-
Pełnometrażowy debiut reżyserski Artura Żmijewskiego nie ma niestety widzom nic do zaoferowania. Brak tu spójnej historii, która by nas zaangażowała i zaciekawiła. Dostajemy skrót życia młodego Pawlaka z dłuższymi przystankami na ważne wydarzenia historyczne. I to byłoby w sumie na tyle.
-
Mam jeden problem z Braćmi ze stali. Rodzina Von Erich może i jest bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych, ale w naszym kraju jej członkowie są totalnie anonimowi. Mam wrażenie, że Durkin trochę o tym nie pomyślał podczas pisania scenariusza. Niektóre sceny i wydarzenia mogą być dla polskiego widza niezrozumiałe, gdyż twórca potraktował je bardzo pobieżnie. Pewnie wyszedł z założenia, że fan wrestlingu o nich wie. Dlatego też na poziomie sportowym ten film na mnie kompletnie nie zadziałał.
-
723 stycznia
- 1
- Skomentuj
-
Biedne istoty nie urzekną wszystkich. Wiele osób odbije się od nich przez arthousowy klimat. Nie jest to produkcja łatwa. Jeśli jednak przyzwyczaimy się do stylistyki Lanthimosa, zrozumiemy, że prowadzi on z nami pewien dialog i zmusza do interpretacji tego, co się dzieje na ekranie. Niektóre wydarzenia możemy bowiem odczytywać na różne sposoby.
-
819 stycznia
- 1
- Skomentuj
-
Nowy Detektyw może nie jest tak dobry jak pierwszy sezon, ale nie zawodzi. Jestem przekonany, że odebrałbym go o wiele lepiej, gdybym wcześniej nie widział Mare z Easttown, bo seriale te są bardzo podobne. Tym samym Jodie Foster nie ucieknie od porównań do Kate Winslet. Niestety wypada od niej słabiej. Nie wiem, czy to dlatego, że tamten serial wyszedł wcześniej, przez co produkcja López straciła na oryginalności.
-
73 stycznia
- 5
- Skomentuj
-
Po seansie miałem bardzo duży niedosyt i uczucie niewykorzystanej szansy. Była okazja, by stworzyć ciekawą opowieść dla całej rodziny, a tak dostajemy kino średniej jakości, choć piękne wizualnie. Wystarczyłoby bardziej dopracować scenariusz i inaczej rozłożyć w nim akcenty, byśmy dostali kino znakomite dla każdego widza.
-
Totalne rozczarowanie i już nawet nie dzwonek, a syrena alarmowa dla Feigego i jego ekipy. Jeśli nie zaczną przykładać się do scenariuszy, a wciąż stawiać na coś, co równie dobrze mogłoby zostać napisane przez AI, to stracą wszystkich fanów. Kino superbohaterskie znów stanie się cringe'ową rozrywką dla niewielkiej grupy widzów.
-
Bardzo dobre dopełnienie serii. Daje pogłębiony obraz tego świata i jego mieszkańców. Do tego ma angażującą historię i ciekawych bohaterów. Tom Blyth nie kopiuje Donalda Sutherlanda, ale z łatwością uwierzycie, że z tego młodego człowieka wyrośnie Snow, jakiego znacie. Francis Lawrence stworzył produkcję, która zadowoli fanów, a dla nowych widzów może być początkiem przygody z Igrzyskami śmierci z Jennifer Lawrence.
-
Świetny kryminał, który bardzo dobrze naśladuje styl Agathy Christie. Jeśli w takim kierunku miałaby iść ta seria, to nie miałbym nic przeciwko. Nie poczułbym się jednak jakoś mocno zawiedziony, gdyby ta mocna i mroczna część była zwieńczeniem trylogii przygód Herkulesa Poirota od tego reżysera. Jestem ciekaw, co inni twórcy byliby w stanie wyciągnąć z tego bohatera - oczywiście z Kennethem w głównej roli.
