Dawid Dudko
Krytyk-
Ten porażający film wymaga od widzów mocnych nerwów w imię ujawnienia krwawej ceny politycznej kampanii strachu. Postuluje runięcie międzyludzkiego muru, przywrócenie uważności, delikatności i czułości jako podstaw człowieczeństwa ponad podziałami.
-
Nie jest nowym spojrzeniem na biografię Anny Przybylskiej, lecz podsumowującym jej życie hołdem. Niestety pozbawionym chłodnego, reporterskiego spojrzenia, bez miejsca na choćby jedną rysę. I przepłakanym. Osłabia go podbijana przez twórców ckliwość, kicz i emocjonalny szantaż. Czy przed telewizorami wszyscy dostrzegą te niedoskonałości? Zapewne wielu uniemożliwią to zaszklone łzami oczy.
-
Ten film się przeżywa, pomimo że nie ma w nim nic z efektowności. Opowieść nie jest histeryczna, sensacyjna, choć ma na to wszelkie zadatki. Co z tego, że rozwiązania tej emocjonalnej gierki domyślamy się długo przed finałem. Po co nam wolta, skoro i tak chwilę przed napisami trudno wydusić z siebie słowo.
-
Zadaje pytania, nieraz się dystansuje. Dystans jest tym trudniejszy, że twórca "Ostatniej góry" opowiada też o sobie samym. Nie ukrywa jednak słabości, swoich i swoich kolegów. Może właśnie dzięki temu udaje mu się zrobić tak dobry film. Jeden z najważniejszych polskich dokumentów ostatnich lat. I jeden z najlepszych.
-
Tego, co faktycznie wycięto z filmu "Solid Gold" Jacka Bromskiego, prawdopodobnie się nie dowiemy. To, co zostało, jest chaotyczną opowieścią o świecie, w którym nie da się żyć. Prymitywnym i upolitycznionym.
-
Jeden z najważniejszych filmów tego roku wzrusza w najprostszy sposób. Może właśnie dlatego jest tak doskonały?
-
Bardzo dobrze zagrany i zainscenizowany "Młody Ahmed" traci na wiarygodności w rozczarowującym finale. Dzieło Dardennów trudno jednak skreślić, gdy wyjrzy się za okno. Film daje do zrozumienia, że w walce na ideologie dawno się pogubiliśmy.
-
Oczywiście można zarzucać Ozonowi, że zbyt spokojnym wywodem osłabia temat, przez co nie będzie w stanie wyważyć barykadowanych przez lata drzwi. Ale bezkompromisowy zwykle Francuz tym razem wyraźnie mówi, że nie wszystko trzeba załatwiać krzykiem. I ja mu wierzę.
-
Dzięki roli Nicole Kidman, można łatwo zapomnieć gorsze momenty scenariusza, który z cherlawej bohaterki czyni nieraz heroskę kładącą na łopatki większych od siebie. Tak samo reżyserskie spadki formy, które Kusama zalicza, niepotrzebnie podkręcając melodramatyczne tony. Na koniec przed oczami zostaje nie tyle dobrze ucharakteryzowana twarz Kidman, co jej smutne, zrezygnowane, cierpiące oczy. W tych oczach kryje się bardzo zdolna aktorka.
-
-
To teatr jednego aktora - fenomenalnego Matta Dillona. Jeśli nie przekonuje Was von Trier przeplatający niskie z wysokim, zmasakrowane zwłoki z dziełami Boscha, to pójdźcie do kina, by być świadkami koncertowego wykonania melodii na znaną wszystkim nutę.