na ten film, albo poległ w starciu z wielkim molochem Myszki Miki. Tak czy inaczej produkcja, jaką nam serwuje, jest pozbawiona jakiejkolwiek duszy. Jest nudna.
-
Ma wszelkie zadatki, by przyciągnąć widza do ekranu i go przy nim utrzymać. Problemem okazała się kulminacja i rozwiązanie zagadki. Harlan Coben potrafi zaskoczyć! Rzadko zdarza się, by czytelnik przed głównym bohaterem odgadnął, o co chodzi. Pisarz zawsze tak prowadzi historie, że główny twist szokuje. I nieważne, jak bardzo pogmatwane jest wytłumaczenie intrygi - gdy się nad nim lepiej zastanowimy, dochodzimy do wniosku, że ma ono sens. Szkoda więc, że tego sensu nie ma serial Netflixa.
-
Ten film na pewno nie zmieni świata. Nie spowoduje, że po seansie spojrzymy na siebie inaczej i pozbędziemy się kompleksów. Jednak dla wielu widzów będzie to dzwonek ostrzegawczy, początek monologu z samym sobą, a może nawet pierwszy krok na długiej drodze do samoakceptacji.
-
The Electric State to piękna wydmuszka, która przyciąga kolorami, ale w środku jest pusta. Produkcja kosztowała ponad 320 milionów dolarów. Widać, że większość tego budżetu poszła na efekty specjalne. Nie twierdzę, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Dział zajmujący się projektowaniem robotów i ich ożywieniem wywiązał się wzorowo ze swojej pracy. Niestety scenarzyści nie byli w stanie mu dorównać i dali nam leniwie napisaną opowieść. Zamiast wspaniałego widowiska dostajemy kolejnego średniaka.
-
"Mickey 17" to znakomita komedia z szybką akcją i licznymi elementami karykatury czy nawet groteski. Joon-ho Bong wraca do gatunku, w którym czuje się najlepiej, czyli fantastyki naukowej. I może jego najnowsza produkcja nie jest tak mocna jak nagrodzony Oscarem "Parasite", ale dalej prowokuje do myślenia i co najważniejsze dostarcza dużo rozrywki. Trochę kopiuje przy tym jego poprzednie filmy. Ale robi to z takim wyczuciem, że mi to kompletnie nie przeszkadza.
-
"Wąwóz" to widowiskowy festiwal niewykorzystanych szans. Zwiastun obiecywał nam dużo, a finałowy produkt niestety zawodzi. Rozumiem, że miała być to ciekawa alternatywa na walentynki, by nie spędzać ich przy tradycyjnych romansidłach, ale nawet piękne oczy Taylor-Joy nie spowodują, że widzowie w napięciu dotrwają do napisów końcowych.
-
Fabuła "Piep*zyć Mickiewicza 2" nie jest jakaś wielce skomplikowana, ale też nie jest to kino, które tego wymaga. To rozrywkowa produkcja pokazująca piękną młodzież, kolorowy świat i problemy, które wyglądają na poważne, ale tak naprawdę są błahe i napompowane kipiącym testosteronem.
-
529 stycznia
- 1
- Skomentuj
-
"Kibic" to ciekawa propozycja serialowa, która nie jest rozciągnięta fabularnie. W pięciu odcinkach dostajemy skondensowaną historię z możliwością jej kontynuowania w następnym sezonie, ale bez takiej konieczności. Nie ma tutaj przegadanych scen czy tak zwanych zapychaczy. Reżyser postawił na szybkie tempo.
-
729 stycznia
- 1
- Skomentuj
-
"Putin" składa się z chaotycznego montażu i braku jakiegokolwiek scenariusza. Stara się raczej zszokować widza niepotrzebnymi obrazkami prezydenta, który jest już schorowany i robi pod siebie niż jakimiś ciekawymi przemyśleniami fabularnymi na temat jego psychiki. To nie jest biografia. To jakaś karykatura.
-
211 stycznia
- 2
- Skomentuj
-
"Better Man: Niesamowity Robbie Williams" to nie tylko świetna biografia szalonego showmana, ale przede wszystkim naładowana pozytywną energią petarda muzyczna, która w bardzo szybkim tempie angażuje widza i potrafi grać na jego emocjach. Łzy, śmiech i zaduma - wszystko to zostało znakomicie wymieszane.