-
Podoba mi się to, w jakim kierunku zmierza ta seria, i to, że twórcy cały czas szukają świeżości, a nie powtarzają znane motywy. Wydaje mi się, że "Bez litości 3: Ostatni rozdział" to najlepsza część. Jeśli okaże się ostatnią, to z pełnym poszanowaniem zamknie trylogię.
-
Spore pozytywne zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że ta historia będzie miała w sobie tyle energii. To rasowy film sportowy naładowany adrenaliną, z akcją pędzącą bez opamiętania.
-
Typowe origin story podane w dość mdły i przewidywalny sposób. Widza, który jest na bieżąco z kinem superbohaterskim, raczej niczym nie zaskoczy. Nie wzbudzi też zainteresowania bohaterem, którego szersza widownia może kojarzyć jedynie z animowanej serii Liga młodych. Jeśli ten film miał zaprezentować wizję Jamesa Gunna, to niestety jest to mocny falstart.
-
Meg 2: Głębia było dla mnie bardzo dużym rozczarowaniem. I nie winię za to obsady, bo wszyscy naprawdę robią, co w ich mocy, by wyciągnąć z tej opowieści, ile się da. Niestety, Ben Wheatley nie daje im zbyt wielu okazji, by rozwinąć skrzydła.
-
"Szybcy i wściekli 10" powoli kładą podwaliny pod wielki finał tej opowieści. Może dlatego twórcy stają na głowie, by uzasadnić pojawienie się na ekranie wszystkich postaci znanych z poprzednich części. Obok stałego składu pojawia się bowiem Mirren, Theron, Eastwood, a nawet Moreno. Dziesiąta część to dopiero preludium do tego, co ma nas czekać. Wróbelki ćwierkają, że finał zostanie rozbity jednak na trzy części, a nie jak oryginalnie planowano na dwie. Czy tak będzie? To się okaże już niedługo.
-
Moim zdaniem Tomasz Bagiński w swoim fabularnym debiucie wypada solidnie. Wraca raczej z tarczą, a nie na tarczy. Udowadnia wszystkim, że ma zadatki na dobrego reżysera. Wykazał się wyczuciem i pokazał, że ma wizję - podobnie zresztą jak w Legendach Polskich. Widać, że ich sukces nie był tylko wypadkiem przy pracy, a krokiem w stronę czegoś większego. Czegoś, czego kolejną zapowiedzią są właśnie "Rycerze Zodiaku".
-
To film przede wszystkim o ogromnej miłości dziecka do rodzica. Miłości tak wielkiej, że aż dla niego destruktywnej. Pokazujący, jak bardzo wszyscy boimy się samotności. Jak bardzo łakniemy uwagi i miłości naszych rodzicieli. Ile jesteśmy im w stanie wybaczyć, by otrzymać to ciepło, uśmiech, nawet chwilowe uczucie bezpieczeństwa i stabilności.
-
Świetna mieszanka akcji, emocji, humoru i jak to u Gunna bywa dobrze dobranej muzyki. Szkoda, że ten twórca żegna się już z MCU.
-
84 maja 2023
- 1
- Skomentuj
-
Może i ten film trochę zarobi. Ludzie pójdą na seans nakręceni ciekawością. Jednak jestem prawie pewien, że na zapowiedziane wstępnie kolejne części nikt do kina się nie wybierze. Drugi raz nikt się nie da na to nabrać.
-
Mam nadzieję, że dostaniemy kolejne tego typu dzieła. Często słyszałem, że tych rysunków nie da się ożywić na dużym ekranie, ale nowa produkcja udowadnia, że to nieprawda. I teraz chcę więcej.
-
Z przykrością stwierdzam, że jest to kolejny nieudany projekt platformy, która dużo nam obiecywała, ale jak na razie nie dostarczyła zbyt wielu dobrych tytułów wyprodukowanych w Polsce. Wychodzi na to, że zarówno "Wielka Woda", jak i "Rojst '97" były tylko szczęśliwymi strzałami. Szkoda.
