-
Spodziewałem się katastrofy w rodzaju Nostalgii Anioła Petera Jacksona, a dostałem całkiem przyjemny seans, który, co prawda, problemy traktuje bardzo pobieżnie, ale może zostać w pamięci dzięki aktorstwu.
-
Tajemniczy "interior" mógłby więc zostać zamieniony na "Bieszczady", tym samym nie ukrywając, że cały film jest tylko niewnoszącą nic nowego ekranizacją popularnego od wielu lat mema.
-
Chociaż przez długi czas film ogląda się z pewnym zainteresowaniem i oczekiwaniem na to, w jaki sposób potoczą się losy głównej bohaterki, to koniec końców kompletnie nie wiem, co reżyser chciał przez tę historię powiedzieć.
-
Momentami można uznać ten film za "ładny", lecz nigdy "interesujący", a po jego zakończeniu widz nie tylko niczego się nie dowie, ale też nie będzie miał ochoty, żeby poszukać więcej informacji na własną rękę.
-
Chociaż Byłego lokatora można zaliczyć do najpopularniejszej kategorii wśród Netflixowych filmów, czyli "te, o których za miesiąc nie będziesz pamiętał", to nadal jest to wciągająca, bardzo dobrze zrealizowana produkcja.
-
Gdzieś głęboko, pod wszystkimi problemami, kryje się opowieść o ludziach, którzy rzucają swoje dotychczasowe obowiązki, by uratować życie innych. Był w tym potencjał, którego prawdopodobnie nie dało się bardziej zmarnować
-
Nie mogę jednak powiedzieć, że nie czerpałem z seansu przyjemności. Pomimo schematyczności, Richarda Jewella ogląda się dobrze, a 130 minut mija bardzo szybko.
-
Być może zabrakło tu kilkunastu minut, by lepiej pokazać sam romans, mimo tego jednak możemy obejrzeć zaskakująco poruszający obraz. Wbrew temu, czego można się spodziewać po opisie, Żelazny most można zakwalifikować jako thriller, a im bardziej oddala się od melodramatu, tym lepiej się go ogląda. Prosty, kameralny film, którego ostatnie minuty działają idealnie.
-
Mimo wszystko udało się stworzyć bardzo angażującą historię na rzadko poruszany w Polsce temat ze świetną główną rolą. Czekam na więcej filmów reżyserki, bo w tym przypadku połączenie doświadczenia dokumentalistki z fabułą dało bardzo ciekawy efekt.
-
Liczne niedociągnięcia, które w Ad Astrze dostrzegłem, zdecydowanie przegrywają z pozytywami, bo kiedy ta produkcja robi coś dobrze, to jest w tym naprawdę bliska perfekcji. Świetny przykład bardzo dobrego filmu na podstawie, co najwyżej, średniej historii.
-
Dzięki odmiennej perspektywie niż ta, do której jesteśmy w Europie przyzwyczajeni, niezbyt rozbudowana fabuła wypada interesująco i bezpretensjonalnie. Chociaż starszemu widzowi prawdopodobnie film ten nie zostanie w głowie na długo, to na wspólny seans z dziećmi powinien to być idealny wybór.
-
Pomimo wszystkich wspomnianych wyżej wad oraz tego, że ja sam zachwycony, delikatnie mówiąc, nie byłem, to nadal projekt bardzo ambitny, odważny w kwestii wyboru tematyki oraz czasu wydarzeń - krótko mówiąc, film bardzo mocno odbiegającego od przeciętnej polskiej produkcji.
-
To prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów spośród tych, których powstanie było całkowicie niepotrzebne.
-
Debiut reżyserski Timura Makarevica, zajmującego się dotychczas montażem, udał się całkiem przyzwoicie. Film ten, oszczędny w kwestiach technicznych i grze aktorskiej, nie jest, co prawda, historią z silną postacią wiodącą. Jego największym atutem jest jednak zarysowanie sytuacji społecznej Sarajewa, nadal borykającego się z powojennymi problemami.
-
Zamiast kryminału wyszło raczej zrobione na poważnie i epatujące przemocą wobec dzieci kino eksploatacji, udające coś więcej niż to, czym w rzeczywistości jest.
-
Z kina wyszedłem naprawdę zadowolony i zaskoczony tym, jak szybko minęły dwie godziny. Jenkins potrafił sprawić, by pozornie niezbyt oryginalna historia stała się czymś więcej, niż kolejnym ckliwym romansem, a muzyka Nicholasa Britella w pełni zasługuje na przyznanie jej Oscara.
-
Jeśli zdecydujecie się zobaczyć "Marię..." w kinie, to prawdopodobnie nie wyjdziecie wstrząśnięci tą historią, nie jest ona bowiem angażująca. Wątpię nawet, żebyście mieli ochotę na własną rękę doczytać coś o Marii I Stuart, ale mimo wszystko, jeśli lubicie dramaty historyczne, nie powinny to być stracone dwie godziny. Zdjęcia i gra aktorska wynagradzają nie najlepsze dialogi, a całość, pomimo braku scen batalistycznych i niezbyt wysokiego tempa, mnie osobiście się nie dłużyła.
-
Prawie każdy element "Kurska" można określić jako ni mniej, ni więcej, ale po prostu "dobry". Było w nim jednak kilka scen, które mnie naprawdę zachwyciły.
-
Nie mogę odmówić Poppemu, że zrobił naprawdę dobry obraz. Świetnie nakręcony, przekonująco zagrany, wywołujący w widzu uczucie immersji w stopniu, w jakim do tej pory udało się to bardzo niewielu filmom. Mimo to żałuję, że ten film zobaczyłem, bowiem jak na wizytę w kinie dla wielu ludzi będzie to wręcz traumatyczne doświadczenie, które bez wyrzutów sumienia można sobie darować.
-
Dawno nie widziałem obrazu, który na tyle by mnie poruszył, mimo bardzo oszczędnej formy. Poza kilkoma momentami, kiedy dźwięk nie zadziałał tak jak powinien, nie jestem w stanie znaleźć w nim większych wad.
-
Jest to bez wątpienia obraz bardzo przyjemny, podczas oglądania którego wielokrotnie się uśmiechniecie, a po zakończeniu możecie być zaskoczeni, że minęło już aż 100 minut. I niemalże na pewno uznacie, że był to dobrze spędzony czas.