-
83 stycznia
- 1
- Skomentuj
-
Twórca "Logana" po raz kolejny prezentuje nam film kompletny, który ukazuje walkę człowieka ze zmieniającym się światem. Obsadzenie Chalameta w głównej roli było genialnym posunięciem. Moim zdaniem ten aktor, podobnie jak Dylan, kroczy obraną przez siebie ścieżką i nie idzie na kompromisy, czego przykładem są wspaniałe role. Chłopak ma nosa do dobrych projektów, które pozwalają mu się rozwijać, ale nie zamykają go w żadnych szufladach.
-
W pewnym momencie orientujemy się, że oglądamy coś na wzór Big Brothera, tyle że bohaterowie nie wiedzą, że są podglądani. Prowadzą swoje normalne życie. I tyle. Nic się tu nie dzieje. Nie ma głębszego pomysłu na to, jak przykuć nas do fotela na te prawie dwie godziny. Here. Poza czasem to dobry pomysł na krótki metraż, a nie pełną fabułę.
-
Film Kawulskiego prezentuje się też bardzo dobrze pod względem wizualnym. Świat Kleksa jest faktycznie magiczny. Postaci w nim iście bajkowe. Gdyby ten film miał jeszcze bardziej dopracowaną fabułę, a nie taką, która rozpada się w rękach, to byłoby to fantastyczne ponadczasowe kino familijne. A tak dostajemy przeciętny produkt, który cieszy oko i nic więcej. Boli mnie to, bo zarówno w pierwszej części, jak i w tej widać ogromny potencjał.
-
"Sonic 3: Szybki jak błyskawica" to znakomity przykład tego, jak z każdą kolejną częścią można rozwijać pokazywany świat i jego bohaterów. W jaki sposób bawić i uczyć jednocześnie widzów szacunku, miłości i współczucia. Nie jest to może półka "Dzikiego Robota", ale na pewno jest to jeden z tych filmów skierowanych do dzieci, do którego widzowie będą często wracać. Jest w nim bowiem dużo humoru i energii, która się tak szybko nie zużywa.
-
Apple chciał mieć kinowy/streamingowy hit, a dostał mocnego przeciętniaka z dwoma dużymi nazwiskami. "Samotne wilki" to kolejny przykład, że bez scenariusza nie da się zrobić dobrej produkcji, nawet jeśli w obsadzie znajdą się świetni aktorzy.
-
Dziki robot to animacja perfekcyjna pod względem scenariuszowym, aktorskim, muzycznym i wizualnym. Może i w pierwszych minutach budzi skojarzenia z takimi klasykami jak Bambi czy WALL-E, ale bardzo szybko zyskuje własną tożsamość i pokazuje oryginalną historię. Jest to też jedna z tych produkcji, które będzie chciało się wielokrotnie oglądać. Gdy zobaczycie ją w telewizji, nie zmienicie kanału. Zostaniecie. Pozwoli Wam ona też dobrze się poczuć. Zawsze.
-
W "Venom 3: Ostatni taniec" widać jak na dłoni, że Tom Hardy znakomicie bawił się, gdy grał Eddiego i podkładał głos pod jego mrocznego towarzysza. To wciąż opowieść o dwóch kumplach, którzy często się ze sobą nie zgadzają i kłócą, ale gdy sytuacja tego wymaga, to są w stanie skoczyć za sobą w ogień. Ich relacja jest bardzo komediowa i opiera się na drobnych żarcikach i uszczypliwościach.
-
Pojawienie się w kinach kolejnej części "Listów do M." to już tradycja, a ta najnowsza idealnie wpisuje się w świąteczny klimat. Ma wiele zabawnych i wzruszających momentów. Na pewno poczujecie w sercu ciepełko. Szkoda tylko, że coraz bardziej wyczuwalny jest też brak nowych pomysłów na to, co bohaterom powinno się przydarzyć.