-
Jest po prostu kolejnym przystankiem na drodze do czegoś większego, czyli "Avengers: Secret Wars". Nim dostaniemy to wielkie widowisko, musimy się zadowolić kilkoma mniejszymi, w których prym będzie wiódł Kang lub jakiś jego wariant.
-
Trzeci sezon serialu o przygodach admirała Jeana-Luc Picarda błyszczy na każdym polu i jeśli finał będzie tak samo dobry jak początek, to może uda się zmazać plamę po słabych poprzednich odsłonach czy nawet przeciętnym "Star Trek: Discovery". Jako fan cieszę się, że żegnamy się z tą ikoniczna postacią, jak i całym zespołem na tak wysokim poziomie. Zasłużyli na to zarówno aktorzy, jak i widzowie.
-
Pod względem wizualnym "Asteriks i Obeliks: Imperium smoka" nie różni się zbytnio od czterech poprzednich części. Efekty specjalne są nie najgorsze, choć sporo odbiegają od tego, do czego przyzwyczaiły nas hollywoodzkie superprodukcje. Również lokacje, w których kręcony był film, nie są zrealizowane z jakimś ogromnym rozmachem, ale nie zalatują taniością. Jest przyzwoicie, po prostu dobrze.
-
Gdyby scenarzyści i reżyserka bardziej dopracowali swoja historię, mogłaby ona nie tylko zainteresować widzów, ale także być ciekawym głosem w toczącej się dyskusji. A tak jest tylko marną próbą zarobienia na fali popularności "365 dni" i "Dziewczyn z Dubaju", które osiągnęły świetne wyniki w kinach.
-
Shyamalan dostarcza nam ciekawą produkcję. Widz może zastanawiać się, jakby sam postąpił na miejscu głównych bohaterów. Co musiałoby się wydarzyć, byśmy uwierzyli czterem nieznajomym przybyszom? Jaka klęska na świecie musiałaby mieć miejsce, byśmy wzięli na serio historię o nadchodzącej apokalipsie? "Pukając do drzwi" jest kolejnym przykładem tego, że Shyamalan potrafi ciekawie prowadzić historię i zaintrygować widza. Mam nadzieję, że będzie to robić częściej.
-
Uczta wizualna. Od tego filmu trudno oderwać wzrok. Wszystko dzięki zdjęciom autorstwa Jarina Blaschke, który pracuje z Eggersem przy każdym filmie. Operator nie zawodzi i tym razem. Brawa należą się także całemu pionowi artystycznemu odpowiedzialnemu za scenografię, ponieważ wygląda ona wyśmienicie. Dzięki tej dbałości o szczegóły widz od pierwszych minut wsiąka w ten świat. Do tego jeszcze dochodzi świetna muzyka, która w wielu miejscach jeszcze bardziej podbija klimat grozy.
-
Produkcja Whitney Houston: I Wanna Dance with Somebody jest skierowana do fanów, którzy na dużym ekranie chcą zobaczyć kilka pocztówek z życia gwiazdy estrady, posłuchać jej największych hitów i dowiedzieć się, w jakich okolicznościach powstały. Na pewno warto obejrzeć ten film ze względu na solidną kreację Naomi Ackie. Ze smutkiem muszę jednak przyznać, że nie jest to produkcja, do której będę chciał wracać.
-
Ciekawa i mądra produkcja, która potrafi także rozbawić. Jest to bardzo miła odmiana po wielu mocno nieudanych rodzimych produkcjach Netflixa.
-
Lekki akcyjniak mający dostarczyć nam rozrywki. Nie ma tu żadnej głębszej myśli czy przesłania. Nie jest to poziom Dżentelmenów. Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to do ostatniego jego filmu, czyli Jednego gniewnego człowieka. I nie jest to jakaś wada. Takiego filmu właśnie potrzebowałem. Kina szpiegowskiego z dużą ilością akcji i to właśnie otrzymałem.
-
Czy Avatar: Istota wody to wielkie dzieło filmowe? Moim zdaniem nie. Jest to porządne kino przygody z wielką finałową walką.