-
Mam jednak wrażenie, że film mógłby być lepszy. Składa się bowiem z banałów, kalek i tanich chwytów.
-
Wygrywa przede wszystkim ludzką historią i sposobem w jaki generuje w widzu pokłady emocji - płaczemy ze śmiechu, aby za chwilę uronić łzę wzruszenia.
-
Nie dziwi mnie to, że "Johnny" podoba się widowni. Bo to w zasadzie porządny feel-good movie o empatii, pełen sympatii i skromności. Jednak reżyser parę razy się potyka, zaś sama postać księdza jest w zasadzie postacią drugoplanową, skupiając się bardziej na jego podopiecznym. Czasem bywa efekciarski oraz wiele rzeczy zbyt łatwo się dzieje, niemniej próbuje być mniej oczywistym filmem biograficznym. Czuć jednak rękę debiutanta, niemniej widać potencjał w tym twórcy.
-
W obecnej formie rzecz okazuje się niespójna i powierzchowna. Dryfuje między teledyskowymi sekwencjami i biograficznymi ciekawostkami, które wspólnie tworzą przede wszystkim przyjemną dla oka laurkę. Przełyka się ją łatwo, ale emocjonalnie nie angażuje i chwilę po seansie wyparowuje z pamięci.
-
Nie jest to film na pełnej petardzie, ale nagrodę publiczności zdobył. Większość osób jednak się z nim zakumplowała. Widocznie tego typu produkcje spod znaku feel good movie, mimo swej ckliwości, dłużyzn i sztampy, są ciągle potrzebne. "Johnny" chyba nie spodobałby się Kaczkowskiemu ze względu na "rozpromieniony żywot świętego", lecz wstrzykuje pewną dawkę pozytywnej energii.
-
Johnny to bowiem tytuł niezależnie od poglądów, podejścia czy poziomu przełożenia tej historii na doświadczenia osobiste, praktycznie niemożliwy do niepolubienia. Taki, który spodobałby się samemu zainteresowanego, będący bardzo w duchu tego, co przekazywał swoim słowem i czynem ksiądz Jan. A jego seans powinien starczyć, żeby uświadomić sobie, jak bardzo były to wartości uniwersalne.
-
Od filmu zionie chłodną kalkulacją, matematycznie przeliczonym zamiarem wywołania u widza efektu śmiechu / płaczu / wzruszenia.
-
3.322 września 2022
-
-
Jest taką sobie biografią, która może spodobać się naprawdę wielu widzom.
-
Choć debiutu Jaroszka nie uważam za olśnienie, jest to naprawdę przyzwoite kino. Bawi wtedy, kiedy ma bawić i wzrusza w momentach, w których powinno wzruszać. Siłą tego filmu jest właśnie prostota i bezpretensjonalność. Dobre aktorstwo, elegancka formuła i przede wszystkim - skromność. Słowem, wszystko, co pasuje do historii o superbohaterze bez peleryny.