-
Nowa produkcja platformy Max raczej nie osiągnie popularności seriali na podstawie książek George'a R. R. Martina, ale dla widzów, którzy pokochali filmową Diunę, będzie ciekawym dodatkiem. Pozwoli lepiej zrozumieć niuanse świata wykreowanego przez Herberta i uzupełni pewne wątki, które zostały tylko wspomniane w filmach.
-
Jestem przekonany, że rodziny szukające w kinie ciepłej i napakowanej akcją produkcji świątecznej znajdą to wszystko właśnie w "Czerwonej jedynce". Raczej nie będzie to nowy klasyk puszczany w każde Boże Narodzenie, ale jako jednorazowa przyjemność sprawuje się fantastycznie
-
Moim zdaniem Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów to znakomity dodatek do świata przedstawionego przez Petera Jacksona oraz świetna przystawka do głównego dania, które dopiero jest przygotowywane - czyli Polowania na Golluma. Wydaje mi się, że nie będzie to ostatnia animacja z tego świata. Producenci już przebąkują, że mają zamiar opowiedzieć w ten sposób historie, których nie dałoby się zrealizować jako filmy aktorskie.
-
Creature Commandos to świetne rozpoczęcie nowego rozdziału w DCU. Produkcja jednocześnie oddaje cześć staremu etapowi - bierze z niego wszystko, co najlepsze. To taka szalupa ratunkowa, dzięki której Gunn ewakuuje niektórych bohaterów do swojego uniwersum. Dobrze wie, że utrata ich nie spotkałaby się z entuzjazmem widzów. Fajnie, że DC wraca na dobre tory, a fani dostają świetne produkcje z tej stajni.
-
"Vaiana 2" wpada w pułapkę kontynuacji, które nie są w stanie dorównać swoim oryginałom. Jest zrobiona jakby na siłę. Nad scenariuszem pracowało sześć osób i każda z nich miała chyba trochę inny pomysł na tę opowieść, przez co finałowy produkt jest chaotyczny i mało angażujący.
-
Wicked to tradycyjna opowieść o nietolerancji, nienawiści, przebaczeniu i przyjaźni. Wszystko opowiedziane w bajkowej scenerii ze wspaniałą muzyką i mnóstwem piosenek. Nie są to jednak hity, które będziecie nucić pod nosem po seansie. O większości bardzo szybko zapomnicie. W pamięć zapada jedynie Popular, choć też nie na długo.
-
"Gladiator 2" to wspaniałe kino, które dostarcza wiele rozrywki. Film imponuje ogromnym rozmachem i serwuje nam kilka wspaniałych kreacji aktorskich. Jednak nie jest wolny od wad i pewnych skrótów, odbierających mu nieco blasku.
-
Mam nadzieję, że "Smok Diplodok" otworzy szeroko drzwi dla kolejnych ekranizacji komiksów Baranowskiego, na które nie będziemy musieli czekać dekady. Zwłaszcza że film ponoć został już sprzedany na 117 rynków zagranicznych i przetłumaczony na kilkanaście języków. To znaczy, że dzieci na całym świecie będą miały okazję zapoznać się z Diplodokiem. Oby pokochali go tak mocno, jak czytelnicy nad Wisłą.
-
Nowa produkcja Paula Feiga ma ciekawy punkt wyjścia, ale kompletnie nie wie, jak w interesujący sposób ją wykorzystać. Kręci się wokół tych samych wątków, starając się, by każda następna potyczka była bardziej widowiskowa. Jednak jej się to nie udaje. Loteria! to film, który kiedyś by trafił na kasetę VHS i byłby szybko zapomniany. Sam John Cena raczej też nie będzie się nim chwalić w swoim filmowym CV.
-
"Beetlejuice Beetlejuice" ponownie zabiera nas do fenomenalnego świata Tima Burtona. Powiem szczerze, że nie wierzyłem zbytnio w dobrą formę reżysera. Nie jestem fanem Mrocznych cieni czy Dumbo. Porzucił praktyczne efekty specjalne na rzecz komputerowych i się rozleniwił. Jednak najnowszym dziełem udowadnia, że nadal potrafi bawić się na planie. Musi jednak dostać lepszy scenariusz, ponieważ historia w Beetlejuice Beetlejuice starczyła jedynie na pół filmu.